Skocz do zawartości

O grach hardkorowo

  • wpisy
    19
  • komentarzy
    370
  • wyświetleń
    157434

Edukacja, kopulacja


RamzesXIII

1403 wyświetleń

Kończy się powoli coroczny sezon testowo-egzaminacyjny, a media przypominają sobie o istnieniu problemu edukacji w Polsce. Zaraz zacznie się polowanie - maturzystów na miejsca na uczelniach, dziekanatów - na łatwy zarobek, prywatnych uczelni - na frajerów. Wygra, jak zwykle, Urząd Pracy, zasilony nowym zastrzykiem bezrobotnych absolwentów.

Normalnie na tym tu udostępnionym mi miejscu nie wypowiadam się na tematy społeczno-polityczne, wychodząc ze złośliwej kalkukacji, że na dłuższą metę opinie są nic nie warte, a te *naście innych blogowiczów i tak je wyrazi. W końcu jednak poczułem się w obowiązku napisać coś o szeroko rozumianym szkolnictwie, zwłaszcza tym średnim i wyższym, bo a nuż ktoś to przeczyta i uratuje sobie kilka lat życia, które by tak zmarnował jak głupi uczęszczając na wykłady w świętym przekonaniu, że to co robi ma sens.

Miałem to historyczne szczęście, że moją edukację wyznaczyła osławiona reforma systemu oświatowego 1999, która sprowadziła do Polski kataklizm pod postacią gimnazjów. Zostałem zatem programowo przeczołgany przez 3-letnie gimnazjum, z którego wyniosłem nic. To właśnie usłyszałem w liceum, wraz z setkami tysięcy podobnych mi młodych obywateli. Z przerażeniem z kolegami konstentowaliśmy fakt, że powtarzamy materiał z gimnazjum, w nieznacznie tylko poszerzonym zakresie, ale mimo tego zaliczamy lufę po lufie - już we wrześniu. Wtedy to uderzyła mnie pewna myśl, która potwierdziła się jeszcze kilkukrotnie:

wakacje kasują wiedzę nabytą w roku szkolnym

Powiedzmy sobie to szczerze - czas spędzony na wypoczynku letnim to, z punktu widzenia edukacji, czas stracony. Te 70 dni które spędzamy na beztroskim leniuchowaniu/levelowaniu/chlaniu/zacieśniania więzi z koleżankami, to dni pozbawione materiału szkolnego. Efekt jest niszczący dla tego, co wkuto z takim trudem - we wrześniu każdy jest idiotą. Bezcenny czas traci się na powtórki, podczas gdy nad uczniami wciąż wisi miecz Damoklesa pod postacią nowego materiału. Co prowadzi nas gładko do kolejnej myśli:

program szkolny jest przeładowany

Koleżanki, koledzy! Nie dajmy sobie wciskać kitu! Pewnie słyszycie czasem, że teraz podręczniki są ogołocone z treści, za to wypełnione ilustracjami, żeby "pokolenie informacji obrazkowej" przyswoiło do tych tępych łbów, że Kain zabił Abla, a nie Raziela. Jest to bzdura tak straszna, że zimno mi się robi gdy myślę o ilości ludzi, którzy w nią wierzą i ją powtarzają. Podręczniki w czasach PRLu były takim samym marnotrawstwem papieru, jak i teraz - przeładowane treścią, w dodatku często zbędnie precyzyjną i zwyczajnie zbędną. Dodajmy do tego nieporównywalnie uboższą technologię w tamtych czasach, brak powszechnego dostępu do informacji oraz wtręty ideologiczne - i mamy obraz, który poraża. Dziś jest niewiele lepiej - niby i są płyty CD dodawane do podręczników, kolorowe ilustracje, wykresy, i internet - ale i tak jest tego za dużo. Cytując pewien starawy już felieton EGMa - "Gdybym musiał wiedzieć o oddychaniu tyle, co przeciętny polski uczeń, to bym się z wrażenia udusił". Otóż to. W szkole uczeń jest ładowany wiedzą kwizową - jak się nazywa hormon wzrostu, a jak powodujący przygotowujący kobietę do zapłodnienia i ciąży. Na matematyce dowiaduje się, że "świat dzieli się na kwiatki i niekwiatki" - tu znów cytat za Generałem - a polonistka wkłada do głowy bajki o mesjaniźmie polskim i tym idiocie, co dla (_!_) się zabił, tworząc kanon dla wszystkich nastolatków epoki blogowej. Dodajmy do tego języki obce, które są potrzebne, bo są potrzebne (nieważne jakie - angielski, to żeby na emigracji wiedział, gdzie jest ośrodek dla bezdomnych, i jeden dodatkowy, żeby pusto na świadectwie nie było), garść przedmiotów ścisłych - i mamy, w najlepszym razie, wszechstronnie utalentowanego idiotę, który po kres swych dni będzie się zastanawiał, jak się pakuje jajka w skorupki.

