Jestem Hardkorem! Że co...?

Czas wreszcie na coś ponarzekać. Na pierwszy ogień idzie ,,każualizacja" gier. Zapytacie się pewnie skąd tytuł wpisu - ja uprzedzę pytanie i odpowiem od razu. Jak pewnie niektórzy z Was nie wiedzą (ufam, że większość wie), nazywa się tak wybitnie trudny tryb w Fallout: New Vegas. A przynajmniej w teorii ekstremalnie trudny.
Przyznam szczerze - zwiedziłem ok. 50% świata, ale to i tak nie usprawiedliwia długości rozgrywki - 4 dni intensywnego grania w ferie. Jest to o tyle ciekawe, że cały czas był uruchomiony wyżej wymieniony tryb. Nawiasem mówiąc nie zwiększał on trudności w jakiś zatrważający sposób - ot po prostu można umrzeć z głodu, odwodnienia i wycieńczenia. Namawia to po prostu do regularnych wizyt u sprzedawców. Co do samej trudności rozgrywki - pierwszego szpona śmierci jesteś w stanie zabić stosunkowo wcześnie. W ogóle spodziewałem się więcej po jednym z najsilniejszych wrogów w grze - przynajmniej na tym poziomie trudności.
Ok. Dość o tym trybie. W końcu nie każdemu chce się go używać. Niestety niezależnie od poziomu trudności, dalej widać pewne ułatwienia. Gra cały czas prowadzi nas za rączkę pokazując gdzie iść, co zrobić, kogo zabić. Moim (niezbyt) skromnym zdaniem jest to najważniejszy powód małej długości głównego wątku. Przypomnijmy sobie pierwowzór tej gry - pierwszego Fallouta'a. Na początku masz znaleźć Waterchip dla swojego schronu, a jedyną wskazówką jest inna Krypta, w której ślad się urywa i trzeba szukać sprzętu bez żadnych drogowskazów, pytając w różnych miastach. Podobnie sprawa wygląda w Falloucie 2 - znajdź G.E.C.K. praktycznie bez żadnych wskazówek.
W ramach podsumowania - Fallout: New Vegas jest świetną grą, jednak tryb Jestem Hardkorem nijak nie ma się do bycia hardkorowym graczem (za którego się nie uważam). Drogowskazy mnie bardziej nudzą i zniechęcają do eksploracji świata, niż zachęcają do brnięcia dalej w zadania. Nie powiem, że z nich nie korzystałem, ale brak mi trochę szukania celów z poprzednich Fallout'ów.
4 Comments
Recommended Comments