Skocz do zawartości

wiadro żółci

  • wpisy
    10
  • komentarzy
    19
  • wyświetleń
    13751

Grabaż, kończ waść, wstydu oszczędź.


exkudlaty

751 wyświetleń

Event Horizon Festival, Łódź, 15.10.2011 r.

Jako, że ko koncertowe dokonania Pidżamy Porno kręciły mnie od zawsze, a w ciągu ostatnich pięciu lat zespół zagrał tylko trzy koncerty (Trasa ?Finalista?, zeszłoroczny festiwal w Jarocinie i wczorajszy koncert w łódzkiej Atlas Arenie), nie mogło mnie zabraknąć. Zaczęło się od zgrzytu, ponieważ trasa do Łodzi wiedzie przez remontowaną szosę katowicką, a dalej przez miejscowości, które można przerzucić kamieniem (a w każdej z nich stoi rejestrator drogowych wykroczeń), to umęczyłem się jak pies jadąc na występ ukochanej kapeli. Na miejscu też kanał ? wjazd na parking płatny, a najbliższy bankomat znajduje się spory kawałek od hali sportowej. Ale nawet to nie było mnie w stanie zniechęcić.

Tuż po 15.00 autko odpoczywało na parkingu, a ja zacząłem zwiedzać halę widowiskową. Surowe wykończenie, które przywodzi na myśl katowicki ?Spodek? jeszcze przed remontem, jest lekko przygnębiające (chociaż to chyba specyfika wszystkich nowych obiektów, bo Ergo Arena ma podobny klimat).

Zaczęło się od młodej kapeli Living on Venus, która momentami usilnie chciała grać jak Cool Kids Of Death. Jak na rozgrzewkę przed koncertowymi emocjami ? całkiem ok. Ciekawy był uśmiech w stronę fanów headlinera festiwalu, czyli zagranie coveru Pidżamy. Młode zespoły, jeśli biorą się za coverowanie tuzów, robią to z pozycji ?na klęczkach?. Living on Venus trochę odbiegło od tej wierno odtwórczej stylistyki i zagrali Pidżamę ze zmodyfikowanym tekstem i swoją młodzieńczą energią (czego o Grabażu i reszcie kapeli powiedzieć nie można, ale historia na inny akapit).

Przerwa na papieroska i powrót na Hurt. Czterdziestodwu letni wokalista Maciej Kurowicki zjednał sobie publikę szybkim, energetycznym, chociaż dość krótkim setem. Bez rewelacji, ale i bez żenady. Do samego Hurtu mam jedno ?ale?. Widziałem ich koncerty 5 lat temu i od tamtej pory, wszystkie wyglądają identycznie. Zero zmian, zero progresu, zero zaskoczenia. Trochę szkoda, bo myślę, że mogliby z siebie wykrzesać coś więcej i zadziwić fanów. Te same stare chwyty (megafon), identyczna konferansjerka. Wtórne, wtórne, wtórne.

Kolejny szlug (tym razem większa kolejka do wyjścia) i kolejny zespół zapanował na scenie. Przyszedł czas na Akurat. W 2008 roku kapela zmieniła wokalistę. Dotychczasowy wokal ? Tomek Kłaptocz przeszedł w szeregi Buldoga, gdzie zastąpił Kazika Staszewskiego (to, czy z pożytkiem, to nie wiem, bo umknęły mi ostatnie dokonania zespołu Wieteski), a na jego miejsce przyszedł Piotr Wróbel. Brzmienie Akuratów z poprzednim wokalistą bardziej mi odpowiadało, toteż występ wzbudził we mnie mieszane uczucia. Podobne zarzuty jak w przypadku Hurtu ? żadnego progresu. A już wrzucanie bluzgów do wiersza Tuwima uważam za karygodne.

