Skocz do zawartości

Blogowe aTezy

  • wpisy
    318
  • komentarzy
    3426
  • wyświetleń
    544833

O śmierci, nazywanej czasem godną


...AAA...

621 wyświetleń

Tematy trudne  

21 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Czy poruszać tego typu sprawy w "Tezach"?

    • Oczywiście. To bardzo ważne.
      9
    • Pierdoły. Daj pan spokój.
      4
    • Ni to grzeje, ni mrozi
      9

Naprawdę nie rozumiem ciągu społeczeństwa do tematów aborcji, in vitro czy eutanazji. Sam na blogu tego typu spraw wolałem nie poruszać, z wiadomego powodu. Zejdzie się zaraz kilkudziesięciu użytkowników przekrzykujących o to czyja racja jest "najmojsza". Nie ma w zasadzie w tym nic złego, człowiek powinien mieć swoje zdanie. Gorzej, że tematy dotyczące spraw najwyższej wagi, życia i śmierci, są przeważnie traktowane bez należytego szacunku, a wypowiadane opinie zazwyczaj nie należą do przemyślanych. W tym wpisie mam zamiar wyrazić swoje stanowisko dotyczące eutanazji. Nie mam zamiaru wpychać (przepraszam panie za wyrażenie) nikomu poglądów. Mogę je co najwyżej przedstawić i spróbować uświadomić części czytelników konsekwencje wynikające z danych czynów.

Kluczem do dalszych rozważań jest to jak człowiek pojmuje śmierć. Jest to niewątpliwie coś ostatecznego. Żyd, Chrześcijanin, Ateista i w zasadzie (poza pewnymi wyjątkami) każdy inny ceni życie jako wartość najwyższą. Tu jednak nasuwa się wątpliwość. Czy to odczucie działa również w drugą stronę? Czy jesteś w stanie poświęcić wszystko i wytrzymać każdy rodzaj udręki aby wyszarpać choć minutę życia? Ja podzielam zdanie użytkownika Holy.Death: osoba, która cierpi ogromny ból i jest sparaliżowana mogłaby popełnić samobójstwo to by to zrobiła. Jeśli uważasz, jak pisałem, że nic gorszego od śmierci spotkać Cię nie może, to postawa ta może Ci się wydać okrutna. Inaczej tę sytuację, będzie jednak postrzegała osoba o nieco innym systemie wartości.

Kto zabija człowieka na jego żądanie i pod wpływem współczucia dla niego, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Art. 150 KK

W kultowym filmie Braveheart Mela Gibsona, William Wallace dał się torturować i w końcu zabić z okrzykiem freeeeedooooooom na ustach. To oczywiście tylko film, lecz pokazuje to co mam na myśli. Istnieją ludzie, dla których śmierć jest tylko lepszą alternatywą. Nieodosobnione są przypadki samobójstw więźniów skazanych na dożywocie. Jeszcze więcej znajdziemy ludzi, którzy chętnie popełniliby samobójstwo, gardzą swoim zniszczonym życiem, a powstrzymuje ich tylko strach. Nie jest to jednak wpis o samobójcach, więc wróćmy do tematu eutanazji.

Skoro człowiek jest w stanie pozbawić się życia lub chociaż tego pragnąć, z powodu utraty wolności lub godności, to dlaczego nie mógłby się zabić z powodu bólu? Ja posunę się jeszcze dalej, twierdząc, że w pewnych sytuacjach ból jest nawet gorszy od śmierci. Wyobraźmy sobie osobę chorą na śmiertelną chorobę. Przykuta do łóżka, tak słaba, że ledwo porusza ręką, z każdego otworu w ciele może rozpocząć się krwotok, ból nie pozwala na skoncentrowanie myśli. Pozostał jej miesiąc egzystencji w tych męczarniach lub bezbolesne odejście z tego świata. W tej okoliczności całkowicie rozumiem entuzjastów eutanazji. Oczywiście, człowiek zdrowy, stojący nad łóżkiem tego chorego uważa, że wie lepiej. Myśli, że ten miesiąc katuszy jest lepszy z jakiegoś powodu znanego tylko sobie.