Reforma któraś tam kolejna wprowadziła licea profilowane, o których mam jedynie tyle do powiedzenia, że

profile licealne guzik znaczą, zarówno na maturze, jak i dla uczelni wyższych

Ja sam poszedłem do klasy humanistycznej, i wraz z moją klasą byliśmy ulubionym celem dowcipów fizyka, który słusznie nas przezywał "tumanistami". I rację miał stary bawół, bo po skończeniu szkoły średniej w dziekanatach rzucano w nas kulkami z papieru, a my nie byliśmy w stanie drgnąć nawet powieką, bo wiadomo było, że jest po 50 osób na jedno miejsce na kierunkach humanistycznych. Otóż, my dear people,

humanista w Polsce to podczłowiek

i nie ma się tu czemu dziwić, biorąc pod uwagę zapotrzebowania na rynku pracy: inżynierowie. Lekarze. Farmaceuci. Technicy. Informatycy. Programiści. Administratorzy sieci. Robotnicy wykwalifikowani. Manikiurzystka z zakładu pod moim blokiem ma lepsze widoki na zatrudnienie jak moja koleżanka po pedagogice terapeutycznej, która zupełnie serio rozważa przeprowadzkę do innego województwa, bo w mazowieckim odwiedziła praktycznie wszystkie placówki i wszędzie słyszała, że nie ma zapotrzebowania na nauczycieli-terapeutów. Powiem wprost: osoby, które decydują się na studia humanistyczne, same sobie kręcą bat na plecy. Osoby utalentowane językowo mają największe szanse na przeżycie na rynku pracy, gdyż tłumacze są zawsze potrzebni (ta cała Europa to zupełnie prawdziwe zjawisko), ale osoby po polonistyce, historii, stosunkach międzynarodowych, socjologii czy europeistyce (to ostatnie to dopiero komedia!) najpewniej zasilą szeregi bezrobotnych, albo - w najlepszym wypadku - pracujących w call center na popołudniowe zmiany.

Wciąż może ktoś jednak się obruszyć i powiedzieć, że nie każdy musi być lotny w liczeniu, posługiwaniu się wzorami czy po prostu wiedzy ścisłej. Oczywiście, że nie każdy. Ja sam opanowałem tabliczkę mnożenia do 42, i przez całą swą edukacje zbierałem jedynki z matematyki, chemii, czy fizyki (jakimś cudem byłem zupełnie kumaty z biologii, i 4 na koniec osiągałem bez szczególnych naprężeń, acz do dziś nie wiem, jak się rozmnażają paprotki). I też przez jakiś czas uważałem, że posługując się wiedzą polonistyczną, zainteresowaniem do historii i sztuki oraz w miarę łatwym stosunkiem do języka pisanego, uda mi się przeżyć, a nawet - z uśmiechem o tym teraz myślę - zarobić! Niestety, drodzy Państwo, te czasy się skończyły.

Nie zarobisz na godziwe życie, będąc artystą.

Wiele osób (w tym i ja, swego czasu) ma marzenie, by utrzymywać się przez życie z np. pisania poczytnych książek (najlepiej fantasy), grania na basie w najlepszym zespole metalowym, ever, aktorstwa czy rysowania gołych bab. Życie, jak zwykle, jest zupełnie inne od marzeń. Pominąwszy fakt, że gwiazd muzyki/filmu/literatury, które żyją ze swych dzieł jest ok. 2%, to żeby cokolwiek opublikować w dystrybucji powszechnej, trzeba mieć łut szczęścia, mocne plecy, no i - wielkopomne dzieło. A umówmy się od razu, że wśród nas takich osób nie ma, i będzie dla wszystkich lepiej w to uwierzyć i przejść do porządku dziennego. Nie mówię, rzecz jasna, żeby nie realizować swoich marzeń - ale ułóżmy sobie priorytety tak, żeby można je było przy okazji codziennej harówki zaliczyć, i być z tego szczęśliwym. Odróżnijmy jednak nasze marzenia od faktycznych dążeń życiowych.

Jest też jeszcze kwestia modnych studiów. W zasadzie mógłbym przekleić tutaj ten artykuł, ale jedynie wyłuszczę jeden krytyczny fragment:

Wśród statystyk bezrobotnych absolwentów wyższych uczelni od lat królują te same profesje: pedagogika, politologia, dziennikarstwo, europeistyka, socjologia, zarządzanie i marketing. Uczelnie, szczególnie prywatne, chętnie promują te kierunki, bo można prowadzić je niewielkim kosztem, a wiele osób przyciąga po prostu słowo ?marketing? albo ?Europa? w nazwach.

