???
Tytuł przetłumaczony na japoński przy użyciu google translate...pewnie coś nie wyszło xD
W tworzeniu tego tekstu bardzo pomogli:
1. The Gazette
2. 30 Second to Mars
3. Hektolitry Pepsi
4. Snuff snuff?aaapsiiiik!( co się kryje pod tym tajemniczym zlepkiem liter? ;p )
5. Niestabilna psychika autora xD
Ktochcetruskawkęrękadogóry!
Rozdział trzeci
Scena Trzecia
Silny wiatr kołysał statkami. Pioruny na oślep przecinały niebo niczym tępy nóż przechodzący przez ciało ofiary nadpobudliwego orka.Brakowało tylko honorowego gościa z chęcią zatapiającego wszystko co napotka. W porcie stała grupa żołnierzy w skórzanych zbrojach. Do pasa mieli przyczepione krótkie, lekko zakrzywione na końcach miecze z klingami zdobionymi pięknymi rubinami. Oręż ten był symbolem przynależności do armii królewskiej.
Pilnowali młodą dziewczynę.
Niedługo potem dołączył do nich młodzieniec noszący czarny, długi płaszcz ze szpiczastym kapturem opadającym na plecy.
-Witam wszystkich. Możemy już odpływać? Mam nadzieję, że na statku będę mógł się zdrzemnąć.
-Masz pilnować Vivien, nie będziesz tracił czasu na sen.
-Wyspa jest niedaleko, mamy piękny dzień. Co może się stać podczas zwykłej burzy?
Odezwał się jeden ze zniecierpliwionych żołnierzy.
-Wypływamy. Musimy jeszcze przygotować się do uroczystości.
-Hę? Jaką uroczystość? Nie zostałem poinformowany.
Wszyscy zgromadzeni weszli już na statek.
-Przestańcie mnie ignorować! Jestem waszym ochroniarzem!
Zrezygnowany Gerard wszedł na pokład mając nadzieję na chwilę snu przed prawdziwą burzą.
-Hej, jestem G?
-Nie możemy rozmawiać.
-Już rozmaw?
-Daje ci ostatnią szansę.
-Pozw?
-Straż!
Do kajuty wbiegło trzech ludzi.
-E? Hej, już wychodzę.
Łowca zwraca się do jednego ze strażników.
-Dlaczego nie mogę z nią pogadać?
-Taki rozkaz, złamiesz jeszcze jeden i pożegnasz się z wynagrodzeniem.
-Ech w takim razie idę spać. Obudźcie mnie j?
-Za lekceważenie obowiązków zmniejszymy twoją zapłatę.
Gerard prychnął
-Jaka strzeżona, taka straż.
Po kilku godzinach załoga znalazła się na wyspie. Gości witały wysokie drzewa których gałęzie okrywały liście koloru krwi. Były też krzaki z przepysznymi, trującymi owocami. Na plaży leżały porozrzucane kolorowe muszle o fantazyjnych kształtach.
Podróżnicy dotarli do wtopionego w górę sanktuarium. Ogromne, gładkie stalowe wrota otworzyły się.
W środku odbywało się przyjęcie.
Gerard rozejrzał się po sali wielkości stadionu narodowego, oświetlanej srebrnym blaskiem niewiadomego pochodzenia. Sklepienie podtrzymywały masywne, rozmieszczone tak aby tworzyć okręgi- począwszy od środka sali okręgi rosły-, kolumny z wyrzeźbionymi w nich lampartami. Ludzie jakiś czas jeszcze tańczyli na marmurowej posadzce. Tańczyli do czasu aż rozległ się metaliczny głos przywodzący na myśl dźwięk jaki wydaje zardzewiały pręt uderzający w kości martwego elfa.
-Vivien! ? głos rozniósł się po całej sali, a tańczące postacie zatrzymały się, wlepiając nienawistne spojrzenia w przybyszy - Witaj, na uroczystości otwarcia grobowca twojego przodka, Lumiena VI . Widzę, że nasz gość honorowy, łaskawie zgodził się ciebie eskortować.