euthanasia%20doctor.jpg

Czasem człowiek może chcieć odejść ze świata doczesnego nawet mimo braku bólu. Znów odwołam się do filmu, tym razem Za wszelką cenę Clinta Eastwooda. Obraz opowiada o kobiecie, której całe życie kręciło się wokół boksu. Finał okazał się dość szokujący, bowiem główna bohaterka nie tylko przegrała walkę o tytuł, ale również o swoje zdrowie. Młoda dziewczyna została przykuta do wózka. Wiadomo o co poprosiła swojego trenera, który jednak wzbraniał przed tym aby jej pomóc. W końcu bohaterka poradziła sobie sama... W tej sytuacji jestem jednak przeciwny eutanazji. Osoba, która nagle się dowiaduje, że zostanie kaleką nie jest w stanie w pełni świadomie podjąć decyzji. Istnieje prawdopodobieństwo, że szok minie i okaleczony człowiek jeszcze ułoży swoje życie. Poza tym, zawsze jest w stanie popełnić samobójstwo, w przeciwieństwie kogoś przykutego do łóżka.

Teraz muszę napisać coś, czego wielu zapewne nie wywnioskuje z całego tekstu: Nie jestem za wprowadzeniem eutanazji. Stwierdziłem jedynie, że w pewnych sytuacjach rozumiem jej zwolenników. Pochwalam to aby każdy mógł sam decydować o swoim życiu i śmierci. Chciałbym zalegalizowania eutanazji, gdyby nie pewna istotna kwestia, a mianowicie prawo. Przyzwolenie eutanazji umożliwiłoby niewyobrażalne nadużycia w sferze spadkowej. Wystarczy by ktoś zamożny był przykuty do łoża śmierci i napomknął o zmianie testamentu. Nie trudno sobie wyobrazić, że obecny dziedzic zapłaci odpowiednią sumę lekarzowi aby ten jak najszybciej dokonał zabiegu...

Te i inne kwestie warto rozważyć.

14 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Pytanie brzmi: czy mamy (jako ludzie) prawo decydować kto ma umrzeć, a kto ma żyć? Czy mamy prawo decydować kiedy umrzemy? Kiedy zakończy się nasze życie (jakimkolwiek by ono nie było)?

Śmierć może być dla nas błogosławieństwem. Tylko czy mamy prawo wybrać moment w którym ona nastąpi? Czy nie jest to jednak nadużycie naszych ludzkich możliwości? Przekroczenie pewnej granicy, której jednak nie powinno się przekraczać?

---

Pytanko do ...AAA...

Jak zapatrujesz się na to: Link? I osobiście i pod względem prawnym?

Link do komentarza

@...AAA...

Świetnie napisana "notka". Muszę się od Ciebie uczyć...

Mam jednak taką odpowiedź, mianowicie dlaczego poruszam takie tematy na swoim blogu-mimo tego że boję się krytyki to wiem, że są osoby które popierają moje poglądy, więc nie czuję się samotna ze swoją wizją świata. Są tematy o których trudniej jest mówić ze znajomymi, bo oni mogą mieć inne poglądy i nabrać do nas dystansu... To jest tak jak z religią, czy innym kolorem skóry. To jest jak stereotyp, "jesteś inny, nie chcemy się z tobą zadawać"... Dlatego łatwiej jest poruszać takie sprawy w Internecie, gdzie jest (prawie) anonimowość.

@Xysiu

Jak pisze ...AAA...:"

Kluczem do dalszych rozważań jest to jak człowiek pojmuje śmierć. Jest to niewątpliwie coś ostatecznego. Żyd, Chrześcijanin, Ateista i w zasadzie (poza pewnymi wyjątkami) każdy inny ceni życie jako wartość najwyższą. Tu jednak nasuwa się wątpliwość. Czy to odczucie działa również w drugą stronę? Czy jesteś w stanie poświęcić wszystko i wytrzymać każdy rodzaj udręki aby wyszarpać choć minutę życia? Ja podzielam zdanie użytkownika Holy.Death: osoba, która cierpi ogromny ból i jest sparaliżowana mogłaby popełnić samobójstwo to by to zrobiła. Jeśli uważasz, jak pisałem, że nic gorszego od śmierci spotkać Cię nie może, to postawa ta może Ci się wydać okrutna. Inaczej tę sytuację, będzie jednak postrzegała osoba o nieco innym systemie wartości."