? W Polsce brakuje skutecznej regulacji kierunków studiów, więc mamy na rynku za dużo tych, którzy pracodawcom do niczego nie są potrzebni. Tak zwani humaniści kończą studia, po których nie są w niczym wyspecjalizowani. Mają jakąś wiedzę teoretyczną, ale poza światem nauki ona do niczego się nie przydaje ? tłumaczy Łukasz Radzikowski, ekspert ds. rynku pracy z firmy HRK.

Innymi słowy,

żadna szkoła nie pomoże Ci osiągnąć sukcesu bardziej, jak szkoła życia.

Banał? Niekoniecznie. Pracodawcy nie zwracają takiej uwagi na skończone studia, co na dodatkowe przymioty kandydata, tj. prawo jazdy, książeczka sanepid, znajomość php, umiejętność tworzenia stron www, działalność w tematycznych klubach studenckich, znajomość obsługi kas fiskalnych, patent żeglarski, łatwość nawiązywania kontaktów... zupełnie losowe rzeczy, prawda? Ale jednocześnie unikalne, bo niemożliwe do osiągnięcia przez każdego chętnego, wymagające albo samodzielnego zadbania o nie, albo własnych umiejętności. Nigdy nie wiadomo, którego z takich atrybutów poszukuje pracodawca - może mieć za drzwiami 5 oczekujących projektantów stron www, ale może wybrać właśnie Ciebie, bo orientujesz się w branży w której działa szef - albo po prostu obydwaj lubicie wyskoczyć na weekend na żagle. I nie kręćcie głowami, w dużej mierze to właśnie takie drobne szczegóły decydują o przyjęciu do pracy!

Jak mam zatem podsumować swoje wodolejstwo? Najlepiej będzie stworzenie takiego TL;DR poradnika:

  • nie daj się omamić reklamom prywatnych studiów
  • do matury ucz się według klucza, ale poszerzaj swoją wiedzę dalej samodzielnie
  • miej szerokie zainteresowanie i pasje
  • pracuj w wakacje
  • przejdź się po mieście i zobacz, jakie zakłady/firmy w niej działają lub mają swoje siedziby - każda z nich może być Twoim pracodawcą
  • unikaj studiów na kierunkach: pedagogika, polonistyka, europeistyka, stosunki międzynarodowe, administracja, marketing, psychologia, kulturoznawstwo, sinologia i japonistyka
  • studia wyższe to wybór, a nie wymóg
  • nie każdą pasję można przekuć na zawód
  • wyjedź parę razy za granicę, choćby na weekend
  • obcuj z "żywym" językiem angielskim - czytaj anglojęzyczne portale, kupuj w szmateksach książki z UK, oglądaj filmy bez lektorów i dubbingu
  • angielski to nie zaleta, to wymóg

To by było na tyle. Skórę ze mnie zedrzeć możecie poniżej.

33 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Hmmm... Ja studiuje biotechnologię i na "dzień dobry" prowadząca przywitała nas tekstem, że pracy dla nas w Polsce nie ma(trzeba się było sprężyć, zdobyć więcej punktów i iść na weterynarię :/ )... Z drugiej strony mam przyjaciela na filologii polskiej i chłopak już się po studiach ustawił. Wiec to z humanistami to nie reguła. Aczkolwiek nie rozumiem ludzi ładujących się na kierunki w rodzaju filozofii czy jakiś innych pedagogik i europeistyk... Od dawna się mówi, że to fabryki bezrobotnych, więc po kiego grzyba ludzie się tam ładują? Tak trochę jak lemingi :P

Aha: paprotniki wytwarzają dwa pokolenia: diploidalne sporofitowe i haploidalne gametofitowe. Sporofity uwalniają haploidalne zarodniki, które rozwijają się w gametofit. Gametofit wytwarza haploidalne gamety męskie i żeńskie, które ulegając zapłodnieniu pod wodą tworzą diploidalny sporofit. :trollface:

Link do komentarza

Ramzesie, to co piszesz tu to prawda. Osobiście poszedłem do technikum informatycznego... i tu powstaje pytanie. Po co mi wiedza o wiązaniach między atomami, konfiguracji jonowej albo szczegółowej budowie paradichlorobenzenu ? Huh? Pani nauczycielki się spytałem, to odpowiedziała, że jak będę pracował w aptece to mi się przyda. ALE JA KURNA NIE BĘDĘ PRACOWAŁ W APTECE, JA SIĘ UCZĘ W KIERUNKU INFORMATYKA!

Link do komentarza

Świetny tekst Ramzesie i w większości go popieram. Osobiście chciałbym studiować historię lub filozofię (z naciskiem na to pierwsze) jako drugi kierunek. Miałoby to na celu jedynie poszerzenie horyzontów i spełnienie ambicji, a pragmatycznie trzeba ukończyć coś czego pracodawcy oczekują. O psychologii, socjologii i europeistyce się nie wypowiadam, bo to kpina.

