Jump to content

Atomowy Świat

  • entries
    4
  • comments
    10
  • views
    33,566

LOJALNOŚĆ trzy czynniki


Atom

227 views

 Share

Krótkie opowiadanie na podstawie wydarzeń autentycznych (zmienione są tylko imiona). Studniówka. Miłość i rozczarowanie. Za okazyjne błędy przepraszam. Pisane na kacu po studniówce :) Powiem tylko tyle, że tego co mnie spotkało, nie życzyłbym największemu wrogowi...

LOJALNOŚĆ

trzy czynniki

/czynnik pierwszy/

- Wiesz co? Nadasz się.

- Ale proszę ks. o co chodzi?

- Nadasz się. Przyjdź na plebanie 20?go, o 20?tej.

- Ale?

- Po prostu przyjdź.

Ostatnio dość mocno sypało, śniegu było po kolana, zbliżały się mikołajki. Była sobota, 20 listopada. Od garaży dochodził dźwięk szurającej łopaty. Tomek, 19?to letni chłopak, kończył odśnieżać podjazd przed garażem, śpieszył się. Dochodziła 8 wieczorem, chodź zazwyczaj był punktualny wiedział, że tym razem nie zdąży na czas. To wszystko przez te cholerne pługi, mówił. Co tylko się odśnieży, taki jeden nadjeżdża i znowu pół metra błota pośniegowego. Z początku nie chciał jechać, mógł przecież zadzwonić do ks. Kamila

i przełożyć spotkanie, ale z drugiej strony ks. bardzo zależało na tym, aby Tomek jednak przyszedł. Podjęciu decyzji nie ułatwiał fakt przebycia kilkusetmetrowej drogi przez zaspy świeżo spadniętego puchu. Mieszkał wysoko w górach, więc droga pod sam dom w zimie była nieprzejezdna. Samochód zostawiało się w oddalonym garażu przy głównej drodze, która jako tako jeszcze była przejezdna. Tomek jednak przełamał się i już spacerek miał za sobą, kończył nawet odśnieżać, poza tym coś podpowiadało mu, iż to spotkanie, a nawet wcześniej, ta rozmowa z ks. w zakrystii, jest początkiem czegoś nowego, rzekło by się wielkiego, w jego życiu. Garaż już otwarty, mieścił w sobie 13 letnią, zielonkowatą Skodę Felicje. Nie był to Mercedes, ale kochał to auto. Przekręcił wreszcie kluczyk w stacyjce i poza głuchym stukotem wydobywającym się z pod maski nie wydarzyło się nic. Auto znowu nie zapaliło. Znowu rozrusznik. Trzeba będzie go wymienić. Teraz już na pewno się spóźnię- pomyślał. Otworzył maskę samochodu i poklepał 50cm wiertłem (akurat było pod ręką) po rozruszniku. Za drugim razem samochód odpalił bez zarzutu. Wyjechał, po czym zamknął garaż co wcale takie łatwe nie było ze względu na zardzewiały i przegniły próg i wszędzie wciskający się śnieg. Teraz już bez przeszkód mógł udać się w kierunku kościoła. Podróż szybko minęła, na co składają się dwa czynniki. Po pierwsze to tylko 4 km. Po drugie chcąc nadrobić stracony czas, nie zważając na fatalne warunki na drodze, Tomek pędził na złamania karku. Na parafialny parking zajechał 20 min. po ósmej. Na parkingu zebrana była grupka osób, rozpoznał kilku znajomych, jak się później okazało też przyszli na spotkanie z księdzem.

I szczęśliwie okazało się, że Tomek nie jest ostatnim przybyłym, więc zwlekano z rozpoczęciem spotkania. W kierunku samochodu zaczął iść, kolega Tomka, Wojtek.

- Cześć Tomek. Jak leci stary. Też idziesz na KSM?

- Cześć. Po staremu. Czekaj, jak to nazwałeś? KSyyyM?

- Tak. KSM. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży.

- A więc o to chodziło Kamilowi. Pewnie myśli, że jako lektor czuje się w kościele jak na wakacjach i nie mam nic do roboty? Jeszcze czego.