Dla mnie moja śmierć nie ma żadnego znaczenia, jak umrę to umrę i nic na to nie poradzę, po prostu... Gorzej będą mieli ludzie którzy mnie lubili, bo już mnie nie zobaczą i ze mną nie pogadają, nie pokłócą nie wyżalą...

Link do komentarza
Pytanie brzmi: czy mamy (jako ludzie) prawo decydować kto ma umrzeć, a kto ma żyć? Czy mamy prawo decydować kiedy umrzemy? Kiedy zakończy się nasze życie (jakimkolwiek by ono nie było)?

Śmierć może być dla nas błogosławieństwem. Tylko czy mamy prawo wybrać moment w którym ona nastąpi? Czy nie jest to jednak nadużycie naszych ludzkich możliwości? Przekroczenie pewnej granicy, której jednak nie powinno się przekraczać?

---

Pytanko do ...AAA...

Jak zapatrujesz się na to: Link? I osobiście i pod względem prawnym?

Wysłanie żołnierzy na śmierć to też granica? Czy umieranie z bólem jest granicą? A jeśli osoba popełnić samobójstwo dla tego się w życiu coś się nie udaję to głupia granica? Starsza osoba choruję na chorobę raka i pragnie śmierci to też łamie tą granicę? jako żołdak zabiję swojego kolegę z litości to też łamie tą niby granicę?. :dry:

Tak na prawdę nie ma granicy bo przecież co dziennie ktoś ją łamie.

Link do komentarza
Czy mamy prawo decydować kiedy umrzemy? Kiedy zakończy się nasze życie (jakimkolwiek by ono nie było)?

Sądzę, że po to mamy wolną wolę. Odstawiając na drugi plan uczucia religijne, bo to sprawa osobista.

Link do komentarza
Pytanie brzmi: czy mamy (jako ludzie) prawo decydować kto ma umrzeć, a kto ma żyć? Czy mamy prawo decydować kiedy umrzemy? Kiedy zakończy się nasze życie (jakimkolwiek by ono nie było)?

Wiedziałem, że ktoś w końcu poruszy religijny aspekt tej sprawy (bo tak to odczytuję), dlatego sam tego nie robiłem. Powinieneś już Xysiu wiedzieć, że w swoich przemyśleniach i poglądach staram się przybierać skrajnie logiczny i biologiczny stan rzeczy. Nie wiem czy Bóg istnieje, ale przy tworzeniu prawa nie należy go uwzględniać. Jeśli Ty wierzysz - będziesz mógł się męczyć na łożu śmierci i nikt Cię nie zmusi do samobójstwa. Nie oznacza to jednak, że ktoś inny nie może żyć zgodnie ze swoimi ideami.

Pytanko do ...AAA...

Jak zapatrujesz się na to: Link? I osobiście i pod względem prawnym?

Być może odpowiem na to w późniejszym terminie i bardziej się rozwinę. Zdaje mi się, że to ciekawy temat na wpis :>.

Świetnie napisana "notka". Muszę się od Ciebie uczyć...

Myślę, że nie powinnaś. Warto stworzyć własny styl i odpowiedzieć sobie na pytanie do czego się dąży. Drogi są dwie: pisanie o pierdołach i zbijanie dziesiątek komentarzy lub próba płodzenia czegoś ambitniejszego i zastanawianie się czy ktoś to w ogóle czyta. Jeśli uda Ci się połączyć kiedyś jedno z drugim to dojdziesz do perfekcji. Niestety jak widać mi do niej bardzo daleko.

