
Irlandczycy to ludzie pragmatyczni, nieprzebierający w słowach, obdarzeni specyficznym poczuciem humoru, lecz jednocześnie pełni dumy i lojalni wobec przyjaciół ? tak w skrócie można by scharakteryzować ów naród patrząc przez pryzmat Seana Devlina, bohatera gry The Saboteur. Zważywszy na to, co wyprawiał na ekranie monitora ku uciesze mojej i gniewowi Nazistów nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nasz zielonooki sabotażysta obchodzi Dzień św. Patryka jak nikt inny ? jakieś 360 razy w roku. I to z niemałymi fajerwerkami.

I pokazać światu swoje prawdziwe, irlandzkie "ja"
Pandemic Studios niejednokrotnie udowadniało, że potrafi spojrzeć na wojnę inaczej niż konkurencja ? a to zaserwowało graczom plastikowych żołnierzyków trudniących się całkiem realną wojaczką w obrębie kuchni, a to umożliwiło im wczucie się w rolę prawdziwego dowódcy współczesnych formacji w Full Spectrum Warrior, by w końcu wrzucić do jednego kociołka mechanizmy znane z sandbox'ów, Niemiaszków i bohatera ?z jajami?, po czym zamieszać i gotować na wolnym ogniu ze szwabskiej własności ? tak właśnie powstał The Saboteur.
Rzecz dzieje się we Francji, a konkretnie w Paryżu i sąsiednich krainach okupowanych przez III Rzeszę. Poza granicami świata gry konflikt wre na dobre, lecz po tej stolicy romantyków i artystów prawie nie widać toczącej resztę globu zawieruchy. No, prawie nie widać ? jeśli nie liczyć spotykanych co krok gniazd snajperów, szperaczy, pancernych patroli, dział artyleryjskich i głośników, ujadających parszywą propagandą. Dokładnie pośrodku tego małego, ciemiężonego kawałka Starego Kontynentu ląduje Sean Devlin, Irlandczyk jak się patrzy. Dzięki szczerości i lojalności szybko zjednuje sobie przyjaciół wśród miejscowego Ruchu Oporu, a nawet agentów SoE, zaś swojemu krewkiemu temperamentowi ?zawdzięcza? setki, jeśli nie tysiące wrogów w żołnierzach III Rzeszy. Fabuła opowiadana w The Saboteur koncentruje się na wspomaganiu wspomnianych frakcji, lecz przede wszystkim ? na pragnieniu pomszczenia przez Seana bliskich mu ludzi. Doprawdy, mógłbym nakreślić szerzej całą historię, ale wtedy musiałbym tutaj zamieścić za dużo spojlerów ? a wierzcie mi, główny wątek to najjaśniejsza strona gry. Składające się nań misje są zróżnicowane, pełne smaczków (jak chociażby analogia do filmu ?Manchurian Candidate? czy ?Płonących siodeł? Mela Brooksa) i przypominają bardziej kino awanturniczo-przygodowe (z ogromną dawką akcji!), a nie zaś pełne refleksji dramaty wojenne (choć i dla przemyśleń znalazło się miejsce). Na dodatek występujące tutaj postacie są dobrze skonstruowane pod względem psychologicznym i stanowią świetnie dopełnienie obowiązującej w grze konwencji ? trzeba bowiem wiedzieć, iż całość jest nieco przejaskrawiona, ale za to pełna czaru i ? co najważniejsze ? niesamowicie wciąga. Oczywiście, tam gdzie wybuchy i heroizm, tam i piękne i niebezpieczne kobiety ? w The Saboteur również ich nie zabrakło... i niech mi ktoś po przejściu tej gry spróbuje powiedzieć, że angielski, ?arystokratyczny? akcent u kobiety nie jest sexy!
