Sala Samobójców - recenzja
Ostatnio zadzwonił do mnie kumpel z zapytaniem, czy nie mam ochoty pójść do kina na POLSKI film bo akurat zdobył bilety. Myślę sobie, ?niech to będzie Jeż Jerzy, ponoć dobry?. ?Sala Samobójców, słyszałeś może?? ? pyta kolega. ?Pewnie? ? odparłem, ale jednocześnie pomyślałem, że znowu przyjdzie mi się dołować na kolejnym polskim filmie o Ważnych Sprawach. Cóż, niewiele się pomyliłem. Tym bardziej jestem koledze wdzięczny.
Dominik (rewelacyjny Jakub Gierszał) ma wszystko ? pochodzi z zamożnej rodziny, która zatrudniła dla niego własnego szofera, grono znajomych a przed sobą maturę i świetlaną przyszłość. Jednak dotychczasowe życie stopniowo przeradza się w koszmar. Nagrany ze studniówki film pokazujący Dominika całującego się z kolegą początkowo wywoływał uśmieszki. Jednakże kiedy w internecie upubliczniono pewien mokry incydent podczas treningu, reputacja Dominika legła w gruzach. Stał się pośmiewiskiem szkoły. W trudnej sytuacji nie pomogli mu rodzice (znakomite kreacje Agaty Kuleszy i Krzysztofa Pieczyńskiego), którzy jak się zdaje, żyją w zupełnie innej rzeczywistości i nie zauważają, że utracili kontakt z synem. Skupili się na swoich karierach i brylowaniu w towarzystwie, zaniedbując sprawy fundamentalne. Dominik postanowił uciekać, azyl znajdując w tytułowej Sali Samobójców. Dzięki tajemniczej Sylwii (Roma Gąsiorowska) wkracza w wirtualny świat, który staje się dla niego nowym domem. ?Tu mnie słuchają, tu mnie doceniają, tu jestem akceptowany?, tłumaczy rodzicom chłopak. Im silniejsze więzi łączą go z nową komputerową rzeczywistością, tym bardziej popada w obłęd. Dalsze wydarzenia są nieuchronną konsekwencją tego, że przez lata zamiatano brudy pod dywan, nastąpiła kumulacja problemów, a bohatera nie nauczono kochać i bycia kochanym.
A jak wyglądała twoja studniówka?
Sala Samobójców jest filmem przerażającym. Tutaj emocje są wykrzykiwane prosto w twarz widza. Porusza aktualne problemy społeczne w sposób przejmujący i sugestywny. Można by pomyśleć, i faktycznie takie zarzuty się pojawiają, że jest to kino piętnujące internetowy świat. Prowadzi on przecież do uzależnienia, utraty kontaktu z rzeczywistością i zatarcia więzi z bliskimi osobami. Lecz taki osąd byłby znacznym uproszczeniem. Wygodnie jest obarczyć winą komputer, w końcu nie zakrzyczy w proteście. Jeszcze wygodniej jest stwierdzić, że ten film to w istocie emocjonalna pornografia, granie na uczuciach widzów, bez wyraźnego sięgania do sedna problemu. Można też spytać, dlaczego z taką łatwością przyjaciele Dominika odwrócili się od niego. Odpowiem pytaniem ? czy to nie sam Dominik nie zdecydował, że lepiej zatrzeć te kontakty? Można przypuszczać, że tak naprawdę nigdy do końca się nie rozumieli, może nie byli silnie związani. Tego typu zarzuty bardzo łatwo wystosować, lecz w moim przekonaniu film się im opiera. W rzeczywistości debiutancka fabuła Jana Komasy to studium poszukiwania własnej tożsamości, problemów wieku dojrzewania i potrzeby wsparcia, jakiego mogą potrzebować młodzi ludzie. To film
o samotności i braku akceptacji, gdzie inność, ponadprzeciętność i indywidualizm prowadzą do wykluczenia. ?Nie jesteś w naszej paczce, budka się zamyka?. Wreszcie to film o wychowaniu. Według reżysera jest to wartość nadrzędna, arcyważna. Kontakt, dialog, wspólne spędzanie czasu ? rodzina głównego bohatera tego nie doświadcza. Oddalają się od siebie do tego stopnia, że nie potrafią odpowiedzieć na proste pytania psychologa ? czym interesuje się syn. Konflikty chcą łagodzić tu i teraz, na szybko, ?zanim znajomi się dowiedzą i zaczną gadać, a to przecież może zaszkodzić mojej karierze?. Nie chcą poświęcać czasu na pomoc Dominikowi, który odciął się od dotychczasowego świata i wkroczył w nowy. ?Przepisze pan jakieś leki, on musi zdążyć przed maturą, nie ma czasu?. Tutaj bohaterowie żyją obok siebie, samotnie. Żyją w strachu tylko o swoją pracę, o prestiż, o byt materialny, żeby niczego nie brakowało. Ale jednak brakuje. I być może zabrzmi to banalnie, bohaterom brakuje miłości.
