Wspomnienie Neofity
Chciałbym Wam kogoś przedstawić. Neofita, młody mag, jeden z trzech. Koplio.

Lecz za nim opowiem o nim, muszę wspomnieć o jego Twórcach. Obcych. Tak, tak - Alien Software. W 1998 roku stworzyli oni trzy epizody (no proszę, już wtedy były epizody) RPGów (czy wręcz jRPGów) w stylu znanym z konsol. Gry te były wypuszczone jako shareware, choć w zasadzie było osobnymi całościami. Miały jednak za zadanie narobić graczom smaku przed daniem głównym. Niestety, gracze zostali na głodzie - studio zbankrutowało, a całość nigdy nie została wypuszczona. Chlip, chlip.
Tu jednak na scenę wchodzę ja z jakimś-tam numerem CDA pod pachą. Otóż na jednej z płyt dołączanych do CDA znalazła się jedna z tych gier, a dokładniej:
Dwie pozostałe to Neophyte: The Journey Begins i Neophyte: The Spirit Master. Dla formalności i z sentymentu do czasów dawnych podam
minimalne wymagania systemowe, żeby każdy miał pewność, że może zagrać. Oto one:
- Windows 95
- DirectX 2.0 lub nowszy
- Procesor Pentium
- 8 MB pamięci RAM
- Karta graficzna SVGA z co najmniej 1 MB pamięci RAM (musi obsługiwać 16-bitową głębię kolorów w rozdzielczości 640x480)
- 40 MB wolnego miejsca na dysku twardym
Epizodyczna natura gier sprawia, że każda z nich przedstawia kawałek większej fabuły, które polega (werble) na ratowaniu świata. Głównym złoczyńcą jest niejaki Vacmatio - zły mnich, który stara się zdobyć zbroję Gorusa. Zbroja ta jest przechowywana w klasztorze Semident, który został wybudowany na polu bitwy z Coronusem (dawne dzieje świata - dobry smok, który się 'zeźlił' pilnując potężnego artefaktu). Vacmatio został dziesięć lat wcześniej pokonany przez Aliquisa Wielkiego, ale... Nocne trzęsienie ziemi blokuje wejście do skarbca ze zbroją. Koplio musi coś z tym zrobić!
Gra to w zasadzie RPG o mocno mangowym stylu graficznym, choć jRPG do końca to nie jest. Nie będę tu się wdawał we flametwórcze dyskusje 'czym jest, a czym nie jest RPG' i napiszę po prostu - jest to RPG bardzo uproszczony. Jedne statystyki to punkty doświadczenia, atak, obrona, punkty życia i mana. Walka 'w czasie rzeczywistym' - znaczy trzeba swym mieczykiem albo innym orężem trafić stworka. Choć w zasadzie prawie nie ma w co trafiać, bo akurat w tym epizodzie walki nie ma za dużo. Dużo jest za to przygody. Czy nawet Przygody.
W tym tkwi właśnie urok tej gry. Jest to też powód, że przez kilkanaście lat pozostała w mojej pamięci i nadal do niej wracam. Pewne zasługi ma też prosta kreskówkowa grafika, która doskonale dokłada swe trzy grosze do atmosfery gry. Jest po prostu urokliwa, a ze względu na typ nie starzeje się w zasadzie (kliknijcie screeny, a zobaczycie) - zwłaszcza jeśli gra się w okienku. Wracając jednak do Przygody. Mimo tego, że gierka krótka, to i tak do zrobienia trochę mamy. Jest duch, zakochana para, zagadka logiczna albo i dwie oraz sporo smaczków i znajdziek. Na dodatek Koplio lubi sobie pogadać, więc na nudę narzekać nie można.
Nie jest to gra wybitna, może nawet nie i bardzo dobra. Ale i tak Wam gorąco polecam. Bo ma czar. Ten czar, który sprawia, że gra potrafi przenieść nas w swój świat, niemal jak dobra książka. Aha, no i podziękowania dla Mike Younga, Johna Corwina i Svena Dixona, czyli twórców.
A tak na sam koniec zachęcam jeszcze do Waszopowieściowego szaleństwa - to chyba ostatnie chwile by dołączyć do Twórców.
Haruki Murakami
Kafka nad Morzem
16 Comments
Recommended Comments