"Triumf" demokracji...
Piszę te kilka słów w stanie pewnego wzburzenia i niedowierzania.
Oto kilkanaście godzin temu w Ameryce zamordowano człowieka w majestacie prawa. Po raz kolejny. Tysiące następnych czekają tam w kolejce. Oto chluba i ostoja światowej demokracji zachowała się po raz kolejny w sposób wyjątkowo brutalny jak na kulturę, z której się wywodzi. Dość powiedzieć, że w liczbie zabitych USA równa się z Chinami, Iranem i Arabią Saudyjską. W Europie tej kary się nie stosuje.
Moralny Policjant Świata dopuszcza na swoim terytorium stosowanie kar takich samych, jak te stosowane w krajach, które z chęcią sam krytykuje i wprowadza w nich siłą "lepsze jutro" (choćby Irak...). Dopuszcza bardzo chętnie - w 2007 było aż 3350 "oczekujących" w kolejce na wykonanie wyroku.
Wczoraj kolejny z nich pożegnał się z życiem - Troya Davisa zamordowano po poszlakowym procesie, po którym 22 lata spędził w więzieniu i nigdy bezspornie nie udowodniono mu winy. Zresztą, nawet gdyby był winny - przez 22 lata, to jest przez ponad 8000 dni* nie wiedział, który z nich jest jego ostatnim (o wykonaniu wyroku skazani dowiadują się na 24 h przed śmiercią). Trzy razy już był pewien, że wreszcie umrze, gdy nadchodziło odroczenie. Nie wiem co jest większym cierpieniem w takiej sytuacji - świadomość, że czeka nas kolejna nieokreślona ilość dni do momentu, gdy nas zamordują, czy fakt, że pojawia się nieunikniona w takiej chwili nadzieja, by znów zostać brutalnie zabraną.
22 lata to szmat czasu. Davis popełniając tę zbrodnię (lub nie) był młody i głupi. Popełnił błąd. Okropny błąd, kosztujący (być może) życie drugiej młodej osoby. Nieutulenie w żalu rodziny ofiary musiało być i jest do tej pory ogromne. Nikt tego nie neguje. Ale jaką sprawiedliwością jest czynienie z jednej śmierci dwóch? Z jednej nieszczęśliwej rodziny dwóch? Strata syna/męża w takich okolicznościach to szok, który z czasem łagodnieje - rodzina Troya Davisa i on sam przez 22 lata żyli w niepewności i stresie. Nie dano im odetchnąć i pogodzić się ze śmiercią kogoś bliskiego. To kara najgorsza i nikt na nią nie zasługuje. Dotyka nie tylko więźnia, ale też całą jego rodzinę i ciąży nad nimi bez końca. Życie-nie życie, zawieszenie i rozpacz.
I nagle, po 22 latach wyrok wykonano. Nie pomogły petycje, akcje Amnesty International, nawet wsparcie Papieża - nie powstrzymano tej zbrodni. Davis nie żyje, zamordowany z urzędu. W kraju, który za motto ma "In God we trust". To chyba najlepszy komentarz na hipokryzję Stanów Zjednoczonych, jednej z najbardziej barabarzyńskich demokracji świata.
Krzych
*Gdzie tu argument o "oszczędności na utrzymaniu więźniów"?
57 komentarzy
Rekomendowane komentarze