Skocz do zawartości

Barry Blog

  • wpisy
    4
  • komentarzy
    10
  • wyświetleń
    3443

barry15

462 wyświetleń

Jace pchnął dziewkę na łóżko, usiadł na niej i zaczął rozwiązywać sznurówki gorsetu.

- Najpierw zapłata... - wycharczała dziewczyna, ale chłopak zamknął jej usta pocałunkiem. - Nie martw się, zapłacę ? powiedział.

Igraszki przerwało pukanie w drzwi. Jace początkowo zignorował ten dźwięk, jednak przybysz był nieustępliwy i gdy nie otrzymał odpowiedzi, bezczelnie wszedł do środka.

- Hej, nie wiesz dlaczego w burdelach montuje się drzwi? - Spytał sarkastycznie Jace, przerywając pocałunek. Spojrzał na chłopaka, który najwyraźniej pierwszy raz widział roznegliżowana kobietę, bo jego twarz przybrała kolor ceglastej ściany.

- Książę Eon cię wzywa, panie. - Wyjąkał. Wciąż gapił się na dziewkę szeroko otwartymi oczami.

- No cóż, skoro mój kochany braciszek mnie wzywa, to wypadałoby się z nim spotkać. - Jace ze sztucznym uśmiechem na twarzy zakładał koszulę. - Co do ciebie, może innym razem. - Dziewczyna ubierała się z niezadowoleniem na twarz. - Oj, nie bądź na mnie zła. Co by sobie pomyślał o mnie książę, gdybym zamiast z nim porozmawiał, spędził ten czas z dziwką?

Już miał wyjść gdy nagle się zatrzymał.

- Ile masz lat chłopcze? - Spytał małego posłańca.

- Piętnaście, panie ? Z jego niewinnością wypisaną i na twarzy i wstydliwością w głosie, chłopak pasował do burdelu jak pięść do nosa. Jace zastanawiał się, jak udało mu się wejść na piętro.

- Cóż, to chyba odpowiedni wiek. - Wyłuskał z sakiewki srebrnego orena i rzucił go dziewczynie.

- Na co, panie? - Posłaniec jak zahipnotyzowany patrzył na dziewkę, która rozebrana do naga powoli szła w jego kierunku.

- Aby stać się mężczyzną. ? Jace popchnął chłopaka w stronę łoża i ze śmiechem opuścił pokój. - Nie martw się, Słodka Jil na pewno dobrze się tobą zajmie.

Na zewnątrz ?Ognistego Pocałunku? czekał na niego dowódca straży, sir Orwell Dacley, razem z dwoma ludźmi.

- Pojedziemy konno ? rzucił.

Zwykle droga z nabrzeża do Gniazda zajmowała około godziny, ale dzięki koniom pokonali ten dystans znacznie szybciej. Jadąc, Jace zastanawiał się, jak jego brat go odnalazł. Na pewno nie pomógł mu ojciec. Jace przypomniał sobie, jak król traktował go niczym powietrze. Pewnie był nawet zadowolony gdy bękart zniknął. Po drodze widzieli bawiące się dzieci, handlarzy targujących się z klientami, kobiety wieszające pranie czy kuglarzy popisujących się sztuczkami. Wojna jeszcze tu nie dotarła ? pomyślał Jace. Jeśli król Magnar utrzyma Greathall, być może ci ludzi nigdy nie poznają jej smaku.

Wkrótce dotarli do pałacu, nazwanego Gniazdem na cześć pierwszej wylęgarni smoków, która według legend i pieśni istniała tysiące lat temu właśnie w tym miejscu. Jace nigdy nie lubił tego miejsca, gdzie na każdym kroku wytykano mu nieprawe pochodzenie. Dlatego gdy miał dwanaście lat, Jace uciekł z zamku na zatłoczone ulice Smoczej Przystani. Jedna sierota więcej czy mniej, nie robiło to nikomu różnicy. Początkowo było mu trudno, ale z czasem przyzwyczaił się do życia ulicznika. Pierwsze tygodnie były najtrudniejsze. Nieustannie dręczyła go myśl, że ojciec go znajdzie i każe wrócić do Gniazda. Dni mijały, a o zaginięciu bękarciego syna Jego Królewskiej Mości nikt nawet nie wspominał. Dziwiło to Jace'a, dopóki nie spotkał się z bratem w slumsach, gdy Eon próbował go namówić na powrót.

- Bracie, bądź rozsądny, wróć ze mną do zamku. Obiecuję że niczego ci nie zabraknie, a sir Doyle poszukuje giermka, więc mógłbyś...

