Skocz do zawartości

Różnorakie różności

  • wpisy
    32
  • komentarzy
    46
  • wyświetleń
    18861

Fragment mojej powieści


Mikiotor

199 wyświetleń

Stojąc na rozstaju dróg

Kenar wraz z Bartisem właśnie wkraczał do dość dużej, obfitującej w zieleń i czyste strumyki oazy, na chwilę opuszczając Wielką Pustynię. Do Cendui pozostało im zaledwie kilka dni drogi, więc mogli sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Musieli również uzupełnić zapasy wody i żywności, gdyż zaczynało im ich brakować, a tutejsza pustynia raczej stroniła od podobnych osad. Musieli więc skorzystać z okazji, jaka właśnie się im nadarzyła.

Las przyjął ich znajomym, miłym zapachem żywicy. Nieco podobne do palm drzewa leniwie poruszyły swymi masywnymi, acz lekko pożółkłymi liśćmi pod naporem wiatru, jakby nieśmiało zapraszając wędrowców do środka uformowanej w okrąg oazy. Oni zaś chętnie przyjęli to zaproszenie i, choć byli wyczerpani rzucili się ku najbliższemu strumykowi, łapczywie nabierając wody do ust i gasząc pragnienie.

Znajdowali się na niewielkiej polanie porośniętej gęstą trawą i barwie soczystej zieleni, z której wybijały się ku górze drzewa palmo podobne o jasnej, wielowarstwowej korze. Jedynie nieliczne krzaki znalazły tu dla siebie miejsce, wciskając się pomiędzy pokryte puszystym mchem kanciaste kamienie. Światło słoneczne wysyłało swe promienie do wnętrza oazy, lekko zmieniając barwę i nadając temu miejscu przytulną, miłą atmosferę.

Kenar spojrzał na rwący między kamieniami strumyk o przejrzystej wodzie. Zauważył, że posiada wiele odnóg, które choć były nieco od niego cieńsze, z wielką chęcią opływały całą oazę, tworząc z niej najlepsze miejsce na postój. Chłopiec cieszył się, że się tutaj zatrzymali. Żadna wędrówka nie może trwać bez końca, nie przerwana żadnym postojem. Miał nadzieję, że tak samo myśli Bartis.

Chłopiec jeszcze raz zwrócił wzrok ku potokowi. Jak na zwykły strumyk był on dosyć głęboki, na tyle, że gdyby do niego wejść, bez przeszkód można by zanurzyć się aż powyżej pasa. Kenarowi towarzyszyło przekonanie, że nie przyszedł na tą wyspę zupełnie przypadkiem. To ona go tu przyciągnęła. Coś lub ktoś chciał, aby tu przyszedł. Tylko po co?

W tym momencie kątem oka wychwycił krótki, lecz mocny blask na dnie strumyka. Od razu spojrzał w tamtą stronę, wytężając wzrok. Po chwili uporczywego wpatrywania się w jeden punkt dostrzegł leżący na dnie, lekko połyskujący niebieski kamień. Ależ on już go gdzieś widział... Zanurzył rękę w wodę potoku, pragnąc go dosięgnąć. Na próżno- strumyk był zbyt głęboki, by zyskać kamień, chłopiec będzie zmuszony zanurkować...

Chodźmy już.- zaproponował niespodziewanie Bartis, jakby nie zauważając tego, co robi Kenar. Chłopiec błyskawicznie wyciągnął rękę ze strumyka, spoglądając na swojego towarzysza.

Ale...czemu?

Musimy znaleźć jakieś pożywienie.- odparł lekko zdziwiony jego reakcją Bendita.- Napełniłem dla nas bukłaki, ale na samej wodzie w końcu nie przeżyjemy.- spróbował się lekko uśmiechnąć.

Kenar spojrzał na Bartisa, jeszcze raz analizując w głowie jego słowa, po czym przerzucił wzrok na strumyk, szukając wzrokiem tajemniczego kamienia. Lecz on już zniknął. Przepadł. Bendita miał rację, nie mogą zbyt długo przebywać w jednym miejscu.

Masz rację.- odparł chłopiec z cichym westchnieniem.- Chodźmy dalej.

Bartis w milczeniu skinął głową i razem poczęli zagłębiać się we wnętrze oazy, poszukując jakiegokolwiek pożywienia. Choć Kenar wcześniej usiłował nie zwracać na to najmniejszej uwagi, teraz musiał przyznać, że czuł pustkę w brzuchu. Był głodny, nie miał nic w ustach od przeszło dwóch dni. ?Oby tylko coś tutaj znalazło.?- pomyślał z nadzieją.

