Skocz do zawartości

poCONVERSE'ujmy o...

  • wpisy
    235
  • komentarzy
    1982
  • wyświetleń
    109928

nieCzuły: sumiennie bez sumienia


theconverse

958 wyświetleń

Cisza, jaka zapadła po ostatnich słowach szpakowatego mężczyzny była tak dalece nieznośna, że zasiadająca przed nim grupa słuchaczy ze wszystkich sił starała się ją zagłuszyć wiercąc się na zadziwiająco w tej właśnie chwili niewygodnych krzesełkach i szybko kartkując znajdujące się na stolikach opasłe tomy. Szelest i skrzypienia jednak nie wystarczały. Niepokój towarzyszący spotkaniu wlewał się coraz szerszymi strumieniami do świadomości audytorium.

- Powtórzę raz jeszcze ? przerwał milczącą katorgę prof. S. Jonalista. ? Kto ze zgromadzonych tu państwa doświadczył niewyobrażalnego wręcz okrucieństwa?

- Przecież? Przecież my nic nie wiedzieliśmy ? odpowiedział niepewnie młody chłopak.

Szmer oznaczający aprobatę dla słów kolegi na krótką chwilę wypełnił niewielką salkę, gdy wykładowca ponownie zabrał głos.

- I nigdy nie przyszło wam do głowy, że to co robicie jest złe? Ani razu nie zdawaliście sobie sprawy jak bardzo takie postępowanie może odmienić wasze życie? Jesteście totalnie bezmyślni. A teraz, po wszystkich tych latach dodatkowo pozbawiono was sumienia?

Dobry wieczór. Dobry, choć napęczniały od ponurych i nietypowych jak dla mnie, ale jednak poważnych myśli. Tak oto opanowany przez totalną niemoc twórczą, która od pewnego już czasu nie pozwalała mi cieszyć się ze stawiania liter, ani nawet fotografowania otaczającej mnie rzeczywistości, postanowiłem zajrzeć do głębi mojego własnego ja i wyłowić z niego przykrą prawdę. Wynikiem czego dopadła mnie straszliwa refleksja dotycząca gier wideo.

Prawdą jest, że z grami wyświetlanymi na różnego typu monitorach mam do czynienia już blisko dwie dekady, a więc pewnie troszkę więcej lat niż mają niektórzy z czytających te słowa. Całkiem spory pliczek kartek wyrwanych z kalendarza można powiedzieć. Z tego właśnie powodu uzurpuję sobie prawo do wyrażenie opinii jak to z tymi grami właściwie jest i dlaczego potrafią pozbawić nas istotnej części naszej osobowości.

Każdy z nas czytał nieraz o tym, jaka to wirtualna rozrywka jest niebezpieczna dla naszej psychiki i pewnie tuż za rogiem czai się jakiś seryjny morderca wychowany podobnie jak tysiące mu podobnych na krwawych grach komputerowych. Mogłoby się wydawać, że to kluczowy wręcz temat zastępczy dla mediów, gdy szybko trzeba znaleźć chłopca do bicia, który w żaden sposób nie potrafi odeprzeć tak groźnych zarzutów. Ale wiecie co? Oni mają rację!

Osobiście przestudiowałem kilka ciekawych pozycji traktujących na temat brutalności gier wideo i dewastacji jaką wprowadzają w kruche struktury naszej osobowości. Najczęściej były to jednak publikacje bardzo już przestarzałe i totalnie nieprzystające do dzisiejszych realiów wirtualnej zabawy. Przy okazji zgłębiłem także istotę filmowej przemocy, która jest tak bardzo podobna do tego, czym karmią nas twórcy gier w swoich produkcjach. O okrutnych scenach zapisanych na kartach książek szerzej już nie wspominam, bo przecież i tak wszystko miało swój początek w literaturze właśnie.

