BulletStorm - recenzja PC

Zapowiadana jako jedna z najlepszych polskich produkcji. Już przed premierą wywoływała silne emocje. A jak stoją sprawy po premierze? Czy warto było czekać?
Na dwoje babka wróżyła
Tak, oczekiwanie zdecydowanie się opłaciło. BulletStorm to niewątpliwie wybitne dzieło i ogromna innowacja. System Skillshotów (pl - superstrzałów) sprawia, że wypruwanie flaków jeszcze nigdy nie dawało tyle frajdy. Z drugiej jednak strony, zawsze w beczce miodu znajdzie się łyżeczka dziegciu. W niektórych kwestiach srogo się zawiodłem.
Na bani (+100sp)
W grze przejmujemy kontrolę nad byłym komandosem, obecnie wiecznie nawalonym piratem - Graysonem Huntem. Nie można tu liczyć na choćby krztynę ecpickości (nareszcie!) - bohaterem kierują samolubne pobudki. Jedyne czego pragnie to zemścić się na swoim byłym przełożonym - generale Sarrano. Zabawę rozpoczyna nasz (niemal) samobójczy atak na krążownik generała - Ulisses i awaryjne lądowanie na planecie Stygia.
Ale Urwał (+100sp)
Wróćmy do awaryjnego lądowania. Stygia oferuje wiele cudnych widoków (zarówno krajobrazów, jak i przeciwników bez kończyn), obok których wprost nie sposób przejść obojętnie. Ale nie zapominajmy co w tej grze najważniejsze. Najwięcej frajdy dostarcza system "kill with skill". Twórcy wykazali się nieprzeciętną pomysłowością wymyślając tyle sposobów na (w grach bardzo powszechne) zabójstwa i specjalne dla nich nazwy. Moimi faworytami są: "czapki z głów" i "topless" (nie powiem jak je wykonać, nie będę wam odbierał zabawy


Łabędzi śpiew (+50sp)
Rozgrywkę umila symfonia bluzgów i przekleństw kierowanych pod wszelkie możliwe adresy. Prawie każdy klnie jak szewc, choć niedoścignionym mistrzem w wulgarnym słowotwórstwie jest główny antagonista. Co więcej jest to jedna z tych gier, w których tłumaczenie jest niemal perfekcyjne (tak, wiem, że twórcy to Polacy). Pomimo ubogiego pod względem wulgaryzmów języka obcego, na ekranie zobaczyłem obelgi, których w życiu bym sam nie wymyślił. Oprawa dźwiękowa jest jak najbardziej w porządku - bardzo dobrze pasuje do rozgrywki.
Kuternoga (+25sp)
Pod niektórymi względami - niestety - gra kuleje. Nie mógłbym narzekać na jakość rozgrywki, gdyby nie to, że co jakiś czas (nie mam pojęcia czemu) gra zaczyna okropnie się ciąć. Na szczęście, najczęściej zdarza się to w momentach, w których nie musisz działać obłędnie szybko (np. w przerwach między walkami). Drugim, całkiem sporym problemem tej gry jest jej długość. Grając na najwyższym poziomie trudności ukończyłem ją w 1,5 dnia intensywnego grania. Można bawić się w śrubowanie rekordów w kampanii lub w trybie Echo, co nie tłumaczy jednak koszmarnie krótkiego single playera.
Przeciąganie liny (+100sp)
Na szczęście nie jesteśmy skazani tylko i wyłącznie na grę w kampanię. Bawić można się także w trybie Echo lub Anarchii. Echo to nic innego, jak śrubowanie wyników na pewnych obszarach z single player. Jest to co prawda powtórka z rozrywki ale porównywanie swoich wyników z wynikami innych graczy zachęca do dążenia do perfekcji. Niestety, już pojawili się dobrze nam znani cheaterzy (gdy wyniki graczy wahają się pomiędzy 8k a 13k sp, oni mają np. 100k), którzy potrafią trochę zdenerwować. Da się ich jednak rozpoznać i wtedy wiemy z czyimi wynikami należy się liczyć, a z czyimi nie. BulletStorm oferuje też tryb Anarchii, który pozwala szlachtować fale przeciwników w max. czteroosobowej drużynie w celu osiągnięcia odpowiedniego progu punktowego (warto zaznaczyć, iż mamy wtedy możliwość wykonywania nowych, drużynowych skillshotów). Tryb ten byłby świetny, gdyby nie to, że większość graczy w ogóle nie zna skillshotów (prawdopodobnie nie ukończyła nawet kilkugodzinnego single'a) i psuje wynik. Sprawia to, że bardzo często drużyna blokuje się na jednej z fal i nie jest w stanie przejść dalej.
Gwóźdź programu (+50sp)
Krótko: czy w BulletStorm warto zagrać? Oczywiście. Gra się świetnie. Pomimo jej niedoskonałości. Pomimo długości kampanii. Polecam każdemu, nawet tym, którzy stronią od FPS-ów. Poza tym - pamiętajcie - to pełnoprawne polskie dzieło!
ocena: 8+
9 Comments
Recommended Comments