Wiara! Tanio!
Zanim przejdziemy ciemną doliną - nie kieruję tego wpisu przeciwko katolikom. Kieruję go przeciw WSZYSTKIM fałszywie wierzącym. Jest taka rzecz, której mocno nie trawię. Jest nią obłuda. W naszym kraju większość stanowią teoretycy, co często służy za argument w dyskusji. Na papierze może to jest prawda, jest jednak jedno małe "ale"; papier jest cierpliwy i nie zmienia zdania. Człowiek, według chrześcijan, czyli także katolików, którzy są zniekształconym jego odłamem, rodzi się z Grzechem Pierworodnym, który należy zmyć zaraz po urodzeniu. W zamian za to wpisuje się malutkie dziecko jako wierzącego, katolika. I to dziecko tam już pozostanie. Niektórzy po prostu machają na to ręką, bo mają to w nosie. Inni uważają się za katolików, ale zupełnie nie przestrzegają zasad własnej wiary, a częściej nawet ich nie znają. Czy takich ludzi godzi się, szczerze i uczciwie, nazywać katolikami? Bowiem bycie wiernym oznacza nie tylko przywileje, ale i obowiązki. Zatem dziwi mnie postawa "katolików", którzy chętnie przyjmują korzyści, nie spełniając swoich powinności, a na dodatek uważają, że wszystko w porządku, "bo wierzą w boga". Na dobrą sprawę grupa prawdziwie wierzących jest niewielka, a już na pewno wymyka się statystykom kościelnym. W Narodowym Spisie Powszechnym nie znalazłem zaś kategorii wiary, pewnie dlatego, że to osobista sprawa każdego człowieka i państwu nic do tego.
Co związku z tym? Związku z tym twierdzenie, że "katolicy, jako najliczniejsza grupa wyznaniowa w Polsce mają prawo do wprowadzania swoich postulatów" traci aktualność. Równie dobrze jakaś mniejszość może domagać się wprowadzenia przepisów, które odpowiadają ICH wierze. Jest to o tyle niesmaczne, że zmusza się wszystkich do postępowania zgodnie z regułami jakiejś wiary, co w państwie świeckim raczej nie powinno mieć miejsca. Niech będzie przykład aborcji - wierzący nie musi z niej korzystać i może być przeciwnikiem tego typu działań, a osoba niewierząca nie będzie obligowana zasadami wierzących, więc zrobi to, co dyktuje jej sumienie. I - zdaje się - bóg dał ludziom wolną wolę, więc może miał w tym jakiś cel? Rozumiem argumenty wierzących i w sumie jestem za pozostawieniem obecnego stanu rzeczy, jeśli chodzi o aborcję, ale to jest tak, że ktoś wierzący w krasnoludki zakazuje picia kawy. Ciekawe, jak zareagowaliby na to tradycyjni wierzący? W końcu krasnoludki są bzdurą, prawda? Szkoda tylko, że jak przychodzi do boga to tak łatwo tego bzdurą się nie nazwie.
Jest też inna ciekawa sprawa związana z bogiem - nie wiem jak z nim tak naprawdę jest, ale nawet jeśli przyjąć założenie, że jest, że taki byt istnieje to nie widzę powodów do stwierdzenia, że musi się człowiekiem interesować. Zatem "bóg tak chce" może być tylko założeniem, hipotezą, którą wierzący przyjmują jako prawdę, a która może - choć nie musi - być prawdą i na jej podstawie zabrania i pozwala się wierzącym na pewne rzeczy. To jest w porządku; jesteś członkiem jakieś wiary to przestrzegaj jej założeń. Ale jeśli nie jesteś? Jeśli jesteś niewierzący? Czemu w takiej sytuacji masz ich przestrzegać? Jak dla mnie to powinna być wewnętrzna sprawa danej religii. I tak mniej więcej podchodzę do wszystkich pomysłów wierzących odnośnie zakazu pewnych działań. Państwo powinno wprowadzać jako powszechne te rzeczy, które są obojętnie wyznaniowo (np. nikt się raczej nie kłóci z "nie kradnij").
Czemu mówię o taniej wierze? Jest taka historyjka o katolikach. Są sobie w Polsce pewni wierzący. Jednak w Niemczech, nie tak jak w Polsce, jest coś, co nazywa się podatkiem od wiary. Co zrobiła znakomita większość Polaków? Postawiła kreski. Fajno mieć takich wierzących, tylko na miejscu boga trzymałbym się od nich z daleka, bo jak przyjdzie co do czego to pójdą tam, gdzie im się bardziej opłaca. I tyle z ich wiary. Nie potrzebuję boga, ale dziwi mnie takie postępowanie. Ja wiem, że to jest korzystne dla kieszeni, ale jeśli wtedy odwracacie się od wiary to może nie mówcie, że jesteście katolikami, protestantami, chrześcijanami? Można wierzyć w boga i nie przynależeć do żadnej religii. Można w niego też nie wierzyć. I są także tacy, którym nie jest on potrzebny. Myślę, że to znacznie uczciwsze wyjście z sytuacji, bo taka tania wiara to nie jest wiara, tylko fałszywe świadectwo, okłamywanie siebie samego, innych i boga.
Co do prawdziwych wierzących to są w porządku pod tym względem, choć przyznam, że zarówno w wierze, jak i w niewierze należy zachować umiar, bo ani zajadły ateista zwalczający wierzących nie jest dobry, ani pobożny do szpiku kości człowiek, który pozabijałby tylko tych, którzy nie spełniają boskich przykazań i wysadzał ludzi w powietrze, bo "mordują nienarodzone dzieci".
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze