Skocz do zawartości

Guy Fawkes's blog

  • wpisy
    131
  • komentarzy
    816
  • wyświetleń
    281348

Call of Juarez [recenzja]


GuyFawkes

1473 wyświetleń

logo1q.jpg

Onegdaj, gdy internet, a za nim dzieci Neo i Tibia stanowiły jeszcze pieśń przyszłości, dzieciaki biegały po podwórkach bawiąc się w rewolwerowców i tocząc pojedynki na zabawkowe colty. I choć okres największego boomu na filmowy Dziki Zachód minął wraz z czasami świetności Clinta Eastwooda, jego growy odpowiednik wydaje się przeżywać swój renesans ? wystarczy tu wspomnieć chociażby wydane niedawno Red Dead Redemption, zbierające praktycznie same pochlebne recenzje. W tych przepełnionych szeryfami, pojedynkami i saloonami realiach świetnie odnaleźli się także Polacy, a konkretnie wrocławski Techland, serwując graczom w 2006 roku Call of Juarez. I choć postaram się w niniejszej recenzji wyłuszczyć wszystkie jego wady i zalety, już na wstępie mogę stwierdzić jedno: nie mamy się czego wstydzić na Zachodzie.

133w.jpg

Billy to mistrz bycia w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze

Bez przebaczenia

Już pierwszy loading uspokoił mnie, że autorzy Chrome'a nie stworzyli po prostu trywialnej strzelanki a'la Painkiller rozgrywającej się na Dzikim Zachodzie, lecz wykreowali całkiem spójną historię z ciekawymi postaciami. Tutaj aktorów pierwszoplanowych mamy dwóch: Billy'ego ?Świecę? oraz Raya McCalla. Postaci te są tak różne, iż w żadnym wypadku nie można tutaj mówić o urozmaicaniu gry na siłę, ale o tym za chwilę. Pierwszego poznajemy Billy'ego ? młodego chłopaka, w którym płynie indiańska krew. Po latach spędzonych na poszukiwaniu legendarnego skarbu Juarez wraca do miasteczka Hope, gdzie mieszka jego matka oraz ojczym. Niestety, młody Meksykanin wybrał sobie najgorszy moment na zawitanie na stare śmieci ? oto zostają zamordowani jego bliscy, zaś on sam obarczony winą za ten czyn przez brata ojczyma, pastora Raya, który w efekcie zaczyna go ścigać z zamiarem wymierzenia mu kary.

Trzeba przyznać, że fabuła mimo posiadania tylko jednego wątku głównego zawiera także kilka mini-wątków pobocznych, które składają się na przemyślany i bogaty w różnorakie wydarzenia scenariusz. Bo kto np. powiedział, że podczas pogoni za chłopakiem nie można udaremnić napadu bandytów na pociąg, lub też podczas ucieczki... oddać się polowaniu na króliki? Takich dryfów od głównego nurtu jest więcej i chwała twórcom za umieszczenie ich w grze, gdyż bez nich byłoby zwyczajnie nudno. Na dodatek, w tle cały czas przewija się motyw legendarnego, owianego złą sławą skarbu Juarez, kuszącego nieprzebranym bogactwem.

Pochwalić trzeba też specyficzny klimat: miasteczko Hope, jak również napotykane później lokacje pełne są bandytów, morderców, a i nawet stróże prawa czy farmerzy święci nie są, tworząc atmosferę brutalności i zepsucia, w której jedynie momentami przebija się światło bijące od kilku postaci. Autorom należy jednak oddać za sprawiedliwość, iż pomimo zgorzkniałej atmosfery i mocnych scen, gra w żaden sposób nie promuje bezsensownego okrucieństwa, czy to pod adresem niewinnych ludzi, czy nawet zwierząt. Również opowiadana w grze historia pełna jest emocji, targających głównymi bohaterami. Emocji, które ulegają zmianie z biegiem czasu. Emocji, które koniec końców zostają przekute w czyny iście heroiczne.

