
Amerykanie to zaiste naród dogłębnie przekonany o wspaniałości kraju Gwieździstego Sztandaru - ogromnego, potężnego, bogatego (chociaż ostatnimi czasy straszliwie zadłużonego), który dyktuje światu swoje warunki, a kiedy trzeba, rości sobie prawo do interwencji Marines czy Rangersów w niemal dowolnym zakątku świata. I choć USA na przestrzeni swojej ponad 200-letniej historii toczyły już wiele wojen, nigdy nie podejmowały najeźdźcy na swoim podwórku. Przynajmniej tak głoszą zaaprobowane przez Ministerstwo Edukacji podręczniki do historii.

Obie Koree zostałyby zjednoczone dużo szybciej, ale Chińczycy nie wyrobili się z autostradą
WIELKA WOJNA OJCZYŹNIANA
Wiedza płynąca z uczonych szpargałów to jedno, a meritum wielu filmów i gier to odrębna kwestia ? tam Stany Zjednoczone co rusz muszą odpierać ataki wroga, czy to ziemskiego, czy kosmicznego pochodzenia. Strzelania do latających talerzy było już tyle, że fabuła nota bene mizernego Turning Pointa stanowiła objawienie: oto III Rzesza odwiedza Wuja Sama w liczbie tysięcy żołnierzy. W odróżnieniu do samej gry, jej zaplecze fabularne było całkiem zręcznie przemyślane. Analogiczne stwierdzenie ciśnie się na usta na temat Homefronta, dzieła Kaos Studios ? scenariusz napisany przez Johna Miliusa (autora skryptu do m.in. Czasu Apokalipsy!) ewidentnie trzyma się kupy i dowodzi, że facet zna się na swojej robocie: w 2012 roku władzę w Korei Północnej po zmarłym Kim Dzong Ilu przejmuje jego syn, Kim Dzong Un. Nowy wódz stawia na zdecydowanie agresywną politykę, w niedługim czasie jednocząc obie Koree oraz powiększając swoje azjatyckie włości. Z drugiej strony globu Stany Zjednoczone właśnie borykają się z zapaścią ekonomiczną oraz kryzysem paliwowym, a jakby tego było mało, dochodzi epidemia ptasiej grypy i niepodległościowe zapędy Teksańczyków. Tak osłabiony kraj praktycznie bez przeszkód podbija koreańska armia.
Jak widać, w Homefroncie wykoncypowano nader interesującą historyjkę. Z grafik oraz telewizyjnych nagrań zmontowano całkiem ciekawe intro, świetnie wprowadzające w realia gry. Jeśli do tego dołożymy znajdźki w formie wiadomości prasowych, otrzymujemy kompletną, a co gorsza, nawet dość prawdopodobną wizję niedalekiej przyszłości. Z takim startem dzieło nowojorczyków powinno sobie zapewnić dobre oceny i niezłą sprzedaż. Niestety, w praktyce tak różowo nie jest. Główną ?atrakcją?, jeśli można tutaj w ogóle użyć tego słowa, jest obraz okupowanego kraju, pełen brutalności i mocnych scen, który doskonale ilustruje, kto najbardziej traci na wojnie - zwykli ludzie, pomijani w większości gier; Homefront daje do zrozumienia, że to przede wszystkim nie rządzących, nie słabo przygotowanej obrony, a ich tragedia. Absolutny brak poszanowania jakichkolwiek konwencji międzynarodowych, a nawet zwyczajnych ludzkich odruchów, czyni z Koreańczyków potworów mordujących rodziców na oczach dzieci i grzebiących setki ciał w bezimiennych, masowych grobach. Szpila od pierwszej minuty igra z instynktem odwetu na oprawcach, a przynajmniej taki ma zamiar, bo w praktyce wszystko nie do końca gra na emocjach tak, jak powinno i bez trudu można by wytypować garść tytułów, w których w graczu po prostu się gotuje. Możliwe, że odczucia wyniesione z gameplaya byłyby inne, gdyby nie wszechobecny, nadęty patriotyzm, od którego Homefront aż pęka w szwach?

