Z pamiętnika Krasnoluda - S01E01
Disclaimer:Piszę od pewnego czasu AAR - a nawet go publikuję - z jednej ze słynniejszych chyba gier freewarowo-opensource'owych, Battle for Wesnoth. Jak ktoś zna, to zapraszam, a jak nie, to niech poszuka i też zapraszam... a nawet lepiej wejdź teraz - wyedukować można się potem.
Zarzucę nawet parę linków:
Strona główna gry, z której można ściagnąć najnowsze wersje oraz znaleźć linka do AppStore - tak, istnieje wersja na iSprzęt!
Świat BfW - tu znajdziecie otoczkę geograficzno-historyczną świata gry. Prwadę powiedziawszy, to standardowe high-fantasy do imentu wtórne, ale to gra - strategia turowa - więc takie rzeczy nie są zbyt ważne.
Jako, że ten AAR był publikowany wcześniej - o czym już wspomniałem, gdzie indziej, zdecydowałem, że będę tu dotychczas napisane odcinki, więc proszę, nie zabijcie mnie za ten pierwszy odcinek, bo rzeczywiście SSIE!
A więc teraz zapraszam do...

Część I
Drogi Widzu, co w te zajrzałeś progi,
Wiedz, że czeka Cię widok srogi,
Bo oto krasnolud pamiętnik prowadzi,
Gdzie czyny najszlachetniejszych wojów na kartach gromadzi,
I opisuje z właściwą swemu plemieniu pieczołowitością,
Jak krasnoludzcy mężowie walczą z zażartością.
Tu krew i jucha,
Szramy, rany - od ucha do ucha,
A wszystko okraszone siermiężnym
Komentarzem, krasnoludzko potężnym.
A i niechaj damy tego dzieła nigdy nie otworzą,
Wszak krasnoludy chętnie chędożą,
Czy w łożu czy na wojnie,
Oni obdarzają swym afektem hojnie.
(Choć czasem bez woli kochanek,
Ale krasnolud to nie bawidamek -
Najpierw czyni, potem pyta,
Jego "sprzęt" sam za serce damy chwyta.)
A ci silniejsi, najmężniejsi i uważni
Niechajże czytają i pokażą, że odważni,
Bo autor za zmiany w psychice nie odpowiada -
Taka ma przestroga i rada...
Na ziemiach Sojuszu Knalgańskiego, który dopiero co zaczął znowu odczuwać powszechny dobrobyt* po okupacji w arcynieznośnym wykonaniu "szerokogębych" , a mieszkańcy znów zaczęli się cieszyć życiem, znów panował spokój.Krasnoludowie znów zaczęli myśleć, co by porobić, aby Sojusz był potężniejszy niż był nawet przed wojną z orczym plemieniem.
Lecz nad Knalgą, ziemią wolnych krasnoludów, znów pojawiło się widmo zagłady.
No dobra, raczej widemko, bo oto dowódca strażnicy na Wschodniej Bramie właśnie został wybudzony ze snu, podczas którego śnił o pięknych dziewicach, skarbach i dobry antałku piwa do obalenia.
Nie mógł wiedzieć, że może jego sny o przygodzie wkrótce się spełnią, i to szybciej, niż zdążyłby powiedzieć "Okatarinetabellaczikcziks" po rzeczonym antałku...
* - pod słowem "dobrobyt" krasnoludy rozumieją regularne dostawy piwa i dzików do szynków oraz dobrze prosperujące "gildie szwaczek".
***- Kapitanie! Kapitanie! - wpadł do pokoju jeden z poborowych.
- Co jest, kurrrrrrrrrrrrrrna! Jeszcze mi ból poimprezowy nie minął, a wy krzyczycie, żołnierzu! Chcecie, aby Was rozstrzelać za sabotaż i zdradę stanu?
- Ale... orkowie...
- Znowu się któremuś przyśniły po tym elfickim winiaczu? Jeny, po prostu weźcie drabinę i go ściągnijcie delikatnie z dachu... Ale pamiętaj - DE-LI-KA-TNIE, nie chce tracić kolejnej płytówki... wiecie, ile beczek "Knalgańskiego Grzmotu" kosztuje taka zbroja?
- Nie, naprawdę.
- Dobrze, czas zwołać radę wojenną. Zawołać Milvena!
***- Tak? - zostałem zawołany, przez naszego dowódcę, Aiglondura, zwanego przez potomnych "Potężnym", choć nie wiadomym było, czy o siłę chodzi, czy o potęgę męskości.
- Czy to aliści prawda, że nasze nadszarpnięte...
- Urżnięte w sztok, chcieliście rzec, poza tym, daruj sobie te mowy, to, że ja UMIEM czytać, nie oznacza, że musisz się wydurniać. Mów po ludzku.
- Ekhem... To prawda, że są orkowe psubraty?
- Ano tak. Obóz rozłożyli i siedzą.
- O nie. Wiesz, co to oznacza?
- Aliści wiem.
- Dobrze, zbierz wszystkich sprawnych ludzi.
- Są jacyś? Od kiedy skończyła się wojna, wszystkie pieniądze przysyłane w ramach żołdu i opłat ustawicznie wydajesz na piwo!
- Oj tam, siarap. Wszyscy na placu treningowym. Jazda, jazda!

