Jump to content
  • entries
    18
  • comments
    102
  • views
    27,950

Smutek Ognia


mister155

404 views

 Share

Krótkie jak na moje standardy opowiadanie fantasy, które spodobało się znajomym i które przy okazji ma iść na konkurs twórczości z polskiego. Może i wam się spodoba.

W celi było ciemno. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i odór czegoś jeszcze, czego Kami nie zdołała rozpoznać. Przez chwilę pomyślała nawet, że to i lepiej. Strażnik wepchnął ją brutalnie do środka. Dziewczyna straciła równowagę i upadła. Miała ochotę wbić temu szczurowi sztylet między żebra, ale ten zaśmiał się, jakby czytał jej w myślach, a potem zatrzasnął wielkie, drewniane drzwi, zbyt grube, by się przez nie przebić. Kami przygryzła wargę i usiadła na zimnym kamieniu, na samym środku celi. Miała siedemnaście lat, dość jasne, długie do ramion włosy, które przykrywała warstewka brudu. Jej zielone, bystre oczy błyszczały. Ubrana była w brązowe spodnie, które kiedyś zapewne były przydługie, a teraz były zdecydowanie za krótkie, odsłaniając łydki nosiła też zgniłozieloną, wielokrotnie cerowaną bluzkę i sterane już buty. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest mieszkanką jednej z wielu w mieście Yysen dzielnic biedoty.

- Wszawy gad - pisnął głosik obok jej głowy, mając zdecydowanie na myśli strażnika. Była to wróżka, dziewczyna o piętnastu centymetrach wzrostu, motylich skrzydłach i tęczowej tunice. Jej charakter zupełnie nie współgrał z wyglądem. Wróżka miała na imię Valsharessa, ale Kami mówiła do niej "Val".

- Kiedyś go zabiję - mruknęła Kami. - Zabiję wszystkich gwardzistów w mieście!

- Wysoko postawiłaś poprzeczkę - rozległ się trzeci głos, tym razem męski. W ciemnej celi, podczas bezksiężycowej nocy dziewczyna nie była w stanie dostrzec, kim jest towarzyszący jej więzień. Przestraszyła się. Niejednokrotnie słyszała opowieści w karczmach, co to mężczyźni potrafią robić kobietom w czasie pobytu w miejskim loszku. Przeważnie były to gadki o udanych podbojach seksualnych.

- K? kim jesteś? - zapytała drżącym głosem. Nieznajomy zachichotał pod nosem. Kami przeraziło to tym bardziej, chociaż nie miała pojęcia, jaki był zamiar tego mężczyzny.

- Oż? ty? - warknęła Val. - Straszyć moją Kami? Ja ci dam?! - Wykonała ruch, jakby zakasała rękawy. Wyglądało to zapewne dość zabawnie, aczkolwiek i tak nikt nic nie zobaczył.

- Hej, hej, przecież ja nie miałem zamiaru nikogo straszyć! Nie musisz od razu mi grozić, mała.

To był kolejny szok, który przeżyła Kami, gdy wrzucili ją do celi. Najpierw sam fakt jego obecności, a teraz to. Ten gość widział Val! Chociaż "widział" to chyba nieadekwatne do panujących wokół ciemności słowo. W każdym razie, był w stanie ją usłyszeć. Żaden normalny człowiek w ogóle nie wierzył, że takie istoty, jak wróżki istnieją. A nie dość, że tak jest, to jeszcze są całkiem powszechne. Po prostu nikt ich nie widzi. Kami była pierwszą osobą, która dostrzegła kogoś takiego i, jak uważała, jedyną. Nagle księżyc wyjrzał zza chmur i oświetlił siedzącego w kącie młodego mężczyznę. Pierwszy raz Kami miała okazję mu się przyjrzeć. Światło padające prosto na niego było wystarczające, by dostrzegła go wyraźnie, jak w dzień.

