Brud, piach i palona guma - Mad Max 2

Świat po wyniszczającej wojnie światowej, upadek cywilizacji, szerzące się bezprawie i próbujący jakoś sobie radzić w tej rzeczywistości zwykli ludzie. Pod wpływem tych sloganów zapewne większość fanów Fallouta mimowolnie wychyla głowy ze swych schronów i krypt? Niemniej tym razem zaciekawieni powinni być też wszyscy inni. W końcu mowa będzie o Wojowniku Szos (całkiem zgrabnie przetłumaczonym z angielskiego ?The Road Warrior?), filmie, który niejako wyznaczył innym kierunek w kreowaniu postapokaliptycznych wizji świata.
Akcja rozgrywa się po trzeciej wojnie światowej, na opustoszałych równinach zachodniej Australii, poznaczonych siecią dróg i autostrad. Ze względu na rozległość krainy kangurów (już w naszych realiach ludzie mieszkają tam oddaleni od siebie niekiedy o parę setek mil, co dopiero po fikcyjnym konflikcie) w cenie tak naprawdę są dwie rzeczy: pojazdy ze sporym stadkiem koni pod maską i paliwo. Benzyna, której niedostatek nie tak dawno doprowadził do wybuchu wojny, stała się towarem deficytowym. Ciekawa wizja, nieprawdaż? Oczywiście, ludziom przyszło żyć w spartańskich warunkach i nie dziwnym jest widok głównego bohatera pałaszującego puszkę karmy dla psa. Oszczędność i prowizorkę można dostrzec praktycznie na każdym kroku ? nawet broń palna idzie w odstawkę na rzecz znacznie prostszych i tańszych w użyciu kusz.
W tak niegościnnym miejscu nie może zabraknąć bandytów. Co jednak trzeba od razu zaznaczyć, nie są to rzezimieszki, do jakich przyzwyczajeni jesteście przez inne filmy. W porównaniu z indywiduami z ?Mad Maxa? wszyscy pozostali wydają się być, przepraszam za dosadność, bez jaj. Ci tutaj to zdziczali, zwierzęcy, wytatuowani, uginający się pod ciężarem ćwieków i innego żelastwa degeneraci ? wypisz, wymaluj, chora wersja Indian.
Widzicie teraz, skąd chociażby Fallouty czerpały inspirację? Najniezwyklejsze jest jednak to, że świat Wojownika Szos, choć pozbawiony mutantów i całej reszty radioaktywnego ścierwa, potrafi być równie niepokojący, jak tam. Nie wiem jak, ale twórcy zdołali tak odczłowieczyć postacie bandytów, że na długo pozostają w pamięci.

Fallout 3 vs Mad Max 2 - widać podobieństwo?
Kadzę Wam jednak o uniwersum ?Mad Maxa?, a wypadałoby napisać parę słów o samym filmie? I dlaczego właściwie postanowiłem zająć się od razu sequelem. Otóż, w moim prywatnym mniemaniu, część druga różni się od pierwszej na tyle, że gdyby nie łącząca je postać Maxa Rocktansky?ego (w tej roli fenomenalny Mel Gibson) mógłbym wziąć je za dwie różne produkcje. Już wyjaśniam, dlaczego ? a ludzi, którzy nie widzieli ?jedynki? proszę o szybkie nadrobienie zaległości, albo zakończenie lektury. Bez spojlerów się nie obędzie.
W oryginale wcale nie było czuć tej całej szumnej apokalipsy. Miasta i osiedla, które przewijały się w kolejnych scenach, prezentowały całkiem cywilizowany obraz. Bohater należał do oddziału policji tępiącego bezprawie na drogach, miał całkiem schludny dom, a w nim żonę, dziecko i psa. Do sielanki jeszcze zabrakło tylko wspólnego wyjazdu nad morze. A, przepraszam, ten też się znalazł. Tylko bandyci już wtedy byli budzącymi strach maniakami. Troszkę gęściej się zaczęło robić, gdy w ramach vendetty gang motocyklistów zabił bohaterowi rodzinę, czyniąc z niego żądnego zemsty wilka, ale? Film wcale nie był napakowany akcją, a uwagę widza przykuwało coś innego, niż scenografia. Pomijając otwierającą wszystko scenę pościgu oraz ostatnie minuty, większość czasu przyglądaliśmy się wewnętrznym przemianom Maxa. Rozdarcie pomiędzy pracą, a bliskimi, troska o przyszłość ? te sprawy.
Dwójka od razu atakuje nas wizerunkiem Maxa jako wyjadacza pustkowi, bezpardonowego wojownika. Co więcej, świat też jest trochę inny ? wygląda dokładnie tak, jak opisałem to na początku? W odstawkę idą motywy rodziny i szukania szczęścia. Zamiast tego mamy historię grupy ludzi, którzy próbują uciec z zapasami benzyny do odległej ?ziemi obiecanej?, nękani przez okolicznych bandziorów. Nasz protagonista, jak przystało na starego wygę, widzi w tym wszystkim swój interes.