Nie wiadomo, czy autorzy nie uczynili protagonistą gracza Francuza pomni wielu niewybrednych dowcipów, jakie powstały na temat ?męstwa? tej nacji w II wojnie światowej, w każdym bądź razie osadzając w tej roli Seana Devlina trafili w dziesiątkę. Swoją bezpośredniością i prostotą rozumowania przypomina nieco młodego Ezio z Assassin's Creed 2, lecz jest od niego ze wszech miar sympatyczniejszy i mniej naburmuszony. Za Irlandczykiem ciągnie się niejasna przeszłość i powód wyjazdu z rodzinnego kraju, lecz we Francji daje się poznać jako osoba godna zaufania, która nigdy nie zostawia przyjaciół w potrzebie. Ponadto, Sean bynajmniej nie urodził się żołnierzem, gdyż w genach ma coś innego ? zamiłowanie do grzebania w silnikach i jeszcze większy talent do operowania kółkiem. To bardzo ważne, bowiem część misji w grze (co prawda to znikomy ułamek całości, ale szalenie dla opowiadanych wydarzeń istotny) to właśnie wyścigi. Oczywiście, nie jest to żadna rewolucja w gatunku, lecz kolejny krok w prostej linii od jazdy po mieście wedle własnego widzimisię w stronę dodania kolejnego ficzera do gry. I rzeczywiście ? pokonywanie kolejnych okrążeń i rywalizacja z innymi zawodnikami (a przede wszystkim z jednym z nich, niejakim Kurtem Dierkerem) urozmaica gameplay i sprawia, że The Saboteur nudzi się trochę wolniej niż np. Just Cause 2. Inna sprawa, że wyścigów jest zdecydowanie za mało ? pomijając fabularne raptem... 3. Z drugiej strony ? przy większej ich ilości wielu krytyków na pewno by się przyczepiło do modelu jazdy, który, najoględniej rzecz biorąc, naprawdę wiele wybacza i ma tyle wspólnego z realizmem, co Fantastyczna Czwórka; za to z pewnością doceniono by możliwość korzystania z 3 kamer w takich przypadkach: tuż za pojazdem, oddalonej i z maski.

Teraz mamy haka na nazistów!
Jeśli pominiemy znakomity wątek fabularny i zadania poboczne, zostaje nam praktycznie to samo, co było we wspomnianej produkcji Avalanche Studios, tzn. pierwsze kilkanaście-kilkadziesiąt minut spędzonych z grą to seria zachwytów, echów, achów i ochów pod adresem mnogości rzeczy, które można zniszczyć i wielkości świata. Praktycznie co krok napotykamy wieże okupacyjne, szczekaczki, generałów gestapo itp. - a każdemu z nich trzeba i warto poświecić nieco uwagi. Pisząc ?uwagi? mam na myśli oczywiście ołowiu i materiałów wybuchowych ? w końcu miano sabotażysty do czegoś obliguje. Jest to oczywiście wspaniałe i bardzo smaczne, ale tylko do pewnego momentu ? bowiem dość szybko następuje przesyt tą niezliczoną ilością rzeczy do zniszczenia. Z jednej strony miło, że jest co robić i to naprawdę na długie godziny (ja grałem prawie 60!), ale z drugiej ? szybko dochodzimy do wniosku, iż to po prostu sztuczne wydłużenie czasu gry ? wystarczy spojrzeć na mapę i aktywować pokazywanie wszystkich zadań gry swobodnej ? w sekundzie dostanie ona takiej wysypki, że głowa mała ? a jeśli ktoś chce się po tym widoku jeszcze dobić, zapraszam do skorzystania z Dziennika, gdzie poza szczegółowymi statystykami naszej gry będzie wyszczególnione, ile, czego i gdzie zostało. Oczywiście, rzeczonych instalacji i innego ?dobrodziejstwa? nazistów wcale nie musimy niszczyć, ale wtedy zostanie tylko kilka-kilkanaście godzin gry...
Działalność wywrotowa niesie jednak ze sobą wymierne korzyści ? bo przecież hitlerowcy nie będą ot tak, spokojnie patrzeć, jak krzyżujemy im szyki i obracamy wniwecz ich niecne plany ? wiele misji kończy się bowiem szaloną ucieczką. Rodzi się więc pytanie: jak tu szybko zniknąć z oczu Niemiaszkom, jeśli za każdym rogiem czeka kolejny patrol...? A im dłużej uciekamy i więcej po drodze psocimy, tym mocniejsze jednostki siedzą nam na ogonie ? pal licho szeregowych żołdaków, ale gestapo w uzbrojonych autach i plujące ołowiem z nieba sterowce to już powód do zmartwienia. Dopatrzyłem się tutaj jednak pewnej nielogiczności ? kit, że Szwaby nie odbudowują swoich umocnień, ale dziwi to, że Sean wcale nie staje się rozpoznawalny, a przeto nie rośnie liczba patroli i poziom jednostek, jakie rozlokowano po mieście. Innymi słowy ? w miarę upływu czasu jest... coraz łatwiej, przynajmniej podczas gry swobodnej.
