Wstyd, hańba i smutek. Takie słowa nasuwają się na usta po niedawnych obchodach 67. rocznicy Powstania Warszawskiego. Grupka ludzi zebranych na Cmentarzu Powązkowskim, zbrukała miejsce pamięci, przychodząc doń jedynie w celu manifestacji swoich preferencji politycznych.
Zobacz też: Bezprzykładne bohaterstwo równa się szaleństwu.
"Patriotyczne" gwizdy
Ktoś z moich znajomych z podziemia zapytał mnie czy byłbym skłonny podjąć obowiązek służby wojskowej. Odpowiedziałem: Oczywiście tak! Porozmawiano ze mną i w wyniku tej rozmowy ustalono, że zostanę zaprzysiężony. Złożyłem przysięgę i wtedy dowiedziałem się, że mój przydział, którego sobie nie wybierałem, to Komenda Główna AK. Przyjęli człowieka bez stopnia wojskowego i wyszkolenia wojskowego. (...)
Zaważyło to na całym moim życiu umysłowym, zawodowym i środowiskowym. Powstanie było jak tragedia grecka. Nie było dobrego wyjścia - każde wyjście było złe. Nie wywołanie powstania to odpowiedź pozytywna na twierdzenia Stalina: nie było żadnej Armii Krajowej. Nie było mądrych, byli mniej lub bardziej zdeterminowani.
W ten sposób swoją młodość w Armii Krajowej wspomina Władysław Bartoszewski. Dziś, po niemal siedmiu dekadach, więzień Auschwitz i powstaniec, został wygwizdany podczas rocznicy tragicznego wydarzenia, w którym sam brał udział. Zganiony w suwerennej Polsce, przez samozwańczych patriotów. Niczym zdrajca. Skąd taka kara? Ano stąd, że Bartoszewski ośmielił się pojawić pod pomnikiem Gloria Victis z nikczemną personą w osobie Premiera. Nie obchodzi mnie, czy buczący i gwiżdżący mieli konkretniejsze powody do swojego zachowania. Nie interesuje mnie to, jaki mają stosunek do Premiera i polityki. Chciałbym się tylko dowiedzieć po co w ogóle tam przyszli? Po kiego grzyba przyleźli na cmentarz w dniu uroczystości, których nie mieli zamiaru obchodzić? Chyba nikt nie ma złudzeń, że wspominanie historii było ostatnim celem grupki pseudopatriotów.
Pozostaje jedna odpowiedź - ludzie ci przybyli aby pokazać swoją wrogość wobec grupy rządzącej. Jasne, mamy demokrację i nie sposób nikomu zabronić głoszenia swoich opinii. (Oczywiście, o ile gwizdanie i buczenie można uznać za artykułowanie myśli.) Pytanie jednak, czy ta demokracja musi się objawiać w tak przebrzydły sposób? Rocznica powstania - będą media, Premier i inni politycy - nic tylko chwytać okazję! To, że miejsce i czas są całkowicie niewłaściwe do tego typu praktyk, zdaje się nie mieć znaczenia dla osób, szumnie nazywających się patriotami. Podobnie jak to, że atak nie ukłuje tak naprawdę żadnej opcji politycznej, a osoby w tym dniu najważniejsze - weteranów, niechcących oglądać żenującego spektaklu odbywającego się nad grobami ich kolegów.
Niektórzy są zadowoleni
Na blogu unikam polityki jak ognia, dlatego też staram się omijać przynajmniej nazwiska i nazwy partii. Jednego pana nie mogę jednak nie wywołać. Antoni Macierewicz z nieskrywaną dumą, oznajmił w radio, że zachowanie z Powązek to wyraz tęsknoty gwiżdżących do polskiego patriotyzmu wyrażanego polityką jego stronnictwa. Poseł nie widział nic dziwnego w fakcie wygwizdania weterana, a nagrodzeniu brawami Prezesa i członków partii, urodzonych lata po Powstaniu Warszawskim. Czyżby oszołomiony nagłą chwałą Macierewicz, zapomniał po co w ogóle znalazł się na cmentarzu 1 sierpnia? Najwyraźniej pomylił uroczystości rocznicy wydarzenia historycznego z wiecem politycznym. Dla mnie sytuacja żenująca i powodująca duży niesmak.
