Dlaczego kibicuję? - czyli rozwinięcie myśli
Witajcie! Wczoraj na blogu znanego Wam wszystkim Qbusia pojawił się ciekawy wpis z pytaniem komu właściwie kibicujesz... Wpis do wglądu tutej. Z początku dość szybko skomentowałem, potem naszło mnie na refleksję...
Komu ja właściwie kibicuję? Prywatnemu folwarkowi Józka Wojciechowskiego? Piłkarzy, których połowy nie mogę rozpoznać? Temu ogólnemu syfowi który naszedł na mój klub? O nie, nic z tych rzeczy. Mógłbym powiedzieć wzniośle - kibicuję tradycjom, tym stu lat historii, które na mnie spogląda i czuję ich oddech na plecach... Nie, nic z tych rzeczy... Wyjaśnienie jest dość proste - chodzę na Polonię, żeby tam BYĆ. Dla tych ludzi, którzy tak jak ja uwielbiają ten sam klub. Dla znajomych twarzy, które się poznaje. Dla śpiewania "Za te 40 lat" oraz "W ukochanej mej Warszawie". Za narzekanie na Bruno i Bonina. Dla obejrzenie meczów wyjazdowych w barku klubowym... To jest najprostsze zachowanie stadne. Czasem się na tym łapię, że trudniej mi już oglądać sam mecz, skoro wokół tyle ludzi do pogadania z nimi...
Dlaczego wybrałem ją? Dlaczego zwykły chłopak z Targówka wybrał poniżaną w Warszawie drużynę? Drużynę, której rzekomo "nie ma"? Kiedy wybierałem ją, nie myślałem jeszcze w takich kategoriach. Skusiła mnie ta kameralność stadionu i kibiców. Większość woli Legię - z jej zadymami, napinkami itd. Na Polonii do niedawna bluzgi były rzeczą dość egzotyczną (niestety, zmiana gniazdowych...), a już o jakichkolwiek zadymach nie ma mowy. I to jest piękne! Nie chcę żyć, jak co niektórzy, w kategoriach kolejnych zaliczonych ustawek, za które pochwalą ciebie inne dresy na kibice.net. Ale wracając... Łatwo było też namówić rodzinę na pojawienie się przy K6 - bo bez bluzgów... Niedawno czytałem książkę Tomasza Konatkowskiego, którego bohater jest kibicem Polonii i w pewnym momencie inna postać tej książki zaczyna się na niego skarżyć między innymi mówiąc, że "bycie Polonistą to snobizm".
Fakt, to jest swego rodzaju snobizm, choć raczej awangarda. Ale jak to się mówi - tylko śmieci płyną z prądem rzeki. No trudno, przypadkowo stałem się snobem i przedstawicielem awangardy.
"Kibole" i dzieciaki chcące nimi być często wykrzykują hasło "Against modern football". Nigdy nie rozumiałem do końca co się w nim wszystkim zawiera, ale powiem tak - ja też tęsknie za starym futbolem, tym naszych dziadków. Kiedy grali prawdziwi dżentelmeni, którzy umieli przyznać się i przeprosić za faul, a nie dodatkowo opluć rywala. Do czasów, kiedy to wszystko było jeszcze w stanie czystym, gdy grało się dla samej przyjemności... I widzowie też mieli z tego radość. W ciekawej monografii na temat Wisły Kraków jest takie urocze zdjęcie gdzie dwóch starszych panów wdrapało się na samochód, żeby widzieć przez mur, cóż się dzieje na boisku... Ile bym dał, żeby zobaczyć w akcji Kuchara, o Szczepaniaku nie wspominając... Co ciekawe frekwencja przed wojną nie była gorsza niż teraz, a w niektórych przypadkach nawet lepsza... Poza tym te stare stadiony... Dziś wszystko się robi bez polotu, na jedno kopyto.... Gdzie te stare śliczne perełki, może nieraz dość przaśne, ale i tak lepsze od tych nowoczesnych szkaradzieństw...
Poza tym kasa, ach ta kasa, jaki bez niej był ten świat? Dziś nigdzie wysoko nie zajdziesz bez dużej ilości kasy. Pominę patologię, która dzieje się w polskiej siatkówce i koszykówce - te dzikie karty, nagminne wykupywanie licencji, tak że możesz sobie wcześniej spaść ligę niżej żeby potem znowu grać w tej samej... Nie ma juz drużyn nie splamionych chęcią na dużą gotówkę. Nawet FC Barcelona, której osobiście nie kibicuję, a do której miałem duży szacunek za niesprzedanie koszulek jakiejś firmie, też to zrobiła. Goście z Kataru okazali się zbyt bogaci... Oczywiście nie potępiam tego, ale na sercu trochę smutno się robi. Biznes robi się teraz nawet w V lidze polskiej. Mój dzielnicowy GKP Targówek, jest od tego sezonu oficjalnie "GKP Targówek SKOK Wołomin", mimo że z Wołominem nie ma nic wspólnego. Ot, absurd.
Na koniec najczarniejsza strona bycia kibicem. Coś, czego już w europie zachodniej w zasadzie nie ma, a u nas cały czas trwa... Jest to oczywiście nienawiść czy też "święta wojna" między kibicami... Dla ludzi niezwiązanych z piłką jest to śmieszne... i w zasadzie dla wielu związanych też. Szczególnie, że najbardziej lubią się w to bawić jakieś nastolatki, które mają chyba problemy w domu. Gdy ktoś mnie pisze, że "za barwy klubowe gotów oddać życie", to mnie się zdaje że z tym gościem jest coś nie tak i chyba ma zaburzony system wartości. Naprawdę, nie dałbym sobie wsadzić noża między żebra w imię tego, że mam pasiasty szalik, a ten który mnie atakuje zielony. To jest dopiero absurd, a największy ma miejsce w Krakowie, gdzie pewnie sami słyszeliście o takich "gwiazdach" jak "Misiek" czy "Człowiek"... Ale nie ma co, powoli to wszystko zanika i może będzie jeszcze lepiej i spokojniej....
I to w zasadzie tyle. Przepraszam, że was może zanudziłem, ale potrzebowałem z siebie to "wyrzucić", a wpis Qbusia tylko mnie do tego sprowokował. Tak więc miłego ostatniego dnia wakacji! (Co ciekawe ja sam pójdę jeszcze dziś na mecz GKP Targówek. Nie ma to jak dobrze zakończyć wakacje )
? "Mistew" spółka - z tym - z ograniczeniem umysłowym 2011
17 Comments
Recommended Comments