Naturalnie, cała gra nie polega tylko na parciu do przodu ?na pałę? - owszem, tak też można, ale zdecydowanie lepiej jest działać po cichu, tak by Niemiaszki czuły oddech Seana na karku, ale za cholerę nie wiedziały, skąd się wydobywa. Można w tym celu po prostu przemykać cichcem za ich plecami, ale jeszcze lepiej zastosować manewr rodem z Commandos: Strike Force, mianowicie przebieranki. Tutaj jednak nie ma znaczenia, jakiego stopnia umundurowanie zdobędziemy ? jeśli Sean będzie się zachowywał jak małpa z cyrku, szybko zostanie rozpoznany, zwłaszcza, jeśli znajdzie się w polu widzenia generała gestapo. Ciuszki pozwalają na nieco więcej, ale bez przesady ? z podkładaniem bombek trzeba uważać, no chyba, że ma się odpowiedni bonus (o czym za chwilę).
Alarmu należy się spodziewać nie tylko w przypadku misji fabularnych, lecz także podczas gry dowolnej, jeśli Devlin podpadnie nazistom np. niszcząc gniazdo snajpera na oczach żołnierzy lub nie uciekając w porę z miejsca zdarzenia. Gdy już wszystko co ma swastykę chce zrobić nam kuku i robi się tego coraz więcej, pozostaje tylko jedno ? wiać! Metod na zgubienie pościgu jest kilka ? najprostsza z nich to po prostu wyjść poza gorącą strefę unikając przy tym kontaktu z nazistami ? to trudne szczególnie w mieście, gdzie z każdej ulicy potrafi wyjechać motocykl ze szwabami, a tym gorzej dla Seana, jeśli wcześniej nie ?zatroszczył się? o niemieckie punkty obserwacyjne; poza obszarami zurbanizowanymi zgubienie ogona staje się jednak dziecinnie proste ? wystarczy zjechać/zejść z drogi na jakieś leśne/polne rubieże ? Niemiaszki bardzo rzadko rzucają się wtedy w pogoń, jakby ośle łączki i leśne runo ich parzyły. Trochę to głupie, no ale cóż ? w końcu skoro propaganda wpoiła im, że są najbardziej cywilizowani wśród narodów świata, to oczywistym jest, że nie w głowie im bieganie po lasach ze sarenkami... Inny patent na ucieczkę to rozwiązanie a'la Assassin's Creed (analogii do tej gry będzie jeszcze więcej), czyli krycie się w zlokalizowanych na dachach świetlikach, specjalnych szopach etc. a nawet... całowanie przygodnie spotkanych kobiet. Coś w tych Irlandczykach musi być ? wielokrotnie tą drogą znikałem Niemcom z oczu, a jeszcze żadna pannica nie dała mi za to po twarzy . Istnieją jeszcze inne możliwości ucieczki, ale nie ma sensu odkrywać wszystkich kart.

Niemiaszki wąchają kwiatki. Od wierzchu
A teraz wróćmy do wspomnianej serii Ubisoftu. Jak wiecie, Asasyn w ich wydaniu idzie w parze z parkourem włażąc tam, gdzie inni nawet nie spojrzą w obawie przed lękiem wysokości. Podobnie ma się sprawa z Seanem ? ów ladaco to istny dachowiec, dzięki czemu może ominąć sporo patroli, a nawet rogatek, które oddzielają poszczególne części świata gry. Niestety, nie prezentuje przy tym tej gracji co Altair i Ezio ? wspinaczka jest szarpana, daleka od płynności ruchów, niemniej jednak sabotażysta zawsze dostanie się tam, gdzie zapragnie (prędzej czy później ? bo czasem denerwująco łapie się nie tego, co gracz miał na myśli). Twórcy postanowili ten motyw wyeksploatować, stąd też niektóre misje nie obywają się bez wdrapywania się na budynki, zaś na wielu z nich rozlokowano nazistowskie instalacji i znajdźki. To nie koniec skojarzeń z AC ? jako iż cała rzecz dzieje się przede wszystkim w Paryżu, nie mogło zabraknąć charakterystycznych dla tej tej francuskiej metropolii budowli z Wieżą Eiffla na czele. Co prawda gra nie serwuje o nich informacji rodem z przygód młodego Auditore, ale również pozwala się wspiąć na ich szczyt, by odkryć tzw. malownicze punkty ? wygląda to wypisz-wymaluj niczym synchronizacja z Assassin's Creed. Tyle, że biedniej.