- Znasz go, jest jak by to powiedzieć hmm bardzo zaangażowany. Tak. Zaangażowany.

- Taaaa?

- To jak idziesz z nami? Już wszyscy są, reszta czeka na salkach.

- Jak już żem się tu pofatygował, a uwierz łatwe to nie było, to co mi tam. Obczaję co wy tam robicie na tyk spotkaniach.

Salka znajdowała się na ostatnim piętrze plebani, pokój był średniej wielkości, na środku stało kilka połączonych szkolnych ławek, tworząc w ten sposób jeden większy stół. Na około stołu poustawiane były szkolne krzesła. Przy jednej ze ścian znajdowała się dość dużych rozmiarów szafa, wypełniona po brzegi książkami. Po ścianach gdzie niegdzie wisiały portrety świętych, z portretem papieża Benedykta XVI w centrum.

- Na początek pomódlmy się.- zaproponował ks. Kamil.

Po modlitwie wszyscy zajęli miejsca, Tomek usiadł w gronie dwóch bliskich kolegów,

w samym rogu pokoju, jak najdalej od księdza.

- Za dwa tygodnie ?zaczął ks.- przypada świętego Mikołaja. Proponuje, jak co roku zorganizować mikołajki w Rodzinnym Domu Dziecka. Jakieś sugestie? A! bym zapomniał. Nasze szeregi zasilił nowy członek, Tomek.

- Ale proszę ks. nie do końca jestem pewien czy będę uczęszczał na spotkania.

- No to masz teraz czas, do końca spotkania, a trochę tutaj posiedzimy -zaśmiał się ks.-, na zastanowienie się. Wracając do mikołajek?

- Zrzucimy się na jakieś prezenty, dla tych dzieci- zaproponowała czarno włosa dziewczyny, siedząca najbliżej ks.

- E tam, na jakieś ?rzuciła od niechcenia inna-, niech każde dziecko, a jak pamiętam jest ich ośmioro, napisze list do św. Mikołaja. My te listy weźmiemy i kupimy każdemu to co sobie wymarzył.

- Są jeszcze jakieś pomysły? ?zawtórował Kamil.

- Można by też się poprzebierać, za diabły, anioły i mikołaja.- odrzekł z zapałem Wojtek.

- Ty to się nie musisz przebierać, a i tak z ciebie diabeł jak się patrzy?- zaśmiała się czarno włosa dziewczyna, a z nią większość obecnych.

- No to uzgodnione -odrzekł ks.- spotkamy się jeszcze przed wyjazdem, o którym za chwilę,

i przygotujemy podarunki i resztę szczegółów. Mikołajki są 6?tego, ale ze względu na to, iż to poniedziałek, my pojedziemy tam dzień wcześniej, w niedziele. I jak tam Tomek? Namyśliłeś się? Bo jak Cię znam to jednak będziesz chodził. Mam rację?

- No ma ksiądz ? odrzekł trochę speszony Tomek.

- I oczywiście do domu dziecka z nami pojedziesz?

- Raczej tak?

Przez cały tydzień Tomek zastanawiał się nad możliwością wyjazdu do domu dziecka, Ogólnie lubił dzieci, ale w niesmak była mu myśl o zmarnowanej niedzieli na jakieś mikołajki, a i pogoda nie zachęcała do wyjazdu. Na zewnątrz jak nie utrzymywał się silny mróz, to zaś mocno prószyło śniegiem. Na wyjazd zdecydował się w ostatniej chwili, na kilka godzin przed podróżą wysłał ks. Kamilowi sms?a, że jednak pojedzie, ale nie ma mowy

o żadnym przebieraniu. Zbiórka ustalona była na godzinę 16, na parkingu przy plebani. Mieli jechać dwoma samochodami. Skodą Tomka, i samochodem księdza. Prezenty, już zapakowane i podpisane, trafiły do bagażnika razem z maskotkami które w ostatniej chwili dorzucił Tomek do każdego prezentu. Kiedy już wszyscy znaleźli się na swoich miejscach okazało się, że w Skodzie nie można zmieniać biegów, nie, niebyła to kolejna awaria. Drążek zmiany biegów blokowała laska św. Mikołaja, tak długa, iż przechodziła prze cały samochód. Od tylnej szyby, a że po skrzynie biegów. Po uporaniu się z tym problemem wreszcie ruszyli w trasę. Samochód ks. Kamila, na czele kolumny, był jakby drogowskazem ku celu podróży oddalonego o 12 km.