Link do komentarza

Ja pozwolę sobie częściowo się z tym nie zgodzić. Tu chyba jest problem z nastawieniem ludzi i ich przewidywaniami. Moim skromnym zdaniem jeśli ktoś idzie na studia tylko dlatego żeby mieć lepszą pracę to niech od razu zrezygnuje i pójdzie na jakiś kurs dziergania albo szkoły zawodowej. Według mnie na studiach, w przeciwieństwie chociażby do liceum, uczymy się tylko i wyłącznie dla siebie. Przecież przy sprzedawaniu ziemniaków w warzywniaku nie potrzebna jest wiedza w zakresie odróżniania paradygmatu od syntagmy. Z drugiej strony, to co piszesz o humanistach jest w dużej mierze prawdą. Według mnie z dwóch powodów. Po pierwsze na poziomie szkolnictwa nie jest wśród młodzieży kształtowana potrzeba obcowania z kulturą. Klas o specjalizacji ścisłej jest zawsze więcej niż tych skoncentrowanych na przedmiotach artystycznych czy filologicznych. Dlatego też wyrosło nam pokolenie, które zamiast pójść do teatru czy przeczytać książkę woli spędzić popołudnie w centrum handlowym i gapić się na wystawy zajadając hamburgera. Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszym społeczeństwie jest większe zapotrzebowanie na specjalistów od mostów, autostrad, systemów elektronicznych itp. itd. Dlatego też studia ścisłe przygotowują do pracy w zawodzie. Studia humanistyczne już raczej nie, no chyba, że ktoś chce zostać nauczycielem. Moim zdaniem problem tkwi w samej mentalności - studenci chcą być zatrudnieni, a nie chcą tworzyć własnych firm/zakładów etc.

Link do komentarza

Kierunki humanistyczne są dla pasjonatów, ale jak ktoś nie ma innych zainteresowań/rodzinnego biznesu do przejęcia to jest to strata czasu... Na poszedłem na kierunek techniczno-przyrodniczy i choć z zatrudnieniem może być trudno to już teraz zaczęło to procentować.. Kolejne wyjazdy, konferencje, konkursy, nagrody, szkolenia, nowe znajomości i po trochu zdobywanie doświadczenia. Co najmniej kilka takich unikatowych rzeczy mogę wpisać sobie w CV a poza studiami samodzielnie staram się zdobywać wiedzę, bo ukończenie szkoły wyższej niezależnie od jej renomy pracy nie daje... Tekst świetny a najbardziej dziwi mnie to parcie ludzie na zarządzanie, później nie będzie komu pracować jak wszyscy będą chcieli tylko zarządzać :(

Link do komentarza

Po pierwsze - domagam się promowania tego wpisu.

Po drugie - jest problem. Bo jeśli komuś wiedza ścisła za Chiny ludowe nie wchodzi do łba, to co wtedy? Jeżeli ledwo zdałem z matematyki, fizyki, chemii i innych tego typu przedmiotów, które były dla mnie katorgą i "byleby tylko skończyć to liceum" bo już miałem dosyć ścisłych - co wtedy? Miałem iść do technikum, a potem pracować całe życie w osiedlowym warzywniaku za 800 zł?

Wybrałem turystykę, jakby nie patrzeć - przedmiot ogólnie humanistyczny. Bardzo lubię podróżować, choć jak dotąd byłem tylko w Czechach (koło tygodnia) i na Słowacji (dwakroć po 1 dniu). Tak, przyznaje się - jestem człowiekiem leniwym, szczególnie do nauki, bowiem w domu często wysprzątam na błysk i jeszcze zrobię obiad jak będzie trzeba i to bez słowa. Wracając do studiów - nie żałuję, że taktowe wybrałem, ale też zdaję sobie sprawę, że nie mam ochoty całe życie pracować za biurkiem w biurze podróży i wklepywać codziennie te same dane czy odbierać telefony od wkurzonych turystów, co nie znaczy, że trochę tak nie popracuję - wręcz przeciwnie. Nie widzę też siebie w roli pilota wycieczek - nie jestem odpowiedzialny, nie potrafię mieć głowy dokoła siebie, nie interesuje mnie to zanadto. Podobnie z przewodnikiem - nie mam do tego głowy. Ale jak pisałem, w branży turystycznej na pewno parę lat popracuję, bo nie uważam tego za zły wybór.