Aurora. Ten egzemplarz może wystrzelić jedynie z rury wydechowej. Trochę za mało, by dać sygnał do rewolucji
Rozgrywkę uatrakcyjniają bonusy, czyli coś co w rodzaju osiągnięć ? tym razem jednak zamiast bezsensownego obrazka otrzymujemy rzeczywistą korzyść, np. odblokowanie nowej pukawki na czarnym rynku czy większe możliwości cichego zabijania. Najważniejsze, że bonusy te są sensownie pomyślane i naprawdę cieszą, a przede wszystkim ? pomagają. Zdobycie niektórych z nich przychodzi z łatwością, zaś na inne trzeba się nieźle napocić ? jednak prawie zawsze nagroda będzie satysfakcjonująca.
Charakterystyczne dla The Saboteur jest tzw. uderzenie ewakuacyjne, dzięki czemu możemy w razie potrzeby (najczęściej naglącej) wezwać wsparcie w postaci żołnierzy ruchu oporu tudzież zdefiniowany uprzednio pojazd ewakuacyjny.

Papiere, bitte!
Jak już napisano, areną działań Seana jest Paryż i przyległe krainy. Jako iż gra jest tzw. sandbox'em, mamy tutaj do czynienia z otwartym światem, który możemy w miarę swobodnie eksplorować (pomijając budynki ? bo tylko do znikomej części można wejść). Obszar gry co prawda nie jest takiej wielkości co w Just Cause 2, ale przecież w The Saboteur brak śmigłowców czy samolotów, które by pozwalały na szybką podróż na drugi koniec mapy, mimo to jednak nikt nie powinien narzekać ? nawet podróżując szybkim wozem wyścigowym okrążenie tego małego światka zajmuje dość dużo czasu. A jak to wszystko wygląda w praktyce? Z grubsza rzecz biorąc ? dobrze. Uwagę zwraca fakt, że oprawa graficzna nie próbuje być realistyczna, lecz pracuje na rzecz obranej przez autorów konwencji, o której wcześniej była mowa. W związku z powyższym najbardziej rzuca się w oczy kontrast pomiędzy obszarami okupowanymi przez nazistów, rejonami z budzącym się duchem walki u Francuzów i wreszcie terenów, gdzie ruch oporu faktycznie już działa i ma jedną ze swoich baz. Różnice te odzwierciedlono poprzez wykorzystanie graficznych filtrów: tam, gdzie Niemiaszków jest cała masa, obraz jest czarno-biały (poza czerwienią nazistowskich instalacji oraz insygniów, a także krwi), w rejonach oczekujących impulsu do powstania zaczynają się pojawiać kolory, zaś w miejscach, gdzie naziści solidnie dostali po tyłku pojawia się już pełna paleta barw, swym nasyceniem przywodząca na myśl pierwsze misje w Brothers in Arms: Hell's Highway. Sprawia to, że rozdźwięk pomiędzy poszczególnymi obszarami jest ogromny ? ponure, deszczowe i spowite mrokiem rejony bardzo silnie odznaczają się w starciu z idyllicznymi, pełnymi kolorów i ?życia? rewirami.
Całość nie jest pełna graficznych wodotrysków jak Just Cause 2, gdzie krajobrazy były przepiękne, lecz wygląda na nieco zacofaną, ale z uwagi na przyjętą konwencję, poziom detali i ogólny artyzm gry z pewnością może się podobać, czego dowodem nagroda portalu IGN na targach E3 2009: ?Best Artistic Game?. The Saboteur jest po prostu ładny ? począwszy od menusów na creditach skończywszy.
Sam obszar gry, choć gęsto zaludniony nie powala. Ani przez moment nie towarzyszyło mi wrażenie, że świat gry ?żyje? - co z tego, że przechodniów na ulicach są całe masy, skoro poruszają się jak bezwiedne roboty, nie przestając ze sobą i nie rozmawiając, tylko podążając po z góry wytyczonych im przez autorów ścieżkach. Oczywiście reagują na zachowanie Seana wobec nich jak również otoczenia, ale i tak nie zmienia to ogólnego obrazu. Na dodatek są dość głupi i nader często rzucają się pod koła (próbując uciec!) prowadzonego przez Irlandczyka pojazdu. Jest to o tyle wredne, że podczas ucieczki ulicami miasta nietrudno o potrącenie kilku tuzinów, a zbytnią agresywność wobec cywili gra każe ? np. wyłączeniem kryjówek na jakiś czas. Jeszcze gorzej sprawa wygląda podczas próby czasowej, nakładającej na gracza obowiązek dojechania na drugi koniec miasta w ustalonym czasie. Oczywiście, ulice nie są zamknięte, a przewidziany czas na tyle wyśrubowany, że zadanie trzeba powtarzać kilkukrotnie, bo zawsze się znajdzie jakiś kretyn, któremu zachce się cofania na środku drogi(!), przez co tracimy cenne sekundy. Buraki AI wychodzą na jaw także podczas normalnej jazdy ? co rusz można zaobserwować jakąś stłuczkę, przejechanie przechodnia albo Niemiaszków w Sturmwagenie, kilkukrotnie usiłujących się ?przebić? przez ścianę czy inny pojazd, aż wreszcie algorytm się zlituje i ominą przeszkodę.