Welcome to the Wasteland.
Jeśli się zastanowić, to na dobrą sprawę mamy do czynienia z pewnego rodzaju? Westernem! Samotny, twardy bohater, pomagający lokalnej społeczności w walce z rozbójnikami ? schemat stary jak kino. Tyle tylko, że tutaj wszystko się dzieje w dość oryginalnych realiach, a oprócz tego reżyser do spółki ze scenarzystami nasycił film jedynym w swoim rodzaju klimatem. Tylko ty, samochód, niebezpieczeństwo i droga po horyzont. Jeśli miałbym wskazać na pierwiastek najbardziej rzutujący na atmosferę, byłyby to postaci ? i to nie tylko wspomniani już bandyci.
Znajdzie się ?lotnik? (gość posiadający coś w rodzaju helikoptera) robiący za naczelnego niezdarę, gdzieś obok obowiązkowo pojawia się tzw. cholerny idealista, a i nie zdziwcie się, widząc charyzmatycznego chłopaczka, zafascynowanego głównym bohaterem. Racja, mamy do czynienia z typowymi kliszami, na dodatek charakteryzacja aktorów niekoniecznie jest idealna? Niemniej razem z postapokaliptycznym sosem i całkiem dobrą muzyką wszystko to tworzy danie, które konsumuje się z przyjemnością. O ile oczywiście ktoś gustuje w tych smakach. Tak na marginesie wspomnę tylko, że mnie najbardziej urzekł motyw psa Maxa. Niby takie chucherko, a wigoru ma w sobie za trzy owczarki ? i nie wiem, czy tak było w zamierzeniach, ale sceny z jego udziałem za każdym razem wrzucały mi uśmiech na twarz.

Wojownik Szos w całej okazałości. Brakuje jeszcze tylko czterech kółek...
Na koniec zostawiłem sobie jeśli nie esencję, to na pewno wisienkę na torcie Mad Maxa, mianowicie sceny pościgów. Jest to mistrzowski pokaz akcji, wariactwa i szaleństw za kółkiem! Gdy spojrzeć na te ujęcia przez pryzmat dzisiejszych filmów można by ponarzekać na niewielką ilość karamboli i wybuchów... Zwróćcie jednak uwagę, że ?Mad Max II? powstał w 1981 roku, bez żadnych efektów specjalnych. Nic poza potem, krwią, łzami kaskaderów i tonami giętej blachy. Coś wspaniałego! Żałuję tylko, że ?dwójka? cierpi na tę samą przypadłość, co część pierwsza. Mianowicie zakończenie pozostawia spory niedosyt. Jakkolwiek nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem bezmyślnej rozróby, od większości filmów oczekuję, że ostatnie minuty wgniotą mnie w fotel. Tymczasem tutaj nic takiego nie ma miejsca. Chociaż możliwe, że tylko ja mam z tym problem? Dajcie znać w komentarzach, jakie jest Wasze zdanie na ten temat.
?Mad Max II? jak najbardziej słusznie zaliczany jest do klasyki kina (podobnie oryginał), której zwyczajnie nie wypada nie znać. Zwłaszcza jeśli ? tak jak i ja ? pociąg do postapokaliptycznych klimatów wyssaliście z mlekiem matki?
?Their world crumbled. The cities exploded. A whirlwind of looting, a firestorm of fear. Men began to feed on men.
On the roads it was a white line nightmare. Only those mobile enough to scavenge, brutal enough to pillage would survive.
The gangs took over the highways, ready to wage war for a tank of juice.
And in this maelstrom of decay, ordinary men were battered and smashed.
Men like Max. The warrior Max.
In the roar of an engine, he lost everything.
And became a shell of a man, a burnt out, desolate man, a man haunted by the demons of his past,
a man who wandered out into the wasteland?
On the roads it was a white line nightmare. Only those mobile enough to scavenge, brutal enough to pillage would survive.
The gangs took over the highways, ready to wage war for a tank of juice.
And in this maelstrom of decay, ordinary men were battered and smashed.
Men like Max. The warrior Max.
In the roar of an engine, he lost everything.
And became a shell of a man, a burnt out, desolate man, a man haunted by the demons of his past,
a man who wandered out into the wasteland?
4 Comments
Recommended Comments