Czym zatem różni się wyrwanie komuś bijącego jeszcze w naszej dłoni serca, gdy jako bohater pewnej przygody uczynimy to wraz książką na kolanach, z ruchomymi obrazkami przed twarzą i podczas energicznego poruszania komputerowym gryzoniem w dłoni? Najprostszym, a zarazem bardzo ogólnikowym sposobem na odróżnienie tych trzech różnych jakby się mogło wydawać sytuacji jest interakcja jaka zachodzi pomiędzy medium a odbiorcą. Tylko w grach wideo dano nam szansę by, że się tak wyrażę, własnoręcznie pozbawić kogoś wszystkich kończyn za pomocą zmajstrowanego naprędce połączenia kosiarki do trawy z maszyną do robienia waty cukrowej. Czy tak można? Oczywiście! Przecież za tak widowiskowe uśmiercenie wirtualnej postaci otrzymamy jeszcze więcej punktów.

Stąd już bardzo prosta droga do tak bezmyślnego zapatrzenia na ten nietypowy
dance macabre
, że jeszcze chwilka, jeszcze momencik i utracimy coś dla nas bardzo cennego. Niewinność i empatię. Już tłumaczę dlaczego właśnie tych dwóch rzeczy dziś mi bardzo brakuję.

Wielu z Was jak mantrę powtarza, że gry wideo nie tworzą morderców i wirtualna zabawa w zabijanie jeszcze nikomu krzywdy nie uczyniła. Generalizując to prawda. Nie do końca jednak, jak się można sprytnie domyślić. Wyobraźcie sobie tylko, że jako dziecko byliście świadkiem tragicznego wypadku samochodowego, w którym jeden z pasażerów został zmiażdżony przed drugi pojazd tracąc przy tym głowę, którą radośnie poturlała się pod Wasze stopy. Jaka byłaby reakcja takiego dziecka? Nie muszę chyba o tym pisać, prawda? A zatem przenieśmy się dwadzieścia lat w przyszłość, gdy już jako zaprawieni gracze napotykamy na naszej życiowej drodze podobną sytuację i po raz drugi kończymy dzień z głową, która w dość dosłowny sposób klei się nam do butów. I co teraz? Jeśli ktoś spędził swoje dzieciństwo zagrywając się w gry sportowe, mógłby odkopnąć tę nietypową piłkę do stojącego nieopodal sanitariusza, który jednak by jej nie złapał, czym wprawilibyśmy znajdującą się na trybunach widownie w stan niczym nieokiełznanej euforii. Gooool! No dobrze, może odrobinkę przesadziłem. Najpewniej zamiast użyć odrąbanej głowy jako piłki stwierdzilibyście tylko, że strasznie słaby model fizyki zastosowano i poszlibyście dalej.

To również nie jest prawdą, ale przecież muszę być choć troszkę kontrowersyjny i wykazać, że gry rzeczywiście mają ogromny wpływ na to jak w przyszłości będziemy postrzegać świat. Na własnym przykładzie zauważyłem, co już niestety nie jest tak wesoło przerysowane, że nawet najbrutalniejsze doniesienia z trwającego po drugiej stronie globu konfliktu zbrojnego zbywam zwyczajnym uniesieniem ramion. Film prezentujący autentyczną egzekucję również nie robi na mnie większego wrażenia. Podobnie jak potrącony na ulicy przechodzień, który już na pewno nie wstanie z rozgrzanego asfaltu. Ot zwyczajne wydarzenia dnia codziennego.

Dziś, po wielu latach obcowania z wirtualną przemocą w jej najbardziej barwnej i okrutnej postaci zastanawiam się tylko, czy aby na pewno wszystko jest ze mną w porządku. Czy gdzieś przez wszystkie te lata nie zatraciłem tak ważnej przecież wrażliwości na krzywdy innego człowieka. Przecież czytałem o niej w książkach, oglądałem podczas seansów filmowych, a nawet broniłem przed nią wirtualnych mieszkańców tych wszystkich planet i wymiarów. Niekiedy sam zadawałem im ból, ale to były tylko linijki napisanego przez kogoś kodu, nic prawdziwego. Tak często doświadczałem okrucieństwa, że przestałem to dostrzegać. Czy jesteście więc pewni, że gry naprawdę nie mają wpływu na Waszą psychikę i w pełni kontrolujecie własne zachowania? Ja już w to zwątpiłem?

PS.
Konsoli nie posiadam. Przygód Cole?a MacGratha nie znam. Polskiego tytułu tej produkcji wcale nie komentuję?