Współwięzień miał niezbyt długie, ale też niespecjalnie krótkie, czarne jak smoła włosy, a jego grzywka nachodziła na oczy. Te były krwistoczerwonego koloru, tak popularnego wśród ludu Maokanu. Miał przystojną twarz, ze spokojnym uśmiechem wpatrywał się przez małe, zakratowane okienko celi. Mógł mieć może dwadzieścia dwa lata. Ubrany był w długi, czarny płaszcz, który nie miał rękawów i całkowicie go zasłaniał, począwszy od szyi, poprzez ręce, aż po same kostki. Dziewczyna dostrzegła jednak, że nosił też wysokie, czarne buty. Rozpoznała tego mężczyznę. Nazywali go Pielgrzymem. Nikt dokładnie nie wiedział, skąd jest i jak się nazywa. Po prostu pojawił się w Yysen pewnego dnia, błąkał się po ulicach z miłym uśmiechem na twarzy, unikając niepotrzebnych kłopotów ze strażą i nie podpadając królowi w ogóle, co w dzisiejszych czasach było niesamowitym wyczynem. Podobno sypiał pod drzewami w ogrodach różnych osób, jedzenie dostawał od jakichś miłych ludzi lub po prostu kupował w sklepie za niewiadomo skąd zdobyte pieniądze. Nikt nigdy nie widział, co chowa pod czarnym płaszczem. Przylgnęło do niego określenie "świr, ale niegroźny". Kami słyszała pogłoski, jakoby wszedł w paradę bandzie oprychów, którzy mieli zamiar pobić jakiegoś chłopaczka. Stanął między nimi, wpatrując się w nich i nie robiąc nic. Tamci pobili go dotkliwie, a ten nawet nie próbował uciekać. Bandziory stwierdziły, że już się wyżyli i poszli sobie, tak po prostu. Wtedy też Pielgrzym powiedział temu chłopaczkowi, że jego samego nie skrzywdzili, więc swój cel osiągnął, a potem po prostu sobie poszedł.

- Napatrzyłaś się już? - zapytał nagle Pielgrzym, wciąż nie patrząc wcale w stronę Kami. Jakby czekając na te słowa, księżyc znów skrył się za chmurami, ponownie obejmując zimną celę aksamitną ciemnością. - Nie przedstawicie się?

Kami opamiętała się momentalnie. Co prawda ignorowanie zadanego pytania nie było zbyt grzeczne, ale przecież Pielgrzym nigdy nikomu o sobie nie opowiadał. Mogła więc to zrozumieć. Lekkoduch.

- Jestem Kami - powiedziała dziewczyna. - A wróżka to Val.

- Czemu mu to mówisz, Kami? - Val obruszyła się i prychnęła. - Wcale nie ufam temu gościowi. Nie przedstawił się i ma czerwone oczy, czyli jest Maokańczykiem. Nie ufam Maokańczykom. Nie lubię go.

- Miło mi was poznać - powiedział spokojnie Pielgrzym, zupełnie nie zwracając uwagi na pogardliwe słowa wróżki. - Za co was tutaj wtrącili? - zapytał.

- Jeden z gwardzistów usiłował zabić Kami - powiedziała wróżka. - Więc Kami zabiła jego. Należało się mu.

- Val! - syknęła na nią Kami. Obawiała się, jak też Pielgrzym, jakby na to nie patrzeć, wzór cnót, zareaguje na te słowa. Ku jej zdumieniu, nie zareagował w ogóle. Westchnęła przeciągle. - Musimy się stąd wydostać. Nie darują mi tego.

- Niby w jaki sposób? - mruknęła wróżka.

- To raczej proste - odparł Pielgrzym. - Nikt nie pilnuje loszku. Val poleci przez okienko, wleci do środka, weźmie klucz i otworzy celę.

- Nie mam zamiaru robić czegokolwiek na twój rozkaz! - obruszyła się Val.

- On ma rację - powiedziała Kami, ku zdumieniu wróżki. - Pospiesz się, bardzo cię proszę.

Wróżka mruknęła coś pod nosem, potem wyleciała przez okno. Księżyc znów wyszedł zza chmur i znów jego blask osiadł na Pielgrzymie. Młody mężczyzna uśmiechał się leciutko pod nosem. Kami zastanawiała się, czy naprawdę jest taki, jakiego go opisują. Na razie nic nie wskazywało na to, by było inaczej.

- Za co cię tu wsadzili? - zapytała ostrożnie. Pielgrzym przymknął oczy.

- Podpadłem gwardzistom. Nic szczególnego, posiedziałbym i by mnie wypuścili, w przeciwieństwie do ciebie.

- Dlaczego więc chcesz uciekać? - zdziwiła się dziewczyna. Pierwszy raz w ogóle, Pielgrzym skierował na nią swój wzrok. Nie spodziewała się, że ją widział, ale na pewno wpatrywał się prosto w nią.