Boczna droga wiodąca ku domowi dziecka była słabo widoczna z głównej drogi, dlatego po kilku manewrach trafili w nią dopiero za 3 razem. Nią sama jechali dość krótko, do samego jej końca, gdzie wieńczył ją dość przestronny plac, mogący pomieścić nawet kilka samochodów. Dom dziecka na pierwszy rzut oka nie różnił się od pozostałej zabudowy, był może tylko trochę szerszy. Na prawo od domu mieścił się podwójny masywny garaż. Do domu wchodzili prze jedno otwarte skrzydło podwójnych drewnianych drzwi- gęsiego. Pierw ksiądz, za nim mikołaj, dwóch diabłów i cztery anioły, reszta z dziesiątki gości była nieprzebrana, w tym Tomek.

- Witamy, witamy, zapraszamy. ? Przywitała gości gospodyni i mama przebywających tutaj podopiecznych, Katarzyna.

- Pokój temu domowi. -wyrecytował ksiądz.

- I wszystkim jego mieszkańcom. ?odpowiedzieli zebrani.

- Oj, ciężko było tutaj za pierwszym razem trafić ?kontynuował Kamil-, w dzień całkiem inaczej się jedzie.

- Zapraszam dalej do świetlicy, dzieci już zniecierpliwione czekają ?powiedział Marek, mąż Katarzyny.

Tym razem pierwszy szedł mikołaj, a zaraz za nim anioły niosły worek z prezentami. Pomieszczenie do którego weszli było dość przestronne, ściany do połowy wyłożone były lamperią. Przy prawej ścianie, patrząc od drzwi znajdowało się 8 kolejno ułożonych biurek, zawalonych różnorakim sprzętem szkolnym. Z przodu sali, tj. na lewo od drzwi stał regał

z książkami, a obok niego na stoliku stał duży panoramiczny telewizor. Przed telewizorem

w odległości 1/3 długości Sali stała duża kanapa. W oddali, na przeciwległym krańcu sali stał stolik z komputerem. Mikołaj miał przygotowane miejsce pośrodku sali, miejscem tym był masywny fotel.

- Witaj św. Mikołaju ?krzyknęły chóralnie dzieci. Wiek dzieci tak na oko, wahał się

w przedziale 6-16 lat, czterech chłopców i cztery dziewczyny.

- Witajcie dzieci. Czy byłyście grzeczne? ?zapytał się mikołaj siadając w fotelu. Dzieci były trochę nieśmiałe, więc odpowiedziała ich mama, pani Katarzyna.

- Oczywiście, że były. No owszem, zdarzały się czasami różne niemiłe sytuacje, ale ręczę za wychowanków, iż są skorzy i wyrażają chęci do poprawy.

Mikołaj przystąpił do rozdawania prezentów, a diabły jak to diabły poczęły rozrabiać i siać chaos. Zwłaszcza dokuczając mikołajowi. Na szczęście anioły szybko przyszły z pomocą, zasiadając po prawicy i lewicy mikołaja na skrajach fotelu, broniąc go przed nieznośnymi diabłami. Kiedy już każde dziecko dostało prezent wzbogacony o maskotkę, pani Katarzyna poczęstowała gości plackiem. Wszyscy zasiedli w kole i zaczęli ożywioną dyskusję. No prawie wszyscy. Tomek niefortunnie nie znalazł miejsca w kole dlatego siedział sam między dwoma biurkami, rozmyślając Bóg wie o czym. Można było poznać po jego twarzy, że nie jest zbyt szczęśliwy i nie udzieliła mu się świąteczna atmosfera, jak innym. Kiedy sobie tak siedział, a minuty mijały jedna za drugą, w pewnym momencie podeszła do niego dziewczyna, jedna z wychowanków domu dziecka.