- Och, mam być teraz giermkiem? Wiec nie jestem nawet tak dobry, by być bękartem króla?

- Nic nie wiesz? - Oczy Eona otwarły się szeroko ze zdumienia. - Ojciec ogłosił że zginąłeś podczas polowania.

To jakaś kpina ? myślał wtedy Jace. Ten człowiek nigdy nie zabrałby mnie na polowanie.

- Więc wrócisz? - spytał księże z nadzieją w głosie. - Oczywiście będziemy musieli wymyślić ci nową tożsamość, ale...

- Nigdy tam nie wrócę. Nie dopóki ten człowiek żyje.

- Rozumiem ? Eon nie krył rozczarowania.

Tego dnia rozstali się w zgodzie, ale podczas następnego spotkania, gdy Eon namawiał go na powrót, Jace uderzył brata tak mocno, że złamał mu rękę. Później spotkali się jeszcze parę razy, ale z czasem Eon przestał przychodzić. Ostatni raz Jace widział brata rok temu i prawie zapomniał ze miał kiedyś rodzinę.

Niebawem miało się to jednak zmienić.

W bramie przywitał ich księże Eon. Miał podkrążone oczy, a złote włosy opadały mu w nieładzie na opaloną twarz.

- Możesz odejść, Orwellu.

- Dziękuję, Wasza Miłość. - Strażnik skłonił się tak nisko, ze niemal dotknął czołem ziemi.

- Możesz mi powiedzieć co było tak pilne by mi przerywać? - Spytał Jace brata. Mimo że Eon był tylko rok starszy, różnili się jak ogień i woda. Jace zawsze wolał walkę na miecze i dobre wino od czytania ksiąg czy rozmów z uczonymi, które od najmłodszych lat były pasjami jego brata.

- Musimy porozmawiać ? powiedział tylko księże i ruszył w stronę królewskich komnat.

Po drodze mijali wiele pomieszczeń, zarówno dla służby jak i dla wyżej urodzonych gości. Raz za razem zmieniali kierunek. Zupełnie jak w labiryncie ? uświadomił sobie Jace. W końcu dotarli do Samotni Króla, położonej niemal na samym szczycie Czerwonej Wieży.

Eon stanął przy oknie, wpatrując się w panoramę Smoczej Przystani.

- Nasz ojciec, król Magnar, nie żyje. - Oznajmił ze smutkiem.

- To nigdy nie był mój ojciec.

- Nie zapytasz jak umarł? - Jeśli Eon cieszył ze spotkania z bratem, to w żaden sposób tego nie okazywał. - Napijesz się wina? - Spytał, wyjmując zdobiona karafkę z szafki.

- Z chęcią. Mam nadzieję, ze to nie ta lura, którą nazywają winem w karczmach na nabrzeżu?

- Oczywiście ze nie. Złote rachijskie. Pamiętam że lubisz dobre trunki. A co do naszego ojca...

- Twojego ? powiedział z naciskiem Jace.

- Niech ci będzie. Co do mojego ojca, to wiesz że po jego śmierci straciliśmy lordów Blackwooda i Hawkeye'a? Niesamowite jak tchórzliwi są niektórzy ludzie. - Nalał wina do srebrnych kielichów i natychmiast się napił. - Gdy tylko król umarł, podkulili ogony i przeszli na stronę Casterwillów.

- Ale...oni walczyli pod Greatwall. - Jace nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Blackwoodowie i Hawkeye'owie byli najwierniejszymi chorążymi Draconysów.. - Co z Ironheartami?

- Greatwall padło. Nasi sojusznicy albo przeszli na stronę wroga, albo boją się nam pomóc. Przegraliśmy te wojnę, Jace.

- Chwileczkę. Wciąż mówisz ?my?, ?nasi?. Zrozum nie ma żadnych nas. Nie jestem i nigdy nie byłem Draconysem. Wojny wielkich rodów mnie nie obchodzą, tak długo, jak mam co jeść i gdzie spać.

- Z tym może być mały problem. - Eon wyjął z szuflady mały zwój. - Razem z kośćmi i mieczem rodowym króla niedobitki z Greatwall przywiozły nam warunki kapitulacji. Powinieneś je przeczytać. - Podał pismo bratu.

