"Nic do oclenia" - czyli o francuskiej komedii
W 2008 roku to on popełnił chyba najlepszą komedię francuską od czasów nieodżałowanego Louisa de Funesa. Dziś Dany Boon wraca z kolejnym projektem, po francusku "Rien a declarer", co po polsku zgrabnie przetłumaczono na "Nic do oclenia".
Muszę się wam przyznać, że seans na którym byłem na polskiej premierze filmu, był... moim drugim. Bowiem już na feriach zimowych, kiedy to zabawiłem na tydzień we Francji uległem pokusie i poszedłem na ten hicior. Gdybym wtedy popełnił recenzję do tego filmu, dziś musiałbym składać bardzo obszerne sprostowanie. Po prostu połowy filmu nie zrozumiałem. To taka mała rada dla wszystkich recenzentów, którzy po zagranicznej premierze spieszą napisać wpis. No chyba, że znasz naprawdę dobrze dany język
Na Polskich reklamach tego filmu (ostatnio ze zdziwieniem odnotowałem nawet krótki klip przed pogodą na TVP) widnieje stwierdzenie, że jeśli podobał ci się "Jeszcze dalej niż północ" to "Nic do oclenia" rozbawi cię do łez. Wbrew pozorom pierwsza część tego stwierdzenia (jeśli podobał ci się...) jest bardzo istotna - jeżeli nie trawisz takowego, pure French, humoru, to film ci się nie spodoba ani ani.
Ale zajmijmy się w końcu naszą historią. Jest to opowieść w gruncie rzeczy o dwóch nienawidzących się pogranicznikach w małym miasteczku Koorkin. Jeden - Mathias, jest z Francji, drugi Ruben to Belg-patriota. Wraz ze swoimi ekipami opowiadają na siebie żarty, w czym przoduje Ruben, wielki frankofob. Twierdzi, że nie zna żadnego porządnego Francuza, a w XIX wieku największym błędem Leopolda I było ożenienie córki króla Francji. Ruben wznosi także modły do Boga, żeby rozpadła się Unia Europejska (czy to takie bulwersujące, to sobie oceńcie we własnym zakresie, hehe).
No właśnie, nie bez przyczyny jest wspomniana Unia Europejska. Bo oto nadchodzi rok 1993. Wtedy to mają być zniesione kontrole celne. Wiecie, w Polsce to czas rządów Suchockiej i Pawlaka, więc na nas to się nazbyt nie odbiło, ale w tamtych krajach było to spore wydarzenie. Ogólnie, ponieważ nie można zostawić granicy bez opieki, szefostwo zdecydowało się na utworzenie lotnej brygady Francusko-Belgijską. Nie muszę chyba dodawać, że w jej skład wchodzi naszych dwóch adwersarzy, którzy dostają poczciwą renówkę z odpadającymi drzwiami i poczciwego psiaka o imieniu Grizzly.
Jakby jeszcze kłopotliwych sytuacji było mało, to Mathias jest zakochany po uszy w siostrze Rubena. Ach, w tle przewija się także trzech wyjątkowo niezdarnych bandytów, z którymi to scenami przynajmniej dla mnie było najśmieszniej.
Jak widzicie, zakres, który prowokuje do żartów jest bardzo duży i ten potencjał wykorzystano. Jest sporo mimiki i gestów (jak za czasów Louisa...), sytuacyjne scenki, sporo dziwaków i gierki słowne... Może nie jest to humor najambitniejszy, ale co najmniej pary razy powinniście się uśmiechnąć.
Do tego myślę, że ta komedia będzie lepiej zrozumiana niż "Jeszcze dalej niż północ". Tam chodziło o ksenofobię w obrębie własnego państwa, co u nas już przestało być mocno powszechne. Za to ta... Gdyby zamiast Belga i Francuza dać Polaka i Rosjana to sprawa jest prosta i zrozumiała
Czas na aktorów, którzy się przyczynili do powstania tego filmu - reżyserem i aktorem w roli Mathiasa jest Dany Boon, którego poznaliśmy właśnie z "Jeszcze dalej niż północ". Prócz aktorstwa w filmach jest także kabareciarzem, a ostatnie triumfy sprawiły, że stał się postacią rozpoznawalną. W roli Rubena zagrał jeden z lepszych belgijskich aktorów Benoit Poelvoorde ("Człowiek pogryzł psa"). On także jest znanym komikiem, znalazł się w oficjalnym jury w Cannes w 2004. Nie tak dawno stwierdził (i zachęcił do tego innych), że dopóki w Belgii nie ustabilizują się rządy, dopóty będzie zapuszczał brodę. Ciekawe... W roli Louise, do której Mathias smali cholewki wystąpiła urocza Julie Bernard, dla której to chyba dopiero debiut filmowy.
Prócz tego widnieje sporo innych szanowanych nazwisk, jak Karin Viard ("Delikatesy"), Bouli Lanners ("Eldorado") czy Eric Godon ("Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj")
Cóż, podsumowując... Film polecam, jako lekkie odstresowanie się po trudach całego roku. Miła, przyjemna, nie wymagająca zaangażowania komedia, w sam raz na letnie wieczory. O ile oczywiście lubisz takie typy filmów.
? "Mistew" spółka - z tym - z ograniczeniem umysłowym 2011
1 Comment
Recommended Comments