14 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Z tej historii wynika ze nam siebie zamurować "dla bezpieczeństwa normalnych " i np:przestać grać "okrutne gry",przestać oglądać "okrutne TV" ,unikać "okrutny zabaw", przestać ciekawić okrutną historią naszego gatunku?, być "beksą" ,często zygać na widok każdego trupa , być "normalny" ,Mieć wieczny strach przed śmiercią kogoś mi osobistego? zakrywać oczy gdy ktoś ginie? bać swojej krwi się ze mnie wylewa? mieć strach kiedy pomagać komuś to jest ranny? ......

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ogólnie przyzwyczajenie do śmierci i bólu to nie Hańba dla żołnierza czy najemnika/widza z koloseum starożytnego niczym gracz przyzwyczaił do przemocy stała normą .

p.s:wzięło mnie na szczerość totalną ze WSZYSTKIM .

Link do komentarza

Obecne pokolenie staje się coraz bardziej nieczułe i olewcze, niestety, głównie przez media i poglądy.

Niedługo będę się czuł, jakbym był uczestnikiem filmu Eqilibrium i wszyscy zażyli prozac (oprócz mnie). Świat się zmienia z dania na dzień, obym nadążył.

Link do komentarza

Cóż, niedawno doszły do mnie informacje z miasta w którym jeszcze niedawno mieszkałem. Ucznia gimnazjum potrącił ze skutkiem śmiertelnym samochód, a w gimnazjum ogólna znieczulica i jakoś specjalnie nie zrobiło na nikim wrażenia że ich kolega zginął. To taki skrajny przypadek. Z serii tych mniej skrajnych to codziennie dostajemy informacje o tym że wybuchł samochód pułapka czy w walkach ulicznych zginęło tyle i tyle osób, ale my jedząc sobie przed telewizorem kawę i ciasteczka zabijamy tą wrażliwość, tak samo jak w grach i to absolutnie nie jest jedynie przypadłość graczy. Takie mamy czasy

PS. Eqlibrium dobry film :happy:

Link do komentarza

theconverse żyje i pisze o.O Aż zapomniałem jak się pisze Twój nick :)

Tal, stajemy się mniej czuli na wszystko, ale jakim cudem mamy być czuli, skoro wszędzie dookoła nas widzimy morderstwa, wypadki itp. ? Wszędzie jest to pokazywane bez jakichkolwiek skropułów, a dla nas to już chleb powszedni.

Link do komentarza

Normalne zachowanie - uodparniamy się na często występujący czynnik. Poza tym w Rzymie gdy organizowano walki, ludzie oglądali mordujących się gladiatorów na żywo (nie wspominam o "walkach" człowiek vs. lew) , w średniowieczu były honorowe pojedynki itd. Ludziom się to podobało. My oglądamy to wszystko najwyżej na ruchomym obrazku i nawet niektórych to rusza, więc czy naprawdę panuje znieczulica? Trochę tak, ale powiedzmy sobie otwarcie - przeżywając każdą katastrofę pokazywaną w mediach, każdą śmierć w grze; nie wyszlibyśmy z depresji.

Ostatnio jakoś nie lubię jak się pisze oczywiste rzeczy, zero zaskoczenia.

Equilibrium to jeden z fajniejszych filmów, dużo bardziej mi się podobał niż Matrix.

Link do komentarza

Też to mam, niestety, ale tylko w pewnym stopniu. Tzn. nie rusza mnie to, co widzę przez ekran telewizora czy słyszę w radiu (lub też z opowieści osób trzecich) - ale to, co widzę na własne oczy, już owszem

Link do komentarza

Zatracenie wrażliwości jest winą w większej części otoczenia i sąsiadowania ze złem niźli grania. Z własnego doświadczenia mogę śmiało powiedzieć, że dane wydarzenia są obojętne z powodu ich powszedniości czy sprowadzania ludzi do liczb (no, chyba że już Dżugaszwili miał peceta) oraz wpływu tych, którzy wykorzystują twoją wrażliwość. Naturalnie, jeśli dziecko jest myślące. Jeśli rodzice olewają sprawę, to wyrośnie źle na grach, ale winienie gier z tego powodu jest jak amputacja ręki z powodu obumarcia palca.

