Karciany incydent, czyli jak nabito mnie w butelkę
Odkurzam tym wpisem mój blog, bo pewna sprawa poruszyła mnie niesamowicie i niech Was nie myli tytuł - nie chodzi o żaden hazard, a i butelka występuje w nim nie jako symbol weekendowych imprez
Jadąc do serwisu mieszczącego się w pewnym bydgoskim sklepie przeczuwałem klęskę. Tego dnia wiedziałem, że będą problemy. I nie wynikało to z doświadczenia, ponieważ prawie równy rok temu oddając moją grafikę na gwarancję byłem pewien w stu procentach, że naprawa przebiegnie gładko. No nie do końca przebiegła bez niespodzianek, ponieważ dostałem ją po pięciu tygodniach z małym hakiem. Ale i tak dostałem całkiem nowy egzemplarz 8800 GTS, więc nie miałem wielu powodów do narzekania.

Przez cały rok wspominałem jak to ciężko było na laptopie, na którym poginało się w zacinającego CS'a, czy też w zwieszającego się nieraz XIII. Wspominałem ten czas z uśmiechem na twarzy mimo wszystko. Lecz teraz, gdy los zatoczył koło i to tak dosłownie, nie jest mi już do śmiechu. Tym razem nawet nie mam do dyspozycji lapka, który w porównaniu z moim Pentiumem III był jak Ferrari wśród zardzewiałych Maluchów, które chwali się mimo stanu, ponieważ są to zabytki. Nie inaczej jest z moim "nowym" komputerem. To kurzący się grat, który lata leżał gdzieś w piwnicy zapomniany przez wszystkich, gdy na rynku pojawiły się pierwsze karty z akceleratorami. Takie komputery mają swój urok, lecz chyba mój stosunek do takich maszyn pozostałby nienaganny przez resztę życia, gdyby nie moje ponowne spotkanie po latach z myślą techniczną zaczynającego się XXI wieku.
Ale nie o tym miałem zamiar pisać. Wracając do karty: we wcześniej wspomnianym serwisie, facet który wcześniej usilnie próbował wytłumaczyć jakąś rzecz związaną z Windowsem (z marnym skutkiem mu to tłumaczenie szło) jakiemuś zagubionemu laikowi, przeszedł do mojej sprawy. Otworzył pudełko z karcioszką i zakomunkiował, iż na karcie nie ma nalepki z jej numerem seryjnym. Po chwili ciszy dotarło do mnie, że zostałem oszukany. Przecież w żadnym wypadku nic się od niej nie odkleiło, bo gdy dostałem kartę z poprzedniej naprawy żadnej dużej nalepki nie było, ponieważ myślałem, że jeśli była już na jednej naprawie, to kwit z oddania do serwisu i z 4 inne nalepki wystarczą w razie wypadku, a poza tym nie mogła się odkleić, bo komputer stoi szczelnie obudowany, a ja karty nie wyjmowałem od roku. Mimo tego, że pan przyjął moją grafę, to i tak dziś dostałem telefon z informacją, że serwis MSI nie może naprawić karty bez numeru seryjnego. I ja się pytam: dlaczego mając produkt na gwarancji i realizując ją pośrednio przez sklep, nie mogę otrzymać takiego samego produktu nawet od tegoż sklepu, w którym zakupiłem kartę? Warunkami gwarancji nie jest nawet to, że musi ona posiadać numer seryjny, więc sklep powinien mi ją wymienić od ręki i jeszcze podziękować, że byłem skory czekać tyle czasu zarówno teraz, jak i poprzednio. Zostałem po prostu oszukany i to przez obie strony, bo MSI naprawiając kartę nie nalepił na nią nalepki z numerem czyniąc z karty rzecz z punktu widzenia prawa bezwartościową. Złodziejstwo w najczystszej postaci, a uczciwy klient, który nawet nie podkręca grafiki, coby się nie spaliła szybciej, traci na tym najwięcej, bo jak by nie patrzeć powinienem właśnie dziś mieć kartę wartą z 300 zł, a teraz muszę mieć nową, za którą zapłacę więcej niż 300, aby móc grać w te same gry, co wcześniej.

Z mojej strony mogę tylko przestrzec przed firmą MSI, która i tak chyba nie angażuje się tak bardzo w produkcję kart graficznych, ponieważ dawno nie widziałem ich produktów "w akcji". Niemniej jednak złodziejstwo nie popłaca, więc będę się od nich trzymał z dala, bo nie chcę w podobny sposób stracić kolejnej karty, a nawet jeśli następnym razem miałbym u nich produkt na gwarancji, to czekanie ponad miesiąc mija się z celem.
2 Comments
Recommended Comments