W USA podwórkowe wyprzedaże to niemal element tożsamości narodowej. Czasem można trafić na całkiem sprawny oddział Koreańczyków po niskiej cenie, innym razem jakiś Jumbo Jet...
?AMERICA, F*** YEAH!?
Jestem skłonny założyć, że gdyby Jacobs, protagonista gracza, nie dostał karabinu i nie zaczął wystrzeliwać okupantów jak kaczki, a musiał nieustannie przemykać za ich plecami i prowadzić faktyczną działalność wywrotową, przy okazji usiłując utrzymać wszystkie swoje organy w mniej więcej nienaruszonym stanie, przymknąłbym oko na Głos Wolności ślący w eter natchnione, pełne nadziei audycje czy też tłumaczenie mi na każdym kroku niczym malutkiemu dziecku, co jest najważniejsze w życiu. Przeładowanie symboliką nawet nie tyle walki narodowowyzwoleńczej, co Ameryki jako swego rodzaju raju szybko daje się we znaki i jednocześnie wskazuje, kto jest adresatem Homefronta. I owszem ? gra sprzedała się świetnie, właśnie dzięki klienteli z ojczyzny McDonalda, dla reszty świata może być jednak nieco ciężkostrawna, że już nie wspomnę o Korei Południowej, gdzie jej sprzedaż została zabroniona tudzież innych azjatyckich krajach zlokalizowanych rzut atomowym beretem od Phenianu. Wierzcie mi: wojna z okrutnym najeźdźcą bynajmniej nie zasługuje na krytykę, ale gdy po raz ?enty stanie Wam przed oczami narysowany kilkuletnią rączką, ten sam rysunek, a towarzysz jeszcze raz użyje słowa ?America?, zbierze Wam się na wymioty; natomiast odwiedzany w trakcie kampanii obóz partyzantów to już totalny hardkor ? Jacobs będzie szedł jakby za chwilę miał skonać, byle tylko zdążyć wysłuchać górnolotnej nawijki o ?little piece of America?? W sequelu Half-Life?a klimat okupowanego miasta był jednak o wiele sugestywniejszy, choć wrogowie dalece mniej prawdopodobni.

Dziecko i ciała jego rozstrzelanych rodziców - Homefront uderza w bardzo czuły dzwon
?MASZ KOREAŃSKĄ KREW NA RĘKACH, WIĘC JESTEŚ W RUCHU OPORU?
Od strony samego gameplaya Homefront to klon współczesnych Call of Duty. Skopiowano co się dało i choć cała procedura powiodła się znacznie lepiej niż w przypadku Turning Pointa, nie ma co mówić o wspaniałej historii i narracji na miarę Modern Warfare. Tutaj z pewnością na miejscu jest powiedzenie ?Nie szata zdobi człowieka?, bo dobrym zapleczem fabularnym przyobleczono taką sobie, standardową zawartość: wraz z kompanami przemy do przodu, trzebiąc koreańskie siły zbrojne (jak oni zdobyli ten kraj z taką skutecznością??), od czasu do czasu coś tam porywając lub wysadzając, jak to zwykły czynić obywatelskie ruchy oporu, by dobić do takiego sobie, nieciekawego finału. Całość zręcznie oskryptowano, choć sztywne animacje postaci i grafika sprzed kilku lat (uwierzycie, że obsługuje DX11??) momentami potrafią zepsuć dobre wrażenie, pomimo dopracowania samych plansz oraz ich bogactwa w detale. Z kolei sama, totalnie liniowa rozgrywka jest za łatwa, najeżona zbyt dużą ilością sukcesów niedobitków, by poczuć dramat okupowanego kraju, a przecież taki w końcu był cel twórców gry. Tutaj życie uprzykrzają nie Koreańczycy, a sam Jacobs, chimerycznie poruszającymi swoimi zaśniedziałymi kończynami niczym mucha w smole. Śmierć jeszcze niedawno jeszcze widzianej gęby nie robi takiego wrażenia, co w dziełach Infinity Ward także dlatego, że nie ma za bardzo kiedy zżyć się z towarzyszami broni ? 7 rozdziałów (cóż za dumna nazwa, biorąc poprawkę na to, że chapter to pojedyncza mapa?) wystarczy raptem na 5h na normalnym poziomie trudności. Zresztą, jak tu trząść portkami przed okupantem, kiedy broń siecze aż miło, a w wielu miejscach Jacobsa i spółkę wspomaga samoczynny wóz bojowy, siejący niemałe spustoszenie? Praktycznie jedyny dowód na to, że gra się po stronie słabszej, to niedostatki amunicji, ale można to szybko zniwelować zbierając łupy po zabitych Koreańczykach przekonując się przy okazji, że pomysł na tę samą broń, lecz z zamontowanymi na stałe, różnymi dodatkami (celowniki, granatnik) gdzieś już widziano, jak również wiele innych ? tutaj praktycznie na każdym kroku odnajduje się znajome motywy, lecz w gorszym wydaniu. Pod względem oprawy dźwiękowej Homefront także próbuje naśladować CoD?y, ale wychodzi mu to średnio, bo soundtrackowi zdecydowanie brakuje wyrazistości, by nie ginął w tle. Swoją drogą główny, puszczany w menu motyw muzyczny kojarzy mi się z? Deus Ex?em. No nic, Hans Zimmer może spać spokojnie.