Gra się dla rozrywki, a nie po to, by nauczyć się latać z piłą mechaniczną. Przeciętna rodzinka jakby dowiedziała się, że ich berbeć oblega sklep ze sprzętem ogrodniczym z żądaniem wydania mu podobnego urządzenia, to by dostał taki ochrzan i kary, że do końca życia takiej głupoty by nie popełnił. A że ówcześnie pochwala się rodziny, gdzie dziecko jest dobrem najwyższym, nietykalnym, to inna bajka i to z niej wynika morał spartolenia wychowania, nie z powodu zastrzelenia Kukulkana w SS: SE.

No chyba, że zaraz wyjdę na ulice i jak ktoś się wywali, tracąc oddech, to się tym nie przejmę. Ale to byłoby nagłe...

Jak rodzice nie dają rady, to i tazosy z pokemonami i liścik "Pikachu mnie wzywa" będący poprzedzeniem skoku z balkonu z dziesiątego piętra są złem... Ta...

A co do faktycznych egzekucji, to co innego być bezpośrednim świadkiem, a oglądać film. W pewnym stopniu jest to utrata wrażliwości z powodu otoczenia i powszechności takich wydarzeń. W pewnym stopniu tego pewnego stopnia jest też winą niepoprawnego używania gier, filmów, książek czy replik mieczy z gumy. Wcześniej czarno-biały pokaz slajdów z nazistowskiego obozu zagłady powodował mdlenia słabszych osób.

W pewnym stopniu jednak jest to związane z dorośnięciem, mniej emocjonalnym podchodzeniem do zła od ludzi, gdy już zrozumiemy, że człowiek jest zdolny do wszystkiego.

Oglądając Piłę, a stojąc przykutym obok kogoś, kto przepiłowuje sobie stopę (no, powiedzmy, bo średnio byłoby to możliwe, musiałaby być nafaszerowana przeciwbólexami) to co innego.

Smutne jest jednak to, że czasem faktycznie trzeba uczyć małych ludzi wrażliwości, bo jej nie mają. To jednak są spaczenia. Oczywiście pomijam przypadki chorób/defektów/uszkodzeń umysłowych uniemożliwiających takowe przeżywanie.

Utrata wrażliwości nie jest winą gier. Jest wynikiem dorastania i bycia w takowym otoczeniu, jakie zostało wytworzone. I zdarzało się powszechnie jeszcze przed pierwszymi komputerami na lampy i to niekoniecznie z powodu wojny. Wystarczało zwyczajne życie, co widać chociażby w literaturze pozytywistycznej obowiązkowej. Można oczywiście stwierdzić, że autor sobie zmyślił.

Link do komentarza

@Vantage: Film dobrze znam i bardzo lubię. :happy:

@Abyss: Najpewniej zupełnie inaczej wyglądała sytuacja tego zmarłego chłopaka wśród osób, które znały go troszkę lepiej. Dla wszystkich innych był to po prostu nieszczęśliwy wypadek, którym nie można sobie przesłonić kolejnych, najczęściej całkiem radosnych dni. To nic dziwnego, że nie przejmujemy się tragediami, które nas bezpośrednio nie dotyczą. Nadwrażliwość też potrafi być straszna.

@Zorzin: Uprzejmie informuję, że w obliczu niemocy twórczej planowałem zmienić imię na Bobik z Krainy Azbestu, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. :wink: Co do epatowania przemocą w mediach, to prawda jest taka, że obraz, który jeszcze wczoraj nas szokował lub przerażał, dziś, po wtłaczaniu go nam do głów w każdej możliwej chwili, stał się zwyczajny, niegodny naszej uwagi. Jest to bardzo niebezpieczne zjawisko, bo nieprzyjemne wydarzenia już nie pobudzają naszej czujności, a więc potencjalnie wystawiają nas na niebezpieczeństwo. Oczywiście to straszne uproszczenie tego mechanizmu, ale jednak trzeba o tym pamiętać.

