Skocz do zawartości

PoLitBlog

  • wpisy
    87
  • komentarzy
    233
  • wyświetleń
    42612

Pochwała samotności


XMirarzX

282 wyświetleń

Patrzył przez okno na szalejącą na horyzoncie pożogę zachodzącego Słońca. Płomienny oranż stopniowo przechodził przez róż w obłąkańczą czerwień, barwiąc na krwistoczerwono wielkie, kłębiaste chmury, częściowo zasnuwające płonące niebo. Uwielbiał ten widok. Uwielbiał patrzeć, jak ten wielki, zmęczony starzec chowa się powoli w oddali.

Natomiast kochał wręcz obserwować wznoszący coraz dumniej bladą głowę Księżyc. Od dzieciństwa fascynował go jego widok: przeraźliwa, zwiększająca lub zmniejszająca się z czasem według odwiecznego, niezmiennego prawa tarcza. Czasem zdawało mu się, że tylko Księżyc, choć pewnie nijak nie zdawał sobie z tego sprawy, naprawdę daje mu pocieszenie, radość, a czasem nawet ? nadzieję.

Był w domu sam. Rodzice wraz z młodszym rodzeństwem pojechali na zakupy, on jednak odmówił wzięcia udziału w szwędaniu się po sklepach. Choć sam myślał, czy nie pojechać z nimi, by kupić sobie jakąś książkę, doszedł do wniosku, że woli posiedzieć w domu sam. W końcu będzie mógł parę spraw przemyśleć?

Słońce już zaszło, jednak czerwony blask, choć blednący, nadal wyzierał zza krawędzi horyzontu. Jego gasnący blask nadawał firankom przepiękny odcień, jego zaś napawał szczęściem.

Całkowicie zgadzał się z opinią, że w zachodach Słońca nie ma nic romantycznego ani pięknego, ot, gwiazda, wokół której krążył Układ Słoneczny, pozornie znikała, aby oświetlić drugą półkulę. Jednak to nie sam akt zachodzenia Słońca był piękny, ale barwy, jakie podczas niego dawały się ujrzeć. Gdyby miał choć trochę umiejętności plastycznych, chętnie namalowałby jeden z takich zachodów, jednak nie byłby to pierwszy lepszy zachód Słońca, wtedy bowiem byłby to całkowicie kiczowaty obrazek, wart tyle, co w zasadzie nic. Poczekałby na zachód Słońca, który wprawiłby go w zdumienie. Zatrząsł jego poczuciem estetyki. Dotychczasowym systemem oceniania piękna w każdej postaci. Pokazał, że?

Spojrzał na drzwi. Uśmiechnął się ? jednak chyba nie był do końca sam.

Usiadł w fotelu. Patrzył się w ścianę, pogrążając się w rozmyślaniach.

Jak cudownie było przebywać w towarzystwie tej pięknej, milczącej, melancholijnej dziewczyny! Zjawiała się, gdy nikogo nie było w pobliżu, czasem nawet nie wiadomo skąd. Wystarczy chwila nieuwagi, jedno nieprzemyślanie wypowiedziane słowo, i oto zjawiała się Ona, pogrążona w zadumie lub trosce, obejmowała go swymi długimi, delikatnymi, bladymi ramionami, jej złociste włosy rozlewały się po jego ramionach, przysłaniały zwiewną kurtyną świat, czuć od niej było słodki, ulotny, dyskretny zapach perfum, czasem nawet dawała mu delikatnego całusa w policzek, najczęściej na pożegnanie, a jej szara sukienka zdawała się falować, jak na wietrze.

Zazwyczaj to przy niej nachodziły go myśli, związane z jakimikolwiek uczuciami, które zdolny był wygenerować jego umysł. Nie było ich wiele ? w ciągu tych kilku ostatnich lat paleta uczuć zmniejszyła się zaskakująco ? jednak nadal potrafił z nieznanych powodów kogoś znienawidzić lub?

Właśnie, co zrobić?

Zrobić? coś.

Tego ?czegoś? obawiał się najbardziej. ?Coś? mogło być bardziej niszczycielskie, niż doskonale znana nienawiść. Nienawiść prowadzi do zniszczenia ? ?coś? także mogłoby doprowadzić nie tylko do destrukcji, ale też do samozagłady? zwłaszcza, jeśli ?coś? pojawiło się tylko u jednej osoby, owładnęło jej umysłem, lecz pozostało nieodwzajemnione. W sumie to miał tego ?czegoś? dosyć. Chciał się tego pozbyć, raz na zawsze. Nazywał je chwastem, takim też je postrzegał. Zatruwający umysł chwast. Zaburzający zdolności decyzyjne. Skazujący na posłuszeństwo irracjonalnym impulsom i odruchom. Ograniczające rolę umysłu do niezbędnego minimum?

