Przed chwilą założyłem sobie konto na platformie Steam, bo jak się okazało nie istnieje inna możliwość zagrania w legalnie zakupioną grę (Fallout: New Vegas). Pomijając całą wściekłość jaką wprost ociekam z powodu iż zostałem zmuszony do zrobienia tego, czego nigdy robić nie zamierzałem (Xfire z powodu tego [beeep] nawet nie zauważa gry i nie jestem w stanie znaleźć w folderze ze Steamem właściwego pliku .exe który xf zauważy i przyjmie za prawidłowy - ponoć wystarczy zwykły notatnik o odpowiedniej nazwie, a tymczasem plik .exe w folderze steama nie jest w stanie spełnić tego wymogu. O tym że nie mogę sobie nawet skrótu do gry na pulpicie zrobić nie wspominając) - postanowiłem poruszyć sprawę która nurtowała mnie od dawna, a która za sprawą tej właśnie gry przypomniała mi się na nowo.
Achevementy w grach.
Być nagradzanym za postęp dokonany w grze - ciekawa idea, ale tylko w przypadku gdy nagroda jest uzasadniona i niesie za sobą pewien wysiłek włożony w jej zdobycie. Ja natomiast zostałem uraczony pierwszym achievementem za... uruchomienie gry. Oczywiście nazywa to się zupełnie inaczej, ale nie zrobiłem nic więcej prócz włączenia i wyłączenia gry. I zdaniem jej twórców to niebywały sukces z mojej strony. Takich achievementów jest oczywiście więcej, ale to przelało moją czarę goryczy.
I potem ktoś się dziwi, że twórcy gier robią gry dla casuali - no a dla kogo mają robić, skoro mają graczy za kompletnych idiotów których trzeba nagradzać za wykonanie najprostszych czynności? Gdyby przełożyć całą sytuację na życie codzienne, to każdy z nas powinien mieć całą ścianę w achievementach za przełomowe sukcesy takie jak np. wstanie z łóżka, zjedzenie obiadu, wypicie herbaty a nawet za przeproszeniem zrobienie kupy.
Paradoksalnie to ostatnie może nieść za sobą dużo więcej wysiłku niż zdobycie większości achievementów w niektórych grach.
Tyle na dzisiaj. Wracam do grania w Neverwinter Nights 2.
33 Comments
Recommended Comments