Jace rozwinął pergamin. Na szczęście, gdy jeszcze mieszkał w Gnieździe, król nie zabraniał mu się uczyć razem z Eonem, więc potrafił zarówno czytać jak i pisak, na tym jednak skończyła się jego edukacja, gdyż często wymykał się z lekcji by poćwiczyć władanie mieczem czy strzelanie z łuku. - Nie wierzę ? szepnął. - Nie możesz zgodzić się na takie warunki! - głos drżał mu z podenerwowania. - Czy rada o tym wie?

- Na razie nie. Ale zamierzam się zgodzić. To jedyne wyjście.

- Nie...Nie możesz! Musi być inne wyjście, to nie może się tak skończyć! Nie rozumiesz że jeśli się zgodzisz, to tak jakbyś przyniósł Casterwillom własną głowę na srebrnej tacy? Wciąż jeszcze możesz z nimi walczyć. Jesteś zaręczony z córką lorda Oberona, poproś południe o pomoc.

- Południe? Pod bramami Rache od tygodni obozują oddziały Casterwillów i Grey'ów. Lord Oberon był głupcem jak mój ojciec, i nie chciał zaakceptować nowych bogów, dlatego teraz jego córka jest zakładnikiem w Wilczym Jarze. Południe mi nie pomoże, bracie.

- A Słony Brzeg? Blackfishowie przysięgali wierność Draconysom.

- Stockley Blackfish jest bojaźliwym starcem, który boi się wytknąć nosa za mury swojego zamku. Jeśli zaś chodzi ci o jego syna, to ma on większe problemy. Wziął niemal wszystkich zbrojnych swego ojca i wypłynął na Lodowe Morze

- Na Lodowe Morze? Po co?

- Cóż, wygląda na to że Barron Darktides widzi w Cesarstwie ogarniętym wojną łatwą zdobycz. Wyspiarze nigdy nie byli tak zuchwali w swoich napadach jak teraz.

- Ale dlaczego, bracie? Masz armie, walcz z nimi!

- Wiesz że zawsze wolałem księgi od mieczy. - Eon uśmiechnął się smutno. - Poza tym, rycerze mojego ojca na polu bitwy prędzej słuchaliby ciebie niż mnie.

-W takim razie, pozwól mi poprowadzić armię Smoczej Przystani. Obiecuję ci, że odbiję Greatwall i przyniosę ci głowę Gotha Casterwilla.

Eon roześmiał się. Śmiał się tak głośno i długo, ze Jace zastanawiał się, czy śmierć ojca nie sprowadziła na niego szaleństwa. Gdy w końcu ucichł, księże spojrzał na niego wzrokiem tak zimnym, że Jace'a przeszły ciarki.

- Nie będziesz walczył, a Jeśli choć spróbujesz, jeśli dowiem się ze kupiłeś miecz, zbroję, konia czy cokolwiek, co może przywodzić na myśl walkę, spotka cie kara. - Złapał brata za koszulę na piersi i przystawił mu sztylet do gardła. - Jeśli myślisz że zdołasz się ukryć wśród dziwek, złodziei i przemytników to sie grubo mylisz. Wiem o wszystkim co się dzieje w tym mieście. - Przesunął ostrze, pozostawiając na policzku Jace'a długą ranę.

- Oszalałeś...Jesteś szalony, śmierć ojca odebrała ci rozum!

- Ja szalony? Nie, nie jestem szalony. - Eon uśmiechnął się jadowicie. - Jestem smokiem.

Jace odepchnął brata. Patrzył na niego, jedyną osobę w twierdzy jego ojca która nie zważała na jego nieprawe pochodzenie. Nie jesteś już moim bratem! - krzyknął gdy wychodził. - Nie jesteś smokiem! - Trzasnął drzwiami.

Eon odetchnął i oparł się o biurko. Z oczu popłynęły mu łzy.

- To prawda. Nie jestem. - Powiedział ze smutkiem i spojrzał na ostrze sztyletu, na którym lśniła krew Jace'a. - Ale może ty jesteś.

6 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Zgodzę się z kolegą wyżej, było kilka błędów, ale ten się nie myli kto nic nie robi, ogólnie bardzo miło się czyta więc jest jak najbardziej OK :wink:

*Lord Blackwood nie pochodzi czasem z Sherlocka Holmesa? :]

Link do komentarza

Pominę już ród Blackfishów (Brynden by się uśmiał), pominę stwierdzenie o smoku (Viserys i Aerion Brightflame by się uśmiali), pominę to, że młody książę lepiej sobie radzi z harfą niż z mieczem (Rhaegar by się uśmiał)... Kopia kopię plagiatem pogania.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...