KZG - (c) Lord - Część X: Wespół w zespół
Nadeszła wiekopomna chwila. Nadchodzi koniec. Koniec cyklu mych growych wyliczanek. Część dziesiąta nadaje się do tego w sam raz. Może jakieś rankingi jeszcze przyjdą mi do głowy, ale nie będą już publikowane pod szyldem 'Klimat zmiażdżył gracza'. Wbrew temu, co sugeruje tytuł, nie będę dziś pisał o kooperacji w grach (zbyt rzadko się z tym spotkałem). Będę pisał o czymś zupełnie przeciwnym - o wzajemnej eksterminacji w sposób bezpośredni.
Innymi słowy - o gorących krzesłach, podzielonych ekranach, LANach i tym podobnych. Internetowy multiplayer bywa bardzo klimatyczny, ale jednak nie jest tak 'osobisty'. No i przez Internet nie można stosować różnorakich technik pomocniczych, jak na przykład łokieć w żebra. A skoro łokieć w żebra, to wypada zacząć od...
Tu miał być animowany gif, ale się nie wyświetla. Ale jest tu: http://www.whipassgaming.com/images/genesi...o/scorpion2.gif
Były różne Tekkeny i inne Street Fightery, ale to MK2 królowało w potyczkach koleżeńskich. Parę osób miało Amigi, więc praliśmy się po wirtualnych pyskach ze znajomymi z klasy oraz podwórkowymi graczami. Pojedynki w 95% bywały chaotyczne i nikt nie przejawiał wielkich umiejętności. Ciekawe było to, że po walce wszyscy jednogłośnie kibicowali wygranemu, żeby udało mu się Fatality. Mało kto znał je na pamięć, ale często pod ręką był jakiś Secret Service z Gulashową listą ciosów i kombosów. Nikomu nie udał się zrobić smoka. Chlip chlip.
Amiga, Amiga... A skoro podwórko i Amiga, to koniecznie trzeba wspomnieć o...

To nietypowe połączenie strategii, zręcznościówki i humoru wywoływało sporo emocji i salwy śmiechu. Smaczku wszystkiemu dodawało to, że w grze było nieco losowości i nigdy nie było wiadomo, czy śpiący pod kaktusem Meksykanin nie wysadzi nam oddziału albo czy zaraz nie dostaniemy wyczekiwanych posiłków. Same walki też były całkiem ciekawe, bo wymagały sporej zręczności (i w sumie przypominały mi inny niezły tytuł, jeszcze starczy, czyli Archon na C64).
W czasach Amigowo-podstawówkowych królowała jeszcze jedna maszyna - niezapomniany Pegazus (i jego podróbki nieznanej proweniencji). Pierwsza gra, która przychodzi mi do głowy i od razu kojarzy się z bezpośrednimi starciami, jest grą nieco nietypową. Na pewno nie pasuje do dwóch poprzednich. Chodzi mi bowiem o...
Tetrisopodobne układanie pigułek w celu zniszczenia wirusów nie wygląda może na grę nadającą się do bezwzględnego eliminowania przeciwników, a jednak była ona świadkiem wielu przekleństw i ostrych zagrań. Jako zagniewani młodociani korzystaliśmy z trybu split screen, w którym dobre zagrania (np. poczwórne kombosy) powodowały zawirusowanie planszy przeciwnika. Niepozorny charakter rozgrywki nie szedł jednak w parze z zachowaniem graczy. O ile w innych grach raczej rzadko dochodziło do 'bezpośrednich interwencji', to ta gra w dziwny sposób wyzwalała różne niecne pomysły. A to zepchnąć kogoś z krzesła, kopnąć w kostkę czy też zasłonić ekran. Ot, kolejny dowód na to, że gry to zło wcielone.
A oto kolejny dowód:

Przed ostatecznym skokiem w przyszłość cofniemy się jeszcze nieco wstecz - do C64. Będzie to uderzenie podwójne, a właściwie to kopnięcie.
_01.gif)

Pierwsza królowała u mnie w domu i była polem mych starć z kuzynami, a drugą posiadał znajomek i często wędrowałem spory (dla krótkich wtedy mych nóżek) kawałek, by u niego pograć. Pierwsza była raczej toporna i mało dynamiczna, ale i tak emocji było sporo - zwłaszcza przy okazji różnych rodzinnych schadzek, gdy zbierał się komplet dzieciarni ('kibice szaleją'). Druga była bardziej dynamiczne, przeciwnicy byli bardziej wymagający i trzeba było czasem sporo się namęczyć, żeby wygrać turniej. A pojedynki Kuba vs. Kuba były smaczkiem tych zmagań. Radość po ujrzeniu...

... była wielka. W zasadzie powinienem tu jeszcze dodać FIFĘ 98, bo w nią też nieco graliśmy z kuzynami, ale z braku pada czy innego joya, jeden z nas musiał grać za pomocą myszki. Czyli musiał przegrać. Co prawda po pewnym czasie nabyłem nieco umiejętności w tym temacie, ale i tak wygrywałem tylko z najsłabszym z kuzynów. A skoro zawędrowaliśmy już w czasy PeCetowe, to pora na strzały ostatnie.
Co tu dużo pisać... Gra, która wygrała ranking w CDA - gra, którą prawie każdy z nas zna, a wielu kocha. Dla mnie był to głównie mistrz gorących krzeseł oraz monumentalnych rozgrywek, które nigdy nie były dokańczane. Zupełnie odwrotnie niż w ostatnim wystrzale tego rankingu, czyli...

Przechodzimy więc w świat LANu, kafejek oraz starć klasowych. Czasem bywało wesoło, gdy kilku chłopaków korzystało z okazji i leciało po lekcjach (lub na rekolekcjach) do pobliskiej kafejki, która stosownie zwała się Atomic. Jakoś nie chwytaliśmy z Q]|[, raz spróbowaliśmy Starcrafta, a Unreal Tournament przypadło do gustu większości. Pojedynki miały charakter iście dualistyczny - parę osób grało w domu w singlu, więc miało sporą przewagę. Reszta starała się i wychodziło to... różnie. No i był jeden choleryk, któremu zupełnie nie szło i na wszystkich się wściekał.
__________
Mógłbym tu jeszcze wspomnieć o Twisted Metal, napisać więcej o Archonie, ale powyższe tytuły są najważniejsze. Teraz pora na Was. Część tytułów może się pokrywać, ale na pewno macie wiele innych wspomnień. Inni znajomi, inne miasta, inne czasy, ale emocji zapewne wiele. Może byliście podwórkowym mistrzem Mortala? A może tym wiecznie przegrywającym cholerykiem?
Emil Cioran
Zeszyty 1957-1972
12 Comments
Recommended Comments