/czynnik drugi/

Dziewczyna podała mu rękę i przedstawiła się:

- Cześć . Jestem Magda.

Tomek, chodź trochę zaskoczony, nie zawahał się:

- Cześć. Tomek.

Była to dla Tomka dość dziwna, ale miła sytuacja. Owszem, dalej sam siedział poza towarzyskim okręgiem, ale coś się zmieniło. Nie wiedział co to jest, ale czym by nie było to sprawiło, że na twarz Tomka powrócił uśmiech. Mijały kolejne minuty, zbliżała się 20?ta. Wtem jeden z diabłów, dobry kolega Tomka, zauważył osamotniałego i zaproponował mu aby usiadł razem z nimi. W magiczny sposób zrobiło się nawet miejsce. Od tej pory humor całkowicie poprawił się Tomkowi i nie ustępował w konwersacji nawet bardzo wygadanemu diabłu. Niestety taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie i w chwile po tym jak Tomek się dosiadł, ks. Kamil oznajmił, iż pora już wracać.

Całą drogę powrotną Tomek rozmyślał nad Magdą, nie zwracał nawet uwagi na kolegę

w przebraniu diabła, który siedział obok niego i straszył przez otwarte okno sporadycznych przechodniów. Tomek zanim jeszcze wrócił do domu zabawił się w taksówkarza i porozwoził znajomych po domach. Po zajechaniu pod garaż okazało się, że cała praca poszła na marne- pług znowu jechał. Po żmudnym przepchaniu się do drzwi i otworzeniu ich na tyle, żeby można było wyciągnąć łopatę, ponownie odśnieżyły podjazd. Zaparkował samochód i udał się w kilku minutowa drogę pod górę w kierunku domu. Dom widać było już z daleka, a to za sprawą dużej liczby kolorowych światełek na balustradzie i czerwonego węża świetlnego przedstawiającego zarys tarasu. Żmudną drogą przez śnieg do góry, Tomek rozmyślał już na dobre pochłonięty ową dziewczyną, która jako jedyna się przedstawiła?

Przez kolejne dni Tomek szukał jakiegoś powodu dla którego mógł ponownie, tym razem sam, pojechać do domu dziecka i odwiedzić Magdę. Był nawet moment, że był gotów zaprosić ją na studniówkę, która miała odbyć się 8 stycznia przyszłego roku, ale szybko zaniechał tego pomysłu. Pewnego wieczoru czytając Wiedźmina, Miecz Przeznaczenia, wpadł na pomysł że zacznie działać charytatywnie co dało by mu pretekst do częstszych odwiedzin Magdy. Pieniędzy zbytnio nie miał, więc postanowił oddać na dom dziecka

w postaci darowizny, własny komputer, ale szybko zrezygnował z tej idei, gdyż wydawała mu się przynajmniej dziwna. Wreszcie rodzina podsunęła mu myśl, iż mógłby zorganizować zbiórkę pieniędzy w celu zakupienia porządnego sprzętu komputerowego. Oczywiście Tomek był tym pomysłem strasznie poekscytowany i nakręcony. I tak uzbrojony jedynie w marzenia pojechał na spotkanie z przeznaczeniem.

- Dzień dobry. Dzwoniłem do Państwa wcześniej, przyjechałem w sprawie zorganizowania zbiórki pieniędzy na cel zakupu przynajmniej jednego godnego stanowiska komputerowego dla domu dziecka. ?wypowiedział na jednym oddechu Tomek.

- A dzień dobry, witamy. A czy Pan przypadkiem nie był u nas na mikołajki z ks. Kamilem?

- Tak, zgadza się, to ja.

- No to zapraszam do salonu, proszę wejść. A po co pan buty ściąga, tutaj nie pałac.

- Nie będę przecież Państwu brudził, odwilż jest, błoto straszne.

- Napije się Pan czegoś, herbaty? Kawy?

- A, dziękuje, no niech będzie herbata.