-O co tu chodzi? ? Gerard zapytał strażników.
-Nie mamy pojęcia ? odparł stojący najbliżej ochroniarz ? Na miejscu miał czekać ojciec Vivien, a goście mieli przybyć dopiero jutro.
-Hej!- Gerard zwrócił się do właściciela dziwnego głosu- Powiedz, kim jesteś!
-Jestem kimś komu nie powinieneś narażać się w przeszłości ? głos przeszedł przez salę jak lawina- może ty straciłeś pamięć ale ja nie. Teraz mi zapłacisz za to co uczyniłeś mi kiedyś.
-A czym ja się tobie naraziłem?- Gerard mówiąc to, rozglądał się szukając wzrokiem wyjścia bo gdy tylko w sali rozbrzmiał metaliczny głos, główne wejście zostało zamknięte.
-Nie wracajmy do dawnych spraw. Co było, minęło.
-Najpierw chcesz się mścić za dawne krzywdy, a teraz mówisz, że ? co było minęło. Nie roztrząsajmy dawnych spraw?. ? Gerard trafił spojrzeniem na postać przybitą do złotego krzyża. Na głowie miała czarny kaptur. Nie poruszała się - Nie jesteś zbyt bystry, co? - kontynuuje ? Słuchaj ?stara się zyskać na czasie ? może byś się pokazał swoim gościom? Uściśnijmy sobie dłonie, a później dajmy się porwać wspomnieniom.
-Milcz czarci synu! Zginiesz, a twoje ciało posłuży mi do otwarcia grobowca Lumiena! ? powietrze zrobiło się ciężkie od nienawiści płynącej z tonu głosu postaci wypowiadającej te słowa.
Krzyk. Przeraźliwy, potępieńczy krzyk.
Zaklęcie tarczy rzucone na grupę żołnierzy i Vivien.
-Przez chwilę będziecie nietykalni ?rzucił szybko Gerard- Posuwajcie się w prawo. Ja postaram się skupić na sobie uwagę co chyba nie będzie trudne biorąc pod uwagę, że to mnie chcą zabić. Teraz!
Uczestnicy balu przemienili się. Ich skóra zrobiła się wysuszona i poszarzała. Zamiast oczu jaśniało tylko blade światło wypełniające puste oczodoły. Rzucili się w kierunku Gerarda. Ten skoczył na ścianę i zaczął biec w kierunku przeciwnym do oddalających się strażników, cały czas strzelając z rewolwerów błękitnymi kulami światła raniącymi te ożywieńcze stwory . Niestety. Zbyt szybko się regenerowały. Gerard widząc, że nie za wiele zdziała taką taktyką schował rewolwery i chwycił lewa dłonią za klingę swojego miecza zdejmując go z pleców.
Podbiegł jeszcze kilka metrów po czym odbił się prawą nogą zostawiając wgniecenie w ścianie. Jak strzała przeciął powietrze i runął w tłum oszalałych przeciwników. Zgrabne uniki, morderczo szybkie cięcia i zabójcza precyzja wojownika. Twarz Gerarda wykrzywił grymas bolesnej, nieopisanej rozkoszy. Walka sprawiała mu przyjemność. W pewnej chwili właściciel miecza skoczył w tył. Przeleciał ponad tłumem. Przewrót w przód. Prawie dwu metrowe ostrze zapłonęło szkarłatem. Lądowanie. Uderzenie czarnej stali o marmur. Wyzwolona w ten sposób ognista fala uderzeniowa odrzuciła i spopieliła lwią część oponentów. Jeden z ożywieńców wybiegł naprzód. Gerard przykląkł zbierając w swojej prawej dłoni kulę niestabilnej energii. Skoczył na biegnącego przeciwnika i pchnął w niego pocisk. Stwór poszybował w kierunku nacierającej fali swoich kompanów, a gdy uderzył w jednego z nich energetyczny pocisk, napierający na jego brzuch, wybuchł unicestwiając wszystko w promieniu kilkunastu metrów.
