Skocz do zawartości

wiadro żółci

  • wpisy
    10
  • komentarzy
    19
  • wyświetleń
    13753

na spokojnie - ranking podwarszawskich łowisk


exkudlaty

2307 wyświetleń

Wakacje to czas wypoczynku, wypoczynek to nie tylko siedzenie przed komputerem, ale i wędkowanie. Jak wędkowanie, to wiadomo - Mazury. Ale jeśli nie ma czasu tłuc się dwieście kilometrów, żeby posiedzieć nad wodą, to warto rozejrzeć się po okolicy i znaleźć miejsce do wędkowania w obrębie 50-60 km od stolicy, wyskoczyć rano a wieczorem wrócić z siatką pełną ryb (albo jeśli stosuje się zasadę "no-kill" z głową pełną wrażeń i kartą pamięci aparatu naładowaną fotkami dorodnych karpi, leszczy lub płoci (niestety, bywa też tak, że kasa jedyne co będzie brało, to właściciel łowiska - grubą kasę z naszego portfela).

W ostatnim czasie odwiedziłem kilka łowisk specjalnych i komercyjnych i postaram się opisać pokrótce wszystkie, na których dane mi było "pomoczyć kija".

1. Całowanie - gmina Karczew. Dwa stawy w odległości ok. 40 kilometrów od Warszawy. Ładny, nieogrodzony teren, położony z dala od większych szos, więc ciszę i spokój mamy zapewnioną. Miejsce (jak większość łowisk komercyjnych) nastawione głównie na karpiarzy (zwanych przez moją lepszą połówkę "karpistami" z przyczyn mi nie znanych). Dobre zejście do wody, sympatyczna obsługa, umiarkowana cena za dzień wędkowania (ostatnio jak tam byłem oscylowała w okolicach 15 złociszy).

Wadą na pewno jest kosmiczna ilość byczków - sumików karłowatych, które biorą na wszystko (oprócz dużych kulek proteinowych, bo te im się po prostu do ryja nie mieszczą). łowienie "okazów" ok. dwudziestocentymetrowych jest zabawne przez pierwszą godzinę, później już trochę mniej. Warto wziąć dobry wypychacz, bo te "sztuki" łykają przynętę jak okonie, czyli haczyk ląduje gdzieś w okolicach żołądka.

Jakiś czas temu rzeczka położona niedaleko stawów wylała i ponoć stan zarybienia zmniejszył się znacznie. Byłem tam jeszcze przed wylaniem, więc ciężko mi powiedzieć jak jest teraz. Niemniej jednak, jeśli wszystko wróciło do normy, to warto tam się kopnąć dla widoków i ciszy.

2. Musuły - ok. 36 kilometrów od Warszawy. Staw wyrwany siłą starorzeczu. Urokliwe, ciche miejsce (z nie najlepszym dojazdem przez polne wertepy, wąski mostek i inne off-roadowe atrakcje. Obecnie łowisko zamknięte do odwołania. Ponoć królowały tam drapieżniki, ja wróciłem z płociami i kilkoma okonkami.

Bardzo sympatyczna obsługa (niestety trochę "koloryzująca" walory łowiska".

Z racji tego, że obecnie nie ma tam po co jechać, resztę opisu terenu sobie daruję.

3. Stawy w Grzegorzewicach - ponad 60 kilometrów od Warszawy. Co tu kryć - MOLOCH. Cały teren obejmuje kilka lub kilkanaście stawów (część jest wyłączona z wędkowania i służy tylko celom zarybieniowym dla reszty).

Znów - miejsce głównie nastawione na wędkowanie grunotwe (chociaż spławikiem też można powalczyć).

Głównie pojawiają się tam wędkarze nastawieni na białą rybę - karp, leszcz, itp.

Jeśli chce się popatrzeć na wodę, to tam z racji wielkości jest chyba najlepiej, ja wróciłem stamtąd bez większych sukcesów (może dzień nie był na ryby).

Niezbyt sympatyczna obsługa (znów, może trafiłem na ich gorszy dzień), spory kawałek do przydrałowania "z buta" od parkingu do stanowiska (jeśli ktoś ma tyle sprzętu, że nosi go na raty, to tam nałazi się za wszystkie czasy).

Z racji wielkości terenu i średniej pomocy ze strony obsługi (brak na przykład map głębokości), wędkowanie dla kogoś kto jest tam pierwszy raz to spore wyzwanie i spora loteria.

Raczej nie planuję się tam pojawić w najbliższym czasie, raz że dość daleko, dwa że niezbyt mi się tam podobało.

