Z pamiętnika Krasnoluda - S01E06

Tom Pierwszy - "Pod Wschodnią Bramą"
Część VI

Gdy tylko Thritaas przybył do nas, aby pomóc dowódcy w polowaniu na, cytuję:tego pierdolonego, w ***** ********, ślepego, ********go, ruchanego w nozdrza trupim ****** matkojebcę
Aiglondur przybrał barwy wojenne (godne Picassa na LSD) i ruszył do przodu, przed nim szedł zaś Tritaas, który marzył o prawdziwym polowaniu (wziął nawet taką śmieszną czapeczkę, którą nazwał:
i cały czas krzyczał DARZBÓR!).
Ja zaś trzymałem się z tyłu, aby lepiej widzieć przebieg wydarzeń i przy okazji nie oberwać z flinty Thritaasa.
Mimo iż każde rozsądne zwierzę na krzyk i widok jakiegoś idioty w kapeluszu uciekałoby tam, gdzie pieprz rośnie, to jednak ork Ragor... Rabarbar... Barbara nie był zwierzęciem i wbiegł tuż pod lufę myśliwego. Zdawało się, że Barbara może tylko czekać, aż tenże załaduje ponownie i strzeli prosto w twarz, ale...
... nie przewidział, że ten postanowi wypróbować płonące strzały z kuflem "Knalgańskiego Acetylenu" w drugiej dłoni.
Oparzenia brody pierwszego stopnia, lekarz mówił, że może jeszcze liczyć na odrośnięcie, pod warunkiem przeszczepu cebulek włosowych, niestety, młody był, a że brodę w kroczu miał jeszcze niewyrośniętą - jak to młodzi.

W tym momencie pełny grozy, wściekłości i urażonej dumy w spodniach (jak przyznał później, ma z tego podnietę niczym prawiczek w haremie) ruszył na osłabionego wroga.
- I wreszcie się spotykamy, Barbaro.
- Co? Nie... Zostaw mnie... Przecież nic nie zrobiłem. Zostaw mnie.
- Nie mogę.
- Ale przecież - zaczął ork - to nie ja strzelałem! Ja tylko wykonałem wyrok... Tak mi kazano.
- **********...
- Ale co? Ja? Panie krasnoludzie, ja dobry ork jestem. Na co miałem czekać? Robie to samo co ty.
- ********** moją brodę.Youtube Video -> Oryginalne wideo
I w ten sposób zemsta Aiglondura dopełniła się.

- Zaprawdę, była to piękna zemsta. - zagadnąłem to Aiglondura.
-Youtube Video -> Oryginalne wideo
Nagle zza horyzontu wyfrunął gryf, który jednak nie leciał do nas, a jak się okazało - do najbliższej wsi, gdzie może liczyć na spokój i wykurowanie.

Tymczasem do Arschlochsdorfu wszedł Alamdril, który był mocno wykrwawiony. Natychmiast doczłapał do najbliższego domostwa, gdzie uraczono go dużą ilością... znieczulicy.

W międzyczasie Aldurol ruszył z impetem na orka, który spowodował wdepnięcie biednego krasnoluda przez COŚ.
Walka była heroiczna, głównie dlatego, że przez 4 godziny musiał unikać szarż ukochanej Gaolga oraz samego zielonoskórego, który trafił go mieczem pod koniec tej pory dnia dwukrotnie w ramię. Lecz wreszcie Gaolg został okrutnie pozbawiony życia.
Niestety, biedne COŚ zostało uwolnione ze smyczy, więc podróż po lasach stała się dość... niebezpieczna, lecz i tak był to powód do szczęścia - kolejny ork nie żył.

Mimo tych oczywistych (wszak ciężko pomylić ryk wściekłej istoty walenio-krowo-człowiekopodobnej z mruczeniem zadowolonej istoty walenio-krowo-podobnej) niebezpieczeństw silny woj Pelduril przedzierał się przez las, aby toporem zaatakować wilczego jeźdźcę, Grunak. Plan jednak poszedł nie po myśli i zamiast uderzeniem z wyskoku urwać łeb jednemu ze stworów (a najlepiej obydwóm), jedynie poharatał bok wilka, zostawiając goblina bez ran, przez co ten zaatakował swoim rumakiem krasnoluda, który odniósł lekkie obrażenia.

W tym samym momencie okazji do walki szukał Thritas. Po paru godzinach szukania, jak wypatrzyłem z lornetki, znalazł sobie przeciwnika.
- Powinien go pokonać, czyż nie? - zapytałem Aiglondura
- O ile ten stary ochlejus nie łyknął tutejszego bimbru, są nawet duże szanse.
- Emm... chyba jednak łyknął.
- Skąd wiesz?
- Bo zatacza kręgi, a jego młyńce trafiają we wszystko, tylko nie w orka.
- Argh, spirytus mu się na oczy rzucił. Wiedziałem...
- Ups, ork zaraz go załatwi... Ale nie? Patrz!
- Co?
- Zielonoskóry właśnie zamierza pierdnąć.
W tym momencie ostrze topora ścięło go z nóg.
Pamiętam ten widok. Chwilę później powietrze przeszył dźwięk niczym grom, zaś wokół orka pojawiła się zielona chmura.
Widok ten przypomniał mi moją ciotkę Rachelę, która jak przyszła na rodziny obiad, to tak pierdła, że na następny dzień wokół domu rozstawili się ekolodzy żądający ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.

Dwaj zwiadowcy postanowili zablokować orkowi drogę, jeśliby chciał ruszyć przez rzeczny bród. Są na niego przygotowani, a żeby go zanęcić do walki, postanowili upiec smakowitego dzika, a samemu ukryć się wśród traw, łąk i pól, jednocześnie ostrząc swoje toporki do rzucania.


Oczekując zmierzchu, rozpocząłem dyskusję z Aiglonurem.
- Myślisz, że wygramy?
- My, krasnoludy, mielibyśmy przegrać? Z własnym ******* na łby się zamieniłeś?
- No wiesz, nasi żołnierze nie są wcale w najlepszej sytuacji.
- Orkowie też. Mamy nad nimi chwilową przewagę liczebną.
- Ale jak ich się pojawi więcej?
- Pamiętaj, co ci teraz powiem, albowiem zdradzę ci jedną z prastarych tajemnic tajników wojennych, jakich się nauczyłem w dawnych latach, kiedy walczyłem u boku takich bohaterów knalgańskiego ludu jak Lord Hamel.
- A jakaż to tajemnica?
-Nie ma takiej [beeep], z której wyjść się nie da. Zapamietaj to sobie.
I jak poradził, tak zrobiłem. Do dziś przechowuję tą nowatorska myśl w swojej pamięci.
-------------------------------------------
Proszę o komenty, bo inaczej naślę na was...


Tschuss!
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.