- Bo coś się zmienia. Poza tym, wydajesz mi się miłą dziewczyną. Szkoda byłoby mi zostawić cię na pastwę tych drani.

Zamek w drzwiach szczęknął. Kami wstała momentalnie, doskoczyła do nich i pociągnęła z całej siły. Ani drgnęły. Zastanawiała się, czy Val na pewno przekręciła klucz w dobrą stronę?

Ale wtedy znacznie wyższy od niej Pielgrzym podszedł do niej, pociągnął drzwi do siebie i otworzyły się gładko. Pochodnie rozświetliły jego rozbawione oblicze. Zerknął na Kami, a potem bez słowa ruszył przed siebie, nie zwracając wcale uwagi na fakt, że zostawił dziewczynę za sobą. Dogoniła go wkrótce i całą trójką wyszli z loszku, prosto w noc. Lecz ciemność wcale nie panowała teraz w mieście. Kami widziała wyraźny grymas na twarzy Pielgrzyma, który zmełł przekleństwo w ustach i przyspieszył. Machnął na nią ręką, żeby się pospieszyła. Dało się słyszeć wrzaski ludzi i szczęk kling.

- Co się dzieje?! - wykrzyknęła, spanikowana. Mężczyzna uciszył ją natychmiast, kładąc jej dłoń na ustach.

- Król czyści miasto - powiedział cicho, praktycznie szepcąc jej do ucha. - Nie krzycz, bo nas znajdą.

Przeszli może ze dwieście stóp, gdy dostrzegli gwardzistów, w jednej ręce trzymających pochodnie, w drugiej - miecze. Okrążyli garstkę ludzi, wśród których wyraźnie było widać kobiety i dzieci. Pielgrzym zatrzymał się, wpatrując się w rozgrywającą się przed nimi scenę w niemym przerażeniu.

- Zrób coś! - warknęła na niego Kami. - Nie mogą ich zabić! Nic im nie zrobili!

Mimo wszystko wiedziała, że to bezcelowe. Z opowieści dowiedziała się, że był całkowitym pacyfistą i brzydził się przemocą, wnioskując po fakcie, że nigdy nie bronił się przed atakami. I tak, jak się spodziewała, mężczyzna dalej stał w miejscu. Westchnęła cicho.

- Dlaczego? dlaczego król to robi? - powiedziała cicho Val. - Przecież ci ludzie są niewinni?

Pielgrzym zagryzł mocno wargi. Kami pomyślała, że to chyba jednak lepiej, że nie usiłuje wdać się w bezsensowną walkę. Nie miał broni, a skoro brzydził się przemocą, to pewnie za wiele nie umie?

A sekundę potem wpatrywała się w jego plecy, w płaszcz, który nagle otworzył się i zaczął łopotać jak peleryna. Przypomniała sobie, że on tego płaszcza nigdy nie rozpinał. Co się dzieje?

Gwardzista uniósł swój ciężki, półtoraręczny miecz, by opuścić go na bogom ducha winne dziecko. Rozległ się paniczny pisk, który zlał się z wrzaskiem matki nieszczęsnej ofiary. Z tym, że była to ofiara niedoszła. Niesamowicie silny cios zatrzymał się na skrzyżowanych klingach mieczy, które dzierżył Pielgrzym. Były to dwa, popularne wśród maokańskiego ludu takawy, miecze o zakrzywionych ostrzach. Przez chwilę na oczach Kami mierzyli się wzrokiem i siłowali. W pewnej chwili Pielgrzym naparł ciężarem swojego ciała, przebijając się przez paradę przeciwnika. Zrobił to na tyle szybko, że pozostali nie zdążyli go zaatakować. Na oczach wszystkich Pielgrzym zaczął robić jakieś niesamowite, nieludzko szybkie i niewiarygodnie precyzyjne ruchy i cięcia. Masakra nie trwała nawet trzech sekund. Wszyscy gwardziści byli martwi, nim zdążyli upaść na bruk. Kobiety zaczęły piszczeć z przerażenia. Pielgrzym odwrócił się w stronę Kami i dziewczyna zrozumiała nagle, dlaczego. Nie chodziło wcale o fakt, że zrobił taką niesamowitą wręcz rzecz, którą niektórzy nazywali "krwawym ratunkiem". Chodziło o to, że nagle go rozpoznali. Była tylko jedna osoba na całym świecie, która miała grubą, czarną nicią wyszyty na torsie obraz Mrocznego Anioła. Pielgrzym miał na sobie czarne spodnie, ale nie nosił już żadnej koszuli i straszliwe dzieło sztuki było widać wyraźnie w świetle płonących pochodni. Kami uzmysłowiła sobie, że wie o tym człowieku bardzo dużo. Z legend, opowieści i zwykłych plotek. Pielgrzym był członkiem Bractwa, grupy, którą straszyło się dzieci. Z tym, że Bractwo zginęło podczas niesamowicie wyczerpującej walki, gdy przeciwników było tak wielu, że nawet ich nieziemska siła nie była w stanie im pomóc. A teraz jeden z nich stał tuż przed nimi, wcale nie dumny ze swojego czynu, ba, chyba był z tego powodu smutny. Kami uzmysłowiła sobie jeszcze jedną rzecz.

