ZPF #2: Malazańska Księga Poległych
Czyli fantastycznego przewodnika Qbusiowego część druga. A skoro w pierwszej mieliśmy Martina, to w drugiej koniecznie znaleźć musi się monumentalne dzieło Stevena Eriksona (a i Ian Cameron Esslemont swoje wiele groszy dołożył). Cykle te różni bardzo wiele, ale łączy je jeden element - rozmach. U Eriksona przekracza one wiele granic. Ale, ale... Przejdźmy do szczegółów
POLEGŁYCH
- Gardens of the Moon (Ogrody Księżyca) - 1999
- Deadhouse Gates (Bramy Domu Umarłych) - 2000
- Memories of Ice (Wspomnienie lodu) - 2001
- House of Chains (Dom Łańcuchów) - 2002
- Midnight Tides (Przypływy nocy) - 2004
- The Bonehunters (Łowcy kości) - 2006
- Reaper's Gale (Wicher śmierci) - 2007
- Toll the Hounds (Myto ogarów) - 2008
- Dust of Dreams (Pył snów) - 2009
- The Crippled God - wczoraj...




|
|
|
|
Do tego mieliśmy jeszcze niezależny cykl o Bauchelainie i Korbalu Broachu.
- Blood Follows (Krwawy trop) - 2002
- The Healthy Dead (Zdrowe zwłoki) - 2004
- The Lees of Laughter's End (Męty Końca Śmiechu) - 2007
A także trzy (z planowanych 5) powieści Esslemonta bezpośrednio powiązane z głównym cyklem i uzupełniające go:
- Night of Knives (Noc noży) - 2005
- The Return of the Crimson Guard (Powrót Karmazynowej Gwardii) - 2008
- Stonewielder - 2010
Steven Donaldson napisał swego czasu o pierwszej części cyklu: I stand slack-jawed in awe of The Malazan Book of the Fallen. This masterwork of imagination may be the high water mark of epic fantasy, czyli w tłumaczeniu własnym Malazańska Księga Poległych sprawiła, że szczęka opadła mi z zachwytu. To arcydzieło wyobraźni może być górnym wyznacznikiem jakości dla epickiej fantasy. Z takim autorem nie wypada się nie zgodzić, prawda? A tak serio. Jeśli chodzi o epickość, to Eriksona nikt nie pobije. Martin może bić go postaciami i intrygami, ale rozmach i przywiązanie do szczegółu to konik Eriksona.
Należy też dodać, że pomimo tego, że to Erikson jest autorem głównego cyklu, Esslemont od samego początku bierze bardzo aktywny udział w tworzeniu całego świata. Realia wzięły początek w ich wspólnego sesjach RPG. Obraz niech dopełni fakt, że Erikson jest nie tylko pisarzem, ale także archeologiem oraz antropologiem.

Oblężenie Pale
Parę przykładów wspomnianej epickości? Ależ proszę. Na bieżące wydarzeń wpływ mają zdarzanie sprzed kilkunastu tysięcy lat. Trzy pokolenia bogów walczą o supremację. Są też trzy 'pokolenia' magii... Trudno wyjaśnić ten koncept, ale tu każdy z typów magii ma swój 'warren' (swego rodzaju wymiar), z którego czerpie moc. Niektóre postaci potrafią niszczyć miasta, a nawet i całe cywilizacje. Mamy całe zatrzęsienie ras (nie tylko człowiekopodobne), imperiów i tym podobnych - niepełna lista: KLIK KLIK. Jedna z ras wzięła udział w rytuale, który uczynił jej przedstawicieli nieśmiertelną. Bogowie wybierają śmiertelników na reprezentantów ich mocy. Śmiertelnicy mogą stać się bogami. Jeden z bohaterów ma miecz, który zawiera w sobie osobny wymiar.
Mógłbym tak wymieniać i wymieniać. I w tym, paradoksalnie, leży także pewna potencjalna słabość serii. Cykl od początku poraża ogromem zdarzeń, postaci, odwołań i cytatów. A na dodatek autor jest maniakalnym planistą i (przykładowo) gdzieś w 5 tomie możemy mieć konsekwencje wydarzeń z 1, a w 10 pewnie przypomnimy sobie coś z drugiego. Nie mam zielonego pojęcia, jak to się Eriksonowi udaje, ale tu niemal każde wydarzenie niesie za sobą konkretne konsekwencje, a czasem postacie pojawiające się na chwilę mogą odgrywać wielką rolę. Mógłbym tu dać przykład pewnego cyklu zdarzeń dotyczącego jednego z głównych bohaterów, ale nie chcę psuć pewnej hm... niespodzianki. Bardzo niemiłej, ale cóż. Dodam tylko, że autorzy planują wydanie malazańskiej encyklopedii.
Tu dochodzimy do kolejnej kwestii - Erikson, podobnie jak Martin, nie boi się zabijać głównych bohaterów. Co prawda śmierć nie zawsze jest ostateczna (bóg śmierci to niezły kombinator), ale bywa. Ciekawe jest też to, że pomimo epickości cyklu i potężnych mocy, bohaterowie pozostają 'swojscy'. Nawet Ci potężni często nie są wcale nieludzcy. Owszem, bywają wypaczeni przez moc lub zwyczajnie szaleni, ale tym lepiej.
Chciałbym zakończyć jakimś błyskotliwym zdaniem lub świetnym porównaniem, lecz wena mnie zawodzi. Powiem więc zwyczajnie: polecam gorąco. No i zachęcam do zapomnianego już niemal opowieściotworzenia cytatowego.

Anomander Rake
Steven Erikson
Memories of Ice
10 Comments
Recommended Comments