Jaka jest siła biotycznego szoku?
Całkiem niedawno(czyt. z 3 miesiące temu) W KOŃCU!!! ukończyłem pierwszego Bioshocka. Tyle czasu minęło, a mnie wciąż zastanawia - co ta gra ma w sobie, ze tak miło ją wspominam?

Od premiery pierwszego "Bioshocka" minęły już prawie cztery lata, co musi stawiać mnie w dość dziwnej sytuacji. Mianowicie dlaczego tak późno? Czy tak stara gra jest warta przemyśleń? Nie lepiej rzucić gdzieś w mroczne odmęty wspomnienia z podwodnego raju? Cóż, nie. Ta gra nie powinna zostać zapomniana, ani przyćmiona jakimkolwiek sequelem. To część naszej historii - historii gier. A jest to bardzo ważna część!
Osobiście zacząłem swoją przygodę z tym cudeńkiem dzięki CDA i wersji demo zamieszczonej na płycie CD-Action nr 144. Jako że recenzja była zachęcająca, trailery zapowiadały dynamiczną walkę i klimatyczne miejscówki, a demo było w moich rękach, tak więc zainstalowałem.
Zachwyt, podziw, zdumienie, błogość, paląca potrzeba zakupienia premierowej gry - to wszystko towarzyszyło mi podczas gry w demo. Początek był wspaniały - "płonąca" woda, ogromny księżyc i mroczna latarnia. Po krótkim namyśle wchodzę za drzwi, a one się za mną zamykają! Ciemność. Nagle małe światełko rozjaśniło przeciwległą ścianę i...
Tak zaczęło się odkrywanie tajemnic i poznawanie historii Rapture - podwodnego raju.
Grafika. Muzyka. Klimat. - to wszystko tworzyło (i tworzy) doskonałą całość.
Niestety klimat (choć doskonały) z czasem się trochę zatarł, czasem powracał z zdwojoną siłą, czasem wysychał jak mała rzeczka w upalne lato. Podobny zabieg widziałem w również niesamowicie klimatycznym (przynajmniej na początku) Dead Space. Ale wróćmy pod wodę.
bul,bul,bul
Weź łyk stęchłego, ciężkiego powietrza z Rapture i powiedz mi to prosto w twarz - "Klimat był idealny przez całą grę!" niestety nie mogę się zgodzić
I smutno mi z tego powodu.
Początek - strach przed ciemnością, skradanie się, ważny każdy nabój, szaleńcze walki na broń białą, głównie ucieczka. Aż do plazmidu.
Posiadając ten obiekt pożądania, jakim jest ciskanie piorunów niczym imperator, poczułem że klimat się zmieniał. Teraz mogłem ogłuszyć każdego przeciwnika zanim do mnie podbiegł, teraz nie musiałem się obawiać każdego kąta. Żal - ale było to nieuniknione - cały czas się chować? Trząść się jak osika w jakimś kącie? NIE. Wypadasz ze strzelbą załadowaną elektrycznym śrutem, wyrzucasz chmary os z ręki, ciskasz ogniem, rzucasz fantoma, zamrażasz najbliższego przeciwnika, wyciągasz bazooke i robisz taką rozpierduchę, że nawet trzech tatuśków na raz Cię nie ruszy! Moc! Potęga! Zniszczenie na jedno skinienie palcem!
Gdzie się podział przytłaczający, straszny klimat?
Czasem się pojawiał, choćby podczas walki z "szamanami" czy pracy dla "Artysty". To moje ulubione momenty.
Ale walka z bossem była kiepska - wystarczało lać jak popadnie, a czasem podbiec i coś kliknąć.
Podsumujmy - żywotność Bioshocka zależy od tego, jak zapamiętają go gracze - 1) jako młóckę z ciekawym dodatkiem(plazmidy) i klimatycznym otoczeniem, czy 2) jako bardzo klimatyczną, sięgającą do samych czeluści ludzkiej duszy grę, zadającą dwa proste pytania - czy wolisz ratować i mieć mniej, czy zabijać niewinne istoty i wzmacniać samego siebie oraz czy człowiek może być niewolnikiem i nawet tego nie zauważać?
Ja będę pamiętał tą drugą opcję.
Moim marzeniem jest zagrać w SystemShocka 2 i pozostałe Bioshocki.
Jestem ciekaw jak je zrealizowano......
Do zobaczenia głębooooko pod wodą.......w ogarniętym wojną mieście.....o ile się kiedyś jeszcze odważysz......
3 Comments
Recommended Comments