tronogratv
Uprzedzam, będą częściowe spoilery. Jeśli ktoś nie czytał książki i nie oglądał serialu a planuje to kiedyś zrobić, lepiej aby nie poznał co mam tu do napisania. Bowiem przeznaczyłem me refleksje dla fanów książki, śledzących także produkcje HBO. Pierwotnie umyśliłem sobie popełnić ten wpis po ostatnim ? dziesiątym - odcinku, jednakże dziewiąty coś we mnie złamał. Ale o tym później. Gwoli ścisłości, starał się będę unikać bezpośredniego zdradzania treści, jednakże w pewnych momentach będzie można wysnuć wnioski odnośnie fabuły i postaci. Czasem napiszę bez ogródek. Dlatego raz jeszcze ostrzegam. Czytajcie na własną odpowiedzialność.
Najpierw co mi się podoba. Otóż generalnie podoba mi się cały serial. A co w szczególności? Po kolei.
Najbardziej trafiona część obsady:
Zdecydowanie Arya. Dokładnie tak sobie ją wyobrażałem a ponieważ jest jedną z moich ulubionych postaci ? jak chyba większości czytelników ? komplement tym więc większy. Jedyne ?ale? którego można na siłę się doszukać, to jej fizyczne podobieństwo do filmowej matki a nie jak było w książkowym oryginale ? do ojca. Niemniej to błahostka i to subiektywna. Maisie Williams ? tak trzymać!
Następny jest Tyrion, tak uwielbiany na kartach powieści co i chwalony za wspaniałą kreację Peter Dinklage. Bardzo dobrze zagrana postać. Nie będę dalej rozpływał się w superlatywach.
Jaimie Lanister zagrany przez Nikolaja Coster-Waldau. Genialnie dobrany, najlepiej z dwójki rodzeństwa. Bowiem Lena Headey, czyli Cersei, więcej nadrabia grając i zachowując się jak zimna... eee, powiedzmy - królowa lodu, zastępując to co jej aparycja odbiera. To nie jest z wyglądu ta Cersei z mojej głowy, choć zdecydowanie się tak zachowuje i budzi te same emocje. Czysto negatywne. A tak przy okazji ? kto jeszcze uważa, że jest to permanentna postać ?bez przebaczenia?? W przeciwieństwie do brata ma się rozumieć. A jeśli ktoś jeszcze sądzi, że żadna z postaci nie może być osadzona na którejś z szal, nieomylnej i obiektywnej wagi moralności, to niech się zastanowi, jak łatwo autor manipuluje odczuciami czytelników, dając im złudzenie szarości i niejednoznaczności a jednocześnie dokłada własne cegiełki opowieści o wyraźnym i spolaryzowanym zabarwieniu emocjonalnym. Toż to dopiero jest władza nad sercami i umysłami.
Sean Bean jako Eddard Stark, aktorzy grający Robba, Brana i Jona - oni wszyscy znakomicie pasują do swych ról. Tak samo jak Daenerys, Littlefinger, Robert Baratheon i właściwie większa część obsady. Widać, że producenci odwalili kawał dobrej roboty na castingach. Łatwiej i krócej będzie mi więc później wymienić nietrafione postacie.
Skończmy z obsadą.
Uwielbiam czołówkę. Ktoś fantastycznie to sobie wymyślił i zrealizował jakże klimatycznie. Tak pod względem ?mechanicznych? zamków jak i muzyki.
Bardzo podobała mi się Królewska Przystań. Są w internecie takie genialne obrazy ilustrujące wszystkie ważniejsze siedziby. Ta filmowa niemal dorównuje tamtej. Kto się interesuje na pewno wie o co mi chodzi.
Kostiumy i dekoracje też najwyższych lotów. Ekranizacja bardzo dobra, wzorowana na Rzymie. I tu właśnie pojawił się zgrzyt dziewiątego, czyli ostatniego z dotąd wyemitowanych odcinków, który zaburzył to jeziorko wspaniałości. Ale o tym już za chwilę.