Pielgrzym miał na imię Igarian, co znaczyło "Ogień" w jego ojczyźnianym języku.

Igarian podszedł do niej powoli, trzymając miecze w rękach. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Odezwać się? Milczeć? Które lepsze?

- Więc to dlatego zawsze chodzisz w płaszczu! - wykrzyknęła Val. Jej głos był dziwny, jakby była podekscytowana tym wszystkim. Chociaż powinna się bać. Igarian westchnął. Chciał coś powiedzieć, ale ktoś mu przerwał.

- Igarian! - rozległ się gromki okrzyk. - Nie wierzę! Kopę lat! Przyznam, że ze wszystkich, najmniej oczekiwałem akurat ciebie. Z drugiej strony, tylko ty przeżyłeś. Najmłodszy, niedoświadczony członek Bractwa.

Pielgrzym zacisnął mocniej dłonie na rękojeściach swoich mieczy. Kami nie zdziwił fakt, skąd ktoś taki jak on może znać króla. Bardziej szokujące było to, że król mówił do Igariana jak do starego znajomego.

- Garrin. Zdradziłeś swoich Braci, zrobiłeś z siebie króla i teraz zabijasz niewinnych. Jakże to do ciebie podobne. - Igarian wyglądał, jakby ledwo wstrzymywał się przed rzuceniem się na władcę. Mimo to, jego głos brzmiał nadzwyczaj spokojnie. - Dlaczego to robisz? Co oni ci zrobili?!

- Wciąż nie rozumiesz, Igarian. - Król Garrin zaśmiał się głośno. - Przecież nic się nie zmieniło! Robię dokładnie to samo, co wtedy. Składam ofiarę krwi dla tego, kogo ty masz wyszytego na torsie. Ale odrobinę zmienił się powód. Wtedy pragnąłem władzy i teraz już ją mam. Teraz chcę po prostu siły. Niewyobrażalnej mocy, jaką zawsze obiecywał nam stary, dobry Lin. Pamiętasz Lina? Pamiętasz, jak wbiłem mu nóż w gardło?

- Zamknij się! - warknął Igarian.

Kami patrzyła na to wszystko w niemym zdumieniu. To, co się tutaj działo było wręcz niewyobrażalne. Nagle poczuła coś zimnego w okolicy brzucha. Była w szoku, nie wiedziała, co się stało. Usłyszała pisk Val, potem wściekły wrzask samego Pielgrzyma. A przed sobą widziała parę czarnych jak węgiel oczu króla.

- Potrzebuję krwi dziewczyny, która posiada wróżkę - usłyszała jego szept.

- Igarian! Zrób coś! - załkała wróżka.

Już biegł na pomoc swojej towarzyszce. Usiłował dźgnąć władcę w głowę, ale ten odwrócił się w jego stronę i jednym palcem zatrzymał lecący ze świstem miecz, kładąc go na jego szpicu. Pchnął bez wysiłku, posyłając ostatniego członka Bractwa na ścianę pobliskiego budynku. Wtedy też przekręcił poszarpane ostrze rytualnego sztyletu w brzuchu Kami, teraz dopiero powodując jej bolesny wrzask. Widać było, że napawa się tym dźwiękiem, a także jej bólem i niesamowitą mocą, która wypływała na niego wraz z jej krwią.