W związku z tym, że za "chwilkę" bronię licencjata, poważnie myślę o tym, co dalej. A dalej na pewno chciałbym skończyć studia magisterskie. Nie wiem, czy jest taka opcja, ale ciekawi mnie ochrona środowiska i/lub ekologia. Bądź co bądź, potrzeba rynku pracy jest. I niech mi nikt nie pisze, że to kierunki modne, ale bez szans na zatrudnienie. Jakby nie patrzeć, w tym kierunku zmierzamy. Bo jeśli nie to, to co? Nie mam zamiaru od nowa rozpoczynać kolejnych studiów I stopnia, a nie chcę też zakończyć edukacji na tym, co już osiągnąłem.

Wiem jedno - chcę żyć godnie, jak człowiek, a nie od wypłaty do wypłaty. I zrobię wszystko, żebym żył godnie. Inaczej niech wszystkich szlag trafi...

Link do komentarza

Dobry tekst, może będzie dla niektórych kubłem zimnej wody (połowa mojej klasy licealnej już niestety z tego nie skorzysta).

Niestety z autopsji wiem też, że nie wszystko jest takie proste, jak tu wykładasz. Jestem technikiem informatyki (specjalizacja administrowanie sieciowymi systemami operacyjnymi) i z pracą też nie jest tak różowo.

Na "zwykłe" posady jest taki tłum chętnych, że nie sposób się załapać, a na te "super" wymagania są dwóch typów:

-SQL, Java, JS, C, C#, XHTML, PHP, sterowniki do maszyn, słowem "człowiek od wszystkiego" (czasami zastanawiam się czy pracodawcy nie kopiują wszystkich technologii jak leci, bo a nuż coś się przyda);

- M$ Server 2010, M$ SharePoint, M$ Access, słowem - certyfikaty (jeden kurs 2000,- do tego nie ma żadnej gwarancji że zdasz);

Książeczki sanepidu, żagle? Raczej temat na rozmowę niż atrybut decydujący o zatrudnieniu, ludzie z działu HR wolą pytać jakim chciałbym być zwierzęciem.

wielkopomne dzieło

Te, humanista.

Link do komentarza

Ja się studiów technicznych łapię rękami i nogami. Kiedyś miałem głupie myśli żeby po szkole zostać zawodowym (tfu) artystą albo lingwistą, ale całe szczęście mój matematyk w liceum wbił mi do głowy lepsze rozwiązanie. Matematyki i fizyki nauczyłem się dopiero na studiach, wcześniej byłem noga z tych dziedzin. Całe szczęście nie uczyłem się tych niepotrzebnych bzdur, które mi wciskali w szkole i nie zaśmieciłem sobie pamięci wiedzą jak rozmnażają się rośliny.

Link do komentarza

Dobry tekst, ale brakuje informacji o technikach... Po ukończeniu takiej szkoły jest się w rozjeździe. Bo nie ma zapewnionego wystarczającego wykształcenia a co za tym idzie pracy (przynajmniej jeśli chodzi o kierunek), ale jednak poszedłeś po coś do technikum i chcesz sobie ten dodatkowy rok odbić chociaż jakaś pracą wakacyjną... Nie mówię, żeby nie iść do tego typu szkół, ale żeby dobrze przemyśleć decyzje. Ja nie żałuję takiego wyboru, ale fakt, że jeśli chodzi o pracę nic mi to nie dało. Dobrze też Sergi zauważył... W zasadzie... Jest masa ogłoszeń na :ludzi uniwersalnych"... I tak, że jeszcze Silverlighta nie dodają jeszcze do wymagań... Ale pewnie jeszcze nie odkryli, że coś takiego jest.

@AdixTehMaster: Na pytanie "po co mi ta wiedza" jest jedna odpowiedź: może dlatego, że po otrzymaniu dyplomu technika będziesz sobie go mógł wsadzić do... trylogii Zmierzchu :) Obojętnie której części, i tak z własnej woli zapewne nie otworzysz, a przynajmniej nie natkniesz się na ten papierek i popsujesz dnia... Mówię to jako technik informatyk... Nie żałuję tylko z jednego powodu - naprawdę miło wspominam samą szkołę, która była specyficzna :) Zresztą zauważ, że znaczna część osób po technikum nie kontynuuje dalej tego kierunku. Tyle, że początki na studiach są w zasadzie takie, żeby "technik hodowca koni" mógł sobie poradzić

Link do komentarza

Zgadzam się ze wszystkim.

Najzabawniejsze jest to że człowiek po zawodówce znajduje pracę o wiele szybciej niż człowiek wykształcony, nierzadko też zarabia o wiele więcej od niego (znam to, wielu moich "uczonych" znajomych było tego świadkiem).