Naturalnie to, że u Paryżan zanika towarzyskość można trochę wytłumaczyć obecnością okupanta ? często jesteśmy bowiem świadkami bicia i mordowania przechodniów; lecz co w takim razie z obszarami ?wyzwolonymi?, gdzie Resistance ma swoją kwaterę...? Powinno być już lepiej pod tym względem, lecz tak wcale nie jest.
Kolejną kwestią jest, co miasto i przyległe krainy mają do zaoferowania poza misjami oraz sianiem chaosu ? otóż w tej materii jest nieco lepiej, niż w Just Cause 2, choć i tak biednie. W zasadzie można zrobić tylko 3 rzeczy: udać się do lokalu by podziwiać tańczące, roznegliżowane kobiece ciała (w końcu PEGI dało znaczek 18+), porzucać nożem do tarczy (i wygrać w ten sposób niedostępny inną drogą samochód) lub... zagrać w coś na wzór znanego z NES'a Duck Hunta, czyli innymi słowy postrzelać do kaczek. To zdecydowanie za mało i przydałoby się chociaż trochę hazardu, a jeszcze lepiej ? wyścigów, skoro Sean tak dobrze radzi sobie za kółkiem. Ich absencja jako formy rozrywki dziwi tym bardziej, że w jednym z regionów znajduje się profesjonalny tor! Niestety, spełnia on swoją rolę wyłącznie podczas zadań fabularnych. Mimo tego, The Saboteur i tak nudzi się o wiele wolniej, a to dzięki świetnej fabule i dobrym kreacjom postaci. Poza tym ? robienie kuku Niemiaszkom daje o wiele większą satysfakcję niż pomagierom fikcyjnego dyktatora w jeszcze bardziej fikcyjnym państwie. A jeśli tych argumentów jeszcze mało, to ostatni będzie koronny ? Rico nie ma nawet w przybliżeniu takich cohones, co Sean. Irlandczyk w rozmowach niejednokrotnie rzuci jakimś żartem lub ciętą ripostą ? zwłaszcza podczas pogaduch z Angolami. Nie jest to może jakieś wysublimowane poczucie humoru, lecz dobrze pasuje do tej postaci. Co więcej, w samej grze jest więcej takich smaczków, rozładowujących ponurą atmosferę ciemiężonej Francji ? wystarczy chociażby poczytać opisy bonusów.
Wracając do nagości ? Pandemic posłużył się nią, by nadać swej grze dodatkowego rozgłosu, gdyż cały myk tkwi w tym, że dodano ją w formie kodu na DLC (wprowadza ono także kilka nowych kryjówek) do nowych egzemplarzy gry. W polskiej wersji zostało już ono zintegrowane z grą. Oczywiście, jak ktoś woli wersję ocenzurowaną, zawsze może ten dodatek wyłączyć w opcjach.

No właśnie.