Jednocześnie było to już drugie znaczące zdarzenie, z którego politycy wiadomej partii mogli wyjść z twarzą. Pierwsza to farsa z Krzyżem pod pałacem prezydenckim. Już wtedy miałem nadzieję, że znajdzie się jakaś mądra głowa, która powie "dość" i odwoła swoje hordy spod budynku użyteczności publicznej. Tak się nie stało i w pewnym sensie kilka dni temu mieliśmy powtórkę z historii. Wystarczyło publicznie, choćby w gazecie, skarcić "buczmenów" i pokazać wreszcie, że istnieje jakaś kultura polityczna. Zamiast tego na twarzy Prezesa idącego przy akompaniamencie oklasków jawił się lekki uśmiech. Wątpię aby Macierewicz i spółka byli idiotami niedostrzegającymi niestosowności związanych z nimi wydarzeń. Moim zdaniem jest gorzej - oni żerują na ślepej wierze zatwardziałego elektoratu i umyślnie brną po trupach (w tym przypadku dosłownie) do celu.
Winni są Żydomasoni
Masa gwiżdżąca nie była jedyną grupką, która chciała oznajmić swoje zatroskanie losem Rzeczpospolitej. Na obchodach pojawili się również członkowie Ruchu Suwerenności Narodu Polskiego. W żadnym wypadku nie stali z założonymi rękami. Przez transparenty i megafon zadawali najważniejsze w ich mniemaniu pytanie: Kto zarobił na polskiej krwi? Nie czekali na odpowiedź: Żydzi zarobili na polskiej krwi! Żydokomuna i żydomasoneria! Naturalnie zakłócanie spokoju na cmentarzu wywołało reakcję zwrotną i rozpoczęły się przepychanki przed bramą. Nie ma to jak chwytać się walki o suwerenność (ocb?) w najbardziej desperacki i żałosny sposób.
Narodowa katastrofa
Oliwy do ognia dolał szef MSZ, wyrażając w krótkich słowach swoje zdanie o Powstaniu Warszawskim: Warto wyciągnąć lekcje także z tej narodowej katastrofy. Ciekawe jest to, że najbardziej się oburzyli radni Warszawy, klubowi koledzy Antka Macierewicza. Opozycja natychmiastowo zripostowała: Podważanie sensu heroicznego zrywu Powstańców Warszawskich, atak na ich dowódców, przywołuje w pamięci praktyki władz komunistycznych, które nie powinny mieć miejsca w Wolnej i Niepodległej Rzeczypospolitej. Można długo dyskutować nad zasadnością tezy postawionej przez ministra. Rzeczywiście mógł sobie darować ten drażliwy temat historyczny, choć nie zmienia to faktu, że miał rację. Walka kończy się zazwyczaj sukcesem albo klęską - każdy kto ma za sobą szkołę wie jaki był finał powstania z '44.
Całkowicie osobnym tematem jest ocena dowódców i samej idei zrywu. O tym jednak nie chcę tu pisać. Każdy ma prawo do osądu zgodnego z własnym sumieniem. Wszyscy się za to zgodzą (a przynajmniej żywię taką nadzieję), że niezależnie od wyniku i krytyki zdarzenia, winni jesteśmy powstańcom, jako ludziom mającym odwagę podnieść broń przeciw okupantowi, szacunek. Tymczasem otrzymujemy narodową katastrofę po raz drugi. Klęskę w sensie metaforycznym - upadek wartości i patriotyzmu, na najwyższym szczeblu.
Kto w tym roku wykazał się większym brakiem szacunku?
24 komentarzy
Rekomendowane komentarze