Skocz do zawartości

plusqanie

  • wpisy
    15
  • komentarzy
    59
  • wyświetleń
    14260

czarwartotal


plusq

374 wyświetleń

Niewiele jest takich serii gier o których można mówić jak o starej miłości. Tytuły przychodzą i odchodzą, niektóre na zawsze pozostają głęboko w sercu i pamięci, inne są tylko wakacyjnym romansem lub tygodniową ciekawostką bądź też szybkim numerkiem najczęściej niestety będącym fatalną i kosztowną pomyłką. Na palcach jednej ręki zliczyć mogę tytuły i serie wybitne a na piętnastu pozostałych całą resztę mej prywatnej czołówki. Dzisiaj chciałem napisać o zjawisku, które od wielu lat rozmiękcza me serce, sprawia że kręgosłup się gnie a portfel rozwiera ochoczo, eksplodując strumieniem banknotów. Po tylu latach mogę szczerze powiedzieć ? tak, to właśnie jest miłość ? zarówno w swym mrocznym jak i radosnym wydaniu. Po tytule każdy już się zapewne domyślił, że imię tej heroiny to Total War. A tak zdobywała me serce.

Krok pierwszy ? zauroczenie.

Jak wszystko co najlepsze w życiu i to przyszło zupełnie niespodziewanie. Ot pojawiło się. Zanim zdążyłem się opamiętać trzymałem w ręku pudełko z intrygującą nazwą: ?Shogun Total War?. Było czerwone, screeny obiecywały przyjemność a wymagania systemowe dawały pewność, iż mój nowy, wtenczas nabyty pecet, spisze się doskonale. Pisałem poprzednio jak uwielbiam batalistykę. Jakże więc mogłem nie zapałać uczuciem do gry, która oferowała mi ją w najpiękniejszej, mimo, iż opartej na sprite?ach, postaci.

Każdy żołnierz widoczny. Duże oddziały, taktyka w bitwach a między nimi na mapie kampanii strategia. Rozwój ekonomiczny i militarny a właściwie ciągłe dążenie do znalezienia owego złotego środka pomiędzy nimi. Ileż to ja batalii stoczyłem wtenczas. Armie przetaczały się przez kraj kwitnącej wiśni niczym walce. Był taki moment, kiedy wypuściłem nawet cały kontyngent gejsz, które w swoistym marszu ze wschodu na zachód, mordowały każdego, nabierając w końcu takiego doświadczenia, iż nikt nie mógł ich zatrzymać. Ale najmilej wspominam niedokończoną kampanię rodu Takeda. Jeśli ktoś pamięta, zaczynał ów ród z dwiema prowincjami, rozdzielonymi od siebie, ale za to nadmorskimi. Jedna była w spokojnym sąsiedztwie, druga wręcz odwrotnie. Wystarczyło zwodować jeden okręt i postawić go na morzu, a tworzył się wtedy swoisty szlak morski który pozwalał w jednym ruchu przerzucić wojska pomiędzy prowincjami. Ponieważ jedna była wciąż atakowana, co turę lub dwie przerzucałem coraz to nowe jednostki, które walecznie ginęły w kolejnych rozpaczliwych acz udanych próbach obrony owej jednej prowincji. Ta nieustanna walka była niesamowita i dawała wiele satysfakcji. Nowość, świeżość, ekscytacja ? taki był pierwszy Szogun.

Krok drugi ? grzeszna miłość.

I stał się dzień w którym nadszedł ?Medival Total War?. I wysypały się dziesiątki narodów europejskich, o różnych religiach i wojskach ale o jednym celu ? rządzeniu kontynentem. Czułem się jak w niebie gdy mogłem pokierować Polską i podbić w jej imieniu, jej orężem, świat. Mogłem poznać zabójczą w starciu z opancerzonym wrogiem moc kuszy lub długiego łuku angielskiego. Mogłem doświadczyć efektów ostrzału machin oblężniczych zarówno na oddziałach jak i na murach zamków i twierdz. Mogłem rozpętać ogień inkwizycji, wprawić w ruch krucjaty lub dżihad z prostym acz genialnym patentem na wzrost liczebny w zależności od pobożności prowincji przez które przechodziły, nierzadko porywając za sobą całe oddziały elitarne i członków rodzin szlacheckich. Były też najszybszą drogą do wzbogacenia się, gdyż wystarczyło plądrować kolejne nieprzyjazne rejony w drodze do celu, bez konieczności ich utrzymywania. Jeśli chodzi o religię, to miały ciekawy element. Papiestwo z jego groźbą klątwy dla władcy, który podniósł rękę na katolickiego rywala i nie zakończył konfliktu zaraz po ostrzeżeniu. Centrum Europy walczyło więc szybko i intensywnie ale krótko i rzadko.

Zaczęły jednak ujawniać się już pierwsze problemy. Prowincja stanowiła jedno pole a armie niczym żetony poruszały się z jednego na drugie. Wynikała stąd jedna prozaiczna sprawa. Nie można było pozwolić sobie na przegranie żadnej bitwy obronnej, albo chociażby pozwolić się zaskoczyć wybuchem silnego buntu lub najazdem na teren uważany za bezpieczny. Sprawiała też, że tak naprawdę umocnienia prowincji traciły dla gracza na znaczeniu. Bo choć po przegranej bitwie obronnej wycofywały się resztki wojsk za mury, to infrastruktura prowincji była plądrowana, przez co ta cofała się w rozwoju o kilkanaście tur nie licząc już nawet kosztów finansowych. Dlatego nie można było pozwolić sobie przegrać takiej bitwy, nawet gdy w prowincji obok stacjonowały siły zdolne kontratakiem zmieść każdego napastnika w następnej turze. Dlatego przyszedł kres na żetonowe ?manewry?. Musiała nadejść nowa era. A właściwie to stara era.

Krok trzeci ? orgia i wyuzdanie.

Stara era uderzyła jak stado słoni, tratując i wywracając wszystko na drugą stronę. Nic już nie miało być takie same. Bo oto nadszedł czas centurii, galer, przemarszów armii po szczegółowej mapie strategicznej i majestatycznych rzezi w trójwymiarowym środowisku. Legiony przeciw falangom, słonie przeciwko jeźdźcom i barbarzyńska brutalność przeciwko bezwzględności ?cywilizowanych?. To był ?Rome Total War?. I widział Pan, że było to dobre.

Urzekające bitwy, działania agentów, przepiękne oblężenia i romantyzm starć nocnych, gdzie ciemności rozświetlały kolejne salwy płonących strzał, sunących od łuku i łukiem po niebie. Tylko te płonące świnie z czterech liter były wzięte bo psy bojowe jeszcze mogłem zaakceptować. Po raz pierwszy okazało się jak ważne są formacje w których walczą oddziały. Można było uformować żółwia, ścianę falangi bądź poprowadzić najtańszych chłopów dosłowną kupą. Czy wspominałem już, że były tam słonie? Pewnie tak. Ale podkreślmy to. Były tam słonie!!!

Istotne zmiany zaszły też w gospodarce prowincji. Większość posiadała jakieś własne dobra handlowe, którymi można było obracać dzięki umowom i szlakom. Floty nabrały na znaczeniu ale walka wciąż była automatyczna, a ich wynik często wzięty z kosmosu. Przede wszystkim liczyły się umiejętności admirała, ale by ten ich nabrał, należało wcześniej stoczyć kilka bitew z jak największą przewagą liczebną.

Niemniej powiało świeżym wiatrem zmian od starej ery. Ale i tak każdy wiedział, że kwintesencje nowego silnika odnajdzie dopiero w starym znajomym. Bo najciemniej zawsze? w wiekach ciemnych.

Krok czwarty ? stara miłość nie rdzewieje.

Wieki średnie w nowej oprawie uderzyły więc całym impetem rycerstwa zakutego w zbroje. ?Medival 2 Total War? zabłysnął jako najjaśniejsza gwiazda firmamentu, chuć niepohamowaną na nowo rozpalając i rozkosz przynosząc zarówno w audiowizualnej oprawie jak i merytorycznej zawartości. Batalie od nowa wstrząsnęły kontynentem a zacofanie ustępowało z każdą kolejną turą renesansowi sztuki, także wojennej. Dla mnie jest to najlepsza ze wszystkich części. Fenomenalna, niesamowicie rozbudowana no i posiadająca nasz swojski wątek, który przynajmniej dwukrotnie przedłużył rozgrywkę. Gdyby tylko nie ta szybka, krótka kampania, grana na ?odczepnego? byle kim, tylko po to aby odblokować wszystkie nacje a w szczególności naszą.

Mnogość rodzajów jednostek - każda stworzona do nieco innych celów, używająca innych taktyk, podatna na inne czynniki i skuteczna przeciwko innym. Wspaniałe machiny oblężnicze, tarany, wieże, drabiny (obecne już w poprzedniej co prawda części). Pierwsze armaty ? w grze paradoksalnie i nierealistycznie skuteczniejsze od tych z osiemnastowiecznej i napoleońskiej ery. I trójwymiarowi wojacy, każdy nieco inny, aby armia klonów nie raziła po oczach.

Jak zapewne zauważyli co niektórzy, do tej pory nie wspominałem nic o dodatkach. Z tej prostej przyczyny, iż pierwszym dodatkiem w który grałem były ?Kingdoms? i to nabyte dość niedawno. Słyszałem wiele dobrego o poprzednich dodatkach, ale przypadały one na okres kiedy studiowałem a kasa i czas nie były moim sprzymierzeńcem. No i czasami też trzeba się było czegoś pouczyć? Dlatego nie będę opisywał czegoś, czego osobiście nie sprawdziłem. W ?Kingdoms? natomiast grałem i bardzo chwalę sobie jego różnorodność. Każdy z czterech ?teatrów działań? wnosi coś unikatowego i nowego. Bardzo podobały mi się zameczki w strategicznych punktach, podczas rozgrywania kampanii na wyspach brytyjskich. Ciekawe rozwiązania eksploracji i werbunku oddziałów konkwistadorów w Ameryce. Zakonna infrastruktura i armia kampanii bałtycko-litewskiej. No i niesamowita mobilność licznych strzelców konnych i wszelakiej kawalerii muzułmańskiej w starciu z powolnymi, silnie opancerzonymi krzyżowcami.

Dzięki temu dodatkowi, każdy mógł, uzbroiwszy się w dwa nagie miecze, zakrzyknąć ?Freedom? i ruszyć na Podbój Raju po to by zasłużyć sobie na Królestwo Niebieskie.

I choć miłość trwać może całe życie to czasami pojawia się ochota na skok w bok. Do czasów ognia i prochu, cienkich czerwonych linii, niebieskich pełznących niepowstrzymanie kolumn bądź najeżonych bagnetami czworoboków. No i do królowej. Artylerii.

Krok piąty ? gorące zabawy z bliźniaczkami.

Długo wyczekiwany, przyszedł najpierw ?Empire Total War? a jakiś czas później ?Napoleon?. Chociaż wiele różniło oba tytuły, to były one jak dwie siostrzyczki. Jedna starsza, o szerszych horyzontach, preferująca długie konwersacje i częste zabawy. Druga młodsza, mająca coś podobnego ale i wiele nowego. Trochę piękniejsza, skoncentrowana tylko na wąskich tematach i uwielbiająca intensywną zabawę w bardzo szybkim tempie. Wręcz na czas. Szczerze powiedziawszy miałem, po części przeczucie a może tylko nadzieję, iż dołączy do siostrzyczek trzecia. Ta opowiadająca o wojnie secesyjnej. Bo choć wybiegała by do przodu w czasie to jednak taktyka i wyposażenie oddziałów pozostawało by podobne. Było by to przecież naturalnym zamknięciem tego militarnego okresu w swoistej trylogii. Tak się jednak nie stało.

Ale zamiast tego było dużo dobrego. W końcu walki przeniosły się na wody gdzie już osobiście poprowadzić można było okręty do boju i to w epoce w której wyglądały one najbardziej widowiskowo. Ale co z tego, skoro przez problemy ze sterownikami i niedopracowanie ?Empire? po raz pierwszy bez obaw o ?wykrzaczenie? lub ?różowy ekran rozmazanej śmierci? rozegrać je mogłem dopiero niemal rok po premierze. Co prawda gdybym pokombinował trochę wcześniej z ustawieniami nvidi mógłbym skrócić ten czas zapewne. Teraz już się i tak nie dowiem. Zaskakuje mnie jednak, jak żadna recenzja, zali to w polskiej prasie czy to drukowanej czy to elektronicznej tak jak i w ich zachodnich odpowiednikach, nie poruszały dostatecznie tematu problemów i bugów, od których wrzały fora internetowe. Osobiście śledziłem je aby rozwiązać mój problem, dlatego skalę problemów i pomstowanie na producentów a nawet deklaracje o chęci zorganizowania masowego bojkotu, poznałem niejako z pierwszej e-ręki.