Walczyć z okupantem można zarówno typową bronią z tamtego okresu (MP40, Tommy Gun i inne), jak również fikcyjną, lecz dużo potężniejszą ? zdobądźcie Terror MP60 a sami zobaczycie, o czym mowa. Broń można zdobywać od samych Niemiaszków, ale dużo lepiej zaopatrywać się w nią na czarnym rynku (walutą jest kontrabanda, otrzymywana za m. in. realizację misji i nękanie okupanta), który także pozwala wykupować niewielkie upgrade'y i okazjonalnie nabyć jeden z bonusów, miast ciężko na niego harować. Wiele towarów jest odblokowywanych w miarę postępu fabuły i zdobywania kolejnych bonusów, lecz wszystkie mają niezłego kopa i pozwalają na dość skuteczną wojaczkę. W kwestii zakupów zastosowano tutaj rozwiązanie podobne do tego, jakie było w Far Cry 2 ? gdy raz zapłacimy za daną pukawkę, możemy ją pobierać od handlarza w nieskończoność. To ważne, bo można nosić ze sobą tylko 2 giwery, warto zatem dokonać racjonalnego wyboru, by być przygotowanym na różne okoliczności. Naturalnie, na tym arsenał się nie kończy, bowiem korzystać można (a nawet trzeba) ze środków wybuchowych ? od granatów (rzuca się nimi bardzo nieintuicyjnie) przez dynamit po jeszcze mocniejsze ładunki. Dzięki temu możliwe jest stosowanie przeróżnych taktyk i dywersji: np. można podłożyć TNT by wybuch odwrócił uwagę patrolu i wtedy spokojnie zaminować wrogie działka (ich także niejednokrotnie można użyć przed wysadzeniem w czorty). Nie należy również zapominać o walce wręcz (tutaj mamy nawet podział na słaby/mocny atak i kopniak), uderzeniu bronią i możliwości dokonywania cichych zabójstw. W połączeniu z parkourem i skradaniem/przebierankami daje to szeroki wachlarz zabawy ze szwabami.
Do tego dochodzi jeszcze sporo różnorakich pojazdów (nawet czołgiem można sobie pohasać, a mając odpowiedni bonus ? nawet go zachomikować, by potem ?wozić się? po mieście). W pewnym momencie bohater nabywa interesującą możliwość minowania samochodów, co pozwala na efektowny manewr z autem-pułapką.
Pomimo tego, iż akcja toczy się kilka dziesięcioleci temu, Sean walczy w sposób nowomodny, wsparty systemem osłon i autoregeneracją. Na konto tego pierwszego muszę zapisać intuicyjność oraz wygodę ? wystarczy podejść np. do ściany, by Devlin automatycznie do niej przywarł, bez stukania w jakiś klawisz; drugi ficzer z kolei umożliwia dość bezstresową rozgrywkę ? ilość trafień, jakie przyjmie na siebie Irlandczyk przed śmiercią jest zaiste imponująca (mowa o średnim poziomie trudności). Trochę denerwująco wygląda za to sprawa z zapisem stanu gry. Fabularny progres określają jedynie automatyczne checkpointy, zaś gracz może zapisać tylko stan ?wyzwolenia? Paryża, by nie okazało się przy następnym wczytaniu, że dopiero co zniszczone gniazdo snajpera stoi sobie dalej. A jeśli w pewnym momencie coś pójdzie nie tak i zapragniemy przeładować grę, zastaniemy Seana nie w środku miasta, lecz najbliższej kryjówce ruchu oporu, co irytuje.

Gdzie się tak wszyscy spieszą? Otwarto nowe TESCO...?
O AI w grze już trochę było (głupi jak but przechodnie), ale to nie wyczerpuje tematu: okazuje się bowiem, że naziści o wiele lepiej się prezentują podczas wykrywania gracza, niż wymiany ognia (choć przechodniów można rozjeżdżać hurtowo i nie kiwną nawet palcem) ? są czujni, rejestrują noszoną przez Seana broń (nie schowaną rzecz jasna) i są strasznie wrażliwi na wszelkie przejawy agresji wobec nich, a przede wszystkich ? na przebierańców. Rejestrują także próby wspinaczki, lecz już sama obecność bohatera na dachu ich nie obchodzi. Czas do podniesienia alarmu zależy od zachowania Seana jak również tego, po jakim terenie się poruszamy ? jeśli jest to zamknięta baza, a Devlin nie ma munduru szwaba, niemal od razu zawyje syrena (oczywiście w przypadku wykrycia). Zawsze jednak pozostaje sekunda-dwie, w których nazista sięga po gwizdek ? jeśli wtedy zdoła się go uciszyć, nie wszystko stracone. Kiedy już jednak dojdzie do strzelaniny Niemcy przywodzą na myśl gry z poprzedniej epoki ? rzadko korzystają z osłon, często głupio szarżują i w ogóle się nie przejmują, gdy gracz strzela w stojące za nimi wybuchowe elementy otoczenia (sami jednak grają fair i tego nie wykorzystują przeciw niemu). Jeśli dołożymy do tego autoregenerację i dobre pukawki,otrzymamy niezbyt trudną grę, w której frustrujące momenty należą do rzadkości, a całość przechodzi się bardzo płynnie, praktycznie bez większych przystanków.