4. Łowisko "Okoń" - Janówek, ok. 35 km od Warszawy. Mekka, wędkarskie Eldorado, najlepsze recenzje. Cud, miód i orzeszki. Niestety nie dla mnie. Napalony byłem na wędkowanie na 'Okoniu" straszliwie. Zaczytywałem się w forach internetowych jak tam jest wspaniale. Ryby same łapią. Pojechaliśmy we trzech. Sukcesy: płotka (ok. 8 cm) oraz okoń, który z cały zmieściłby się paczce fajek (i jeszcze miałby tam sporo luzu).

Generalnie łowisko robi wrażenie - naturalny akwen, dobra droga dojazdowa, profesjonalne przygotowanie - mapa łowiska wraz z podanymi głębokościami, 52 pomosty (każdy na jedną osobę).

Kiedy ja pojechałem tam wędkować, to z 52 pomostów raptem 3-4 były wolne. Na każdym siedział wędkarz zaopatrzony w przynajmniej dwie-trzy wędki. Daje to jakieś 120-150 wędek w wodzie. W ciągu sześciu godzin, które tam spędziłem namiętnie gapiąc się to na spławik, to na szczytówkę gruntówki,, to na innych wędkarzy zauważyłem jeden hol czegoś większego (co i tak się w końcu spięło), a tak to nikt nie miał nic. Pewnie taki dzień. Pewnie jeszcze tam zawitam, bo skoro recenzję są pisane na granicy orgazmu, to na pewno jest to miejsce warte ponownego odwiedzenia.

Wady? Niestety - cena. Do kosztów wędkowania dochodzi konieczność wypożyczenia maty karpiowej, więc pobyt na wodą w weekend to jakieś 30 złociszy. Drugą wadą jest to, że nie ma co tam jechać na wariata. Koniecznie trzeba wcześniej zaklepać pomost (dodatkowa opłata). Jeśli wędkowanie jest planowane na sobotę warto zaklepać miejsce w poniedziałek lub, najpóźniej, we wtorek. Najczęściej około czwartku nie ma po co dzwonić, bo wszystko jest zaklepane do ostatniego miejsca.

Kolejną wadą (chociaż raczej jest to moja subiektywna ocena), to stanowiska wędkarskie. Pomosty są oddzielone od siebie wysokimi krzakami, co z jednej strony jest dobre, bo nikt nam w robaki nie będzie zaglądał, a z drugiej niezbyt wygodne do zarzucania czy chociażby rozmowy, jeśli pojechaliśmy moczyć kija w więcej osób.

5. Piorunów - niedaleko Błonia, ok. 32 km od Warszawy. Niewielkie łowisko, tak jak większość nastawione głównie na karpiarzy (chociaż nie tylko). Dobre dojście do wody, dość cicho (chociaż szosa Warszawa-Sochaczew) jest tuż obok. Sympatyczna obsługa, ławeczki dla wędkarzy, na miejscu bar i restauracyjka.

Atrakcją jest staw z pstrągami (które po złowieniu trzeba ze sobą zabrać, oczywiście uiszczając odpowiednią opłatę).

Kiedy nic nie bierze na większym stawie, zawsze można się przerzuć na obserwację stawiku pstrągowego, bo oglądanie ryb wyskakujących ponad lustro wody jest nie lada atrakcją.

Cena za wędkowanie jest umiarkowana, parking blisko, ładnie przygotowane miejsce. Szkoda, że łowisko nie jest większe a i okolica niespecjalnie sprzyja podziwianiu widoków.

6. Brwinów - znów blisko, 32 km od Warszawy. Dobrze oznakowany dojazd, spory teren (całość ogrodzona betonowym ogrodzeniem), kilka stawów (w tym jeden pstrągowy). Idealne miejsce na rodzinne wędkowanie z młodszą pociecha. Zarówno karpiarze będą się nieźle bawić (chociaż mogłoby być deko lepiej) jak i fani lżejszego wędkowania czyli spławików. Jeden staw głębszy, gdzie jak się trafi dobry dzień, to płocie (nie płotki, ale PŁOCIE) można kosić w tempie zabójczym (trafiłem tam w taki dzień, gdzie fani ciężkiego sprzętu siedzieli o suchym pysku a ja miałem siatkę dorodnych płoci, które chyba tego dnia zasmakowały w zwyczajnej kukurydzy podawanej jako przynęta i jako zanęta).

Na miejscu znajduje się wypożyczalnia sprzętu (spory wybór wędek, z tego co widziałem to raczej same spławikowe), nieźle zaopatrzony sklep (wędkarski, ale nie tylko, bo można kupić zimne piwko jak i zimną wódeczkę), jest też mała restauracyjka serwująca potrawy z ryb.

Miejsce jest dość urokliwe (pomijam betonowe ogrodzenie) i jak pisałem wyżej - każdy powinien się tam dobrze bawić.