Pani Katarzyna poszła przygotować herbatę, a Tomek trochę spięty, rozluźnił się gdy został sam. Rozejrzał się po pokoju. Pokoik nie był ani za mały, ani za Duży. Był w sam raz. Na prawo od drzwi stała komoda, naprzeciwko w rogu umiejscowiony był telewizor. Na lewo od drzwi pod ścianą stała sofa ze stolikiem, wraz z dwoma fotelami po bokach. Centralne miejsce w pokoju zajmował duży stół gościnny obtoczony krzesłami. Na jednym z nich siedział Tomek.

- Herbata gotowa, proszę.

- Dziękuje.

- A więc na jakiej zasadzie miała by wyglądać ta akcja?

- Kilka znajomych firm jest gotowych dofinansować zakup sprzętu, przygotuje odpowiednie dokumenty i?

Od tamtej pory Tomek coraz częściej odwiedzał dom dziecka, za to Magdę widywał sporadycznie, może raz, dwa razy. Zaglądał do używanych, już trochę przestarzałych komputerów, rozmawiał o egzaminach zawodowych z informatyki z panem Markiem, który był nauczycielem informatyki w pobliskim technikum. Później zaczął głównie jeździć na herbatkę. Podczas jednego z takich spotkań, przypomniała mu się myśl z zaproszeniem Magdy na studniówkę. Wiedział, że nie będzie to proste (przynajmniej dla niego) i oczywiste.

- Mam takie pytanie ?powiedział cicho trochę skrępowany Tomek.

- O co chodzi Tomku?

- Jest okazja wyjścia na studniówkę, dla jednej z dziewczyn. Jest już zapłacone, szkoda by były gdyby się to zmarnowało. Może jedna z dziewczyn była by chętna na wyjście?

- A z kim ta dziewczyna miała by iść na tą studniówkę? ?przerwała Tomkowi Katarzyna.

- No eeeee yyy ze mną się znaczy. ?powiedział trochę zawstydzony Tomek.

- Hmm nie widzę problemu, spytam się dziewczyn, a może ty którąś proponujesz?

- Nie pamiętam ich zbytnio, ale kojarzę jedną.

- Tak?

Tomek zawahał się ale odpowiedział:

- Pamiętam Magdę ?odrzekł nieśmiało- wtedy na mikołajkach, jako jedyna się przedstawiała.

- Tak, to do niej podobne, jest bardzo śmiała i towarzyska.

- I ładna ?powiedział prawie szeptem Tomek.

- Słucham? Mówiłeś coś?

- eee nie, nic. ?odrzekł cały zarumieniony Tomek.

- Dobrze, ale czy Magda nie jest za młoda. Nie uważasz, że 15 lat to trochę za mało na studniówkę?

- Nie, raczej nie, z tego co mi wiadomo to będą też dziewczyny w podobnym wieku.

- W takim razie dobrze. Porozmawiam z dziewczynami, może któraś się zgodzi, a może nawet i Magda.

- Dziękuje. No nic późno już, będę musiał już jechać. Dziękuje za herbatę. Do zobaczenia.

- Szczęść Boże Tomku.

Kolejne dni błogo mijały Tomkowi. Wiedział, że wybór może paść na kogoś innego, niż Magdę. Ale w głębi serca czuł, że jednak to będzie ona. Do studniówki zostały jeszcze dwa tygodnie, a nie nadchodziły żadne informacje co do jego studniówkowej partnerki.

Emocje pomału opadły, przestał w napięciu czekać na jakieś wieści, sam też nie dzwonił.

I kiedy zajmował się tak swoimi sprawami, pewnego wieczoru zadzwonił telefon z domu dziecka.

- Halo? Tomek? ?z telefonu wydobywał się głos pani Katarzyny.

- Tak. Słucham.

- Magda zgodziła się iść z tobą na studniówkę. ?oznajmiła bez zbędnego wstępu Katarzyna.

- O. Bardzo się cieszę. Dziękuje za telefon. ?powiedział do telefonu uradowany Tomek.

- Proszę bardzo.

- Może przyjadę jutro dogadać szczegóły. Będziecie Państwo w domu?

- Tak, tak.

- Mogę zabrać ze sobą mamę? Chciała was odwiedzić.

- Ależ oczywiście, zapraszamy.

- No to do zobaczenia. Dziękuje.

- Do zobaczenie, do widzenia.