Są tematy o których trudniej jest mówić ze znajomymi, bo oni mogą mieć inne poglądy i nabrać do nas dystansu... To jest tak jak z religią, czy innym kolorem skóry. To jest jak stereotyp, "jesteś inny, nie chcemy się z tobą zadawać"... Dlatego łatwiej jest poruszać takie sprawy w Internecie, gdzie jest (prawie) anonimowość.

Moja asertywna natura nie pozwala mi tego odczuwać. Logicznym jest to, że jeśli ktoś nie podziela ze mną poglądów to nie mam o czym z nim dyskutować i nie chcę utrzymywać z tą osobą kontaktu.

Link do komentarza
Pytanie brzmi: czy mamy (jako ludzie) prawo decydować kto ma umrzeć, a kto ma żyć? Czy mamy prawo decydować kiedy umrzemy? Kiedy zakończy się nasze życie (jakimkolwiek by ono nie było)?

Śmierć może być dla nas błogosławieństwem. Tylko czy mamy prawo wybrać moment w którym ona nastąpi? Czy nie jest to jednak nadużycie naszych ludzkich możliwości? Przekroczenie pewnej granicy, której jednak nie powinno się przekraczać?

Odpowiedzi na pytania (subiektywnie): #1Nie( w odniesieniu do kogoś), #2Tak, #3Tak, #4Tak, #5Nie, #6Nie.

Dokładnie.

Wyobraźmy sobie co może czuć człowiek który błaga o śmierć. Ja sobie tego nie umiem wyobrazić. Ból cierpienie które przedłuża się w nieskończoność nie przynosząc ukojenia - śmierci. To test na humanitaryzm człowieka - skrócić mu cierpienia na jego własną prośbę, jeśli jest w stanie to nam jakoś przekazać(wbrew woli to niedopuszczalne) czy - w imię czego? zostawić go niech ginie! - w konwulsjach.

Drugi przypadek:

Błaganie o śmierć człowieka który przykuty do łóżka leży załóżmy 15 lat, po oficjalnej diagnozie nie dającej szansy na poprawienie stanu choćby o ułamek procenta. Co wtedy? Przecież cudów nie ma, takich ludzi są setki jak nie tysiące. Bóg wszystkich nie uzdrowi. Nie chcąc być ciężarem dla rodziny przez resztę życia zrobią wszystko by się zabić. Niech decydują o sobie tak jak zdrowi. Ich życie jest ich własnym dobrem osobistym, mają prawo zrobić z nim co zechcą.

Wystarczy by ktoś zamożny był przykuty do łoża śmierci i napomknął o zmianie testamentu. Nie trudno sobie wyobrazić, że obecny dziedzic zapłaci odpowiednią sumę lekarzowi aby ten jak najszybciej dokonał zabiegu...

Demonizujesz, oczywiście wypaczenia zdarzają się "wszędzie i zawsze". Jednakże odpowiednie prawo powinno zapobiegać takim nadużyciom. Ośmielę się zaproponować pewne rozwiązanie: Forma Notarialna, podobnie jak w przypadku testamentu alograficznego czyli w obecności świadków razem z protokołem.

Może to i jest jak na obecne warunki dziwne, ale ku temu zmierzamy.

Link do komentarza
Demonizujesz, oczywiście wypaczenia zdarzają się "wszędzie i zawsze". Jednakże odpowiednie prawo powinno zapobiegać takim nadużyciom. Ośmielę się zaproponować pewne rozwiązanie: Forma Notarialna, podobnie jak w przypadku testamentu alograficznego czyli w obecności świadków razem z protokołem.

Nie demonizuję. Oczywiście, że wypatrzenia mogą się zdarzyć wszędzie i zawsze, ale prawo powinno starać się jak najbardziej ograniczyć ryzyko. Tutaj IMO ryzyko do nadużyć jest wielkie. Forma notarialna pomaga tylko w pewnym stopniu. Jeśli rzecz się zdarzy w rodzinie prawników, nie będą mięli oni problemów ze znalezieniem zaprzyjaźnionego notariusza. W porównaniu do konwencjonalnych spraw - tutaj poszkodowany już nie będzie miał szansy się bronić. Człowiek przykuty do łóżka jest całkowicie bezbronny, a eutanazja to dziecinnie proste narzędzie dla oszustów.