@Alexkaktus: Tylko czy dawniej organizowane widowiska była tak naprawdę... hmm... zdrowe? Ludzie od zawsze interesowali się przemocą, rozlewem krwi i podobnymi zjawiskami, temu nie możemy zaprzeczyć. Jednak jak wspomniałem powyżej, niczym nieskrępowany dostęp do aktów przemocy, w tak silnych dawkach jakie są nam współcześnie dawkowane, sprawia, że te delikatne granice gdzieś się zacierają. Powoli przestaje nawet funkcjonować mechanizm hedonicznej asymetrii. Przestajemy reagować na sytuacje, które mogą się dla nas okazać groźne w skutkach, ponieważ przyswajamy pewne złe wzorce jako normę. Ludzka psychika potrzebuje pewnej równowagi, a w ten sposób sobie jej nie zapewnimy. I masz rację, że temat przeze mnie poruszony to jedna wielka oczywistość. Niekiedy jednak trzeba o tak, jakby się mogło wydawać dobrze znanych sprawach wspominać, żeby przypadkiem też nie popadły w zapomnienie. Przecież to właśnie oczywistości przestajemy dostrzegać w pierwszej kolejności, prawda?

@Amigos: I to jest właśnie ta zdrowa równowaga. Ważne, żeby gdzieś przebiegała wyraźna granica. Przyjmując zbyt silne dawki brutalnych scen i tragicznych wydarzeń sami sprawiamy, że ten ważny podział zanika.

@behemort: Muszę to wyraźnie napisać, żeby nikt przypadkiem nie zarzucił mi, że jestem wrogiem gier wideo. Nie, nie jestem. Samych gier również nie postrzegam jako największego zła tego świata, dlatego też wspomniałem w moim tekście tak o książkach, jak i telewizji. Sęk w tym, że przez te wszystkie lata, kiedy komputer zastąpił mi w znacznej mierze inne media, jako troszkę młodsza osoba przestałem traktować go z pewną dozą refleksji. Raczyłem się krwawymi produkcjami, które z czasem zacząłem traktować jako coś normalnego. Na szczęście nie jestem typem, którego nie stać (choć po dłuższym czasie) na zdystansowanie się do pewnych spraw. Duża tu zasługa przede wszystkim rodziców, którzy choć nie zaglądali mi przez ramię przy każdym posiedzeniu przed monitorem, to odpowiednio wcześniej nauczyli mnie podstawowej wrażliwości. Niestety współczesność cierpi na brak takich odpowiedzialnych opiekunów, a gry zamiast bawić na zasadach zrozumiałych dla odbiorców klisz i uproszczeń, zaczęły uczyć zupełnie innego, niekiedy bezmyślnego wręcz odbierania przedstawianych treści. Ale powtarzam, gry to tylko jedna część równania. Inne media, rodzice, wzorce wychowawcze, w tym także najbliższe środowisko mają ogromne znaczenie. Dlatego będąc bogatszym o taką wiedzę, nie pozwólmy żeby młodsze pokolenia, które niekiedy nie mogą sobie pozwolić na wszystkie z wymienionych przeze mnie czynników, chłonęły uproszczone wzorce za naszym przyzwoleniem. I to nie tylko podczas tak przecież przyjemnych chwil przed ekranem monitora.

Link do komentarza

@theconverse na co byś nie zmieniał dla większości i tak będziesz starym poczciwym conversem :) Aż przypomina się to, co miało wrócić...

Co do samego wpisu.

Tak się składa, że wczoraj moja koleżanka miała wypadek. Koleżanka ważna dla mnie, bo praktycznie najlepszy przyjaciel (można napisać kolejny wpis o przyjaźni damsko-męskiej :D ). Gdy napisała mi, że miała wypadek, zareagowałem praktycznie obojętnie. Ot, spytałem się gdzie, co i jak i jakoś specjalnie mnie to nie poruszyło. Przeczytałem kolejnego sms'a i dalej grałem w gry. Na dodatek grę, gdzie głównie się zabija. Przyjąłem to z takim spokojem, że aż sam się zastanowiłem nad tym. I wtedy doszło do mnie, że tak naprawdę nie potrafię zrobić tego inaczej. Koleżanka mogła stracić życie, a ja sobie gram na komputerze jak gdyby nigdy nic. Po prostu wydało się to dla mnie tak normalne, tak zwyczajne. No ale jak może tak nie być, skoro o takich wypadkach słyszę codziennie po kilka razy w mediach ? Jesteśmy tak nafaszerowani tym wszystkim, że do kolejnych wiadomości o wypadkach/zabójstwach czyli po prostu śmierci podchodzimy obojętnie.