Tak jak było umówione, kolejnego dnia Tomek wraz ze swoją mamą Karoliną udali się

w odwiedziny do domu dziecka. Tomek oczywiście jadąc znowu nie trafił za pierwszym razem w tę uliczkę. Rzadko trafiał za pierwszym razem. Ugoszczeni zostali w tym samym saloniku, w którym zazwyczaj był goszczony.

- A więc jest pani mamą naszego Tomka. Wielką niespodziankę nam zrobił z tymi komputerami i oczywiście tym pomysłem ze studniówką. ?uśmiechnęła się pani Katarzyna.

- Jest Magda? Chciałbym ją zapr? ?nie zdołał dokończyć Tomek.

- Magdy nie ma. Wyjechała do cioci. Wraca 2 stycznia. ?przerwała Tomkowi Katarzyna.

- Szkoda. Chciałem Ją zaprosić na sylwestra i?

- Tak jak mówię Magdy nie ma. Może dajmy sobie z tym sylwestrem spokój. A pani co o tym sądzi? ?zapytała Katarzyna mamę Tomka.

- Jak Magdy nie ma to po co ją niepokoić, musiała by wracać. Tak, dajmy sobie z tym spokój.

Tomek cały czerwony, o mało nie spalił się ze wstydu. Tak liczył na mamę, że przynajmniej ona go poprze?

W pewnej chwili zadzwonił telefon pani Katarzyny. Okazało się, że to ciocia Magdy dzwoni, aby skonsultować zakup sukienki na studniówkę.

Minoł kolejny tydzień. Do soboty zostały jeszcze 2 dni, a było Trzech Króli. Tomek wraz

z mamą umówiony był na 15 godzinę w domu dziecka. Mieli uzgodnić ostatnie szczegóły.

Salonik wypełnił się po brzegi. Pani Katarzyna wraz z mężem Markiem. Mama pani Katarzyny, mama Tomka, sam Tomek i wreszcie Magda. Na stole zwyczajowo stały filiżanki z kawą i herbatą. Tematy dyskusji zmieniały się jak w kalejdoskopie. Karolina rozmawiała

z Katarzyną i jej mamą o powołaniach. Tomek z panem Markiem o informatyce. Tylko Magda z rzadka się odzywała i wydawała się trochę nieśmiała i speszona. Nie żeby Tomek czuł się jakoś bardzie od niej komfortowo, na szczęście bronił się przed ogólna presją rozmową o komputerach z Markiem. Wreszcie, kiedy atmosfera bardziej się rozluźniła na wierzch wyciągnięto temat studniówki.

- Wiesz, Magdę trzeba będzie odebrać, a potem ją przywieźć z powrotem. ?powiedziała Katarzyna.

- To jest oczywiste, nie ma o czym mówić. ?pośpieszył z odpowiedzią Tomek.

- I pamiętaj, Magdzie nie wolno pić alkoholu, jest jeszcze niepełnoletnia. Owszem, na początek zawsze jest szampan, tradycyjnie, pozwalam. ?rzekła pani Katarzyna.

- Proszę się nie martwić, będę Magdy pilnował. ?zaśmiał się Tomek.

- Mój tata przyjedzie ze mną i mamą po Magdę w sobotę ok. godziny 17. Studniówka co prawda zaczyna się o 18, ale moja mama jest opiekunem i musimy być wcześniej. A od Was od ośrodka jest 10 min drogi to będzie prawie tak. ?oznajmił Tomek.

- No to uzgodnione. ?odrzekł pan Marek.

W sobotę Tomek był bardzo podekscytowany od samego rana, ale musiał się jeszcze na chwile wyluzować. W planach przed wieczorem była jeszcze wizyta mamy Tomka u fryzjera, którą trzeba był do niego podrzucić. Później należało jeszcze umyć samochód, już był strasznie brudny. Przez tylnia szybę praktycznie nic nie można było zobaczyć. Na szczęście Tomka, przez ostatnie dni była odwilż i można było spokojnie podjechać samochodem pod sam dom. Po względnym uporaniu się z wszystkimi założonymi wcześniej pracami można było już ruszać po partnerką, a później na bal. W przeciwieństwie do Tomka, jego tata trafił