Wracając do samego Dzikiego Zachodu ? pomijając fakt, iż bohaterowie w saloonach nie przesiadują, obecne są wszystkie inne elementy rodem z westernów: strzelaniny, pojedynki w samo południe, konne pościgi oraz, rzecz jasna, piękne kobiety. A wszystko to podane w bardzo atrakcyjnej i przemyślanej formie, o czym za chwilę.

312hu.jpg

Przeznaczenie Billy'ego. Ma na imię Ray i jest cholernie wściekłe

Dobry, zły i brzydki

Jako iż Call of Juarez ma dwóch głównych bohaterów, dwa są również przepisy na rozgrywkę.

Billy to żaden twardziel, raczej chojrak ? wszyscy skrzętnie chowają przed nim broń, a jeśli już jakąś zdobędzie, z reguły szybko musi się z nią rozstawać. Pozostaje zatem ukrywać się po kątach przed wzrokiem bandytów i przemykać cichcem za ich plecami. I tutaj dochodzimy do kwestii, na którą narzekają niemal wszyscy grający w CoJ? etapy z młodzieńcem w roli głównej są pozbawione dynamiki, sprowadzone do skradanki, a przeto dużo dłuższe niż te ze zbrojnym pastorem. Mimo to gra się całkiem miło ? rządzące całym procesem mechanizmy są dopracowane, więc nie ma mowy o głupotach w stylu ?Detektyw Rutkowski - Is back!? - trzymanie się cienia (w nocy) i powolne poruszanie się gwarantują bezpieczeństwo, zaś nieoceniony w cichej eliminacji wrogów okazuje się łuk, który nie dość że pozwala oddawać strzały przy spowolnieniu czasu, to jeszcze imponuje skutecznością (na niewielkich dystansach). Na dodatek amunicja do niego jest ?przechodnia? - można zbierać strzały analogicznie jak harpuny w BioShocku 2. Ponadto, fragmenty gry z Billym w roli głównej są także nafaszerowane elementami stricte zręcznościowymi ? nierzadko trzeba się gdzieś wspiąć (w czym pomaga bicz), a czasem nawet rozwiązać prostą zagadkę.

Nie zmienia to jednego faktu ? Bill jest zwierzyną i, nawet pomimo ewidentnego przyłożenia się projektantów, etapy z nim po prostu bledną w konfrontacji z tym, co oferuje postać Raya.

Zbrojny pastor to kwintesencja Call of Juarez ? twardziel dwoma rewolwerami posługujący się lepiej niż jakikolwiek Anglik czy Francuz sztućcami, na śniadanie zjada całe watahy przeciwników, w przerwach wygłaszając natchnione przemowy na temat wiary. Aż dziw bierze, że duchowny potrafi tak świetnie miotać na prawo i lewo ołowiem, zaś z jednej broni strzela wcale nie wolniej od współczesnych karabinów maszynowych! Coś z tym Ray'em musi być nie tak ? przecież nie każdy pastor, nawet taki z Dzikiego Zachodu, trzyma w skrzyni zardzewiałe colty i metalowy pancerz... Gdy rusza w pogoń za Billym, to tak jakby sam Anioł Śmierci postępował za biednym chłopakiem! Nie ma takiej siły, która by mu stanęła na drodze i przetrwała ? Ray wygra każdy pojedynek i nie odpuści nikomu. Bóg może być miłosierny ? on nie. Na dodatek rewolwerowiec posiada arcyciekawą zdolność ? tryb skupienia, która spowalnia czas i pozwala ostrzeliwać różne cele z obu rewolwerów. Ażeby go naładować, wystarczy zaaplikować nieprzyjaciołom trochę ołowiu. Niestety, nie wszystko jest cacy ? aktywacja tej zdolności, nie wiedzieć czemu, wymaga... włożenia broni do kabur! W ogniu walki może to kosztować sporą ilość HP, bo autoregeneracji nie przewidziano ? na szczęście liczba napotykanych lekarstw jest wystarczająca. Oprócz broni ? rewolwerów i broni dłuższej, np. dwururki, Ray nosi ze sobą dynamit, którego używa niczym granatów, a także Biblię. Po co? Cóż... w końcu jest duchownym, lecz nie tylko dlatego. I to tyle w tym temacie.