Link do komentarza
zaprzyjaźnionego notariusza

a eutanazja to dziecinnie proste narzędzie dla oszustów

W razie uchwalenia takiego prawa nie sądzę aby nie było nie kontrolowane. Każdy przypadek kontrolowany byłby pod kątem jego zgodności, dopełnienia form świadomości człowieka itp. zapewne przez dziesiątki organizacji. Notariusz również podejmując się tej pracy i asystowaniu przy wyrażeniu takiej woli powinien mieć to na uwadze. Nie wspomnę tu oczywiście o jego "nieskazitelnym charakterze który daje rękojmię prawidłowego wykonywania zawodu notariusza".

Link do komentarza
W razie uchwalenia takiego prawa nie sądzę aby nie było nie kontrolowane. Każdy przypadek kontrolowany byłby pod kątem jego zgodności, dopełnienia form świadomości człowieka itp. zapewne przez dziesiątki organizacji. Notariusz również podejmując się tej pracy i asystowaniu przy wyrażeniu takiej woli powinien mieć to na uwadze. Nie wspomnę tu oczywiście o jego "nieskazitelnym charakterze który daje rękojmię prawidłowego wykonywania zawodu notariusza".

Trzeba zakładać złą naturę ludzi :>. Zwłaszcza, że nie chodzi o jakieś oszustwa finansowe, a o życie ludzkie. Być może rację masz, że fakt da się obwarować takimi przepisami, aby zminimalizować ryzyko. Z drugiej jednak strony, utrudnianie takiej czynności, w której właśnie chodzi o czas, w pewnym sensie mija się z celem. Kto ma temu choremu załatwiać wszystkie te formalności? Będą oni mięli jakieś pierwszeństwa w kolejkach? No i musi ich być stać na tych notariuszy.

OK, OK. Wpis niezły, w dyskusję się nie wdaję... Ale co robi tu ten kot? Pieść do nosa.

Powiedzmy, że lubię czarny humor. Przyzwyczajony jestem, że co bardziej wrażliwych potrafi zniesmaczyć.

Link do komentarza
Trzeba zakładać złą naturę ludzi

Prawda to niezaprzeczalna. Formalności powinny załatwić osoby najbliższe, a w razie ich braku to powiedzmy inny opiekun ustawowy. Co do kolejek u notariuszy - hmm toż to niebywałe. Nie słyszałem aby prawnicy narzekali na tłoki w kancelariach, wręcz przeciwnie.

No i musi ich być stać na tych notariuszy.

Sprawa jest prosta jak konstrukcja przysłowiowego cepa: i tak po śmierci ZUS wypłaca zasiłek pogrzebowy. Notariusz w przeciwieństwie do księdza nie weźmie "lwiej części".

Link do komentarza

Nie mam za dużo do pisania, bo swoje zdanie już nieraz wyrażałem, ale zgodzę się - aborcja jest, w moim przekonaniu, czynem ostatecznym, który winien być dozwolony, gdy reszta żywota, nawet krótkiego, będzie tylko czy przede wszystkim bólem. Podobnie jak Holy, powtarzam takowe słowa... Posunę się jednak o krok dalej - prócz Twoich wątpliwości prawnych, dorzucę jeszcze swoje wątpliwości co do ludzkiej inteligencji i emocji. Rozum ma decydować - najlepszy doradca - nie emocje. Czy to mógłby być argument ZA eutanazją? Zapewne - zmniejszenie odsetka mało myślących ("dziewczyna mnie rzuciła, bueee, nie mam po co żyć! Chcę śmierci, ale chcę by ktoś ja na mnie wykonał, bo sam się boję" - quasi-eutanazja, ale ww. wątpliwości dotyczą nie tylko eutanazji, ale całości możności ludzi do takiego decydowania) w społeczeństwie. Dla mnie natomiast to argument, że na tak wielką swobodę nie zasługujemy i najpewniej nie zasłużymy nigdy. Jakby wielu się opierało na rozsądku i rozumie, to co innego.

