Jump to content

plusqanie

  • entries
    15
  • comments
    59
  • views
    14,288

mózgobity


plusq

259 views

Dałem się ostatnio zauroczyć. Chociaż gwoli ścisłości wpierw po pysku mocno dostałem i to tak, że mnie aż w kieszeni zabolało. Nic to rzekłem, jako Pan Wołodyjowski do swej Basi, a pomny jego wybuchowej ekspresji wyrażania patriotycznych uczuć, sam postanowiłem przyjąć w nieco bardziej wyważony, tudzież stonowany sposób, to czym mnie ten nowy rok przywitał. I jak się w końcu okazało, bilans zysków i strat na korzyść tych pierwszych jednak wskazał. Ale o co chodzi? No to może po kolei.

Poprzedni wpis zdążył już kurzem mocno się pokryć i choć w ostatnich miesiącach przemyśleń kilka miałem, którymi podzielić się chciałem - choćby tylko z przepastnymi internetowego niebytu czeluściami - to jednak coś zawsze stało na przeszkodzie aby zapisać niewypowiedziane. I tak znalazłem się tu i teraz pisząc, dla samego siebie na pewno, a być może i dla innych zainteresowanych. Choć tekst wielki z pozoru i na dwie podzielony części, jednak nawzajem się uzupełniające. Dlatego też na dwa oddzielne wpisy nie chciałem go dzielić.

No ale do rzeczy! Koniec roku jak zapewne co niektórzy pamiętają uraczył świat, a dokładnie graczy, a w szególności użytkowników steama (czyli de facto graczy - ale o tym później) prawdziwym wysypem równie fascynujących promocji. Takoż i szałem zakupów ogarnięty, wytoczyłem swe mniej lub bardziej ciężko zarobione "eurosy", i szastałem nimi na lewo i prawo niczym kobieta w galeri lub meżczyzna w barze (nie bijcie za stereotypy). Tu pięć "ojro" tam "dwazczymś" tu i ówdzie pojechałem po bandzie na prawie piętnaście "jednoeurówek" by cały "pak" nabyć. Krezusi tego świata byli by ze mnie dumni. Niepostrzeżenie, niespodziewanie, nagle, nieoczekiwanie i zapewne na parę innych n-przysłówków zostałem tedy posiadaczem kilku, całkiem ciekawych, tytułów, z których bodaj tym naj- okazało się Red Faction - Guerrilla. Choć jak przyznać muszę tylko ze względu na możliwość fantastycznego masakrowania budynków i konstrukcji która potrafi nieźle odstresować i z deczka odmóżdżyć.

Ale to nie promocje miały być tematem, choć poniekąd ich efekt, czyli produkt nabyty dały przyczynę. Rozkoszując się bowiem, dnia pierwszego w tym roku, wszelkimi możliwościami na jakie engine RF-G pozwala, doprowadziłem kartę mą graficzną do zejścia w sposób mniej lub bardziej dla takowej naturalny. Kolokwialnie rzecz ujmując: ot zjebała mi się i to w - łagodnie mówiąc - nie najlepszym czasie z kalendarzowego jak i koniunkturalnego punktu widzenia. No więc siedziałem tak dni parę, wertując, czy to w pracy, czy też w czasie wolnym, cenniki, opisy, testy oraz opinie na temat kart graficznych z którymi od dawna już na bieżąco nie byłem. I tu przyznać się muszę, iż jakoś po cichutku cieszyłem się z pretekstu do wymiany karty, która od początku nie do końca pracowała jak powinna. I tylko gdzieś z kieszeni dochodził cichy płacz, jakoby łkanie, przytłumione jednakoż wiatrem w pustce świszczącym. Ale chociaż bliżej sedna jestem to dalej nie to o czym chciałem napisać.

Jednym bowiem z plusów sytuacji braku karty, było odkrycie a właściwie poznanie czegoś, o czym wcześniej tylko słyszałem. Korzystając z laptopa zanurzyłem się we wszystkie wspaniałości i całą magię Dwarf Fortress. Jako, iż miałem niegdyś chwil trochę wspaniałych z ADOMem przeżytych, wiedziałem czego po części przygodowej się spodziewać i jak wciągające swą prostotą a zarazem skomplikowaniem być to może. Nic jednak nie przygotowało mnie na tryb strategiczny w którym od zera budujemy własną krasnoludzką fortecę.