170ah.jpg

Walka o tytuł Mistrza Dzikiego Zachodu federacji WBO

Garść dynamitu

Techland wykorzystał w Call of Juarez bardzo ciekawy patent odnośnie broni: otóż, pomimo iż ilość różnych rodzajów rewolwerów czy strzelb nie powala, wszystkie giwery dodatkowo dzielą się na stare, zardzewiałe (gorzej strzelają, mogą się dosłownie rozpaść po pewnym czasie) i relatywnie nowe, świetnie się sprawujące egzemplarze. Oczywiście, nie istnieje tutaj wymóg noszenia zestawu złożonego z tych samych rewolwerów ? mogą być 2 całkowicie różne. Jest to nawet wskazane, gdyż zawsze warto się zabezpieczać biorąc oprócz giwery potężnej, lecz przy tym powolnej także broń szybką, którą można przeładować w mgnieniu oka. Broni białej w CoJ nie ma, za to zawsze można się rozprawić z przeciwnikiem za pomocą pięści ? często jest to jedyna forma rozwiązania problemu. Niestety, system walki wręcz jest trochę drętwy ? niby można używać lean'ów jako uników, ale o wiele lepiej sprawuje się taktyka ?podjazdowa?. Przeciwnicy zaś walczą absolutnie fair (pomijając motywy typu ?tylko ja, ty i moje STRAŻE!!!?), toteż potyczki są banalne. Momentami motyw ten sprawia wrażenie upchniętego w grze na siłę. Na drugim biegunie mamy zaś broń naprawdę dużego kalibru ? Gatlinga oraz... armatę (choć odgrywa rolę wyłącznie epizodyczną. A szkoda...).

507zw.jpg

Headshot łagodzi obyczaje

Rzeka złoczyńców

Polskie studio odwaliło kawał niezłej roboty jeśli idzie o AI ? komputerowe kanalie kryją się gdzie tylko można, zamieniają pozycjami, a przy tym nie są obdarzeni celnością godną mistrzów Counster-Strike'a i, analogicznie jak człowiek, czasami pudłują, co w pewnym stopniu stanowi ?bonus? do używanej przez nich broni. Podczas grania Billym największą uwagę zwraca się na szybkość reakcji przeciwników na jego poczynania ? często wystarczy tylko chwila hałaśliwego biegu, by zwrócić na siebie uwagę nieprzyjaciół lub pozostanie bez osłony podczas gdy niebo rozświetla błyskawica. Naturalnie, nie zawsze przekreśla to szanse chłopaka ? jeśli niedobruch widział go zbyt krótko, może to zignorować spychając ruch na karb wiatru tudzież jakiegoś dzikiego zwierza.

227ji.jpg

Na Dzikim Zachodzie nawet odźwierni mieli colta

W samo południe

Call of Juarez robi wrażenie nie tylko całkiem dobrą fabułą i gameplayem, lecz także oprawą wizualną, co zawdzięcza silnikowi Chrome Engine w wersji z 2005 roku. Generowane przezeń krajobrazy są bardzo ładne, modele postaci też, zaś na rozpaloną słońcem pustynią pięknie faluje rozgrzane powietrze. Na dodatek, jakiś czas od premiery gra doczekała się aktualizacji, która wprowadziła obsługę DirectX10. Dodanie kilku nowych efektów (które podczas samej gry dość trudno zauważyć) okupione jest zauważalnym spadkiem wydajności, przez co ja grania z wykorzystaniem tego API nie polecam, przynajmniej nie na GF 8800GT i rozdzielczości FullHD. Co innego, jeśli macie mocniejszy sprzęt wink_prosty.gif. Zanim jednak się zestresujecie (bądź nie) odpalcie benchmark, którego wyniki można traktować jako wyznacznik płynności podczas realnej gry.