- He, he, dobrześ przygadał. - powiedziałem do dowódcy.

Co? Kurduple? O ty (&^$@$^*)^$$(&&*%&%$$#@@^()*&)(*^&$&*&^
Właśnie dostałeś karę WPIERDZIELU, a do tej kary musisz się ustosunkować.
No dobra, ciekawe kto jeszcze jest w stanie walczyć.

Okej, poza dzielnym dowódcą jeden żołnierz w stanie był walczyć. I to jeden z przedstawicieli słynnej jednostki Jeźdźców Gryfów, sam imć Pelmathidrol.
Nie wiedzieć czemu, jego imię przypomina mi nazwę jakiegoś środka chemicznej ochrony roślin.

Więc chyżo poleciłem, aby sprowadzić kogoś, aby uratować finanse poprzez konfiskatę dóbr i móc stawić zdecydowany opór tym orkom.Oczywiście krasnolud to nie jest byle istota, opłacić trzeba należycie. Jeździec gryfa był lojalnym żołnierzem, rzec by można patriotą, któremu poleciłem ruch w kierunku najbliższych domostw, wszak nikt* mając do wyboru krasnoluda i orka nie wybrałby tego drugiego dlatego też zapłaciłem jednemu z żołnierzy, a konkretnie rączemu Aigalolowi, ażeby przeprowadził zwiady i kontrybucje od okolicznych mieszkańców sprowadził.
* - chyba, że byłby to wioskowy głupek albo krasnolud po sowitym opłaceniu.

Lecz i to nie wszyscy, którzy byli w stanie walczyć za słuszną sprawę i garść dukatów.
Natychmiast zjawili się u mnie Anthil, przyjaciel Aigaloga po fachu, Thritas, który ponoć ze znamienitej rodziny wojów pochodzi, ale również jego brat, Thritaas, który akurat był wyśmienitym operatorem kija grzmotów (wciąż Rada Językowa Knalgi obraduje, jak to zwięźlej nazwać, niestety, większość językoznawców zginęła przy zaznajamianiu się z urządzeniem, więc stan rzeczy się szybko nie zmieni.)
- Ocipiałeś?! - wpadł do sali Aiglondur, który na zadowolonego nie wyglądał. - Wydajesz moje pieniądze, które zbierałem na piw... potrzeby wojenne! Chcesz je wszystkie przebimbać?!
- Wybacz, ale muszę. Sam nie pokonasz tylu orków.
- Ech, żegnajcie, piwerka...
I tak minęło parę godzin.

Tymczasem zerknijcie proszę, drodzy Widzowie, na tę rycinę, przedstawiającą między innymi stan orków, którzy się dozbrajali, jak również sylwetkę ich wodza, Bashnarka.

A więc nadszedł czas, kiedy krasnoludowie mogli ruszyć w pole.Zwiadowcy poszli na północ w kierunku siedlisk, aby od mieszkańców konieczne trybuta wojenne zyskać, w tym pożywienie na strawę naszych wojsk. Zaś braci wysłałem w kierunku gryfa.

Następnie zrekrutowałem dwóch przyjaciół z wojska - Gomcatila i Glamatiosa. Dwóch zdrowych chłopaków, zdolnych do znakomitej obrony siebie, przy czym ta znakomitość wynikała z gruntownego wyszkolenia, a nie panicznego, intuicyjnego przypadku.