Zali to kopiąc w głębinach ziemi, zakopując się niczym tolkienowskie krasnoludy z Mori i przy okazji odkrywając czekające w czeluściach monstra i horrory. Li też stawiając konstrukcję naziemną, tak imponującą jak tylko wyobraźnia, no i może jeszcze troszkę ukształtowanie terenu pozwoli, która to hordy najeźdźców odpędzić pomoże a karawany kupieckie snadnie przyjmie. Wszystko to mało powiedziane, bowiem człowiek zakochuje się w trybie fortress jak w idealnej kobiecie: ślicznej lecz nie pięknej bo piękno się starzeje i przemija w zapomnieniu niczym pierwszy lepszy "cudny" FPS.

A więc najpierw urzekł mnie ogrom i bogactwo stworzonego ze znaków ASCII świata. Mechanika rozgrywki ograniczona jest praktycznie do własnej wyobraźni. Tak naziemne jak i podziemne komnaty, warsztaty, odlewnie, szpitale, jadalnie, baraki, pola uprawne, ogrody, zagrody, punkty handlu, fosy, mury, fortyfikacje, mosty zwodzone, pułapki, składowiska, szyby i chodniki kopalniane, schody, pochylnie, cmentarze, katakumby, biura, mieszkania, doprowadzenia magmy, systemy irygacyjne, komnaty szlacheckie, więzienia, arsenały, maszyny oblężnicze bardzo szybko wypełniają kolejne poziomy. Wszystko to okraszone jest aurą rpg i kierowania zasobami ludzkimi, jako, że każdy z naszych podopiecznych krasnoludów, płci obojga, posiada szereg charakteryzujących go współczynników w postaci umiejętności przemysłowych oraz militarnych, cech charakteru, historii zdrowia tak fizycznego jak i poniekąd psychicznego, ekwipunku, zwierząt domowych i preferencji. Nawet miłośnicy hardcorowej wersji simsów znaleźli by tu coś dla siebie, gdyż krasnoludy łączą się czasem w parki, płodząc pociechy, które przez szesnaście plus lat niczym nie są innym tylko utrapieniem, zdobyczą dla kobolda bądź zwłokami w nurcie wody lub magmy.

Kopiąc kolejne tunele, trafiają nasi podopieczni na żyły klejnotów, szlachetnych metali, ale przede wszystkim rud "żelazo- i węglonośnych", które stanowią podstawę tak istnienia jak i przemysłu krasnoludzkiego społeczeństwa. Z nich to bowiem wytwarza się żelazo, żeliwo (pig iron) czy też stal. Dzięki temu można w końcu wykuć zbroje i oręż dla dzielnych obrońców sioła, elementy pułapek, mechanizmów i meble oraz przedmioty użytku codziennego. Kamieniarstwo, stolarstwo jubilerstwo przyniosą też dodatkowy dochód w handlu z karawanami, który de facto jest handlem wymiennym, jak i pozwolą stworzyć wspaniałe krasnoludzkie dzieła oraz ozdobić komnaty i hale fortecy. Podstawą projektowania jest mały kwadracik, który można przekopać, przebić na wylot, zabudować, wypełnić płynem, obsiać, wykarczować, słowem wszystko co tylko potrzebne aby z owych małych kwadracików powstała forteca. Siedmioro wspaniałych, którzy to przybywają jako pierwsi budować fortecę, wraz z kolejnymi falami imigrantów przeradza się w zorganizowaną społeczność, ze szlachtą, wojskiem, rzemieślniczą klasą średnia i całą masą robotników.

Całość obsługiwana jest przez wygodne menu oparte na klawiszach i ich kombinacjach. Żartowałem. Menu wcale nie jest wygodne. Ale intuicyjne. Haha - wciąż dajemy się nabrać? Tak po prawdzie to każdy kto zetknął się już z grami Roguelike powinien mieć miłe i znajome odczucia. Laikom powiem tyle - myszki nie obsługujemy chociaż istnieje mod dodający jej obsługę przy pewnych czynnościach.

