Zapatrzeni jak w obrazek
Za kilka miesięcy rozpocznie się w Polsce Euro 2012. Cały kraj przygotowuje się na to wydarzenie od momentu przyznania nam organizacji tej imprezy. Jednym z miast, w którym odbędą się rozgrywki jest Wrocław. Stadion już został ukończony, teraz trwają remonty poszczególnych ulic oraz Dworca Głównego, o którym zamierzam napisać w tym wpisie. Budynek jak i okolica wokół zostaną dość mocno odrestaurowane. Przed dworcem powstanie podziemny parking, wewnątrz galeria handlowa. Sam budynek jest malowany na ohydny pomarańczowy kolor. Może to kwestia gustu, ale ten kolor na prawdę jest ohydny.
Remont jednak trwa, a podróżni mają problem ze znalezieniem właściwego peronu. Gdy uda się komuś dotrzeć do dworca, co wcale nie jest takie proste, musi kupić bilet. Wyjścia ma dwa. Pierwsze to automaty z biletami, które nie posiadają zniżki studenckiej - tak było przynajmniej 2 miesiące temu jak próbowałem kupić w nim bilet. Drugie wyjście to kasy biletowe na dworcu tymczasowym. Jeżeli odstoi się swoje to można bez problemu kupić bilet, pod warunkiem, że stanęło sie w dobrej kolejce. Później zaczyna się zabawa.
Z zakupionym biletem możemy udać się w kierunku peronów 4, 5 i 6. Aby widzieć, na który peron musimy się udać trzeba stać na zewnątrz pod wejściem do peronów 4 i 5. Koło wejścia stoi wielka tablica, na której wyświetla się teoretyczne godziny przyjazdu, oraz stację końcową danego pociągu. Nie wyświetla się tylko jednego - numeru peronu. Wszyscy podróżni tłoczą się przed tablicą i nasłuchują komunikatów, z którego peronu odjedzie ich pociąg. Gdy pięć minut przed odjazdem łaskawie pokaże się numer peronu wszyscy, którzy czekają na dany pociąg ruszają do wyścigu o zajęcie miejsca w pociągu. Nagle na odcinku 300 metrów rozgrywa się sztafeta z przeszkodami pomiędzy pasażerami. Ludzie z wielkimi torbami i małymi pleckami, mali i duzi, młodzi i starzy pędzą w kierunku peronu, z którego ma odjechać ich pociąg. Po drodze musimy pokonać innych podróżnych, którzy pędzą na ten sam pociąg jak i tych, którzy są tylko tam z przypadku, aby na końcu wspinać się po stromych schodach. Gdy już dotrzemy na pięknie odnowiony peron oczekujemy upragnionego pociągu, a gdy ten wjedzie na peron walczymy ponownie o miejsce.
Pociągi mają to do siebie, że się spóźniają. Ostatnimi czasy wracam do domu pociągiem około dwóch godzin. Ma on do pokonania 60 kilometrów. Wychodzi z tego, że średnio jedzie 30 kilometrów na godzinę. Czy tak ma wyglądać podróżowanie w cywilizowanym kraju? Przecież pociągiem powinniśmy być szybciej na miejscu niż samochodem, a jedziemy ponad dwa razy dłużej. Ten sam odcinek, gdy jechałem ze znajomym samochodem, pokonaliśmy w 50 minut. Czy to można usprawnić? Oczywiście. Ostatnio PKP podstawiła komunikację zastępczą do Wrocławia z mojego miasta z powodu remontu torów. Byłem nastawiony sceptycznie. Okazało się jednak, że pokonanie tego samego odcinka od dworca w moim mieście do tablicy Wrocław zajęło nam 50 minut. Cała podróż do dworca głównego we Wrocławiu zajęła 70 minut. Zatrzymaliśmy się jeszcze na dworcu Wrocław Mikołajów, a potem przez miasto do Dworca Głównego. Może PKP powinno sprzedać wszystkie tabory i kupić autobusy, zamiast co chwilę podawać komunikat PRZEPRASZAMY ZA OPÓŃIENIA POCIĄGÓW - OPÓŹNIENIA MOGĄ ULEC ZMIANIE.
Wiem, że to gorzkie żale, jaki i to, że podobno będzie pięknie, bo Polska jest w budowie, ale dostaje już nerwicy na samą myśl o podróży pociągiem. Dodam jeszcze tylko, że znajomy ostatnio tą samą trasę pokonał w 4 godziny korzystając z usług PKP, więc może nie powinienem narzekać.
3 Comments
Recommended Comments