Przez jakiś czas warunkiem koniecznym do rozpoczęcia wędkowania było kupienie preparatu odkażającego rany po zacięciach, ale że to jednorazowy wydatek rzędu ośmiu złotych, a sam preparat starcza na długo, to można poświęcić te kilka złociszy, aby ryby wypuszczone nie łapały infekcji.

Warto też zapisać się na newsletter, ponieważ często są różnorakie promocje (tańsze wędkowanie, wędkowanie nocne, etc).

Często widuję tam fanatyków z namiotami, zaczynających łowy w piątek wieczorem a kończących w niedzielę po południu.

Patrząc na ilość wędkarzy miejsce ma sporą renomę i warto tam wpadać na krótsze lub dłuższe moczenie kija.

7. Halinów, przedostatnie w zestawieniu, ale moim zdaniem jedno z fajniejszych. Duży rybostan, nieźle przygotowane stanowiska. Łowisko ma też kilka wad (które w ogólnym rozrachunku wad i zalet nie wpływają znacząco na komfort łowienia i jeśli się zaakceptuje, to można mieć na prawdę dużą frajdę z łowienia w Halinowie.

Wada pierwsza - dojazd. Adres podany na stronie nijak nie zgadza się z rzeczywistym i jeśli kieruje nas GPS, to pod podanym adresem zastaniemy prywatną posesję (w Halinowie, zaraz za przejazdem kolejowym skręcamy w lewo i później w prawo, kierując się na Chobot. Łowisko będzie po lewej stronie. Kierunkowskaz na łowisko jest położony tuż obok niego, dość trudno go przegapić.

Wada druga, to druty wysokiego napięcia biegnące nad wodą. Będą przyzwyczajonym do zarzucania znad głowy niejednokrotnie miałem wrażenie że zestaw zawiśnie na drucie.

Wada trzecia, to otoczenie - z jednej strony piękny teren, na prawdę malowniczy staw, z drugiej domy i szosa położna tuż obok delikatnie psują wrażenie sielanki.

Cena też nie jest niska, bo dla niezrzeszonych w PZW koszt wędkowania w weekend to 30 złotych (dla zrzeszonych mniej, bo 25zł).

Wszystko to jest rekompensowane przez frajdę łowienia. Karpie (takie w okolicach 1-2 a nawet większe) biorą często i dostarczają sporo zabawy wędkującemu.

Właśnie do Halinowa wybieram się w najbliższym możliwym dla mnie terminie, bo ze wszystkich odwiedzonych łowisk tam miałem najwięcej zabawy.

8. Koszelewy (trochę poza konkursem, bo są odległości około 170 km od Warszawy, 22 km od Działdowa).

Wędkowanie jest tam zdecydowanie tańsze niż w podwarszawskich przybytkach tego typu. 10 złotych za dzień wędkowania. Znów dwa stawy - ogólny (karp, karaś, leszcz, płoć) i pstrągowy.

Ustawiłem się na stawi karpiowym i nie musiałem długo czekać na pierwsze branie. Zarówno karpie jak i karasie brały dość często, walczyły dość mocno i sprawiały od groma przyjemności.

Osobną historią jest staw pstrągowy. Moim zdaniem ciężko go podciągną pod kategorię. Trudno mi nazwać to wędkowaniem. Bardzie pasuje mi słowo jatka albo rzeźnia. Staw jest płytki, woda w nim bardzo czysta, pstrągi widać jak na dłoni, więc finezja ograniczała się do umieszczenia haczyka 10 cm pod spławkiem i podawania przynęty rybie pod sam pysk.

Efekty są niesamowite (rodzina - dziadek, ojciec i syn, naciosała tam ok. 4 kg pstrągów w niecałe 30-40 minut). W mojej opinii, mimo całej waleczności i szlachetności pstrąga, to nie o to chodzi w tym wszystkim, ale co kto lubi - jeśli ktoś ma ochotę na rybną kolację, to warto wpaść tam na pół godziny, nałapać co swoje i pojechać do domu chwalić się żonie i kolegom jaki to z nas wprawny wędkarz (warto dodać, że pstrągi w tym stawie biorą na wszystko - kukurydzę, robaka, twistery, woblery i co komu do głowy przyjdzie.

Mam nadzieję, że powyższe wypociny ułatwią Wam podjęcie decyzji gdzie wybrać się na weekend. Fishsim 2 (najlepszy wędkarski symulator) nie da takiej frajdy ja własnoręczne wyholowanie karpia.

Aha, jeśli ktoś miałby ochotę się kiedyś wybrać, to zaprasza z informacją na PW. Może uda się dograć jakiś termin.

Połamania kija:-)

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...