Sam idę na Filologię Germańską, mam nadzieję że plik dyplomów/nagród z konkursów w czymś pomoże. Pociesza mnie jedynie to że język niemiecki w rejonie w którym żyję jest baaaaaaaaaaaaaaardzo niepopularny i nielubiany. :-]

Link do komentarza

Obecnie jestem w 3 klasie technikum informatycznego. Kierunek ten wybrałem ze względu na pasję i przyszłość związaną z przyszłym zawodem. Nie mówię tu o CD Projekcie czy CITY Interactive. Wszędzie poszukują specjalistów z tej dziedziny. Nie oszukujmy się. Nawet taki Pudzian jest w stanie "obronić magistra " z Zarządzania i Marketingu. Modne studia to plaga z którą trzeba się uporać.

Co do techników. Zależy to w sumie od szkoły do jakiej pójdziesz. U mnie przerabiamy już czwarty język programowania (JAVA). Zaczynamy Accessa. Najbardziej mordują nas z Urządzeń Techniki Komputerowych, dużo tam teorii typu:"co oznacza znaczek na nalepce" oraz "jak to działa?".Nie będę się dalej rozpisywał tu o Systemach Operacyjnych i Grafice. W innej szkole w moim mieście takiego poziomu nie znajdziecie!! Oczywiście nauka Turbo Pascala może wydawać się co najmniej dziwna ale co zrobisz, jest on wymagany na egzaminie zawodowym. Ale w większości przypadków tylko w teorii. Zadania praktyczne to w większości naprawa sprzętu komputerowego w firmach, agencjach. Tam do każdego działania trzeba się odnieść w punktach.

Kolejną kwestią są praktyki zawodowe, na które wybieram się od poniedziałku. Po nich się dowiem czy to ma dalej sens :)

Szkoły również pomagają rozwijać zainteresowania. Moim kolegom wydaje się dziwne moje zainteresowanie aktorstwem. Co prawda nauka kilometrów tekstu jest trudna, ale może przy rozmowie o pracę nabiorę pewności siebie.

Szkoły są w porządku, ale system edukacji zmienia je w Tristram z Diablo II :)

Link do komentarza
Najbardziej mordują nas z Urządzeń Techniki Komputerowych, dużo tam teorii typu:"co oznacza znaczek na nalepce" oraz "jak to działa?"

Mnie to zawsze najbardziej ciekawiło :tongue: Zresztą, nie masz Algebry Boola to nie wiesz, co to mordowanie.

Oczywiście nauka Turbo Pascala może wydawać się co najmniej dziwna ale co zrobisz, jest on wymagany na egzaminie zawodowym.

Jest? A nie wystarczy jak napiszesz w C++ albo pseudojęzyku?

Zadania praktyczne to w większości naprawa sprzętu komputerowego w firmach, agencjach. Tam do każdego działania trzeba się odnieść w punktach.

Najbardziej poroniona rzecz z całej edukacji technicznej. Lepiej się obryj z tych "projektów realizacji prac prowadzących do..." bo 3/4 osób na tym oblewają.

Powodzenia :wink:

Link do komentarza

A ja studiowałem Zarządzanie i Inżynierię Produkcji i na szczęście już po jednym roku stwierdziłem, jak bardzo bezsensowny kierunek obrałem (a po co w ogóle go brałem? Nie miałem po maturze żadnych pomysłów co robić dalej, no a "studiować przecież trzeba"). Teraz siedzę w Anglii i jestem zadowolony. Naturalnie nie zachęcam do podążania za moim przykładem, wręcz przeciwnie, ale popularne dziś podejście do studiowania "bo wypada mieć jakiś papierek" jest znacznie gorszą alternatywą. A wiecie, że przed wojną posiadacz matury cieszył się większą renomą od dzisiejszych magistrów?

Link do komentarza

@skoczny : niestety, trylogii Zmierzchu nie posiadam, co najwyżej "Metro 2033" i 2034, dwa tomy z serii Dragonships [czekam na trzeci!] i "Weźmisz czarno kure". Ale tam nie wsadzę, bo pewnie kiedyś otworzę i zepsuje sobie dzień.

Zdecydowałem się na TI z powodu prostego - jest to moje hobby i mam zamiar rozwijać dalej ten kierunek. Aczkolwiek chciałbym jeszcze zrobić sobie licencję PPL(A) [tak, na samoloty :) ] ale jakoś na to trzeba zarobić. Liczę na to, że po technikum coś tam ze szkoły wyniosę [bynajmniej nie są to komputery z sal, a wiedza] i pomoże mi to znaleźć dobrą pracę. A i atmosfera jest specyficzna :) Dodam, że jako jedyna klasa z "pierwszaczków" nie rozpadamy się, a właściwie to nawet doszła do nas jedna osoba.

Link do komentarza

Dooopeck i Sergi: jest wymagana znajomość Turbo Pascala, ale raczej podstawy... Pierwsze lekcje typu jaką zmienną zastosować w danym przykładzie ewentualnie skład prostej pętli. Czyli podstawa podstaw.

