Opakowanie prawdę ci powie
Ilekroć sięgam po jakąś książkę, film lub grę muszę zapoznać się z opisem, krótko charakteryzującym o czym dany tekst kultury opowiada. Bardzo rzadko decyduję się na coś bez zaznajomienia się choćby z trzyzdaniowym wprowadzeniem. Niestety coraz częściej zdarza się, że zamiast pobieżnego nakreślenia fabuły trafiam na obszerne wywody, zdradzające wiele szczegółów, a tym samym odbierające całą przyjemność z obcowania z dziełem. Rozumiem, że jakąś część opowieści trzeba zdradzić, ale dlaczego aż tak wiele?
Najgorzej jest w przypadku książek. Nieraz spotkałam się z zamieszczeniem na okładce niemal streszczenia powieści. Jednak niedawno przelała się czara goryczy, czego skutkiem jest ten właśnie wpis. Opis ostatnio czytanej książki zdradził tak wiele, że przez sto pięćdziesiąt stron niesamowicie się nudziłam, czekając na zapowiedziane już wydarzenie. Wydawca nie omieszkał w ?skróconym? opisie zamieścić informacji o tym, że jednego z bohaterów spotka taki, a taki wypadek, co się później z nim stanie i jaki wpływ to wydarzenie będzie na inne postaci. Równie dobrze, mógł już zdradzić zakończenie, bo najbardziej emocjonującym elementem książki był właśnie ten wypadek. Taki zabieg mogę usprawiedliwić tylko w jednym przypadku ? jeśli historia skupia się na dalszych losach bohaterów, a zdradzone zdarzenie nie pojawia się bezpośrednio w akcji powieści. W innej sytuacji niezmiernie mnie to irytuje. Jak widać bezmyślna reklama, mająca zachęcić do kupna danej pozycji może odnieść skutek wręcz odwrotny. Następnym razem chyba zrezygnuję z czytania książki, o której już tyle wiem, zanim jeszcze zapoznam się z pierwszą stroną.
Zniechęcająca praktyka przedwczesnego dzielenia się z odbiorcą wszystkimi szczegółami nie ominęła także filmów. O ile na opakowaniach zdarza się to rzadziej, to we wszelkich wzmiankach na portalach internetowych albo w gazetowych opisach można natrafić na nieśmiertelny szkic kto, z kim i dlaczego. Co gorsza nawet w recenzjach zdarzają się takie spoilery, że zupełnie odechciewa się taką produkcję oglądać. Na zajęciach z krytyki filmowej mieliśmy za zadanie po każdej projekcji napisać recenzje obejrzanego filmu. Przyznam, że wtedy sama zastanawiałam się czy nie pozwolić sobie na zdradzenie pewnych szczegółów. W końcu i prowadząca ćwiczenia, i reszta grupy obraz już widziała, więc teoretycznie zbrodni nie popełnię. Jednak zrezygnowałam z tego zamiaru, uznając, że recenzja rządzi się swoimi prawami i bez względu na to, kto ją czyta i ocenia zbyt wiele nie wolno mi ujawniać.
Jedynym medium, opierającym się opisywanej tendencji są gry. Nie spotkałam się z opakowaniem jakiejkolwiek gry komputerowej lub konsolowej, na którym napisane byłoby coś więcej niż wprowadzenie do wykreowanego świata. Co więcej dystrybutorzy poświęcają więcej miejsca na scharakteryzowanie klimatu danego tytułu, powiązanie go z innymi grami lub opis towarzyszących rozgrywce wrażeń, niż na nakreślenia fabularnych wątków. W dużej mierze wynika to ze specyfiki samego medium. Gry nastawione są na odbiór aktywny, wobec czego w większości przypadków sam opis fabuły nie zachęci odbiorcy do nabycia danego tytułu. Na opakowaniach umieszczane są slogany, mające trafić bezpośrednio do klienta i zachęcić do kupienia produktu. Opisy gier obiecują bowiem godziny niczym nie zakłóconej rozrywki, której żadne inne medium nie potrafi zapewnić. Szczególna rola danego tytułu, podkreślana jest właśnie poprzez hasła głoszące, że z dzięki tej konkretnej grze: ?Przeżyjesz najwspanialsza przygodę?, ?Poczujesz się jak gwiazda?, ?Będziesz świadkiem serii przerażających wydarzeń? itd. Jak się okazuje można skonstruować takie wprowadzenie, które niczego konkretnego nie zdradza, a intryguje i zachęca.
Strategie promocyjne są bardzo różne, ale zdecydowanie preferuję zachęcającą do zanurzenia się w fikcyjnym świecie niż tę, która pozbawi mnie radości z obcowania z tekstem poprzez wypunktowanie wszystkich ważnych wydarzeń z historii.
10 komentarzy
Rekomendowane komentarze