- KAMI! - ryknął Pielgrzym, nieco chwiejnie stojąc na nogach. Nie zwracał jednak uwagi na fizyczny ból, a na dziewczynę, którą znał przeszło godzinę, którą zdążył polubić i teraz na jego oczach umierała. Widział panikę w jej oczach, niedowierzanie i po prostu cierpienie. Popatrzyła na niego ostatkiem sił, a potem osunęła się bezwładnie na Garrina. Ten wyszarpał ostrze z jej ciała i pozwolił jej upaść na bruk. Potem popatrzył wymownie na Igariana. Uśmiechał się. Napawał się jego gniewem.

Król uniósł wysoko rękę, w której trzymał nóż. Krew ściekała po jego ramieniu wąską strużką.

- Kami? - Igarian usłyszał zapłakany szept. Tuż nad ramieniem Pielgrzyma wisiała Val. Łzy lały się z jej oczu strumieniami. - Dlaczego on to zrobił?

- Czyż to nie oczywiste, młoda wróżko? - Garrin zaśmiał się ohydnie. - Im silniejsza jest osoba, którą zabiję, tym silniejszy potem będę.

- Val, znikaj stąd - nakazał Igarian.

- O, nie. Nigdzie się stąd nie ruszam. Nie pozwolę, by ten wstrętny kundel chodził po tym świecie. Chcę ci pomóc, jak tylko zdołam.

- Jakże szlachetne. - Garrin wyprostował się. - Niestety, jesteście troszkę za słabi, by mnie skrzywdzić. Widzisz, Igarian, ja ciągle się rozwijam. Nie masz szans.

Pielgrzym pomyślał o Kami, o swoich martwych Braciach, którzy zginęli przez stojącego przed nim człowieka. Dlaczego on wciąż niszczył to, o co Igarian dbał, co cenił?! Co z tego, że nie znał Kami praktycznie wcale. I tak zdołał ją polubić. Może nawet zaprzyjaźniłby się z nią, gdyby wszystko było tak, jak on to zawsze planował. Kiedy trafił do Yysen w poszukiwaniu tego zdrajcy, po cichu, nie wyróżniając się z tłumu, chciał się zemścić. Ale im dłużej oczekiwał na dogodną okazję, tym bardziej podobało mu się to spokojne życie. Ludzie nie nienawidzili go, jak wtedy, gdy był w Bractwie, czasem nawet mu pomagali. Mimo, że uważali go za jakiegoś świra, lubili go i jego podejście. Wtedy też stwierdził, że zemsta niczego nie zmieni. I nadal tak sądził, ale już nie chodziło o zemstę, nie chodziło nawet o wymierzenie kary za wszystko, czego Garrin dokonał.

Chodziło już tylko i jedynie o powstrzymanie szaleńca.

Igarian ukląkł na jednym kolanie, wbił oba miecze w bruk, przymknął oczy, jakby w transie.

- Smutek Ognia - powiedział cicho. Jego miecze zajaśniały na czerwono.

Val znała ten atak. Była to najsłynniejsza rzecz, która pojawiała się w każdej legendzie o Bractwie. Wiedziała więc, że to niesamowicie potężna rzecz, ale także niezwykle niebezpieczna. Wiedziała też, że Igarian nie żartuje, że nie obchodzi go, co się z nim stanie. Liczyło się teraz tylko jedno. Śmierć Garrina.

Człowiek znany jako Pielgrzym ruszył z niesamowitą prędkością, zbliżając się ku przeznaczeniu. Ale on nie miał zamiaru zderzyć się ze swoim.

On ruszył, by rzucić Garrina naprzeciwko jego własnego.

Dalej nie wiem, jak sobie poradzić z akapitami na blogu. :dry:

 Share

2 Comments


Recommended Comments

wrrr, usunelo mi komentarz. W kazdym razie, chaotyczna fabula, nie wiadomo co, kto, gdzie, jak, mialem wrazenie zagubienia i syndrom ocb. Troche za duzo opisow, zwlaszcza na poczatku. mimo to, nie jest to poziom pogawedcastowych opek,, wyrobisz sie jeszcze, tylko pisz!

Link to comment

Musiałem się wyrobić na 3 strony A4, w sumie wyszło mi idealnie, bez tego bym to opisał jakoś składniej może, bo tak to presję czułem. W każdym razie, dzięki ;) Im więcej będę pisał, tym w końcu lepiej będę pisał.

Link to comment
Guest
Add a comment...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...