Tutaj Sean uczył się podkręcać kule
Za oprawę video odpowiada engine o nazwie Odin. Jak już wspomniałem, gra nie wygląda ani trochę realistycznie ? wszystko jest jakby przejaskrawione, ale mimo wszystko niektóre krajobrazy są naprawdę ładne, a zwłaszcza Paryż podziwiany z dużej wysokości. Miasto jest pełne budynków, na które można się wspiąć , te budynki zaś mnóstwa detali. Także tereny podmiejskie urzekają swym nieco bajkowym pięknem (jeśli już daną okolicę oczyścimy z nazistowskiego plugastwa). Co najlepsze, wszystko to jest oferowane bez doczytywania w czasie eksploracji (komunikat informujący o tym może się jednak pojawić, gdy np. na chwilę wyjdziemy do pulpitu). Świetnie prezentują się animacje niszczenia poszczególnych celów (zwłaszcza spadających, płonących szczątków zestrzelonego zeppelina), jednak po kilku minutach okazuje się, że tak naprawdę poza nimi na zaloty gracza czułe pozostają tylko pojazdy, latarnie, słupy, płotki oraz skrzynki, reszta zaś pozostaje nienaruszona pomimo największej pożogi.
Z uwagi na dość duży i złożony świat do gry w większych rozdzielczościach wymagana jest dobra karta graficzna ? mój GF 8800GT wystarczył do zachowania płynności w FullHD.
Niestety, na polu graficznym nie ustrzeżono się od wad, a przynajmniej jednej wady, która strasznie działa na nerwy i, co najdziwniejsze, chodzi tutaj o rzecz błahą ? mapę. Składa się ona z 2 nałożonych na siebie warstw ? spodnia to faktyczny plan miasta i okolic z nakreślonymi ulicami, drogami itd., a wierzchnia zawiera wszystkie ważne dla gracza punkty ? kryjówki ruchu oporu, sprzedawców broni, cele gry swobodnej etc. Problem tkwi w tym, że w rozdzielczościach powyżej 720p są one... mocno względem siebie przesunięte. Niby to nie taki wielki problem (mini-mapa działa już bez zastrzeżeń), ale spróbujcie teraz zaznaczyć jakąś ulicę na mapie i jedźcie za wskazaniami GPS-u (bo takowy jest . Ani się obejrzycie, jak wylądujecie dla przykładu ? w szczerym polu albo dobre kilka dzielnic dalej. Pomimo sporego czasu od premiery gry nadal nie pojawiła się łatka, który by to naprawiła.
Dobrze by było, gdyby na tym potknięcia programistów się kończyły, lecz niestety rzeczywistość jest bezlitosna ? jeśli nie mierzi nie najlepszy lipsync lub zupełnie suche ubranie bohatera tuż po wyjściu z wody, to z pewnością frustrują nieoczekiwane wyjścia do pulpitu (bez lub z zamknięciem całej gry!) albo zawieszanie gry na ekranie zapisu lub przy próbie opuszczenia programu. Zdarzyło się też, że przeciwnik zniknął na moich oczach. Czyżby Sean wzbudzał aż taki strach...? Problematyczne bywa także powiększanie swojej kolekcji pojazdów ? ażeby dany wehikuł do niej dodać, należy nim wjechać do garażu ruchu oporu, tyle że często się zdarza, iż gra tego nie zarejestruje i trzeba próbować kilkukrotnie wjeżdżając np. 5 cm dalej. Głupie, nie? Ten irytujący bug troszkę osładza wygląd pojazdów (zwłaszcza wyścigowych) oraz to, że cywilne samochody są w różnym stanie wizualnym ? a prowadzenie zardzewiałego gruchota to wątpliwa przyjemność.

Będzie deszcz. Szwaby nisko latają
Jeśli dotrwaliście do tego momentu i myślicie, że nic gorszego gracza nie spotka, to jesteście w błędzie, a podczas rozgrywki czeka was spotkanie z absurdem, jakiego osobiście w grach jeszcze nie widziałem. Wiąże się z on z wysadzaniem mostów kolejowych, co w pewnym momencie wchodzi w zakres kompetencji Seana. Na pozór jest wszystko w porządku: podkładamy wszystkie ładunki, by po chwili rozkoszować się filmikiem z efektowną eksplozją i pięknym wodowaniem rozpędzonego pociągu. Wystarczy jednak chwilę poczekać przy ruinie niedawnej budowli... na kolejny pociąg. Ten nie tylko się zjawi, ale... przejedzie po dopiero co zniszczonym moście jakby nigdy nic, momentami wprost sunąc w powietrzu! Gdy to zobaczyłem oniemiałem i nie bardzo wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać z wątpliwej jakości beta-testów gry.

