Jump to content
  • entries
    51
  • comments
    259
  • views
    64,253

Studenckie narzekanie


Domi90

322 views

 Share

W życiu każdego studenta przychodzi taki czas (nawet dwa razy w roku), w którym ze stresu nie może jeść, spać, ani oddawać się błogiemu lenistwu. Ponadto cokolwiek by człowiek nie zrobił to i tak zawsze okazuje się, że można było więcej, lepiej, efektywniej. Sesja, bo o niej mowa, zawsze ?zaskakuje? i pojawia się nie w porę.

Oprócz oczywistych minusów tego okresu, jakimi są liczne zaliczenia i egzaminy nie mogę pominąć tak ważnego i ogromnie irytującego faktu, jakim jest niekompetencja prowadzących. W ciągu ostatniego tygodnia wielokrotnie miałam okazję przekonać się, że szanowny pan/ pani doktor habilitowany/ profesor nadzwyczajny, studenta ma po prostu gdzieś. Co z tego, że podano teoretycznie godziny konsultacji? Co z tego, że dysponuję adresem mailowym wyżej wymienionej osobistości? Ano nic z tego i psu na budę cały wysiłek, bo godziny konsultacji są wyjątkowo płynne i ich rozpoczęcie gładko może zostać przeniesione, np. z godziny 13 na 15.

Wydawało mi się, że w dobie Internetu skontaktowanie się z wykładowcą nie powinno być specjalnie trudnie (zwłaszcza, jeśli posiadamy ów cenny, adres mailowy). Niestety ostatnio przekonałam się, że niektórzy prowadzących są nieuchwytni i nieosiągalni dla zwykłego śmiertelnika. Tu pojawia się moje pytanie, ile razy można wysyłać usłużne, ugrzecznione wiadomości, w których błaga się o pięciominutową audiencję, potrzebną do uzyskania wpisu? Nie wiem, ale w tym semestrze zapewne pobiję rekord w smarowaniu takich maili, bo od kilkunastu dni ścigam trzech prowadzących. Na razie niestety z marnym skutkiem.

Kolejnym uroczym i dostarczającym wielu wrażeń miejscem jest dziekanat. W całej mojej ?karierze? studentki jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym załatwiła tam swoją sprawę za pierwszym razem. Zawsze, ale to zawsze okazuje się, że w tej chwili nie można odebrać/zostawić indeksu, zapisać się na egzamin albo poprawić błędu na karcie ocen. Ta niemożność zazwyczaj wynika z braku osoby, która ma odpowiednie ku temu uprawnienia (chociaż teoretycznie powinna być na miejscu), wyimaginowanych terminów, których rzekomo trzeba przestrzegać i setek innych, bzdurnych nakazów i zakazów. Na koniec potoku moich żalów muszę wspomnieć, że kiedy większość studentów już sesję ma za sobą, u mnie dopiero zbliża się punkt kulminacyjny.

 Share

9 Comments


Recommended Comments

Uuu... szczerze współczuję. Ja też studiuję, ale (niestety?) na prywatnej uczelni, więc mam trochę lżej. Chociaż u mnie w dziekanacie też często ciężko się dogadać czy coś załatwić. No, chyba, że trzeba opłacić czesne / egzamin poprawkowy, cokolwiek innego, co wymaga wręczenia jednego / kilku cennych papierków. Wtedy zawsze, powtarzam: ZAWSZE znajdzie się osoba posiadająca czas i predyspozycje do odebrania ciężko zarobionej kasy.

Aha, zapomniałbym. Oprócz jednego przedmiotu, sesja już za mną. :icon_mrgreen::tongue:

Link to comment

Haha, dziekanat to miejsce pełne magii i cudów. Tam właśnie swego czasu dowiedziałem się (oczywiście błędnie), że będę musiał poprawiać jeden z fakultetów, bo go nie zaliczyłem (chociaż nie musiałem). Ostatnio ponad dwa miesiące czekałem na odbiór świadectwa i dyplomu magistra, bo "przecież to wina rektora, gdyż jeszcze nie podpisał". Jaaaasne.

Mailowo to pamiętam, że ciężko się było z niektórymi personami dogadać, bo chyba nie wiedzą oni do dzisiaj o istnieniu internetu.

Dyżury to też często była niezła ściema i nieraz czekało się półtorej godziny, żeby stać nadal w punkcie wyjścia. "A ja tylko na pięciominutową konsultację w sprawie tematu na zaliczenie...". No cóż.

Ach studia...

Będę za nimi tęsknił :wink:

Link to comment

Co do prowadzących to w tym cały urok, żeby króliczka gonić :D

Ja na swój dziekanat słowa złego, poza kolejkami rzec nie mogę. Kobitka jest świetna i wszystko z nią idzie załatwić. Jedyne czego się szybko nauczyłem to składanie wszelkich wniosków/podań w dwóch kopiach z pieczątką na drugiej dla mnie. Przez olewajstwo innych urzęduw na uczelni już drugi rok drukuje mi się certyfikat z angielskiego...

Co do sesji, ciekawostką jest, że zawsze dzień/noc przed egzaminem, w sieci jest istny wysyp flashówek w które trzeba zagrać :D Za każdym razem :D

Link to comment

No cóż bywa ciężko, chociaż osobiście nie mogę zbytnio narzekać, tylko raz zdarzyło mi się czekać na jeden wpis prawie cały dzień. Generalnie prowadzący na moim wydziale są całkiem osiągalni, przynajmniej jeśli chodzi o uzupełnianie indeksu, niemniej w innych sprawach zdarza im się nawalać. O dziekanacie się nie wypowiem, bo nie warto się denerwować. :P Rozumiem, pozdrawiam. :)

Link to comment

Vantage czasami wydaje mi się, że państwowe uczelnie mają studenta za nic, a jak się nie podoba to stwierdzają, że na twoje miejsce jest stu chętnych i nikt tu siłą nie trzyma.

Slakvovic bardzo możliwe, że kiedyś jeszcze będę tęsknić za takimi przebojami z dziekanatem i prowadzącym. Na razie jednak muszę trochę pomarudzić :wink:

Dagonet Mephiston już wszystko napisał, więc nie pozostaje mi nic innego, jak potwierdzenie tych informacji :icon_smile:

Lord Hrabula kobitka w "moim" dziekanacie też jest uprzejma, ale załatwić coś ciężko. A co do króliczków to jestem już tym gonieniem zmęczona.

rebeliagamer dziękować, dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam takiego pecha do prowadzących :wink:

Link to comment

Nie przejmuj się, ja mam jeszcze 2 egzaminy do zdania. Z trzech : ) A większość znajomych z licu (bo ci na uczelni to tacy sami albo nawet gorsi jak ja) pozdawała wszystko w ciągu 1 tygodnia

Link to comment
Guest
Add a comment...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...