Moje przygody z FIFĄ 12
Na FIFE 12 zacząłem z niecierpliwością czekać mniej więcej w kwietniu, kiedy ?jedenastka? zaczynała mnie nudzić i przestała zaskakiwać. Z każdym obejrzanym trailerem i z każdą przeczytaną zapowiedzią, nakręcałem się coraz bardziej na grę idealną, w którą będę grał z taką samą radością zarówno w dniu premiery, jak i 10 miesięcy po niej. Jak to zwykle bywa, gdy balonik jest za bardzo napompowany, coś musiało pęknąć. No ale po kolei.
Gdy tylko miałem trochę wolnej kasy postanowiłem zamówić sobie grę przed premierą. Dokładnie na początku września wysłałem swe zamowienie. Liczyłem, że dzięki temu dostanę grę troszeczkę wcześniej niż w oficjalną datę premiery, jak to miało miejsce rok temu. Niestety przeliczyłem się. Sklep w którym kupiłem ?dwunastkę? lekko nawalił i przesyłkę otrzymałem dopiero 4 dni po premierze, ale nic to, bo nawet ci, którzy dostali grę wcześniej do oficjalnej premiery sobie nie pograli. O przygodach podczas instalacji już pisałem tutaj, więc nie ma sensu się powtarzać. Chwile zwątpienia miałem już podczas gry w demo. Muszę przyznać, że nigdy tak ciężko w żadną ?kopankę? mi się nie grało. Liczyłem jednak, że pełna wersja bardziej mi się spodoba i nie będę żałował 130 złotych wydanych na grę.
Na początku niestety żałowałem strasznie. Oprócz problemów z instalacją i Originem zawiedziony byłem brakiem instrukcji w pudełku, ale ostatecznie uznałem to za drobiazg. W końcu najważniejsza jest rozgrywka. A tam niestety kolejne rozczarowania. System kolizji niby fajny, ale tyłka nie urywa, co najwyżej od czasu do czasu można się pośmiać z jego bugów. Najgorzej było jednak z drugą nowością, taktyczną obroną. O mój Boże, ile ja się namęczyłem, próbując przyzwyczaić się do niego, ile nerwów przez to straciłem. Każdy mój błąd i każda głupio stracona bramka irytowały mnie i tylko zniechęcały do gry. Starałem się jednak uczyć, trenować, bo niestety w sieciowych meczach rankingowych można grać tylko z włączonym nowym sterowaniem w obronie. Może i ja jestem dziwny, ale w końcu doszedłem to wniosku, że bez kilku dodatkowych palców skuteczne używanie TD w moim przypadku się nie uda i postanowiłem wyłączyć go w pizdu. I wtedy gra od razu zaczęła sprawiać mi radość podobną do tej, jaką miałem grając w FIFE 11. Szkoda mi tylko trochę sezonu pojedynków, bardzo fajnego trybu online, ale z dwojga złego wolę poświęcić to, niż w ogóle przestać w nową FIFE grać.
Kiedy myślałem, że to już koniec kłopotów problemy pojawiły się podczas nie rankingowych meczy w sieci. Gra bardzo często wyrzucała błąd braku synchronizacji i rozłączała mnie z drugim graczem uznając, że spotkanie w ogóle się nie odbyło. Co ciekawe po kilkunastu mailach wymienionych z pomocą techniczną EA, i po moich zapewnieniach, że w żaden sposób nie blokuje sobie połączenie internetowego problem sam ustąpił. Normalnie cud.
Jeśli miałbym wystawić nowej FIFIE ocenę to za pierwsze dwa tygodnie z nią spędzone dałbym co najwyżej 5/10. Natomiast teraz po wszystkich perypetiach mogę stwierdzić, że gra mimo wszystko zawiodła moje oczekiwania i oceniłbym ją na 8. Plus za fajny i wciągający tryb kariery, który rekompensuje mi po części wszystkie opisane wyżej problemy. Oby tylko FIFA 13 była lepsza. I oby wreszcie zmienili coś w komentarzu, bo w tym roku Szpaka i Szarana wyłączyłem już w trakcie pierwszego meczu. Eh, marzy mi się duet Smokowski i Twarowski, ale to niestety tylko marzenia.
Ps. Jakby ktoś chciał zagrać towarzyskie spotkanie w sieci niech szuka nicku CastielCK.
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze