Oh Lord, won't you buy me a Mercedes Benz?
Dziś postanowiłem podzielić się z Wami miłością. Moja miłością. Nieodwzajemnioną, lecz wielką. Już widzę Wasze miny, lecz nie lękajcie się - nie odbiło mi, nie mam też zamiaru wylewać swych żali. Chodzi o miłość do Janis Joplin. Do rocka. Do energii. Do muzyki. Do życia.

Urodzona 19 stycznia 1943 roku, zmarła 4 października 1970 roku. Nie będę tu pozostawiał tragicznego końca na... koniec. Zmarła przez heroinę pomieszaną z alkoholem. Komentarz z mej strony zbędny i niepotrzebny. Nie mi ją oceniać. Ja wiem, że muzyka straciła wtedy fenomen. Wulkan energii, wspaniały głos. Dla mnie Janis jest uosobieniem tego, co można zrobić z muzyką i dzięki muzyce.
Karierę zaczynała z zespołem Big Brother & the Holding Company, do którego dołączyła w 1966 roku - wcześniej nieco nagrywała, ale były to raczej nagrania 'domowe'. W 1969 rozstała się z zespołem i założyła własny, Kozmic Blues Band. W przeciągu czterech lat, od 1966 do 1970, stała się fenomenem. Jej śmierć była szokiem, tym większym, że parę tygodni wcześniej zmarł Jimi Hendrix. Pisano o jej głosie i talencie. otworzyła drogę innym wokalistkom.
Ale wiecie co? Nie będę pisał dalej. Zajrzyjcie na Wikipedię, jeśli chcecie. Poczytajcie rankingi Rolling Stone'a. Moje słowa są nieadekwatne. Niech po prostu śpiewa...
Tylko parę słów na koniec. W 1979 roku powstał film 'The Rose' - luźno oparty na życiu Janis. Bette Midler grała główną rolę, za którą otrzymała nominację do Oskara. Filmu nie widziałem, lecz z niego pochodzi piękna piosenka, które idealnie nadaje się na koniec tego wpisu. Znam ją na pamięć. Słuchałem kilkadziesiąt razy pod rząd.
Janis Joplin
10 Comments
Recommended Comments