w uliczkę za pierwszym razem, chociaż jechał tutaj pierwszy raz. Samochód zatrzymał się przed domem, a Tomek poszedł po swoją partnerkę marzeń. W prawej ręce trzymał czerwoną różę, którą zgodnie z tradycją zamierzał wręczyć Magdzie. Kiedy dzwonił do drzwi było coś po piątej. Długo nikt nie otwierał. Kiedy wreszcie mama pani Katarzyny (państwo wyjechali, więc to ona wyprawiała Magdę na bal) wpuściła Tomka do środka, okazało się, że Magda nie jest jeszcze gotowa i będzie musiał chwilkę na nią poczekać. Po kilku minutach wpatrywania się w telewizor w dobrze już mu znanym saloniku, w drzwiach pojawiła się piękna Magda w spaniałej sukience. Tomek z małą wstydliwością, ale pewna ręką wręczył kwiat Magdzie. Podziękowała uśmiechem. Kiedy już wsiadali do samochodu, mama Katarzyny życzyła im szampańskiej zabawy i połamania nóg. Droga do ośrodka przebiegała w? ciszy. Jak Tomek, tak i Magda (oboje siedzieli razem z tyłu samochodu) byli trochę zawstydzeni. Po dotarciu na miejsce i małej sprzeczce czy to aby na pewno tutaj, wysiedli z samochodu i w trójkę udali się do głównego wejścia. W przedsionku zamienili obuwie na odpowiednie, oddali płaszcze do garderoby i udali przywitać się z już dość licznymi parami, chociaż pora była jeszcze wczesna. Tomek przedstawił Magdę znacznej większości swoich znajomych. Po czym zajęli sobie odpowiednie miejsca przy stole. Sala bankietowa spokojnie mogła pomieścić ok. 200 osób. Parkiet pośrodku był wolny i przeznaczony do tańca. Po obu stronach pomieszczenia rozciągały się dwa stoły po 120 krzeseł każdy. Stoły zastawione były najrozmaitszym jedzeniem i napojami. W głębi sali znajdowała się scena, na której zainstalowała się orkiestra.

Nadeszła godzina 18?ta. Bal zwyczajowo zaczynał się polonezem. Tomek i Magda już bardziej śmielsi i wyluzowani dość długo ze sobą rozmawiali. Po skończonym polonezie przyszła pora na zdjęcia w parach. Na nieszczęście Tomek był pierwszy na liście. Bardzo obawiał się tego zdjęcia, gdyż widział wcześniej w jakich pozach bliskiego kontaktu były one robione. Magda podzielała ten niepokój. Podeszli do fotografa i ten bezczelnie kazał im się mocno do siebie przytulić. Odmowa nie wchodziła w grę, fotograf był większy od Tomka. Na szczęście jakoś przeżyli te kilka chwili i już mieli to za sobą. Nawet więcej. Mina Tomka wskazywała na to, iż mu się to spodobało i chętnie zrobił by sobie jeszcze kilka zdjęć w takiej pozycji. Po zdjęciach wszystkich par orkiestra zaprosiła zebranych na parkiet. Dla Tomka był to ważny moment, nigdy jeszcze nie tańczył, poza ostatnimi 3 dniami kiedy to mama uczyła go podstawowych kroków. Ale to się nie liczy. Tomek wiedział, że nie może tak bezczynnie siedzieć. Poprosił Magdę do pierwszego wspólnego tańca. Z tego co mówiła Magda wcale tak źle nie tańczył, a mianowicie jak na pierwszy raz. Później jeszcze oczywiście tańczył z Magdą, ale nie tylko z nią. Taniec bardzo się Tomkowi spodobał i jak Magda chciała już chwilę odpocząć, to on nie próżnował i prosił do tańca kogoś innego. Podczas właśnie takich tańców z różnymi dziewczynami, wielokrotnie otrzymywał pytanie, czy Magda to jego sympatia, gdyż ponoć bardzo pasują do siebie. Niestety zawsze jego odpowiedź była przecząca, a osoby pytający wyrażały wielki zdziwienie i zachęcały do działania. Tomek wpadł na pewien Ciekawy pomysł. Podskoczył do orkiestry i poprosił o dedykacje:

- Przepraszam, prosiłbym o małą dedykację.