CoJ korzysta również z silnika fizycznego Open Dynamics Engine ? widać to zwłaszcza w momentach, w których przed graczem stają proste zagadki środowiskowe, np. w jaki sposób dostać się na dach tudzież do wysokiego okna.

Denerwuje długi czas wczytywania etapu, ale dotyczy to tylko pierwszego rozruchu gry podczas danej sesji, potem wszystko się wgrywa w miarę szybko. Jeśli chodzi o głupoty, w oczy rzuciła mi się tylko jedna: animacja napełniania wiadra wodą, która wygląda na czynność zupełnie odwrotną...

W parze z przyjemną stroną wizualną idzie przyjemna oprawa audio. Muzykę dobrano bardzo dobrze i nieźle skrojono z tym co się dzieje na ekranie. Dobrze wypadają również akcenty postaci wypowiadających się w scenkach przerywnikowych (CoJ jest spolszczony kinowo). Niestety, aktorzy miejscami troszkę słabo wczuli się w swoje role. Na nie najlepsze końcowe wrażenie w tej w kwestii wpływa słaba gra aktorska podczas tych cut-scenek: postaci albo w ogóle się nie poruszają, albo w bardzo ograniczonym zakresie.

212nq.jpg

Dowód na poczucie humoru chłopaków z Techlandu

Siedmiu wspaniałych

Call of Juarez to nie tylko przygoda dla samotnego gracza, ale również okazja do zmierzenia się ze znajomymi w sceneriach Dzikiego Zachodu. Do rozegrania w sieci lokalnej oraz internecie oddano kilka trybów, a do nich kilkanaście map, które niestety są trochę zbyt nijakie i monotonne. Pal licho konstrukcję miejscówek, w tym aspekcie tragicznie i tak nie jest, ale najbardziej denerwuje coś innego, mianowicie brak pojedynków w grze wieloosobowej! Doprawdy, coś co wydawało się stworzone, by pokazać kumplowi (czy kumpeli, jak tam sobie chcecie), że powinien jeszcze poćwiczyć refleks w żadnej formie nie znalazło się w multi! Według mnie to poważne uchybienie, zwłaszcza w kontekście tego, że istniejące tryby nie powalają ani oryginalnością, ani grywalnością. Bo kogo niby zaskoczy deathmatch, jego drużynowa odmiana czy rabunek, będący swego rodzaju wariacją na temat capture the flag? Na papierze powiew świeżości wprowadza Gorączka złota, ale w praktyce bieganie po mapie i zbieranie sztabek złota wypada co najwyżej średnio. Kwestię multi uzupełnia obecność klas, w które jednak nie można ingerować i tworzyć własnych. Mimo to, CoJ w sieci jeszcze nie umarł i nadal można znaleźć dużo aktualnie toczących się rozgrywek. Inna sprawa, że w multi po prostu nie czuć tego klimatu, co w kampanii ? ot, po prostu zwyczajna nawalanka.

Za garść dolarów

Reasumując ? gier o Dzikim Zachodzie nie pojawiło się zbyt wiele i tym bardziej cieszy, że polskiego przedstawiciela tego gatunku można swobodnie pokazać za granicą. Ja sam dopiero po pewnym czasie od premiery gry dowiedziałem się, iż Call of Juarez jest dziełem rodzimego developera, co mnie niezwykle zaskoczyło, jednocześnie przywracając wiarę w nasze studia. Polak potrafi.

Zalety:

- Dziki Zachód prawie pełną gębą

- ciekawa fabuła

- poważny nastrój

- interesujące postaci

- pojedynki

- bronie

- etapy z pastorem

- niezłe AI

- grafika

- grywalność

Wady:

- słabiutkie walki wręcz

- drętwe cut-scenki

- DX10 zjada sporo klatek

- multi bez pojedynków

- taki sobie tryb wieloosobowy

WERDYKT: 80%

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...