Im dalej zagłębiali się w ten las, tym chłopca prześladowało większe wrażenie, że już kiedyś tu był. W pamięci pozostały mu średniej wielkości góry o skalistych podnóżach, wybijające się wysoko ponad znajome drzewa. Tylko skąd on to wszystko pamiętał? Przecież nigdy nie był na Wielkiej Pustyni, a co dopiero w tej oazie! Im bardziej usiłował sobie uprzytomnić, skąd to pamięta, tym dalej, jakby złośliwie myśl ta uciekała, każąc się gonić, lecz on nie posiadał do tego wystarczająco dużo sił. Nie, to niedorzeczne...

Słyszałeś to?- zapytał się Bartis z widoczną nutką niepokoju w głosie, przystając na chwilę.

Niby co?- odparł bezinteresownie Kenar, jednak ciarki przeszły mu po plecach.

Te głosy... dużo głosów. Nie poznaję ich.- powiedział Bartis. Widać było spięcie na jego twarzy, wiedział, że ktokolwiek to jest, nie można mieć do niego zaufania. Ostatnimi czasy wszystko uległo zmianie. Mało kto na całym Świecie nie miał nic do ukrycia.

Chodźmy to sprawdzić. Nigdy nie wiadomo, kto to może być.- zaproponował Kenar, poprawiając łuk przełożony przez plecy. ?Trzeba być przygotowanym na wszystko.?- pomyślał z mocnym niepokojem.

Bartis w skupieniu kiwnął głową, dając jednocześnie znak ręką, że mogą ruszać. Razem skierowali się ku źródle głosów, schyleni, przemykając od drzewa do drzewa, od krzaka do krzaka, w obawie, by nikt ich nie zauważył. Jeszcze mieli szansę wycofać z akcji, co jednak żadnemu z nich nie przypadło do gustu. Musieli się dowiedzieć, kto zaszedł na tą samą oazę. Nieznacznie pocieszała ich myśl, że byli bezpieczni. Jak na razie.

Niedaleko miejsca, w którym się znajdowali, dostrzegli kilku wysokich ludzi o białych włosach i cerze, stojących na polanie i nerwowo ze sobą rozprawiających. Ubrani byli w długie, ciemnozielone szaty, na nogach mieli czarne spodnie, zaś na stopy założyli brązowe buty, wykonane ze skóry któregoś z pustynnych zwierząt. Kenar wraz z Bartisem w ciszy podpełzli bliżej nich, chowając się w gęstych krzakach z nadzieją, że nie zostaną wykryci.

Nie masz racji, Dertanie.- ton jednego z ludzi był spokojny, lecz widać było, że mężczyźni się w czymś mocno nie zgadzają.- To nie Andretanie są naszymi wrogami!

Kenar wzdrygnął się na dźwięk tej nazwy. Która to z kolei istota niesłusznie oskarża Andretanów o nieszczęścia, jakie ostatnio zdarzyły się na Świecie? Nie, tak już dalej nie może być. Nie pozwoli...

Ależ to ty się mylisz, mój przyjacielu.- rzekł zdradliwie spokojnie drugi mężczyzna, cedząc kolejne słowa przez usta.- Czyż nie widziałeś, jak atakowali nasze domy, podobnie jak Sayenów i jeszcze innych istot? Jakie zło sprowadzili na ten Świat? Otwórz oczy i spójrz zdrowo na to, co się dzieje!

Nie możemy pozostać im dłużni!- rozległy się kolejne głosy, popierające Dertana.- Odpłacimy im się! Nie mogą pozostać żywi, inaczej to my padniemy ich ofiarą!

Kenar w wyniku nagłego impulsu gniewu błyskawicznie zdjął łuk z ramienia i równie szybko nałożył na niego strzałę, celując w jednego z ludzi pustyni. Bartis rzucił się na niego, skrywając ponownie w krzakach. Ludzie zgromadzeni na polanie odwrócili na chwilę głowy od siebie, patrząc w miejsce ich ukrycia, lecz widocznie nie zwrócili na ten hałas większej uwagi i myśląc, że było to zwierzę powrócili do rozmowy.

Co ty robisz?- syknął Bartis, ganiąc Kenara za nierozmyślność.- Mogli nas zauważyć!