Przejdźmy do wad, bo one bolą najbardziej i kują po oczach jak ?tapeta? na ?kobiecie?.
Najpierw delikatnie od aktorów.
Michelle Fairley czyli Catelyn Stark. Nie wiem ile ma lat w rzeczywistości ale w serialu bardziej przypomina babcię niż milfa (wybaczcie wyrażenie) opisywanego na kartach powieści. Nie wiem ? może jak się urodzi piątkę dzieci w średniowiecznych klimatach, to tak właśnie wygląda piękna kobieta. Ech. Szczerze ? ukamienujcie mnie lub wyśmiejcie ale bardziej pasowała by mi do tej roli właśnie Lena Headey, której w rzeczywistości bliżej raczej do kasztanowych włosów niż farbowanego blondu. No ale to moja opinia a żeby oddać aktorce należyte pochwały to przyznam, że gra bardzo dobrze. A co do wyglądu... Nie będą jej musieli specjalnie charakteryzować po krwawych godach. Hy, hy ? no dobra - przesadziłem. Zresztą myślę, że ta rola postarza jej wygląd nienaturalnie.
Jak wspomniałem, poza wyglądem, Catelyn Stark jest zagrana w miarę dobrze. Porażką na całej linii jest natomiast jej córka Sansa. Aktorka gra jak kłoda drewna i na dodatek w niczym nie przypomina przyszłej najpiękniejszej wśród szlachetnie urodzonych ? o ironio ? odbicia swej matki z lat młodości. Gusta co prawda nie podlegają dyskusji, jednak bez przesady. Na początku wstrzymywałem się, bo przecież sama książkowa Sansa jest nijaka w pierwszych tomach a jej postać nabiera na znaczeniu i kolorze później. Ale - na litość świerzbu i łaskę łuszczycy ? z każdą kolejną sceną wyzbywam się przekonania, że nijakość aktorki nie jest tylko jej wspaniałą kreacją. Nie wiem, nie znam się, nie mówię ? bo jeszcze się okaże, że talentem zabłyśnie albo wyrośnie z niej kiedyś piękna kobieta. Oby.
Mały, pyskaty Lanisterek, który w książce miał być ładny, grany jest przez jakiegoś wyrostka o krzywej czaszce. Ach to dojrzewanie. Jednakże patrząc na dzisiejsze ?boszy-szcza? nastolatek i inne bibery to chyba ja tu jestem jakiś taki ?problemowy?. Jedno co trzeba przyznać aktorowi, to fakt, że mnie irytuje i wkurza. A więc chyba cel osiągnięty.
Osobiście najbardziej rozwaliła mnie idea i scena "jest gejowo" z bodajże piątego odcinka. O ile czytając książkę mogło się odnieść wrażenie że Loras może mieć jakieś parcie na koguty i skrywany wstręt do niewiast, o tyle Renly był poza takim podejrzeniem - no chyba, że jako bisiek. Nie mam jakichś uprzedzeń ale ?bambino? to było dla mnie za dużo, jak na twórcze rozwinięcie fabuły z książki. Scena i idea wydaje się być nieco na siłę. Naprawdę nie chodzi tu o uprzedzenia. Choć przyznaję się bez bicia do swej ?niedojrzałości? gdy bez skrępowania a nawet z lekkim znudzeniem oglądałem w następnych odcinkach scenkę z dwoma kobietami. Ach ten internet... Odbiera niewinność szybciej niż różowa półeczka w wypożyczalni. Niestety pewnych rzeczy nie da się ?oduczyć? ani zapomnieć gdy raz już zostaną poznane. Welcome to Game of Thrones by HBO.
Po tych rewelacjach przejdę do innych elementów.
Serialowe Eyrie to całkowita porażka. Zupełnie odbiega od tego opisanego w książce. Jak przeglądałem internet jakiś czas temu, trafiłem na bardzo piękne ilustracje wszystkich siedzib rodów jakiegoś artysty, o których już wyżej wspomniałem. Jego wersja była prawie taka jak ta z mej głowy i ?zylion? razy lepsza. Szkoda słów.