Pokochałem tę grę jeszcze za coś. Po pierwsze: nie ma ona zdefiniowanego końca bo nawet jak nam złe i brzydkie "cosie" wyrżną za przeproszeniem podopiecznych, w sposób z seksem nic wspólnego nie mający, to i tak możemy ponownie spróbować fort odzyskać lub też zwiedzić go w trybie przygodowym. Po wtóre: gra jest niemiłosiernie dla początkujących skomplikowana (magia podobna do frontierowskiej) i kilka pierwszych dni spędziłem na oglądaniu wspaniale przygotowanych poradników zamieszczonych na youtube, oraz wertowaniu df wiki i wszystkiego co tylko może pomóc w nowej twierdzy tworzeniu. Po włączeniu programu i wygenerowaniu świata, cały pierwszy wieczór spędziłem na szukaniu odpowiedniej pod fortecę lokalizacji. Gdy raz się ją wybierze - staje się ona miejscem gdzie spędzi się większą część gry ? dobrze się jest więc do owego wyboru przyłożyć sumiennie.

Warto również wspomnieć o modach i dodatkach które się pojawiły i znakomicie wzbogacają nie tylko grafikę (zamieniając ASCII na ikonki) ale także ułatwiając zarządzanie społeczeństwem jak i możliwość obejrzenia sobie naszego dzieła w rzucie izometrycznym bądź 3D, co pozwala uzupełnić braki w przestrzennej wyobraźni wynikłe z płaskiego, warstwowego zobrazowania trójwymiarowego świata. Proponuję od razu zacząć od ściągnięcia Lazy Newb Pack ( adres na końcu ), który to zawiera w sobie najnowszą pełną wersję DF oraz kilka programów, ze szczególnym uwzględnieniem Dwarf Therapist - ogromnego ułatwienia w dziedzinie zarządzania zasobami ludzkimi. LNP zawiera też łatwy i przyjemny programik który zainstaluje lub odinstaluje różne zestawy ikonek zastępujących symbole ASCII. Zawiera też katalog do którego możemy zainstalować sobie wspomniane programy i za pomocą LNP je odpalać. Na końcu podam parę przydatnych linków, a nóż widelec ktoś skorzysta. Myślę, że choćby na tym forum, jest już kilka tematów które DF lepiej zgłębiają więc ograniczę się tylko do tego co już napisałem.

I znów, choć być może trudno w to uwierzyć, sam DF jest tylko jednym z powodów moich refleksji. Wzorem najznamienitszych myślicieli ostatnich czasów, z filiżanką herbaty rozsiadłem się na fotelu, by zagłębić się w świątyni dumania. Obudziwszy się po krótkiej drzemce, pierwszą podjąłem decyzję, aby spać w nocy więcej, po czym od nowa uruchomiłem swój własny świat, w zakamarkach synaps ukryty.

Mount&Blade, Dwarf Fortress, Operation Flashpoint (ten pierwszy), Frontier, Battlecruiser 3000AD i gdzieś z boku seria Total War. M&B stworzony przez małżeństwo z Turcji. OF przez Bohemie Int.- jeśli się nie mylę - w tamtych czasach bodajże firmę niedużą i nieznaną. Frontier - David Braben, DF - Tarn Adams wraz z bratem. Tylko Shogun i jego następcy w serii Total War, był stworzony przez znaną (co najmniej) firmę. Flashpoint dostał co prawda znanego wydawcę, który jak wiadomo przejął prawa do tytułu i wydał później gniot jakich mało, przynajmniej w odniesieniu do pierwowzoru. Na szczęście Czesi pod szyldem ARMA wydają kolejne - prawdziwe i równe oryginałowi kontynuacje. Chociaż świeżość powoli zanika. Z większych firm i ich dzieł to jeszcze tylko Bathesda z Morrowindem i później Oblivionem. Oj Morrowind bardzo mi się podobał i spędziłem w tej grze mnóstwo czasu. Ale nie tyle, co w tych amatorskich produkcjach, które tak zawładnęły mym sercem.

Krótkie spojrzenie na rynek gier i szybka obserwacja. Choć wiele jest takich w które chce się zagrać, choćby tylko dla ich "piękna", to żadna na dłuższą metę serca nie pozwoli zdobyć. Tu i ówdzie znajdą się chlubne wyjątki - wszędzie tam gdzie pojawia się coś nowego. Ale zachwyty nad "wytapetowanymi" bestsellerami to dla mnie przykład komercjalizmu. Sam wpadam w to szambo, kiedy zagrywam się wieczorem w Red Faction Guerrilla. No i co z tego, kiedy wiem, iż za jakieś trzy tygodnie nie będę już o niej myślał. Wielkie koncerny wydają "kasowe hiciory", a cyfrowa dystrybucja co najmniej podwaja zyski dzięki łatwej i szybkiej DLC produkcji. W końcu każdemu przyda się diamentowa zbroja mrocznego pawiana z plus zylionem bonusu do charyzmy, krwawymi nausznikami i odpornością na pierdnięcie elfa - w wersji wschodnioeuropejskiej dodatkowo gracz otrzyma gratis Róg Wernyhory - za jedyne dwa koma dziewięć-dziewięć euro.