- Słucham. ?powiedział muzyk.

- Niech będzie: Od Tomka dla Magdy.

- A piosenka to tego jaka ma być? ?zapytał muzyk.

- yyyy jakaś wolna.

- Biały Miś może być?

- Tak, chyba tak. ?zakłopotał się Tomek.

Tomek wrócił do stołu, do Magdy.

- Coś tajemniczo się zachowujesz? ?zauważyła Magda.

- Że jak? Ja? Nie. Czemu?

- Co ty kombinujesz najlepszego? ?zaniepokoiła się Magda.

- Proszę o uwagę. Mamy kolejne życzenia ?mówił do mikrofonu muzyk- Życzenia od Tomka dla Magdy, specjalna dedykacja Biały Miś, od Tomka dla Magdy.

- Coś ty najlepszego zrobił ?uśmiechnęła się Magda- wiedziałam, że coś kombinujesz.

- Zatańczysz? ?zapytał Tomek.

Przez resztę balu Magda i Tomek wspaniale razem się bawili. Dużo razem tańczyli i rozmawiali. Tomkowi bardzo zależało na Magdzie i nie mógł nic zrobić w tej kwestii. Kiedy po kolejnym tańcu postanowili trochę odpocząć wywiązała się ciekawa rozmowa:

- Wiesz, z początku nie chciałem iść na studniówkę ?zaczął Tomek- ale wszyscy mówili, jak to tak nie iść na własną studniówkę. No to żem się zdecydował, że jednak pójdę. Ale miałem iść sam, no i znowu zaczęli mówić, jak to tak, samemu. Więc pomyślałem, że zaproszę którąś z Was, ale od początku liczyłem na Ciebie.

- Bardzo się cieszę. Wiem właśnie. Z początku miała iść ta druga dziewczyna ale się trochę wstydziła, więc padło na mnie.

- Nie no, myślałem że będzie gorzej, ale jestem bardzo zadowolony. A Ty się dobrze bawisz?

- Tak, wspaniale. Tez się cieszę, że tu jestem.

- Wiesz co? Masz telefon?

- Tak, ale w tym pośpiechu został w domu?

- Ale pamiętasz nr.? ?zapytał Tomek.

- Tak. Już ci go zapisuje na serwetce. Proszę.

- Dziękuje. ?uśmiechnął się Tomek.

- Proszę bardzo. ?uśmiechnęła się przyjacielsko Magda.

/czynnik trzeci/

- Wiesz, tak sobie myślę, kiedy następna impreza?

- Raczej następnej nie będzie. ?odrzekła szczero dziewczyna.

- Nie rozumie? Dlaczego? ?zaniepokoił się Tomek.

- Widzisz. Jestem lojalna wobec pewnego chłopaka. ?powiedziała spokojnie.

Tomek poczuł się jak sparaliżowany, ale tylko na kilka sekund. Uspokoił się i więcej tego wieczoru do tematu nie wracał. Przynajmniej na czas balu starał się o tym nie myśleć. Chciał wykorzystać te jeszcze mu dane chwile z Magdą jak najlepiej. I wykorzystał. Bawili się wspaniale do samego końca. Ok. 5 godziny rano Tomek zadzwonił po tatę, żeby już wyjechał. Zdążył jeszcze zatańczyć ostatni taniec z Magdą, po czym razem opuścili zabawę. Do domu Magdy dojechali po chwili. Tomek odprowadził Magdę do samych drzwi.

- Dziękuje. Wspaniale się bawiłem. Dałaś mi więcej niż mogłem oczekiwać. Jeszcze raz dziękuje.

- To ja dziękuje, też wspaniale się bawiłam. Do zobaczenia. Na razie.

- Na razie. Żegnaj.

Tomek już zmierzał w kierunku samochodu, kiedy:

- Tomku!

- Tak?

- Przepraszam?

Ciąg dalszy nastąpi?

 Share

0 Comments


Recommended Comments

There are no comments to display.

Guest
Add a comment...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...