Co do egzaminu zawodowego przez pierwsze dwa lata byłem pewien, że nie zdam. I nie dlatego, że nie czułem się nie na siłach, ale dlatego, że w innych szkołach z regionu, które wcześniej zaczęły edukacje tego kierunku był już egzamin. I zdały tam nieliczne osoby... Jednak jak zacząłem się interesować arkuszami... No jeśli ktoś nie poszedł tam "bo musiał", ale dlatego, że go "pociągały" komputery, raczej nie będzie miał kłopotu ze zdaniem. Co do części praktycznej tak jak pisze Sergi... W zasadzie te wszelkie wnioski i możliwe przyczyny są w większości wypadków takie same. Więc tą część można zawsze z pamięci pisać :)

Praktyki - fajna sprawa... Owszem. Ja akurat pracowałem po 4 godziny dziennie, ale była to raczej praca przeinstaluj system/spisz komputery w magazynie/wydrukuj coś tam :) Rzadko dawano robić coś bardziej odpowiedzialnego, ale niebywale mnie cieszyło nadawania uprawnień pracownikom gminy albo wprowadzanie komisji wyborczych w gminie do ogólnopolskiej bazy danych :)

Ja akurat byłem w jednej z czołowych szkół w rankingach ogólnopolskich. I co? I nic... Coś tam wiedzy z niej wyniosłem, ale problem jest taki, że dla pracodawcy nie jest to ważne. I nawet nie mówię tu o jakiejś wymarzonej pracy, w której mógłbym się spełnić zawodowo, ale o zwykłej, normalnej, niefizycznej pracy. Przynajmniej w moim regionie

MantroX: ja zrezygnowałem zaraz na początku... Głównie dlatego, że tak naprawdę wszystko to co mnie tam przyciągnęło było mocno niedopowiedziane... Ale nie żałuję specjalnie... Jednak większość podejmuje decyzje o studiach bez większego myślenia o dalszych planach... Coś na zasadzie "może dobrze by było jakbym to skończył". I po części ja też coś takiego zrobiłem. Nie wykluczam, że powrócę do studiowania, ale jak już to teraz lepiej się zorientuję...

@AdixTehMaster: hmmm... No to musisz poszukać czegoś gdzie nie zaglądasz :) I raczej nie zaglądniesz.

Na jakąś wiedzę możesz liczyć, ale na pracę bym się nie nastawiał. Może akurat się uda, ale marne szanse. Sam zaczynając szkołę liczyłem na to, że po niej zakotwiczę się w jakimś miejscu. A skoro pierwszak to zapraszam tutaj Rok temu opisałem tam jak wygląda nauczanie kierunku na podstawie mojej szkoły :) Zobacz co cię jeszcze czeka :)

EDIT Sorry za wcześniejszy błąd w linku :/ Jak ktoś zauważył to niezła wtopa :)

Link do komentarza

Ciekawy wpis na ciekawy temat. Tylko ten link do artykułu z onetu;)

Zdanie moje na temat całej dziwacznej sytuacji jest takie, że zawinił pokutujący niegdyś "kult osoby wykształconej". Doskonale pamiętam, że w roku, gdy kończyłem podstawówkę (a było to piękne lato 1999) na ludzi, którzy wybierali się do zawodówki czy czegokolwiek pochodnego patrzono jak na ciężko upośledzonych. No bo jak to tak można, tam tylko debile i przyszła klasa, tfu, robotnicza. Sam padłem ofiarą całego tego pędu. Jako, że zawsze miałem talent i smykałkę do kucharzenia to wymyśliłem sobie szkołę gastronomiczną. Po ogłoszeniu tego rodzicom zostałem wzięty za łeb i zapisany do renomowanego liceum (nawet nie napiszę tego w cudzysłowiu, bo faktycznie była to wówczas jedna z lepszych szkół średnich w Polsce). Skutek łatwy do przewidzenia - przez 4 lata zbierałem 1 i 2 z różnych dziwnych przedmiotów a płacz mojej mamusi choć wzruszał mnie niezmiernie, to jednak nie potrafił przekonać do słuszności wkuwania na blachę 30 stron podręcznika do biologii.

Po tym jak owczy pęd na liceum przeniósł się na owczy pęd na studia, kult osoby wykształconej drogą naturalnej ewolucji zmienił się w kult obiboka. No bo skoro każda osoba, nieważne - zdolna czy niezdolna, inteligentna czy głupia, może sobie spędzić 5 lat (minimum) na bogatym życiu studenckim to... czemu miała by tego nie robić? I tu pojawia się ważna kwestia - czy 14-15 latek potrafi sensownie zaplanować swoją przyszłość? Czy 18-19 latek mający możliwość wyrwania się spod opieki rodziców przy jednoczesnej gwarancji pompowania z nich przez kolejne parę lat kasy "na pywo" nie skorzysta z tej opcji, by zająć się czymś sensownym? Dlatego moim zdaniem edukować trzeba też rodziców. Niech pchną dziecko w dobrym, rozsądnym kierunku i nie załamują rąk, że ich córcia nie zrobi dwóch magistrów, podczas gdy syn sąsiadów właśnie kończy trzeci kierunek.