Konkludując:?Empire TW? przeszedł swój masowy beta-test w ciągu roku po swej premierze.

Szczerze powiedziawszy pomimo obecności naszej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, najciekawszą była dla mnie kampania brytyjska. Urzekało też piękne ujęcie mięsa armatniego, maszerującego w rytm muzyki, prosto w ołowiany grad kul i linię bagnetów. No i ostrzał artyleryjski. Szczególnie w ?Napoleonie?, gdzie zlikwidowano szrapnele w zwykłej artylerii, pozostawiając tylko lite kule. Kartacze masakrujące całe szeregi rekompensowały wszystko. No i zawsze można było podziwiać potęgę haubic.

Było też wprowadzenie osad do prowincji, które można było rozbudowywać podług potrzeb. I możliwość ich niszczenia w celu wywabienia wroga. A także konieczność rozwoju prowincji aby te osady w końcu się pojawiły. W nagrodę można było postawić sobie kolejny port handlowy, uczelnię czy też kościółek. Albo manufakturę.

Co mnie strasznie raziło to oblężenia. Rozumiem, iż drabiny nie znalazły już miejsca (choć powinny), ale niech mi ktoś wytłumaczy logiczność akcji w której odział na czterech - pięciu linach, wspina się na w pełni obsadzony mur, gdzie ramię przy ramieniu stoi ze dwie setki chłopa, których następnie pokonują. Przecież wystarczyłoby aby chociaż po dwóch obrońców na jedną linę, kolbami lub bagnetami traktowali wdrapujących się przez mur atakujących. Już nie mówiąc, iż jeden nóż wystarczyłby do takiej linki ucięcia. A tu wyszło takowe coś.

A mimo to związek wytrwał. W znoju i radości ale dał radę. I oto pojawiła się pierwsza informacja o następcy i o powrocie do początków wszechrzeczy.

Krok szósty ? przygoda z eks czyli ambiwalencja.

Kiedy usłyszałem o nowym Szogunie, pomyślałem: stracona część. Nie wątpiłem, że znajdą się nowe elementy. Wątpiłem natomiast, iż znajdę radość. No cóż. Miałem troszku racji. Japonia, choć fascynująca, nie może równać się do europy. Jak to rzewniej mawiali: ?jakoś mnie to nie eksajtuje?. W kolejce przecież czekają wiek szesnasty i siedemnasty. No i powrót do przeszłości III, czyli trzeci Medival.

Ta część jest jak modelka. Niby piękna, czasami nawet intrygująca, ale na dłuższą metę nie ma w tym ani magi ani miłości. W końcu powtarzając myśl Jaskra spisaną przez Sapkowskiego: o kobietach pięknych szybko się zapomina a to ze ślicznymi chce się przeżyć całe życie. Szogun 2 może i jest piękny ale nigdy nie będzie śliczny.

Podoba mi się tak taktyka w bitwach jak i strategia na mapie głównej, którą obiera komputer. Ataki są silne i dewastujące, nadchodzą niespodziewanie i nagle, nie pozwalając ?zadomowić się? w jednym miejscu i rozbudować infrastruktury ? choć to ostatnie jest akurat wadą. Podczas bitwy, AI na nowo przypomniało sobie o manewrach i wykorzystaniu terenu. Nie jest już też tak skłonne do atakowania, gdy jest stroną broniącą. Oblężenia są takie sobie a na dodatek niemal niezbędne. Dzieje się tak, że rozmnaża oponent na mapie strategicznej oddziały w zawrotnym tempie, czerpiąc pieniądze zapewne z kapelusza. My natomiast cierpimy na stały ich niedobór a najgorsze, że strasznie trudno uchwycić finansowy oddech, który pozwoli zainwestować w rozwój prowincji. Grałem na poziomie o jeden niższym od najwyższego, stąd zapewne miałem problemy. Zazwyczaj po zdobyciu prowincji, odbudowujemy mozolnie siły, znosząc kontrataki nowych wrogów.

