nieCzuły: sumiennie bez sumienia
Cisza, jaka zapadła po ostatnich słowach szpakowatego mężczyzny była tak dalece nieznośna, że zasiadająca przed nim grupa słuchaczy ze wszystkich sił starała się ją zagłuszyć wiercąc się na zadziwiająco w tej właśnie chwili niewygodnych krzesełkach i szybko kartkując znajdujące się na stolikach opasłe tomy. Szelest i skrzypienia jednak nie wystarczały. Niepokój towarzyszący spotkaniu wlewał się coraz szerszymi strumieniami do świadomości audytorium.
- Powtórzę raz jeszcze ? przerwał milczącą katorgę prof. S. Jonalista. ? Kto ze zgromadzonych tu państwa doświadczył niewyobrażalnego wręcz okrucieństwa?
- Przecież? Przecież my nic nie wiedzieliśmy ? odpowiedział niepewnie młody chłopak.
Szmer oznaczający aprobatę dla słów kolegi na krótką chwilę wypełnił niewielką salkę, gdy wykładowca ponownie zabrał głos.
- I nigdy nie przyszło wam do głowy, że to co robicie jest złe? Ani razu nie zdawaliście sobie sprawy jak bardzo takie postępowanie może odmienić wasze życie? Jesteście totalnie bezmyślni. A teraz, po wszystkich tych latach dodatkowo pozbawiono was sumienia?
Dobry wieczór. Dobry, choć napęczniały od ponurych i nietypowych jak dla mnie, ale jednak poważnych myśli. Tak oto opanowany przez totalną niemoc twórczą, która od pewnego już czasu nie pozwalała mi cieszyć się ze stawiania liter, ani nawet fotografowania otaczającej mnie rzeczywistości, postanowiłem zajrzeć do głębi mojego własnego ja i wyłowić z niego przykrą prawdę. Wynikiem czego dopadła mnie straszliwa refleksja dotycząca gier wideo.
Prawdą jest, że z grami wyświetlanymi na różnego typu monitorach mam do czynienia już blisko dwie dekady, a więc pewnie troszkę więcej lat niż mają niektórzy z czytających te słowa. Całkiem spory pliczek kartek wyrwanych z kalendarza można powiedzieć. Z tego właśnie powodu uzurpuję sobie prawo do wyrażenie opinii jak to z tymi grami właściwie jest i dlaczego potrafią pozbawić nas istotnej części naszej osobowości.
Każdy z nas czytał nieraz o tym, jaka to wirtualna rozrywka jest niebezpieczna dla naszej psychiki i pewnie tuż za rogiem czai się jakiś seryjny morderca wychowany podobnie jak tysiące mu podobnych na krwawych grach komputerowych. Mogłoby się wydawać, że to kluczowy wręcz temat zastępczy dla mediów, gdy szybko trzeba znaleźć chłopca do bicia, który w żaden sposób nie potrafi odeprzeć tak groźnych zarzutów. Ale wiecie co? Oni mają rację!
Osobiście przestudiowałem kilka ciekawych pozycji traktujących na temat brutalności gier wideo i dewastacji jaką wprowadzają w kruche struktury naszej osobowości. Najczęściej były to jednak publikacje bardzo już przestarzałe i totalnie nieprzystające do dzisiejszych realiów wirtualnej zabawy. Przy okazji zgłębiłem także istotę filmowej przemocy, która jest tak bardzo podobna do tego, czym karmią nas twórcy gier w swoich produkcjach. O okrutnych scenach zapisanych na kartach książek szerzej już nie wspominam, bo przecież i tak wszystko miało swój początek w literaturze właśnie.
Czym zatem różni się wyrwanie komuś bijącego jeszcze w naszej dłoni serca, gdy jako bohater pewnej przygody uczynimy to wraz książką na kolanach, z ruchomymi obrazkami przed twarzą i podczas energicznego poruszania komputerowym gryzoniem w dłoni? Najprostszym, a zarazem bardzo ogólnikowym sposobem na odróżnienie tych trzech różnych jakby się mogło wydawać sytuacji jest interakcja jaka zachodzi pomiędzy medium a odbiorcą. Tylko w grach wideo dano nam szansę by, że się tak wyrażę, własnoręcznie pozbawić kogoś wszystkich kończyn za pomocą zmajstrowanego naprędce połączenia kosiarki do trawy z maszyną do robienia waty cukrowej. Czy tak można? Oczywiście! Przecież za tak widowiskowe uśmiercenie wirtualnej postaci otrzymamy jeszcze więcej punktów.
