Zawsze będą pogrzeby
Nie wiem, czy ten wpis nie będzie nieco zbyt osobisty. Nie wiem, czy nie będzie zbyt poważny na blogowe progi. Nie wiem, czy wzbudzi jakąkolwiek dyskusję. Ale wiem, że muszę parę rzeczy z siebie wyrzucić - choćby wyszły na zbyt wydumane czy pretensjonalne. Co mnie doprowadziło do takiego stanu? Lektura tego:

Niektórzy mogą nieco niepewnie zareagować na osobę autora, ale on jest tu tylko dodatkiem. Czasem męczącym, ale o tym zaraz. Książka jest zbiorem wywiadów z osobami, które zetknęły lub na co dzień stykają się ze śmiercią lub chorobą. Z tym, że to 'zetknięcie' to bardzo nieodpowiednie słowo. Zmienione, dotknięcie, zdruzgotane... Te słowa pasują bardziej. Szymon Hołownia jest osobą dość religijną i czasem wpływa to nieco na zadawane pytania, ale akurat to mi nie przeszkadzało. Irytował mnie czasem styl jego pytań i pewna nachalność. Jest to jednak tylko szczegół. Mało ważny.
Tytuł pochodzi z wywiadu Pamięta Pan Hioba?, w który zdobył nagrodę Grand Press, a w którym Hołownia rozmawia z doktorem Kazimierzem Szałatą. Jego córka od urodzenia cierpiała na rdzeniowy zanik mięśni, której w wieku 10 lat po zapaleniu płuc lekarze nie dawali nadziei. Po różnych komplikacjach proponowali 'łagodne rozwiązanie'. Szałata się zawziął i córka pożyła jeszcze parę lat. Zginęła w wyniku wypadku - po błędach ratowników i odsyłaniu od szpitala do szpitala. Jego żona straciła nogę. Przepraszam za te szczegóły, ale potrzebne mi było do poniższego fragmentu:

Do tego jeszcze szczegół z początku wywiadu - doktor opowiada o młodym chłopaku z Warszawy, który parę razy próbował popełnić samobójstwo, bo wypadły mu włosy. Opowiada też o mężczyźnie z Nigru - wyleczonemu z trądu, bez rąk i nóg. Mężczyźnie, u którego było widać wielką radość życia na zdeformowanej twarzy. Według doktora nasz post-oświeceniowy świat, post-oświeceniowy człowiek się gubi. Nie umiemy sobie poradzić, gdy nie pasujemy do pewnego obrazu - pewnego schematu, który dla siebie widzimy. Życie samo w sobie traci na wartości. Można uznać te przykłady za dobrane tendencyjnie, ale ja nie odmawiam tym stwierdzeniom pewnej prawdy. I powiem nieco dosadnie - trochę się nam w dupach poprzewracało. Uciekamy od cierpienia. Uciekamy od śmierci. Odsuwamy je gdzieś na bok, wypieramy. Osoba chora na raka często zostaje wypchnięta poza nawias społeczeństwa.
W książce mamy jeszcze wywiad z neonatologiem o leczeniu/nie leczeniu wcześniaków. Z koordynatorem ratownictwa o decydowaniu o życiu ofiar wypadków. Z samotnym ojcem o umieraniu jego żony. Z Krzysztofem Kolbergerem o jego chorobie. O śmierci mózgowej. O tym, czy człowiekiem jest dziecko urodzone bez mózgu. O cierpieniu. I przyznam szczerze - gdy czytałem wywiad z neonatologiem, a zwłaszcza z ojcem, miałem łzy w oczach. Każda rozmowa, niemal każdy dylemat to temat na całonocną dyskusję. Na głębszą refleksję. Dlatego też nie spodziewam się tu wielkiego odzewu. Trochę to zbyt intymne. Choć kto wie... Forum widziało już wiele dyskusji na poziomie.

Odradzam tę książkę wszystkim rodzicom. Odradzam wszystkim wrażliwym. Odradzam wrażliwym. Odradzam skorym do wzruszeń. Mężom i zonom. Ale uważam też, że każdy - bez wyjątku - powinien ją przeczytać. Żeby przypomnieć sobie, jakim szczęściem jest zdrowie. Zdrowe dziecko. Życie.
Kazimierz Szałata
Ludzie na walizkach
21 Comments
Recommended Comments