Gdy mijał dzień, wziąłem jedną z pałętających się butelek po piwie i po paru udoskonaleniach zaiste dobrą lunetę skonstruowałem. Zaobserwowałem, że wróg podjął intensywną ekspansję w naszym kierunki. Niech no tylko który podejdzie do naszych cór i żon...
Zacząłem rozmowę z Aiglondurem, a zasadniczo on ze mną.- Dobra - zaczął. - Powiedzmy, że daruje Ci te piwa, ze względu na sytuację.
Ale powiedz mi - mamy jakieś szanse?
- Szanse są. Ma on już więcej żołnierzy niż my, ale więcej już nie powoła, nie stać go na zakup ani wyrób większej ilości uzbrojenia.
- Skąd wiesz?
- Mam znajomości wśród służb wywiadowczych.
- A tak naprawdę?
- Wiesz, znam taką jedną ładną elfkę... zacną niewiastę... ona wie co, w lesie piszczy i mi powiedziała...
- Zacna niewiasta, powiedział inteligent. Krótko mówiąc, podoba ci się?
- Owszem, afekt doń czuję...
- No to bierzesz ją od tyłu, łapiesz w pół i jazda!
- Aj! Nie umiałbym. Oczywiście abstrahując od faktu, że jej brat by mnie zabił, to chodzi o to, ze wiesz... ja chcę no wiesz... subtelnie.
- No dobra... - zaśmiał się do mnie tajemniczo. - Dziwne to, ale powiedzmy, ze rozumiem. Ale czeka na nas bitwa, prawda?

Zwiadowcy więc ruszyli ku domom na północy, zaś Gryf ruszył, by odwiedzić mieszkańców domku na północy. Liczyli oni, że rzeczeni mieszkańcy okażą lojalność, tak jak okazały ją Thritasowi, który odwiedził dom przy drodze i skłonił lokatorów groźbami "gwałtów na córkach i żonie" oraz ogólnego wszetecznictwa.Zresztą, córka i tak została przyzwoicie wychędożona przez dzielnego wojownika, ale cóż - prawa wojny i miłości, gdyż dzielny Thritas i jego "młot" wzbudził niebywały i zasłużony zachwyt w jej młodocianym sercu.

- Gdzie?! Gdzie?!... - wbiegł do mnie Aiglondur, wyraźnie wzburzony.
- Co gdzie?!
- Chciałem już zapłacić za piwko, a tu patrzę, prawie kasy nie ma! Gdzie jest?
- Spójrz za siebie.
Widok, który ujrzał, musiał go zadziwić. Trzech groźnych krasnoludów łypało na niego.
- Witam. Jestem Aldurol - twarz przybysza złagodniała - wojownik co się zowie, hej! Nie straszne mi wichry i burze...
- A jam Pelduril, co swą krzepą dorównuje mocarzom olimpijskim. Nie pochłoną mnie bagna, kałuże...
- Alamdril, do usług - rzekł grzmotomiot. - W swoim rodzinnym mieście znany byłem z okrutnej wytrzymałości, na pięści jeszcze nikt mnie nie pokonał. Moja peleryna... jest pewna!
- Cieszę się! - przywitał Aiglondur. - Witajcie na pokładzie... żegnajcie piwerka...

I nadszedł zmierzch. To oznacza, ze zbliża się pora, w której szczególnie groźne są istoty chaotyczne - orkowie, trolle. Wszystkim krasnoludom ta myśl zajaśniała w głowach... każdy myślał o bezpiecznym schronieniu, najlepiej z jakąś miła dziewką.

Jeździec gryfa ruszył śmiało skrajem lasu, licząc, że tam nie dopatrzą go orkowie, zaś wojownik Thirtas dzielnie ruszył do następnego domu. Maił nadzieje, że przyjmą go tam równie... gościnnie.

Wszyscy zaś powoli zmierzają w kierunku forpoczty, gdyż pewnym jest, że wkrótce zaatakują orkowie i jeśli będą się chować, to wyjdą na mięczaków.
Zwłaszcza, ze wkrótce noc...
--------------------------------------
Zapraszam do komentowania. Kolejne odcinki wkrótce!
3 Comments
Recommended Comments