Tu się robi ciekawie. Takoż wtórność i sztampowość w niczym przecież nie przeszkadza czerpać ogromnych zysków a co gorsza windować cen, "zabezpieczeń" i restrykcji wobec instalacji i użytkowania produktów, na kolejne, coraz to bardziej absurdalne poziomy. I oto krok po kroczku, najpierw cichutko, potem już na głos - odbierane są graczom wszelkie prawa konsumenta. Nie mam prawa grać, nie mając internetu, który bilion razy potwierdzić musi moją tożsamość. Zaczyna mi się odbierać prawa do zakupionego produktu, poprzez ograniczenie liczby instalacji. Odbiera mi się prawa do odsprzedania produktu komu innemu. Ogólnie sprawę ujmując: rzeczy które w żadnej innej branży byłyby nie do pomyślenia. Zakaz odsprzedaży używanego auta? Ograniczona liczba "przeczytań" danej książki? Przy tych wszystkich paradoksach steam zaczyna wyglądać dość liberalnie, chociaż nie wiem dlaczego odbiera mi się prawo do dysponowania przestrzenią moich dysków. W końcu, jak już raz wybierzmy wolumin, na którym zainstalujemy steama, nasza wolność kończy się. Sejwy poupychane w systemowej, partycja steamowska pęka w szwach a inne świecą pustkami. A przynajmniej będą za kilka lat, gdy przestanie się już instalować gry starsze. Ekspertem nie jestem ale chyba powinienem mieć decyzję co gdzie umieścić.

Zaraz pojawiają się głosy które zwala winę na piractwo. Jakkolwiek nigdy piractwa nie popierałem, karmi nas się fałszywym założeniem. Mianowicie każe nam się stanąć po stronie piratów lub producentów. Piętnując i strasząc kryminałem w jednym przypadku oraz głaszcząc po główce jednocześnie wyciągając pieniądze w drugim. A prawda jest jak zwykle gdzie indziej. Tu postawię śmiałe porównanie, które pewnie nie jednego zbulwersuje.

WALKA PRODUCENTÓW Z PIRATAMI TO JAK WALKA FASZYZMU Z KOMUNIZMEM W ANALOGI DO DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ.

Z jednej strony piractwo, nie szanujące własności prywatnej, służące zdobywaniu korzyści przez grupę jednostek, często wykorzystujące propagandę dobra ogółu - bo przecież złe korporacje wyciskają tyle pieniędzy z uciśnionego ludu grającego. Kupujcie więc od nas, ściągajcie nasze torrenciki i cracki. Obalić burżuazyjny element ku chwale towarzysza CrackDeflorator2%$!!sup i Szalonego Kloca z giełdy!

Po drugiej stronie producenci, dla których jesteś potencjalnym piratem - dlatego trzeba cię kontrolować non stop za pomocą internetu, ograniczyć możliwości użytkowania produktu. Nie możesz mieć prawa nic odsprzedać bo przecież nie nabyłeś za swoje ciężko zarobione pieniądze produktu, ale tylko łaskawie pozwoliliśmy ci go używać. Każdy kto twierdzi inaczej jest piratem. Nie odzyskasz już żadnego procenta z całości zapłaconej sumy, gdyż to tylko my mamy prawo dysponować twoimi pieniędzmi dla dobra zarządu. Nie możemy pozwolić kontrolować ci zasobów własnego komputera, ponieważ nie byłbyś w stanie a my to za ciebie zrobimy lepiej. Zawsze możesz opuścić nasz Vaterland bo my nie chcemy elementów zepsutych i niebezpiecznych poprzez głoszenie - o zgrozo - praw konsumenckich. Ein producent! Ein developer! Ein Reich!