Po zakończeniu trzech setów harcerskiego grania (zwanego również muzyką dla zakochanych punków) przyszedł czas na mocniejsze uderzenie. DEZERTER! Po obejrzeniu wszystkich występów tego dnia, to oni powinni być headlinerem (a to, że zagrali przed dużo młodszym i dużo słabszym Happysadem uważam za bezczelność i brak szacunku ze strony organizatora). Ultraszybkie punkowe łojenie, zero pieprzenia głupot między piosenkami. Przekaz prosty i czytelny jak uderzenie w ryj. To wszystko było jak orzeźwienie po kilku godzinach większego lub mniejszego nudzenia się przy harcerskich akordach poprzednich kapel. Dykcja Robala pewnie wpędziła w kompleksy pozostałych wokalistów, tak samo jak mogła to zrobić zabójcza dawka czystej energii płynąca z głośników.

Obserwując jednak reakcje publiczności, która młoda była i niedoświadczona, większość z nich nie przyszła posłuchać jednej z najzacniejszych polskich kapel. Nic to ? ich strata.

Po ostrym czadzie znów przyszedł czas na muzykę dla zakochanych punków, bo oto na scenie pojawił się Happysad obchodzący dziesiąte urodziny. Po składzie, muzyce i tekstach widać kto ich inspiruje. Ckliwe, infantylne teksty o miłości, niekiedy o smutku jaki jest nieodłączną częścią życia dorastającej nastolatki, itp., itd. Przydługi, przynudny set zakończony pastiszowym kawałkiem o tym, że nie przyszli tu walczyć tylko się całować. Słodkie to do wyrzygania.

Kiedy pierwszy raz widziałem Happysad wiele lat temu na warszawskich Juwenaliach, supportowali Pidżamę i Kult. Teraz urośli do miana gwiazdy , a ja nie bardzo wiem czemu. Kiedy się ich słucha, widać, że strasznie chcieliby być Pidżamą. Strasznie. Myślę, że Grabaż i spółka śnią im się po nocach, a ściany ich pokoi wypełniają plakaty z ?Ulic jak stygmaty?, ?Styropianu? i ?Marchfi w butonierce?. Ale młodzież i tak kupi, bo przecież oni są tacy słodcy.

Kiedy już myślałem, że się nie doczekam na scenę wyszedł Grabaż. I tu zaczął się upadek. Bez jaj, bez werwy, bez energii. Chyba najsłabszy koncert Pidżamy jaki widziałem. Nie było to tego klasycznego pierdolnięcia, które towarzyszyło zespołowi w trakcie chociażby pożegnalnej trasy (Genialny koncert w Palladium i jeszcze lepszy w poznańskiej hali Arena). Zestarzała się ekipa, postarzał się sam Grabaż. On nie wyrabiał się wokalnie, oni musieli albo do niego zwalniać albo przyspieszać. Efekt był taki, że całość rozłaziła się w szwach. Totalnie położone ?Stąpając po niepewnym gruncie? przelało czarę goryczy. Po tym numerze miałem ochotę zwinąć żagle i jechać do domu.

Ciekawostką jest to, że materiał ponoć miał być zarejestrowany na potrzeby wydawnictwa DVD. Po co kolejne koncertowe DVD Pidżamy? Nie wiem. Przecież jest Finalista, i 20 (wykastrowana z najlepszego numeru, czyli zagranego jak Deftones [niiiiiiisko] i zaśpiewanego przez Grabaża razem z Renatą Przemyk). Nie sądzę, żeby pojawiło się to DVD, bo sam koncert Pidżamy nie obył się bez zgrzytów ze strony organizatora. Krótko mówiąc ? ochrona chciała ściągnąć ze sceny technicznego Pidżamy i zrobił się kwas. Drugą kwestią były apele (w trakcie występu Happysad i headlinera festiwalu) o cofnięcie się publiczności, bo barierki notorycznie wędrowały coraz bliżej sceny. Szczerze mówiąc ciężko mi znaleźć jakiś plus tego koncertu. Całość można podsumować kmicicowym ?kończ waść, wstydu oszczędź?.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...