Rianna, Connor & Jacobs go to White Castle
KRZYŻÓWKA GENETYCZNA
Kaos Studios pragnęło mieć ?swojego CoD?a? we wszystkich płaszczyznach ? w tym również multiplayera. Nie da się ukryć, że to relatywnie doświadczony w tej kwestii deweloper, który we Frontlines: Fuel of War udowodnił, iż rozumie ducha sieciowej rywalizacji. I jakkolwiek wojna o ropę dość prędko zeszła do reedycji, tak zebrała całkiem przychylne recenzje. Grając w multi wyraźnie daje się odczuć, że długofalowe nadzieje na sukces swojej gry twórcy pokładali właśnie w trybie wieloosobowym. Z grubsza rzecz biorąc przypomina ten z nowego Medal of Honor ? również jest pomostem pomiędzy Call of Duty a Battlefieldem, lecz nieco bardziej złożonym. Mapki są na tyle duże 9 (o destrukcji zapomnijcie), że istnienie pojazdów ma sens (choć to także zależy od jej konstrukcji), ale także na tyle niewielkie, by piechur spokojnie się po nich poruszał. Zabawa kręci się wokół tzw. Battle Points, czyli waluty przyznawanej za fragi, zajmowanie punktów, jak również realizację specyficznych celów, wyznaczanych przez Dowódców (Battle Commanders), o ile gramy w odpowiednim trybie. Ci ostatni to losowo wybierani zwykli gracze, mogący wyznaczać zadania specjalne i zlecenia na głowy żołnierzy wroga. Miejsce przebywania szczególnie śmiercionośnych graczy, zdobywających kolejne serie ofiar zostaje oznaczone na mapie, a ich ubicie wiąże się z dużą premią w BP, co znakomicie urozmaica i dynamizuje rozgrywkę. Jest to o tyle cenniejsze, że trybów rozgrywki naliczyłem aż? 2: TDM i Ground Control, czyli popularna i lubiana Dominacja. Występują co prawda 2 dodatkowe wariacje, czyli ich odmiany z dowódcami, ale w praktyce śmierdzi to biedą i gruntem pod przyszłe DLC.
Gdy już odpali się jakiś mecz, multi okazuje się bardzo, bardzo grywalne. Nagrody w Battle Points pozwalają kupować coraz ciekawsze pojazdy (chociaż tylko kilka) i wyposażenie dodatkowe, które definiuje się przy tworzeniu własnej klasy z odblokowanych już gadżetów. RPG czy kamizelka to nic nowego, ale taki dron, czy to jeżdżący czy latający, to już całkiem przyjemna i pożyteczna rzecz, mimo że stosunkowo wrażliwa na ataki. Przydaje się również treningowy, pozwalający zapoznać się z miejscówkami i wyposażeniem. Do pełni szczęścia zabrakło tylko botów.
Wątpliwości co do zakupu Homefronta pod kątem multi budzi jednak malejąca liczba graczy nadal interesowanych tym tytułem. Co z tego, że serwerów jest mnóstwo, kiedy większość stoi pusta, a te ze zjadliwym pingiem są pełne? Niby zawsz coś się znajdzie, ale nie wróżę Homefrontowi długiej, sieciowej egzystencji, nawet z uwagi na dedykowane serwery.

Multi - najlepsza rzecz w całym Homefroncie
KLĄTWA ROZDMUCHANYCH OCZEKIWAŃ
Ambicja po raz kolejny przerosła twórców i Homefront dołączył do grona gier zawodzących nadzieje. To taki nadęty, patetyczny balon, z którego już po kilku godzinach uchodzi powietrze. Wydaje się, że tytuł ten miał wszystko, czego potrzebuje hit: kontrowersje, odważny pomysł i mocne sceny, a jak się okazało, z tej chmury spadł całkiem mały deszcz. W dodatku kwaśny.
PLUSY:
? dobra historia wprowadzająca
? poważna tematyka
? całkiem przyjemnie się gra
? grywalne, dające radość multi
MINUSY:
? zbytnie nadęcie
? taka sobie, króciutka kampania z nieciekawym finałem
? grafika mogłaby być lepsza
? zawiedzione nadzieje
WERDYKT: 65%
7 Comments
Recommended Comments