Podobają mi się również pory roku i nowe animacje postaci. I znów myślałem sobie jak niesamowicie wyglądały by w takim wykonaniu europejskie armie średniowieczne. Brakuje mi trochę właśnie miłości w Szogunie 2, którą bezgranicznie darzyłem Medivala 2. Przeglądając choćby nawet blogi, trafiłem na podobne opinie do mojej. Coś więc może być na rzeczy.

Czego więc mógłbym oczekiwać?

Krok siódmy ? ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy i zapas niebieskich tabletek na starość.

Czego bym oczekiwał od serii? Powrotu do Europy albo w Medivalu III albo w przełomie szesnastego i siedemnastego wieku. Pozostawieniu czterech pór roku i skali mapy. Niechaj będzie mapa świata większa, państwa składają się z większej ilości prowincji a te z kolei z większej liczby miasteczek. Niech pozostaną zameczki, niech polityka dynastyczna bardziej się liczy. Coś jak w ?Europa Uniwersalis: Mroczne Wieki?. Kto grał, ten wie jak doskonale został tam oddany system wasalny i dynastyczny. Takiego czegoś zapragnąłbym dla siebie w trzecim Medivalu. I niechaj dodane będzie coś na kształt mega kampanii. Wieku lub nawet dwóch totalnej rozgrywki, czyli czterystu do ośmiuset tur na ogromnej mapie. Dla prawdziwych fanów. W niektóre odległe rejony można by się nawet nie zapuszczać danymi frakcjami. Można by także przejść z systemu turowego na ten znany z Europy Uniwersalis. Co prawda śledzenie dużych ilości przemieszczających się wojsk sprawiałoby trudność, ale aktywna pauza pomogła by w manewrach oskrzydlających na poziomie strategicznym. Armie mogły by uciekać przed sobą w zależności od prędkości jaką rozwijają.

Można by wiele rzeczy. Ale coś mi się zdaje, że najpierw będzie drugi Rome. Oby tylko ktoś nie kombinował z dwudziestym wiekiem, gdyż nie pasuje on do koncepcji serii.

Skończę już temat. Tyle chciałbym jeszcze napisać. O oczekiwaniach, rozczarowaniach czy sentymentach. Tylko komu chciało by się to czytać.

A tak na marginesie. Pozwoliłem kursywą potraktować sobie niektóre swoje myśli, które moje ego uznało za ciekawe i trafne. Grunt to dobra samoocena.

4 komentarze


Rekomendowane komentarze

Coś zawsze zachęca mnie do tej gry, ale jednocześnie... mocno przeraża. Jak słyszę że to gra na setki godzin to mam uczucie jak mając trzy 700-stronowe tomy wspaniałej powieści. Porównanie z bupy, ale co tam, pasuje xP Jaką mógłbyś mi polecić? Z jednej strony ekonomia (MII jest taniusi), z drugiej epiczność wojen napoleońskich i okolic.

Link do komentarza
Coś zawsze zachęca mnie do tej gry, ale jednocześnie... mocno przeraża. Jak słyszę że to gra na setki godzin to mam uczucie jak mając trzy 700-stronowe tomy wspaniałej powieści. Porównanie z bupy, ale co tam, pasuje xP Jaką mógłbyś mi polecić?

Ostatnio kiedy widzę 700-stronicowe tomy o których wiem, że ponoć są dobre, to martwię si tylko tym, iż wkrótce je przeczytam a nie ma jeszcze następnych...

Zawsze będę polecał najpierw Medivala II najlepiej z dodatkiem. Ale jeśli zależy komuś na lepszej grafice - to Napoleona. Empire ma większą mapę (dodatkowo Indie i Ameryka plus tereny stricte handlowe) no i oczywiście husarie. Najlepsza grafika to Shogun 2 ale o nim myślę co myślę. Co nie znaczy, że warto sugerować się moją subiektywną opinią.

Pozdrawiam

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...