Nie potrafię ocenić jak spójna jest fabuła dla kogoś nie znającego książki. Wydaje mi się, że tu i ówdzie poszli scenarzyści na duże skróty a ja tylko dopowiadam sobie kontekst i scenerię. A tak ni z gruchy ni z pietruchy ? pierwsze wrażenie po dwóch początkowych odcinkach ? czy oni potrafią to robić tylko ?na pieska??
A teraz czas zakończyć wylewanie żali ? ostatnim i największym. Rozlały one pewną ilość goryczy i jeśli nie zostanie to naprawione w dalszych seriach, to całość będzie przypominała wykastrowanego ogiera lub ferrari z silnikiem od malucha. Pamiętacie dwie bitwy z pierwszego tomu? Jedną lepiej i dokładniej opisaną niźli drugą, obie, mniej więcej, zaraz po sobie. Otóż miłośnicy oręża: nie uświadczycie jej w produkcji HBO, które pokazało w dziewiątym odcinku, środkowy palec i cztery litery publiczności. Kilka scen z ?pobojowiska? z dobijaniem rannych i tyle. I niech nikt nie mówi, że co innego jest tu ważniejsze, że to serial i takie tam ograniczenia. Otóż ?Rzym?, w szczególności drugi sezon ? na którym serial jest wzorowany (chodzi mi o realizację, nie fabułę) udowodnił, iż można przemycić kilka elementów batalistyki, połączonej z serią ujęć w mniejszej skali i wspomaganej komputerowo dla całokształtu. W Grze o Tron, producenci poszli po najmniejszej linii oporu i nie pokazali nic. Zapewne mając wymówki w postaci kryzysu i tym podobnych. Prawda jest przykra, bowiem był to o jeden skrót za daleko, który może z łatwością położyć cały serial na łopatki, zamieniając go w coś w rodzaju ?teatru telewizji?. To tak jak puścić mecz piłki nożnej z wyciętymi golami. Niby znasz wynik i ogólne zmagania ale coś jest w tym bezsensownego. Może będą retrospekcje (choć wątpię). Być może większe pieniądze zainwestowane w produkcję następnej serii zaowocują wojennym widowiskiem. Bo czy ktoś wyobraża sobie dalszy sens serialu bez tych kilku pamiętnych starć a w szczególności dwóch najważniejszych? Na razie, ten jeden element, a właściwie jego brak ? to całkowita porażka i ucięta połowa oceny odcinka, obfitującego w kilka ważnych przecież wydarzeń.
To by było tyle. Został jeszcze ostatni odcinek za tydzień. A ja mam tylko jedno pytanie do miłośników książki ? w związku z nadchodzącą premierą najnowszej części.
Poprzednia opowiadała o losach około połowy postaci. Sam autor zapowiedział resztę na następną część, na którą tyle czasu przyszło nam czekać. Jak myślicie? Czy w nowej części będą losy tylko owej drugiej grupy postaci. Bo jeśli tak ? to boję się, iż fabuła jako całość może nie posunąć się za bardzo do przodu, a jedynie przedstawić losy tychże nieopisanych we wcześniejszej części. I co by było wtedy? Następne kilka lat oczekiwania? Owszem, poznamy nowe rzeczy, wydarzenia i fakty. Ale czy oznacza to także, iż świat na koniec ?Tańca ze Smokami? będzie bardzo blisko punktu w którym zakończyła się ?Uczta dla wron?, czy też owe nieopisane losy tamtej grupy stanowić będą jedynie część książki i poznamy także dalsze dzieje tych już opisanych? A jeśli Martin zejdzie na zawał oglądając wesołe harce Lorasa i Renlego? (No dobra, wiem, że Martin pojawia się na planie) Za młody to on też nie jest. Ech. Nic tylko zdrowia życzyć i kciuki trzymać.
3 Comments
Recommended Comments
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now