Boom'n'run!
Nie samą grafiką żyje człowiek ? także i zmysł słuchu potrzebuje przyjemnych bodźców, a w tym temacie The Saboteur pokazuje, co ma najlepszego: kapitalny, wysmakowany soundtrack, złożony z utworów tak bliskich okresowi przedstawianemu w grze, jak i nowych, lecz o brzmieniu idealnie komponującym się z klimatem produkcji. OST opiera się przede wszystkim na jazzie i tutaj warto wymienić np. dzieła samej Pierwszej Damy Piosenki, jak chociażby ?Somebody Nobody Loves? czy ?Caravan?. Z nowszych zaś warto wymienić utwory z dorobku Allison Adams Tucker. Zresztą, sami posłuchajcie:
Reszta oprawy audio jest także na wysokim poziomie. Cieszy fakt, że autorzy przywiązali uwagę do takich detali jak różnice w warkocie silnika poszczególnych pojazdów (zwłaszcza wyścigowych) czy też rozmaite dźwięki wydawane przez opony i zawieszenie auta w zależności od nawierzchni ? w końcu to nie jest gra typowo wyścigowa.
Głosów użyczyli postaciom mniej lub bardziej znani aktorzy, m.in. Andre Sagliuzzo i Karen Strassman, zaś samego Seana Devlina ?zagrał? Robin Atkin Downes i trzeba przyznać, że z powierzonego mu zadania wywiązał się koncertowo: Irlandczyk brzmi świetnie, bardzo naturalnie i w wypowiadanych przezeń kwestiach daje się odczuć jego buta i zadziorność. Godna uwagi jest także kreacja Kurta Dierkera. Niektórzy aktorzy wcielili się w kilka postaci i tu również należy oddać im za sprawiedliwość, że podczas samej gry nie sposób tego wychwycić, chyba że się ma słuch absolutny. Trochę przez to ucierpiała postać Veronique ? moim zdaniem najbardziej drętwa w całej grze. W ogólnym rozrachunku aktorzy dobrze się sprawili i, na szczęście, polski wydawca (EA Polska) nie zdecydował się na pełną lokalizację, lecz na kinową. Na tym polu zanotowałem tylko kilka potknięć (np. ?o boże? - prawda, że użycie małej litery nie pasuje do Irlandczyka...?), zaś ogólnie muszę pochwalić tłumaczy: w wielu przypadkach, kiedy chodziło o zwroty, które przełożone dosłownie brzmią idiotycznie i tracą znaczenie, wykazali się wyczuciem i inwencją, by oddać przekazywaną treść. Równie zwycięsko wyszli ze starcia z zawartym w grze dość rubasznym, kąśliwym humorem i mocnym językiem ? na szczęście niczego nie ugrzeczniono. Jedyną wadą (niewielką w kontekście całości) jest brak tłumaczenia kontekstowych wypowiedzi Seana, przechodniów oraz Niemiaszków podczas eksploracji miasta, ale to akurat nie przeszkadza w żaden sposób.

Laska dynamitu wyrwie każdego Szwaba
Reasumując ? The Saboteur to pozycja, w której bardzo wyraźnie daje się odczuć brak ostatecznego szlifu, który z gry świetnie wykoncypowanej, obdarzonej znakomitą fabułą, niepospolitymi pomysłami i oprawą audio uczyniłby tytuł najlepszy w swoim gatunku. Jednakże, i bez tego Sabotażysta jest jedyny w swoim rodzaju ? bowiem Seana Devlina znienawidzić nie sposób. Jeśli więc czujecie się zmęczeni standardowymi FPS'ami w klimatach II wojny światowej, to ten TPS będzie stanowić naprawdę miłą odmianę. Gorąco polecam.
PLUSY:
? świetny wątek fabularny i składające się nań misje
? sporo smaczków
? oprawa audio
? artyzm
? duży, bardzo ładny świat
? sporo patentów na rozgrywkę
? bonusy
? mnogość taktyk
? kreacja Seana
? całkiem przyjemnie zadania poboczne
? wątki humorystyczne
MINUSY:
? kiepskie AI (podczas walki i przechodniów)
? miasto wcale nie jest takie ?żywe?
? poza wojaczką niewiele do zrobienia
? gra swobodna nudzi niemal równie szybko co w Just Cause 2
? błędy techniczne
? absurdy (mosty)
? trochę zbyt niski poziom trudności
WERDYKT: 75%

14 Comments
Recommended Comments