Stąd już bardzo prosta droga do tak bezmyślnego zapatrzenia na ten nietypowy
dance macabre
, że jeszcze chwilka, jeszcze momencik i utracimy coś dla nas bardzo cennego. Niewinność i empatię. Już tłumaczę dlaczego właśnie tych dwóch rzeczy dziś mi bardzo brakuję.
Wielu z Was jak mantrę powtarza, że gry wideo nie tworzą morderców i wirtualna zabawa w zabijanie jeszcze nikomu krzywdy nie uczyniła. Generalizując to prawda. Nie do końca jednak, jak się można sprytnie domyślić. Wyobraźcie sobie tylko, że jako dziecko byliście świadkiem tragicznego wypadku samochodowego, w którym jeden z pasażerów został zmiażdżony przed drugi pojazd tracąc przy tym głowę, którą radośnie poturlała się pod Wasze stopy. Jaka byłaby reakcja takiego dziecka? Nie muszę chyba o tym pisać, prawda? A zatem przenieśmy się dwadzieścia lat w przyszłość, gdy już jako zaprawieni gracze napotykamy na naszej życiowej drodze podobną sytuację i po raz drugi kończymy dzień z głową, która w dość dosłowny sposób klei się nam do butów. I co teraz? Jeśli ktoś spędził swoje dzieciństwo zagrywając się w gry sportowe, mógłby odkopnąć tę nietypową piłkę do stojącego nieopodal sanitariusza, który jednak by jej nie złapał, czym wprawilibyśmy znajdującą się na trybunach widownie w stan niczym nieokiełznanej euforii. Gooool! No dobrze, może odrobinkę przesadziłem. Najpewniej zamiast użyć odrąbanej głowy jako piłki stwierdzilibyście tylko, że strasznie słaby model fizyki zastosowano i poszlibyście dalej.
To również nie jest prawdą, ale przecież muszę być choć troszkę kontrowersyjny i wykazać, że gry rzeczywiście mają ogromny wpływ na to jak w przyszłości będziemy postrzegać świat. Na własnym przykładzie zauważyłem, co już niestety nie jest tak wesoło przerysowane, że nawet najbrutalniejsze doniesienia z trwającego po drugiej stronie globu konfliktu zbrojnego zbywam zwyczajnym uniesieniem ramion. Film prezentujący autentyczną egzekucję również nie robi na mnie większego wrażenia. Podobnie jak potrącony na ulicy przechodzień, który już na pewno nie wstanie z rozgrzanego asfaltu. Ot zwyczajne wydarzenia dnia codziennego.
Dziś, po wielu latach obcowania z wirtualną przemocą w jej najbardziej barwnej i okrutnej postaci zastanawiam się tylko, czy aby na pewno wszystko jest ze mną w porządku. Czy gdzieś przez wszystkie te lata nie zatraciłem tak ważnej przecież wrażliwości na krzywdy innego człowieka. Przecież czytałem o niej w książkach, oglądałem podczas seansów filmowych, a nawet broniłem przed nią wirtualnych mieszkańców tych wszystkich planet i wymiarów. Niekiedy sam zadawałem im ból, ale to były tylko linijki napisanego przez kogoś kodu, nic prawdziwego. Tak często doświadczałem okrucieństwa, że przestałem to dostrzegać. Czy jesteście więc pewni, że gry naprawdę nie mają wpływu na Waszą psychikę i w pełni kontrolujecie własne zachowania? Ja już w to zwątpiłem?
PS.
Konsoli nie posiadam. Przygód Cole?a MacGratha nie znam. Polskiego tytułu tej produkcji wcale nie komentuję?
14 komentarzy
Rekomendowane komentarze