Link do komentarza

@wolus Mi też jest przykro z tego powodu, ale taki już jestem, nic z tym nie zrobię. Oczywiście po jakimś czasie zacząłem już się martwić. Tak, jakby na początku nie dochodziło do mnie, że coś się stało. Dopiero po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że to mogło być naprawdę coś poważnego.

Jak bardzo jest dla mnie koleżanka ważna ? Hmm... nie jesteśmy razem, ale jest to jedna z nielicznych a nawet może jedyna osoba z którą naprawde się rozumiem i z którą zawsze mogę pogadać.

Link do komentarza

Piszesz o równowadze, a może ta "potrzeba krwi" jest efektem zniewieścienia się ludzi (może konkretniej mężczyzn)? Może przez ogólnie przyjęte normy muszą sobie jakoś wynagrodzić niedostatek w przemocy? Człowiek to teoretycznie zwierze i właśnie tej zwierzęcej natury trudno się pozbyć czy choćby stłumić. Trzeba mieć naprawdę zimną głowę, żeby nie zrobić czegoś instynktownie. To po części rezygnacja z tej zwierzęcej natury i jednocześnie chłodna kalkulacja ma udział w powolnym ograniczaniu odczuwanych emocji do tych niezbędnych i przyjemnych.

Myślę też, że racjonalne myślenie i ludzkie dążenie do szczęścia minimalizuje nasze wrażenia emocjonalne - widzisz katastrofę samolotu, ale wiesz, że nie latasz; nie znasz tych ludzi - nic Ci nie grozi, nie dotyka Cię to. Czemu, więc się przejmować?

Link do komentarza

Ja powiem tak. Człowiek jest z natury okrutny. Wystarczy wmówić sobie, że ktoś nie jest człowiekiem i będziemy go w stanie zabić, w obronie własnej, czy też nie. Potrafimy być okrutni i zmienić się diametralnie w określonych okolicznościach. Były takie eksperymenty dotyczące autorytetu i manipulacji uczuciami nieświdomych ludzi, którzy pod pretekstem przeprowadzenia eksperymentu, w praktyce zachowali się, jak naziści. Nie pamiętam nazwy, jednak eksperyment polegał na wybraniu określonej grupy ze zgłoszonych. Była oto taka sytuacja, że za szybą był uczeń, który miał podczepione elektrody i za każdą złą opowiedź miał otrzymywać coraz wyższe napięcie, które to wywoływał nauczyciel. Obok niego był koordynujący tzw. doktor(po prostu ktoś w fartuchu, który wzbudza w nas respekt i poczucie, że jest wykształcony). Specjalnie wszystkich, których wybrali postawili w roli nauczycieli zadających ból. W uczniów wcielili się aktorzy(którzy tak naprawdę nie byli rażeni prądem. Oni tylko udawali) z przygotowanymi wcześniej kwestiami. Było z 5 różnych wartości napięcia, którym można było poddać ucznia. Ostatnie z nich było śmiertelne.

Z badań wynika, że tylko jedna osoba spośród, jeśli dobrze pamiętam 27 osób, zrezygnowała od skorzystania z ostatniego napięcia. Reszta chciała kontynuować i dać jeszcze wyższe. Co dziwne z badań psychologicznych wyszło, że żaden z nich nie był sadystą. Po prostu osoba nadzorująca z wyuczonym tekstem powtarzała, że ma to robić dalej, jeśli nauczyciel chciał zrezygnować i sama świadomość eksperymentu była wyłącznikiem uczuć, nawet dla błagalnych wyuczonych przez aktorów kwestii.

O braku jakichkolwiek uczuć w tym przypadku może stanowić też fakt, iż żadna z wybranych osób nie chciała sprawdzić, jak ma się uczeń, czy nic mu się nie stało.

Nie podam nazwy eksperymentu, bo nie pamiętam. Był jeszcze dosyć znany eksperyment z 30 studentów, którym losowo podzielono na strażników i więźniów(urządzili niby więzienie). Eksperyment miał trwać 2 tyg. Skończył się po tygodniu ze względu na to, iż dochodziło tam do patologicznych zachowań. Sami sobie wyobraźcie jakich.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...