Wiedźmin 2 vs. Bulletstorm
Stają na ringu dwie największe do tej pory produkcje polskiego przemysłu gier. Obie potężne, obie zapowiadane na mistrzów, obie wyciskające ósme poty z naszych komputerów. Obie mające ambicje na dorównanie mistrzom pierwszej ligi i zostanie wzorem do naśladowania dla innych. Czy im się udało?
FPS i... EeeeRPG...

Bulletstorm zapowiadano długo i intensywnie. Mówiono o nim, że będzie powrotem do korzeni gamingu, FPSem przynoszącym graczowi na powrót radochę z trzymania w łapie gigantycznej giwery i nawalania do setek głupich przeciwników. Przynoszącym radochę z poruszania się po bajecznie wyglądającym środowisku i odprężającej młócki. Radochę ze świńskiego humoru, który w założeniu miał latać nisko, by wywoływać krzywe uśmieszki i naładowane testosteronem "HŁE HŁE HŁE" u graczy. Radochę z totalnie absurdalnych sposobów mordowania wrogów - groteski, której nie sposób brać na serio. To było jasno i dobitnie zapowiadane przed premierą. I co?
I słowa dotrzymano.
Dostaliśmy w ręce produkt niezwykle intensywny i soczysty (obietnica nr 1). Graficznie nieskazitelny (Unreal Engine 3 - obietnica nr 2) i oferujący duuuuużo przyjemnego łupania (obietnica nr 3). Całość okraszona pretekstową fabułę i rynsztokowym humorem (zgodnie z obietnicą nr 4) i fantastycznym pomysłem - SKILLSHOTAMI (obietnica nr 5). Słowem - gotowy produkt był w nieomal 100% zgodny z tym, na co robili sobie chrapkę gracze i niczym więcej. Ale też niczym mniej, co dobrze świadczy o twórcach.

Podsumowując - przeszedłem Bulletstorma i wciąż do niego wracam, żeby wykręcać fikuśne skillshoty. I czekam i trzymam kciuki za dwójkę.

Wiedźmin 2 natomiast miał być kontynuacją wielkiego debiutanckiego sukcesu CD Projekt RED. "Jedynka" pokazała, że też umiemy robić RPGi i mamy na tyle zdolnych programistów, że nawet z tak spróchniałego silnika jakim była Aurora dadzą radę wyciągnąć sporo fajerwerków i niezłą mechanikę rozrywki. Dodając do tego naprawdę ciekawą fabułę i Geralta - dostaliśmy HIT, którym spokojnie mogliśmy chwalić się na świecie. A dwójka miała być czymś, co pokaże Bioware'owi, gdzie raki zimują
Co z tego wyszło? No, pokazaliśmy Bioware'owi to i owo, ale to tak, jakby się chwalić, że temu niedowidzącemu dziadkowi z naprzeciwka podstawiliśmy jedną z naszych kul i się biedaczyna wywalił. Bioware bowiem strasznie ostatnimi czasy dołuje na rynku RPG i stworzenie czegoś lepszego od ich produkcji jakimś mega wyczynem nie jest. I Wiedźmin 2 jest zapewne lepszy niż DA II (na wiarę biorę, bo nie grałem), ale to nie znaczy, że sam jest dobrą grą. Wręcz przeciwnie.
To, co moim zdaniem zabija Wiedźmina 2 jest ogromny hype, jaki się wokół niego wytworzył. Gdyby był wydany w podobnym do pierwszej części, nieco skromnym tonie, lepiej by miał na starcie. A tak jakość produkcji nijak się ma do szumu wokół niej. Mnie zwyczajnie Geralt rozczarował. Czym?
I. To nie jest RPG. To slasher, podobny do Jedi Academy, tylko z dynamiczniejszym systemem rozdawania XP-ków, a dużo gorszą walką (sztywną, z kiepskim systemem wyboru celu, wolnymi reakcjami postaci). Dodatkowo postaci (oprócz Roche'a) są drętwe, a sama fabuła raczej nieporywająca i poprzetykana sztucznymi "przedłużaczami" (ucieczka z więzienia, etap z Henseltem).
II. Straszne niedopracowanie w połączeniu z ambicjami na stworzenie graficznego wulkanu atrakcji. To trochę jak irytująca zwłaszcza latem cecha wielu naszych rodaków - perfumowanie się bez wzięcia prysznica. Co z tego, że graficznie gra miażdży (chociaż optymalizacja woła o pomstę do nieba - na sprzęcie, gdzie Crysis 2 działa bez problemów na średnio-wysokich ustawieniach, w Wiedźmina ledwie da się grać na minimum), skoro widzimy: śmieszny i nieporadny ragdoll, ciała wyłażące z ubrań, niewidzialne ściany, oskryptowane wchodzenie po drabinach, czyli całą śmietankę bugów i niedoróbek produkcji z półki B? Niekiedy zakrawa to na żart.
III. Utrata klimatu (mocno subiektywne). Dla mnie ta gra nie ma nic wspólnego z pierwszą częścią - zarówno za sprawą przegiętej grafiki, innej mechaniki jak i jakości historii. Zwyczajnie nie czuje się tego "słowiańskiego" powiewu jak w poprzedniku (Odmęty rządzą!). Tu czułem się przytłoczony tym śmieszno-strasznym rozmachem, patetyczną muzyką i ekstremalnym upolitycznieniem fabuły. To wszystko (plus absurdalnie trudna walka, która po zmianie na "easy" stała się znowuż śmiesznie prosta i jedynie irytująco przeszkadzała grać) sprawiło, że "wielka nadzieja białych" zwyczajnie mnie znudził i odrzucił. Wyłączyłem go i nie wiem, czy w ogóle wrócę. A trzeba Wam wiedzieć, że przed premierą byłem gotów wyzwać na ubitą ziemię każdego sceptyka i bronić honoru tej gry.
Aż w nią nie zagrałem.

Teraz nawet ogromna wcześniej ciekawość rozwiązania fabularnych zawiłości blaknie przed koniecznością zmagania się z nudną i przesyconą przekleństwami (litości! Talar był fajny jak był jeden, a nie jak jest ich cała gra!) rozgrywką. Obawiam się jednak, po wstępnych propozycjach twórców sądząc, że całość może być ogromnie rozczarowująca, więc jakoś przetrzymam.
AND THE WINNER IS...!
Jak nietrudno się domyślić, dla mnie królem grania na PC pod biało-czerwoną banderą jest Bulletstorm od PCF. Głównie za to, że zaoferowali graczom GRĘ - coś, co z założenia ma dawać radość, odprężenie i fajne wrażenia. Z tego zadania wywiązali się znakomicie i z dużą pomysłowością. I nic więcej nie trzeba.
CD Projekt RED upadł natomiast pod ciężarem własnych ambicji - stworzył produkcję strasznie ciężkostrawną, która może dawać radochę tylko ludziom z nieskończonymi pokładami cierpliwości i samozaparcia. Ja do nich nie należę, ja kupując grę mam ochotę w nią pograć, a nie się z nią użerać - a Wiedźmin 2 był niekończącym się pasmem użerania bez jakiejkolwiek nagrody na końcu. Nie na moje to nerwy.
KRZYCH
13 Comments
Recommended Comments