Czuł na sobie jej chłodny, lecz przyjemny dotyk. Położyła swoją głowę na jego ramieniu, jej włosy opadały mu na ramię, czuł jej słodki, niemal nieuchwytny zapach. Usiadła mu na kolanach, objęła go ramieniem, nie oczekując odwzajemnienia tych drobnych ? zdawałoby się ? gestów. Był do tego przyzwyczajony, dlatego też nie objął jej nawet ramieniem, choć na wpół leżała na nim, pogrążona w myślach, milcząca, z niebieskimi oczami wpatrzonymi gdzieś w dal.

Spojrzał na nią. Uwielbiał ją. Jednak? aż wstyd się przyznać, ale jego głowę zdawała się zaprzątać inna.

Ona nadal patrzyła przed siebie, położywszy mu delikatnie dłoń na głowie i drapiąc subtelnie.

Zawstydzony, odwrócił wzrok. Nie mógł spojrzeć w te jej piękne, ciemnoniebieskie oczy, wiedząc, że być może tak naprawdę woli inną. Nie mógł tego zrobić. Po prostu nie mógł. Źle by się z tym czuł, zwłaszcza, że to oznaczałoby właściwie utracenie jej na zawsze. Na to nie mógł pozwolić, za dobrze się przy niej czuł. Taki?

Wolny.

Tak, to dobre słowo. Pozwalała mu zajmować się rzeczami, o jakich, choćby nie wiadomo, jak się starał, nawet nie dałby rady pomyśleć w obecności kogoś innego. Tylko przy niej mógł snuć szalone, piękne lub całkowicie destruktywne wizje. To dzięki niej wpadł na szalony i nieco dziecinny pomysł zbudowania? statku z klocków Lego. Z napędem spalinowym?

Albo prawdziwego, choć w istocie dość prymitywnego działa artyleryjskiego! Albo pancernego sterowca? transportera półgąsienicowego, opartego na lekko zmodyfikowanym nadwoziu Kamaza? że przemilczę szczegóły amatorskich planów czołgu domowej roboty, wzorowanego na stosunkowo prostych konstrukcjach z pierwszej wojny światowej.

O tak, poddała mu mnóstwo całkowicie szalonych pomysłów, w istocie nie wypowiadając ani słowa.

Chociaż chciał, by pozostała przy nim dłużej, to wiedział, że niedługo odejdzie, gdy wrócą jego rodzice wraz z rodzeństwem. Oczywiście, lubił, kiedy byli obok niego, jednak to jej obecność doprowadziła do podjęcia najważniejszych decyzji w jego dotychczasowym życiu: o pewnym wyznaniu, o zaplanowaniu, na ile to możliwe, jego kariery i przyszłości, że nie pozwoli, by cokolwiek wzięło górę nad jego rozumem, zostawiając go na pastwę niestałych, chaotycznych uczuć, że nie będzie za żadne skarby świata szukał miłości. To mogłoby go tylko zniszczyć, niepotrzebnie dowartościować lub wręcz przeciwnie, nie mówiąc już o zesłaniu straszliwego nieszczęścia na jego potencjalną wybrankę. Nie chciał, i tyle. Za bardzo cenił sobie tę piękną dziewczynę w szarej, zwiewnej sukience, zawsze milczącą, zamyśloną, wpatrzoną w przestrzeń poprzez długie, pofalowane, złociste włosy.

Odwrócił się do niej ponownie. Zatonął na chwilę w jej cudownych oczach, postanawiając, że przestanie przejmować się tamtą. Zacznie ignorować myśli o tamtej, wszystkie, w których się pojawiała. Najważniejsza jest ta, która była teraz przy nim. Na której obecność zawsze może liczyć.

Rozległ się chrobot klucza w zamku. Ona wstała, pocałowała go delikatnie w policzek, po czym ruszyła powoli w stronę drzwi. Tym całusem zesłała mu jeszcze więcej myśli, których nie zdążył rozważyć, pełnych wątpliwości wobec podjętych już decyzji, jakby jednak miała nadzieję, że nie zostanie skazany na jej towarzystwo do końca życia.

Gdy jego najbliżsi weszli do środka, ostatecznie zniknęła, jak tarcza Księżyca przed świtem.

Nikt mu nie powie, że Samotność nie jest cudowna.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...