Co mi się nie podoba w DNF
Od razu powiem: To nie jest recenzja. Nie umiem recenzować. Dla mnie Duke Nukem Forever jest grą przyjemną w odbiorze z niewymagającym gameplayem, po prostu dla rozerwania się i w mojej osobistej opinii, jest dobra. Dałbym jej 7 z dużym plusem, pomimo swoich wad. No, a że ostatnio pogrywałem też w starego, dobrego Diuka 3D, podzielę się trzema rzeczami, które mi się akurat nie spodobały w nowym Diuku w ogóle w porównaniu do oryginału.
1. Regeneracja zdrowia.
Zmora dzisiejszych strzelanin, niewiele jest takich, w których znajdziemy starą, dobrą apteczkę. Ktoś w komentarzach o pierwszych recenzjach nowego Diuka stwierdził, że ludzie narzekają na wysoki poziom trudności, tak jak było w starym DN3D. Guzik prawda. W DN3D miałem niemałe problemy, gdy zostało mi nieszczęsne 30 punktów życia, a za drzwiami siedziały cztery świniaki. Na poziome Let's Rock, czyli na normalnym, miałem pewne trudności, ale i satysfakcję. Tak, udało się, walnąłem pipebomb tam, tu skoczyłem, znalazłem apteczkę, strzeliłem ze strzelby, przeżyłem. A w DNF nic takiego nie ma, wystarczy się schować i na dzisiejszą modłę życie zregeneruje się samo. Na tymże samym poziomie Let's Rock. Gdzie tu trudność?
2. Dwie bronie przy sobie.
Tym razem krok w kierunku realizmu. Duke może mieć przy sobie jedynie dwie giwery, poza tym ma miny laserowe i pipebomby, po cztery na łebka. A w 3D mieliśmy te 10 broni przy sobie, każda z masą amunicji i robiliśmy, co mogliśmy, by powstrzymać hordę (a i nie raz mi w połowie tych giwer brakowało amunicji). To nie jest Call of Duty, a Duke nie jest normalnym człowiekiem. Jak dla mnie, to te X giwer na plecach mogłoby zostać gwoli czystej radochy i rozróby, jak kiedyś. Przeszkadzało to komuś?
3. Keykards i inne znajdźki.
No właśnie, kolejne, niebotyczne ułatwienie rozgrywki. Latanie po całej mapie w poszukiwaniu jednej, głupiej czerwonej karty, by otworzyć jedne, głupie drzwi z czerwonym zamkiem, by zdobyć kolejną, dla odmiany niebieską kartę, ukrytą za ścianą... No i to była cała esencja, wszystko było gdzieś pochowane, trzeba było minimalnego choć wysiłku, by coś znaleźć, a nierzadko trzeba było mieć dobry wzrok, by przyuważyć pękniętą ścianę, którą trzeba było wysadzić materiałami wybuchowymi, by ruszyć akcję. A teraz - całkowicie liniowe poziomy i wskaźniki na przedmiotach, których trzeba użyć, żeby się gracz przypadkiem nie zgubił. W jednym momencie nawet sam Duke, podchodząc do zamkniętych drzwi stwierdził, że nie potrzebuje żadnych cholernych kart-kluczy. Mimo wszystko, kiedyś to było jakieś takie bardziej rozrywkowe. Staremu DN3D wystawiłbym - dzisiaj, nie patrząc na grafikę, bo mnie ona obchodzi akurat niewiele, tak samo guzik mnie ona obchodzi w DNF - jakieś 9 punktów na 10 możliwych.
I powtórzę raz jeszcze: to jest moje, własne, osobiste zdanie i nie przyjmę do wiadomości komentarzy typu: "Ee, nowy Diuk ssie". Może i dla ciebie jest kiepski. Ale mi się podoba.
9 Comments
Recommended Comments