Ale nie zauważyli.- odparł beztrosko chłopiec.

Nieważne! Czemu chciałeś ich atakować?!

Nie słyszałeś? Oni chcą zabić Andretanów, naszych przyjaciół! Nie możemy na to pozwolić! Musimy ich powstrzymać!- widać było, jak coraz bardziej narasta w nim gniew. Coraz bardziej wypełniał mu głowę, wypędzając z niej wszystko inne, niszcząc to, co było najważniejsze.

Ale nie w ten sposób! To nie tak powinieneś rozwiązywać swoje sprawy, nie siłą!- Bartis z bezradnością patrzył, jak jego towarzysz puszczając wszystkie słowa koło uszu podnosi się z klęczek i ponownie celuje w jednego z rozprawiających mężczyzn. Przez krótką chwilę nastała cisza, słychać było jedynie jakby oddalone głosy ludzi i sapiący, szybki oddech Kenara. Drżała mu ręka, wciąż nie mógł dokładnie wymierzyć. Stał na rozstaju dwóch dróg, nie wiedząc którą z nich ma wybrać.

Nie jesteś zły!- syknął Bendita wprost do ucha Kenara.- I wierz mi, nie chcesz taki być.- Ręka chłopca wciąż mocno drżała, miał dłonie mokre od potu, jednak wciąż nie opuszczał łuku.- Pamiętasz, co mówił Parleus? Możesz być kimś legendarnym, ale nie zapisuj się w karty historii tym sposobem! Przed tobą będzie stało wiele trudnych wyborów, które pokażą, jaki naprawdę jesteś- i to od ciebie zależy, którą z dróg pójdziesz. Masz wybór. Pamiętaj tylko, że nie zawsze łatwiejsza droga, jest tą lepszą.- Bendita doskonale powtórzył słowa wodza Andretanów.- I nie strzelaj, choćby ze względu na samego Parleusa i resztę Andretanów.

Cicho!- prawie krzyknął Kenar drżącym głosem.- Robię to właśnie dla nich!- i napiął mocniej łuk, celując dokładniej. Ręka powoli przestawała mu drżeć, widać, że już się zdecydował. Bitwa dwóch oddziałów myśli została zakończona- wygrała armia liczniejsza, lecz niekoniecznie silniejsza.

Mylisz się!- Bartis nie wytrzymywał, jednak nie ośmielił się zabrać Kenarowi łuku, bojąc się jego reakcji.- Strzelając, jeszcze bardziej pogorszysz sprawę!

Chłopiec już go nie słuchał. Gniew i złość przesłoniły całkowicie jego twarz, zawładnęły sercem i umysłem. Jeszcze raz wymierzył i bez skrupułów wypuścił strzałę, która ze świstem poszybowała ku najwyższemu z ludzi i trafiła go prosto w udo. Człowiek krzyknął w przerażeniu, po czym zorientował się, co tak naprawdę zaszło- upadł i leżał na ziemi, zwijając się z bólu. Jego towarzysze nachylili się ku niemu, chcąc pomóc. Wiedzieli, że ta rana nie zagraża życiu ich towarzysza, lecz mimo to trzeba było działać szybko, by zatamować upływ krwi i skrócić jego cierpienia, wyleczyć.

Bartis trwał w bezmyślnym osłupieniu, z niedowierzaniem wpatrując się w rozgrywającą się scenę. Jak Kenar mógł to zrobić? Po chwili ludzie pustyni zauważyli ich i brutalnie przywlekli na środek polany. Nikt się nie opierał, nie protestował. Do chłopca powoli docierało to, co zrobił.

Czemu strzelałeś!? Co ci zrobił złego?- wołali pozostali zgromadzeni na polanie ludzie.- Zapłacicie za to wy i wasi przyjaciele!

Kenar powoli przymknął ociężałe powieki, oddychając głośno. Czemu on to zrobił? Dopiero teraz dotarło do niego, jak straszną rzecz uczynił. Nie chciał tego, nie wiedział, co nim wtedy kierowało. Pragnął się jakoś poprawić, cofnąć czas, udając, że nic takiego się nie stało. Wybrał złą drogę, chciał się z niej wycofać, lecz wiedział doskonale, jakie to trudne. Teraz już nic nie jest w stanie zrobić, jest za późno. Zbyt późno na cokolwiek...

Mikołaj ?Mikiotor?Wyrzykowski

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...