Sama praca i kariera zawodowa to już osobny temat-rzeka. Ale przede wszystkim warto pamiętać, że doświadczenie zawsze jest więcej warte i bardziej pożądane niż teoria. Po drugie - poza samymi umiejętnościami twardymi zawsze liczy się też bycie oblatanym w "życiu firmowym". Dlatego warto korzystać z wszelkich opcji zdobycia doświadczenia. Bo zderzenie z rzeczywistością pracy zawodowej zaboli nawet najlepiej przygotowanego merytorycznie żółtodzioba.

Link do komentarza

Ramzes, zawsze pisałeś świetnie, ale tym wpisem który dam znajomym kolegom z gimnazium i nauczycielom, pewnie wybije pewnym osobom polonistyke. Najprawdziwszy wpis Ever.

Link do komentarza

W mojej głowie cały czas myśl jedna krąży, mianowicie: astronomia. Ale gdyby ktoś miał w rodzinie (załóżmy, że ja) jakąś prężnie rozwijającą się firmę to co wtedy? Zdać jakąkolwiek szkołę i ruszyć tam? (Bo prawdę mówiąc akurat tam nie potrzeba wykształcenia, jeno zmysł handlowca). Idę do ogólniaka i jeśli przez te 3 lata stwierdzę,że jednak mam szansę na ułożenie życia łatwiej to co?

Link do komentarza

Czytając ten wpis miałem wrażenie, że jesteś moim nauczycielem od historii... Cały czas powtarza nam dokładnie to samo... A ja się z nim zawsze zgadzałem, bo widzę co jest :cat2:

Link do komentarza

Jestem "świeżo" po obowiązkowych maturach i w sumie olewam to, na jaki kierunek (oczywiście "humanistyczny") się dostanę. Moi rodzice ukończyli zawodówki - mama jest kucharką (przepracowała 10 lat, obecnie ma lat 45), ojciec jest ślusarzem (w zeszłym roku 2 dni męczył się ze zmianą zamka) ale od prawie 30 lat jeździ TIR-em, od 10 lat ma własną działalność gospodarczą. Gdy zaczynałem liceum, zdawałem sobie sprawę z tego że po studiach nie znajdę wymarzonej pracy. I wiecie co? Zupełnie się tym nie przejąłem. Rodzice zawsze mi tłumaczyli że wykształcenie to zawsze dodatkowy plus, bez względu na to czy kończysz jako prezes czy jako ekspert od zarządzania serwujący drinki w jakiejś spelunie. Pójdę na studia z podniesionym czołem - i mam nadzieję że tak samo je skończę. BTW - mam znajomych po prawie - w tej chwili prawdopodobnie rąbią mięso w rzeźni pod Londynem.

Link do komentarza

Cytując Metallicę - "Sad, but true" Wpis, który można bez problemu pokazać wszystkim - rodzicom, nauczycielom, przyszłym studentom. No i do tego jest ciekawie napisany. Jednak jako ofiara kolejnej zmiany programowej (zeszłorocznej) muszę stwierdzić, że podręczniki dla gimnazjum mają wiedzę całkiem nieźle przystosowaną i nieźle przedstawioną. Mój wujek (tak, wujek), który edukuje się w zawodówce na murarza stwierdził, że przy takich podręcznikach mógłby się całkiem przyjemnie uczyć. Oczywiście wciąż nas karmią wiedzą, że owsiki mają zamknięty układ krwionośny, jak przebiega rozmnażanie paprotników, grzechotników, saprofagów, saprofitów; roślin okrytonasiennych, nagonasiennych, gołonasiennych, nasiennonasiennych itp. Jednak ja osobiście z przyswojeniem tej, jakże bezużytecznej wiedzy problemów nie miałem i nie mam, a naprawdę obchodzi mnie tylko fizyka, matematyka, informatyka i historia, no i czasami co lepsze lekcje polskiego o literaturze. To przedostatnie to ostatnio coraz mniej mnie obchodzi, bo mamy o wiele nudniejszego nauczyciela, niż w podstawówce (co z tego, że nie znał nawet pięciu bogów egipskich, ale potrafił zaciekawić i zabawić). No i chyba jestem w dobrej sytuacji, gdyż od podstawówki mi powtarzali, że mam ścisły umysł, mam się brać do liceum innego niż dwa inne oferowane w tej wiosce mające prawa miejskie.

Ale kogo moje zdanie obchodzi, w końcu jestem tylko smarkatym gimnazjalistą.

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...