Przecież granie nie jest do życia niezbędne. Nie chcesz - nie graj. Nie akceptujesz - kto ci każe kupować! Racja. Z pewnym ale. Przy takiej monopolizacji ideowej rynku i jednobiegunowej polaryzacji rozwiązań, praktycznie wszystko może przejść. Jest takie powiedzenie pośród graczy Eve Online, pojawiające się przy wszystkich zmianach w mechanice rozgrywki, czy to pozytywnych czy też negatywnych: adapt or die. W myśl tych słów przyjdzie nam... Nie. Może jednak będę odnosił się tylko do siebie. Otóż w myśl tych słów przyjdzie mi zgadzać się na coraz to nowe absurdy, restrykcje i obostrzenia a moim jedynym przywilejem będzie dostarczanie coraz to większych sum producentom, za te nieliczne tytuły, które w jakiś sposób mnie jeszcze zainteresują. I nie pomoże tu moje marudzenie, albo zbulwersowanie wobec pewnych praktyk stojących w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem i swego rodzaju przyzwoitością na linii producent-konsument.

Zwiększone dochody wcale nie pozwolą rozwijać produktów, wzbogacając je o nowe wartości i możliwości. Wszak w interesie producenta jest zubożenie i skrócenie gry. Zastanawiał się ktoś, dlaczego nie robi się prawie w ogóle gier o otwartej fabule, z wieloma możliwościami i nieskończonością rozgrywki? Albo, że pojawiają się one tylko sporadycznie bądź nawet wyłącznie u twórców niezależnych? Nie cierpię teorii spiskowych, ale czasem człowiek się zastanawia jak ten cały świat jest sterowany przez pewne mechanizmy. Podstawą sukcesu jest sprzedaż i to jest dobry wskaźnik. Ale sprzedaż osiąga się nie przez zwiększanie jakości a przez reklamę, zabiegi marketingowe, i kosmetykę produktu. To tak jakby przez wiele lat produkować bez liku modeli aut różniących się wszystkim tylko nie osiągami i użytecznością. Maluch pokryty pluszem i lateksem pozostanie dalej maluchem. Właśnie mi się przypomniało. O autach też nie cierpię rozmawiać.

Pozostają tylko te drobne produkcje, które pozwalają mieć nadzieję. Z rozmysłem pominąłem tutaj Minecrafta, choć doskonale pasuje do moich rozważań. Nie zdążyłem jeszcze z nim się zapoznać na tyle, aby jednoznacznie wydać werdykt o jego "uberawnsowności" - jak to najstarsi górale z Chicago mawiają. Na pewno już mi się spodobał.

A ja po prostu jestem jak ta trzecia strona - uciśnione narody walczące o demokracje i ich jeszcze wolni, poniekąd, sojusznicy. I marzę. O tym, abym nie musiał zrzekać się wszystkiego po nabyciu produktu. O tym, aby móc kupować niekoniecznie wytapetowane dmuchane lale. O tym, aby swymi pieniędzmi podziękować twórcy za oryginalność i zmotywować go do rozwijania produktu dla mojej radości i jego satysfakcji. O tym, aby dres z giełdy nie czesał chorych pieniędzy za skradziony towar a kretyni ciągnąc kolejne terabajty gier z torrentów nie pieprzyli, że przecież im się to należy. O tym, by za domaganie się praw przynależnych konsumentowi, inna banda idiotów nie stawiała mnie po stronie złodziei.

Pomarzyć zawsze można. W sumie, ze złej rzeczy jaką była awaria karty, wyszło kilka dobrych. Mam nową dobrą kartę, dzięki której pogram sobie w te wszystkie debilizmy na które tak najechałem. W końcu miałem okazję poznać wspaniałą grę do której owa karta wcale mi przecież potrzebna nie jest. A wydane na to wszystko pieniądze tylko zmotywują mnie do cięższej pracy, abym mógł kupować jeszcze więcej i jeszcze lepiej.

Oto obiecane wcześniej pomocne linki:

http://www.bay12forums.com/smf/index.php?t...9026.msg1319616 - wspomniany Lazy Newb Pack. Zawiera w sobie pełną, najnowszą wersję Dwarf Fortress plus dodatki

http://www.bay12forums.com/smf/index.php?topic=28829.0 - lista i linki do modów

http://df.magmawiki.com/ - tu znajduję się cała wiedza, czy to pod postacią tekstów czy obrazków lub też odnośników i linków.

I to było by tyle. Na razie...

0 Comments


Recommended Comments

There are no comments to display.

Guest
Add a comment...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...