
Chciałoby się, by dopracowane, znakomite gry nigdy się nie kończyły. Syndrom ?jeszcze jednego poziomu? nie pozwala zaznać nadmiaru snu, a łapczywe pochłanianie kolejnych etapów działa tylko na niekorzyść grającego, przyspieszając to, co i tak jest nieuchronne ? czyli credity. W takich okolicznościach zbawienne okazują się dodatki, które twórcy nagle wyciągają z kapelusza, by uczynić zadość fanowskiej potrzebie wydania kolejnych pieniędzy. Nie zawsze jednak, jak to ktoś kiedyś napisał, ?gospodarz dobre wino zostawia na koniec??

W górze słońce opala mocniej
0,00001 KULI, 1 NIEMIECKI ŻOŁNIERZ
Takim właśnie chrzczonym trunkiem jest Breakthrough, drugi z oficjalnych mission packów do legendarnego już Medal of Honor: Allied Assault. Otwierający ok. 5-godzinną kampanię tunezyjski romans z burzą piaskową nie zwiastuje nic złego, a wręcz przeciwnie ? jest świetny, szybki, dynamiczny i bardzo, ale to bardzo grywalny: przedzieramy się przez pustynię widząc niewiele dalej, niż czubek własnego nosa, czyścimy okopy, jeździmy czołgiem, wysadzamy działa ? ot, typowa, żołnierska robota. Niestety, wraz z wczytaniem następnej mapy przyjemność z fragowania nazistów kończy się, niczym nożem uciął: TKO Software (a żeby im zgniła cebula spadła na głowę!) wymyśliło sobie, że najlepiej wywrzeć na graczu wrażenie uczestnictwa w prawdziwej wojnie nie poprzez podkręcenie AI, lecz? pozbawienie go możliwości zbierania amunicji po zabitych. Naprawdę nie pojmuję, po co i w jaki sposób komputerowi nieprzyjaciele zabierają ze sobą w niebyt całe pokłady dobrego, pachnącego ołowiu. Czasem trafi się jakieś pudełeczko z kilkoma pestkami albo porzucony karabin, który wirtualny czyściciel przeoczył, ale generalnie całą grę, poza etapem otwierającym, przechodzi się na oparach, za to rozwścieczony miłośnik frankfurterek może strzelać sobie w nieskończoność, bo zapasów nigdy mu nie zabraknie. To samo dotyczy apteczek. Sprowadza to grę do kampienia, polowania na headshoty, a nawet piksele przeciwników, a przede wszystkim wydłuża czas potrzebny na ukończenie szpili, bo 3 misje w normalnych warunkach można by zamknąć sporo wcześniej i zająć się czymś mniej frustrującym.

Coś cię dzisiaj łamie w kościach, Hans...
?USŁUŻNY GŁUPIEC GORSZY JEST OD WROGA?
Gorycz podczas czytania swoich własnych słów doskwiera mi tym bardziej, że Breakthrough mógł być naprawdę dobrą, wartą zapamiętania grą. Poza ostatnią sekwencją, jakkolwiek dramatyczną, ale w praktyce nie pozwalającą poczuć znaczenia wypełnianego zadania, mission pack oferuje wspomniane już przepychanki w północnej Afryce, na Sycylii oraz pod Monte Battaglia i Anzio, okraszone wstępami z kronik filmowych, a przy tym naturalnie zgodnych z historią. Starcia te stosunkowo rzadko występują w II-wojennych FPS-ach, więc stanowią niewątpliwy walor dzieła TKO Software. Za to wstyd przynosi autorom AI towarzyszy Johna Bakera (głównego bohatera gry, nie mylić z Bakerem z Brothers in Arms), których rola sprowadza się wyłącznie do przyjęcia na klatę wiadra pocisków i... strzelania graczowi w plecy, jeśli ten akurat stoi między nimi, a przeciwnikami. Ani chybi, z takimi kompanami można pomarzyć o zwycięstwie i szybkim powrocie do Stanów... Nawet zadzierający nosa Brytyjczycy nie są od nich specjalnie mądrzejsi. Całe szczęście, że misje, gdzie jakiegoś kretyna trzeba utrzymać jako-tako w całości ograniczono do minimum, bo sztuczna inteligencja naszych to wraz z dziwaczną gospodarką amunicją gwoździe do trumny Breakthrough.

Niemiaszkom kończą się odwody - do walki wysłano elitarny oddział trojaczków syjamskich
SZCZYPTA NOWOŚCI
Po drugiej strony barykady mamy Niemiaszków i Makaroniarzy, skutecznie uprzykrzających życie, przede wszystkim z uwagi na aferę z amunicją, choć komputer także całkiem mądrze nimi kieruje. Co więcej, nie brzydzą się przylgnąć do ziemi by mieć lepszą ochronę, a Baker wręcz przeciwnie ? jedyne, na co potrafi się zdobyć, to przyklęknięcie na kolano. Nie ma co, idealny kandydat na snajpera. I choć musiałem się na to zeźlić, to zapewniam, że podstawki i dodatku dotyczył dokładnie taki sam problem. Na osłodę dodano nowe, całkowicie niepopularne, lecz bardzo ciekawe pukawki, m.in. włoski karabin Carcano czy brytyjski De Lisle. Multi, które nadal ma wielu zwolenników, otrzymało kilka nowych modeli postaci, ale bardziej niż kolejne cieszy dołożonego kolejnego, 6. już trybu gry, mianowicie Liberation. Skonstruowano go z myślą o naprawdę zgranych drużynach, gdyż osiągnięcie celu wymaga podziału na dwie grupy: atakującą i broniącą. Ogólnie przypomina to nieco zabawę na flagi, bo należy uwolnić swoich kompanów z rąk przeciwników i nie dopuścić do oswobodzenia pochwyconych nieprzyjaciół.
Pod ostatnimi względami jakie zostały do omówienia, Breakthrough nie zmienił się ani na jotę w stosunku do oryginału czy Spearhead. Wciąż akcji towarzyszy świetna muzyka symfoniczna, pod maską nadal burczy silnik trzeciego Quake?a (da się go zmusić do pracy w rozdzielczościach panoramicznych, oj da?), a sama gra ciągle ni cholery nie wyświetli polskich napisów, dopóki jej się do tego nie zmusi odpowiednim, fanowskim spolszczeniem. To ostatnie jest znośne, chociaż momentami jego autorzy przesadzili z gorliwością (Always run - > Zawsze biegać).

Won od moich pomidorów!
HAPPY ENDU NIE BĘDZIE
Nie ma co koloryzować ? absurdem związanym z amunicją Breakthrough zraża do siebie bardziej, niż skretyniałymi sojusznikami, bo ci przecież nigdy nie błyszczeli intelektem. Jeśli w jakiś sposób uda się o tym zapomnieć, pozostaje przyjemna gra, choć nie tak dobra, jak podstawka. Nikt Was nie przymusza do grania w ten dodatek i jeśli nie macie go w pakiecie Warchest oraz nie należycie do grona ortodoksyjnych fanów serii, spokojnie możecie sobie ?Przełom? odpuścić. Szkoda nerwów dla kilku Niemiaszków.
PLUSY:
? świetny początek gry
? nowe, mało znane i ograne bronie oraz scenariusze
? muzyka
? nowy tryb w multi
? AI nieprzyjaciół daje radę?
MINUSY:
? ? czego nie sposób powiedzieć o sojusznikach
? absurd z niedostatkiem ammo, sztucznie wydłużający grę
? pod względem mechaniki misji nic nowego
WERDYKT: 65%
13 Comments
Recommended Comments