Rock my baby
Swego czasu w ramach niesławnego konkursu, który wygrały gołe baby, padła propozycja wpisu o tym, czym będę starał się 'zarazić' mego syna. Cóż, na razie mój syn zaraził się katarem (nie ode mnie), więc miałem praktycznie nieprzespaną noc. Ale nie o tym miałem. Ten wpis będzie swego rodzaju odpowiedzią na tę propozycję. Odpowiedzią muzyczną i nieco na opak. Nie mam bowiem jeszcze tak dalekosiężnych planów, ale pewnie częściowo będą bazował na 'zarazkach' mego taty. I o tym wpis. Czym skutecznie muzycznie zaraził mnie tata.

Tata nie miał może zbyt obszernej kolekcji płyt i kaset, ale w końcu liczy się jakość, a nie ilość. Czasem puszczane w domu, czasem słuchane w samochodowym odtwarzaczu kasetowym - wsiąkły we mnie. Nie wszystkie polubiłem od razu, a na dodatek słuchałem całe mnóstwo p(o/a)pki z Vivy i tym podobnych. Z tych drugich przetrwały nieliczne, a z 'tatowych' większość. Na początek niech pójdzie zespół, a w zasadzie kawałek, który pierwszy na myśl mi przychodzi
Założona w 1977 roku grupa rockowa zasługuje w zasadzie na osobny wpis. Sułtani swingu, mistrzowie gitary, wirtuozi pięknych kompozycji. W domu królowała płyta oraz kaseta 'Brothers in Arms', czyli najbardziej popularny album grupy (35 milionów sprzedanych kopii). Pozostałe albumy i utwory poznawałem w zasadzie sam sporo później. Ulubionym album chyba pozostał właśnie ten pierwszy, ale i Love Over Gold (przegenialne Telegraph Road) nie pozostaje daleko w tyle. Dla Was zaś jeszcze dwa smaczki gitarowego geniuszu i muzycznego piękna z Brothers in Arms.
Ten saksofon wzbudza dreszcze
PINK FLOYD
Kolejny zespół na osobny wpis, a nawet całą ich serię. Kolejne mocne uderzenie. Na dodatek głową w mur. A właściwie w ścianę. Taką:

Podwójna kaseta była bardzo częstym gościem w samochodowych kaseciakach. A że z tatą zdarzało nam się ruszać w dość długie trasy, to i przesłuchań było sporo. W zasadzie dość dziwnym jest, że młodemu Qbusiowi spodobał się ten album - nawet w dorobku Floydów album ten nie należy do 'typowych' (choć większość ich albumów można tak określić). Do dziś nie jestem w stanie określić dlaczego akurat ten album tak przypadł mi do gustu.
O innych albumach nie będę się rozpisywał, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu, a i znawcą wielkim nie jestem. Dam Wam po prostu posłuchać (swoją drogą szkoda, że nie mam jak sprawdzić, ile razy dany filmik został otwarty z mego wpisu). Na sam początek mój numer 1:
????????? ???????? ????????????, Ewangelos Odysseas Papathanasiu, czyli krok w bok od rocka. Choć nie do końca - Vangelis zaczynał od rock i dość blisko współpracował (wspólne albumy) z Jonem Andersonem, czyli wokalistą Yes. Nie chcę się powtarzać, ale Vangelis wydał tyle albumów i stworzył tyle świetnej muzyki, że starczyłoby pewnie na dobry rok pisania na blogu (no co... dobra hiperbola nie jest zła). W dzisiejszym wpisie jednak główną rolę gra album kompilacyjny:

Swego czasu, w wakacje pomiędzy pierwszą a drugą klasą liceum, dostałem od cioci cały wór książek po wujku (sporo Cusslera, trochę sensacji i fantastyki). Czytałem całe wakacje (z przerwami na bardziej wakacyjnie czynności) i przez całe wakacje słuchałem jednego albumu. Właśnie tego. Bite dwa miesiące nie słuchałem nic innego. Do dziś niektóre utwory wzbudzają obrazy z konkretnych momentów w książkach. Niektóre utwory Vangelisa są podniosłe, a nawet i pompatyczne. Są epickie i multiinstrumentalne. Ale ja na początek dam coś skromnego:
Podkład dla idealnie cichej nocy - pochodzi z albumu See You Later, ale stał się także częścią soundtracku Blade Runnera. Rolę drugoplanową gra inny album. Album poznany samodzielnie, kaseta zakupiona za parę złotych, wyszukana w koszu któregoś z marketów multimedialnych. Towarzyszyła mi w kilku długich nocnych wojażach kolejowych.

Tym razem mamy także kompozycje ze wspomnianym już Andersonem. Oto jedna z nich:
Vangelisa można nie lubić - wielu nie przypada do gustu jego styl, ale warto choć spróbować wyjść poza Chariots of Fire i Conquest of Paradise.
I na tym na razie zakończę. Okazało się, że tych 'zarazków' jest więcej niż myślałem... Zostawiam więc sobie materiał na ewentualną część drugą. Ale powstanie tej zależy już od Was. Chyba nie muszę dodawać, że ciekawi mnie, czym Was zarażali rodziciele, prawda?
Wiesław Myśliwski
Widnokrąg
20 Comments
Recommended Comments