Rozległ się krzyk.
-Gerard! -Krzyczała ukrzyżowana postać. Mężczyzna niezdarnymi ruchami głowy odrzucił czarny worek. Pociągła twarz, orli nos, białe włosy opadające na ramiona coś przypominały Gerardowi ? UCIEKAJ! Teraz masz szansę! Spójrz w górę!
-Gdy Gerard zobaczył twarz człowieka przybitego do krzyża, stanął nie mogąc się ruszyć.
-Nie zatrzymuj się!
Gerard już go nie słyszał. Upadał ale w tym momencie zamarł w przestrzeni, razem z mieczem którego rękojeść puścił. Wokół upadającej postaci pojawiła się szkarłatna mgła. Wciąż całkiem spora masa wrogów nacierała bezustannie na Gerarda ale palili się i znikali w kontakcie tym przedziwnym dymem.
Dźwięk. Przeszywający duszę, doskonale piękny dźwięk skrzypiec. Grał na nich młodzieniec o białych jak śnieg włosach. Ból. Smak ziemi. Smutek. Rozpacz. Żal. Strata. Ból wykrzywiający twarz towarzysza spadającego w otchłań. Krzyk. Gerard oprzytomniał. Odzyskał cześć wspomnień. Człowiek przybity do krzyża był mu bliski. Brat? Przyjaciel? Nie pamiętał dokładnie ale miał w umyśle pewien zarys białowłosej postaci. Zresztą nie było czasu na roztrząsanie tego. Gerard złapał w locie miecz. Zachwiał się. Mgła zniknęła. Na Gerarda runęła lawina wrogów. Obrót o 360 stopni. Potężne uderzenie miecza odrzuciło truposzy.
-Nieźle sobie radzisz, łowco-rozległ się metaliczny, nienawistny głos- ale czy pokonasz tytana?
Z ziemi wystrzeliły łańcuchy które oplotły pozostałych przy życiu ożywieńców i zabrały do miejsca z którego wypełzły.
-Gerard! Uciekaj!
Dopiero teraz Gerard zauważył, że sklepienie świątyni gdzieś zniknęło, a zamiast niego rozciągała się pustka. Czarne dziura z której spadł tytan. Potężna góra mięśni. Gigant pokryty ciemnorudą smoczą łuską. Dwa dziwnie wykrzywione rogi na czole. Kilkanaście metrów wysokości i wściekłe spojrzenie. Vivien widząc potwora, skuliła się z przerażenia. Jej strach chyba go przyciągnął bo wzrok z Gerarda przerzucił na nią. Kilka kroków i gigant był przy strażnikach. Wzniósł potężną rękę i
- Jak śmiesz urządzać zamach na moją nagrodę!
Z pobliskich kolumn wystrzeliły lodowe łańcuchy powstrzymujące ramie tytana. Zaklęcie było przgotowywane od początku walki właśnie na taką okoliczność.
Gerard skoczył w stronę potwora. Błyskawicznie szybkie cięcie. Ręka tytana spadła wywołując głuche tąpnięcie uderzając o marmur. Odbicie od ściany i kolejne cięcie. Rogi dotrzymują towarzystwa odciętej ręce. Lądowanie. Obrót. Świst szerokiego ostrza. Tytan upada z powodu odciętej tuż przy miednicy, prawej nogi. Bestia wydaje z siebie przeraźliwy jęk rozpaczy. Ostatnie cięcie i głowa tytana oddziela się od korpusu.
Strażnicy patrzą w milczeniu na scenę jakiej właśnie są świadkami. Vivien cicho płakała kuląc się ze strachu.
Pogromca tytana natychmiast pobiegł do białowłosego. Zdjął go z krzyża. Mężczyzna był nieprzytomny.
Gerard przywołał żołnierzy.
-Opatrzcie mu rany. ? odwrócił się- Ja poszukam wyjścia.
3 Comments
Recommended Comments