Kolejny tydzień przedzieram się przez opasłe tomisko "Zaginionych Królestw" Daviesa. Po skończeniu rozdziałów poświęconych Tolosie, Alt Clud, Kernie, Burgundii i Bizancjum trafiłem na treści, których ujrzeć w książce historycznej się nie spodziewałem.
Dziś trochę nietypowy wpis, będący w większości cytatem z ostatniej książki popularnego historyka, profesora Uniwersytetu Londyńskiego - Normana Daviesa. Myślę, iż owe fragmenty są o tyle interesujące, że rzucają świeże światło na najnowsze dzieje Rzeczpospolitej i dzisiejszą politykę naszego państwa. Nie przedłużając, oddaję głos Walijczykowi:
"(...) Markę Solidarności przechwycił jeden z niewielkich odłamów byłego związku, który nie jest już dziś tym, czym miał być. Grupa malkontentów prowadzi nieustępliwą kampanię wojenną przeciwko Lechowi Wałęsie, oskarżając go o nieprawdopodobne wykroczenia i wskazując na niego jako na współpracującego z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.
W 2006 roku podczas obchodów rocznicy strajku z 1980 roku miała miejsce w Gdańsku pewna niechlubna scena. Jeden z dawnych współpracowników Wałęsy, zwolniony swego czasu z powodu kłopotów, jakie sprawiał, oświadczył zuchwale, że on i jego towarzysze dziś "stoją tu, gdzie stała Solidarność", podczas gdy ich obecni przeciwnicy polityczni - wszyscy dawni koledzy z Solidarności - rzekomo "stoją tam, gdzie stało ZOMO". Takie pełne żółci wypowiedzi szkodzą polskiej demokracji. W latach 2005-2007 główny wichrzyciel zdobył największą liczbę mandatów w polskim Sejmie, zorganizował wybory swojego brata bliźniaka na urząd prezydenta Rzeczpospolitej i na krótko stanął na czele polskiego rządu. (...) Działając we dwójkę, razem ze swoją partią wykorzystali okazję, aby podkopywać demokratyczny ład ustanowiony po 1990 roku, grożąc wprowadzeniem autorytarnej czwartej Rzeczpospolitej i wymyślając nową historię współczesną Polski. (...) Ton tej demagogicznej retoryki jeszcze bardziej wzmocniła katastrofa lotnicza w Smoleńsku z kwietnia 2010 roku, w której zginął jeden z braci."
Norman Davies wszedł na bardzo grząski grunt i nie mogłem wyjść ze zdumienia, że między historycznymi anegdotkami a życiorysem gdańskiego pisarza, Guntera Grassa, znajdę nawiązanie do współczesnej polityki Polski. Ze zdaniem profesora można się zupełnie nie zgadzać, ale należy je docenić i poświęcić mu chwilę czasu. Mimo, iż Davies na wiele sposobów jest związany z Polską, to jednak nadal Brytyjczyk i w swoich ocenach pozostaje nieco bardziej obiektywny niż rodzimi znawcy tematu. Uważam, że warto pomyśleć o tym, jak naszą ojczyznę widzą inni.
Jako ciekawostkę podam jeszcze jeden cytat:
"Jeden z autorów albumu wspomina, że jako chłopiec w latach '50 XX wieku miał zwyczaj wdrapywać się na wierzchołek Góry Gradowej (...). Wspomina też, że jeden z jego dziadków, Franz Dawidowski, nieodmiennie mówił o sobie Danziger i grał w drużynie futbolowej Gedania; że jedna z jego babek mówiła po niemiecku i po polsku, na zmianę i tak samo płynnie, i że jego własny ojciec miał zwyczaj zwracać się do niego, używając takich pieszczotliwych słów, jak bovke czy lorbas, które nie są ani polskie, ani niemieckie, lecz kaszubskie. Drugi dziadek, kolejarz, spędził dużą część okresu wojennego w obozie koncentracyjnym. (...) Jeden z wujów, wcielony do Wehrmachtu, zginął od polskiej kuli. To, co dziś jest dla niego przeszłością, "było trudne, bolesne i jednocześnie fascynujące". Jego świadectwo wzrusza tym bardziej, że dziś jest on..."
Kim dziś ta osoba jest? To raczej dość proste pytanie.
12 komentarzy
Rekomendowane komentarze