Wam też wydaje się, że powyższy zwiastun nie spełnia swego zadania i nie zachęca zbytnio do obejrzenia?
Debiutancki pełnometrażowy obraz Jana Komasy ponoć był realizowany trzy lata. Producentom zależało na technicznej perfekcji, czyli czymś co stanowi raczej niedościgniony element w polskiej kinematografii. Tymczasem techniki komputerowe zastosowane w filmie są bardzo dobre. Ktoś powie, że animacja postaci kuleje, a mimika jest sztywna jak pensjonariusze cmentarzy. Ktoś stwierdzi znów, że wykreowany wirtualny świat w gruncie rzeczy jest pusty, a detale i szczegółowość nie powodują, że skarpety nam z wrażenia spadają. Można się zgodzić z tymi zarzutami, gdyby nie pewien szkopuł. Wirtualna rzeczywistość Sali Samobójców to świat będący filmowym odpowiednikiem Second Life czy Playstation Home. To świat umowny, niekoniecznie zaawansowany graficznie i niemal dokładnie odwzorowujący to, co dzieje się za oknem. Wręcz odwrotnie, ma być jego przeciwieństwem, w swym odrealnieniu i magii. I ta sztuka się twórcom udała. Świetnie ze światem wirtualnym kontrastuje ten rzeczywisty. Cechuje się zimnymi barwami i surowością.
Ciekawą stylistykę Sali Samobójców podkreśla warstwa muzyczna. Ambient, elektronika, mocne rockowe utwory budują niepokojący klimat i napięcie, a kiedy trzeba tonują emocje. Warto się wsłuchać bo to rzadkość by mocną stroną polskiego filmu było jego audio.
I wreszcie wspomniani aktorzy. Majstersztyk ? tak jednym słowem można opisać to, co artyści fundują widzom. Emocjonalny ładunek jest tutaj niebotyczny i stwierdzić można, że to postaci na ekranie napędzają ten film, co nie zawsze podczas seansów rozmaitych jest sprawą tak oczywistą.
Postaci może i kanciaste, ale z duszą
Ale czy oznacza to, że mamy do czynienia z obrazem perfekcyjnym? Otóż nie. Trudno jest odpowiedzieć sobie na pytanie, czym kierował się reżyser, kręcąc kilka niepotrzebnych scen. Ich brak wcale by się nie odbił na ogólnym wydźwięku całości, wręcz przeciwnie. Pocóż komu walka na miecze? Albo czy trzeba katować widza przydługą sceną quasi erotyczną w wodnej otchłani, by zrozumieć, jak silna jest więź między Dominikiem a Sylwią? Szczęściem reżyser ogólnie rzecz biorąc przystopował gdzie trzeba, wyciszył akcję lub podkręcił jej tempo tam, gdzie należałoby się tego spodziewać. Słowem wykazał się niezłym wyczuciem, co nieczęsto zdarza się nawet u doświadczonych twórców. Strach się bać, kiedy Komasa wejdzie do tego grona. Warto trzymać za niego kciuki bo pełnometrażowy debiut zaczął od mocnego uderzenia, choć nie wolnego od wad. Mówi się, że dobry film to taki, który wrył się w pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć, taki, który wywołuje dyskusje, zadaje pytania i nikogo nie pozostawia obojętnym. Sala Samobójców ma te cechy.
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.