Aha, a tak przy okazji - przy tworzeniu prawa (nie religijnego, nie wewnątrzwyznaniowego), Boga się uwzględnia. Bodaj tylko jedna możliwość - invocatio dei. A daleko szukać nie trzeba ;] Do bezpośredniego stosowania się nie używa, a jednak można zeń ciągnąć.

Swoją drogą - wszedłbyś na gg?

Logicznym jest to, że jeśli ktoś nie podziela ze mną poglądów to nie mam o czym z nim dyskutować i nie chcę utrzymywać z tą osobą kontaktu.

Eee... Chyba coś przegapiłem... Właśnie najwięcej jest dyskusji z tymi, którzy się z nami nie zgadzają i mają do tego powód czy uzasadnienie. Nie chcesz z takimi osobami utrzymywać kontaktu?

Och, a zła natura ludzi nie jest aksjomatem. Tak samo jak dobra natura ludzi nią nie jest. Są różne szkoły, a dotyczą poglądów, nie faktów. Ja skłaniam się bardziej do podejrzenia złej natury człowieka, ale sądzę, że i to nie jest do udowodnienia, przynajmniej w najbliższym czasie. Filozofia i poglądy, nie fakty.

Link do komentarza
Prawda to niezaprzeczalna. Formalności powinny załatwić osoby najbliższe, a w razie ich braku to powiedzmy inny opiekun ustawowy. Co do kolejek u notariuszy - hmm toż to niebywałe. Nie słyszałem aby prawnicy narzekali na tłoki w kancelariach, wręcz przeciwnie.

Trzeba jeszcze ufać osobom najbliższym =). Problemem jest też to, że krewni mogą być na tyle wrażliwi, że nie odważą się spełnić wymaganych procedur z racji swoich poglądów. Co do kolejek i tego typu rzeczy, pisałem przykładowo. Wiadomo, że zwykły śmiertelnik ma wstręt do wszelkiego rodzaju panów w garniturach.

Aha, a tak przy okazji - przy tworzeniu prawa (nie religijnego, nie wewnątrzwyznaniowego), Boga się uwzględnia. Bodaj tylko jedna możliwość - invocatio dei. A daleko szukać nie trzeba ;] Do bezpośredniego stosowania się nie używa, a jednak można zeń ciągnąć.

Nie o takie uwzględnianie mi chodziło. Konkretniej nie można zakładać istnienia bytu doskonałego w metodologii nauk logicznych, a wiadomym jest, że nasza kultura prawna opiera się na logice. Nie mówię o uwzględnieniu aspektu kulturowego, a tego, że Bóg przyjdzie i coś zmieni.

Eee... Chyba coś przegapiłem... Właśnie najwięcej jest dyskusji z tymi, którzy się z nami nie zgadzają i mają do tego powód czy uzasadnienie. Nie chcesz z takimi osobami utrzymywać kontaktu?

Dyskusja i wymiana poglądów (byle na poziomie) zawsze! Ale czy chciałoby się przebywać często z osobą o kompletnie odmiennych poglądach na podstawowe tematy? Mnie by irytowała osoba skrajnie wierząca i krytykująca np. ateistów w mojej obecności. Podobnie ktoś kto twierdziłby np. że Komunizm był dobry i za PRL żyło się dostatnio. Jestem cholerykiem i w końcu taka przyjaźń skończyłaby się bardzo boleśnie. Jest więc odwrotnie - najpierw wymieniam poglądy, a po nich oceniam czy warto z daną osobą nawiązywać bliższe kontakty. To chyba najuczciwsze i normalne podejście?

Och, a zła natura ludzi nie jest aksjomatem. Tak samo jak dobra natura ludzi nią nie jest.

Jak dobrze powiedziałeś, szkoły są różne. Ja jednak uważam, że samo stworzenie prawa karnego jest już uwzględnieniem złej ludzkiej natury. I dobrze.

Link do komentarza

Nie chciałbym używać słów typu nigdy, ale sam nie mam zamiaru kłaść się przedwcześnie na własne życzenie do trumny. Podobnie nie chciałbym decydować o tym, czy komuś pozwolić odejść.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...