Jak zrobić cover (swojego utworu ;p)?
Dzisiaj buszując na YT natknąłem się na nagranie pewnego utworu w dosyć niecodziennej wersji i to oraz jeden z wpisów, który niedawno pojawił się na blogach (ten), zmotywowało mnie do napisania tego wpisu.
Niewątpliwie sztuką jest nagrać cover znanego utworu tak, by był on lepszy niż oryginał. Jeszcze większą sztuką jest jednak tak zmienić swój własny utwór, by brzmiał on zupełnie inaczej, a nowa wersja brzmiała lepiej niż ta stara. Jednym z bardziej znanych zespołów, który na liście wykonanych przez siebie coverów ma naprawdę sporo utworów różnych wykonawców jest Pearl Jam. Jednakże poza tym, że często wykonują oni utwory innych wykonawców, to zdarza im się również całkowicie zmienić własny utwór. W tym wpisie przedstawię kilka takich eksperymentów. Nie będę się zbytnio rozpisywał na temat swoich odczuć, bo i uważam, że każdy powinien sam to sobie przemyśleć.
Niecierpliwym polecam filmiki numer 1 (tu zwłaszcza teledysk warto zobaczyć), 4, 5 oraz 8. Dzisiaj przez przypadek odkryłem ten ostatni.
Na pierwszy ogień idzie jeden z bardziej znanych utworów ich autorstwa, czyli Jeremy. W oryginale utwór ten brzmiał tak (wersja uncut, więc pewnie niebawem zniknie i będzie trzeba dawać nowe źródło, ale oficjalny teledysk jest w pewnym sensie płytszy):
a kilka lat później (w 1995 roku konkretniej) na koncertach kilkakrotnie pojawiła się taka wersja:
Tu różnica jest słyszalna na pierwszy rzut ucha , ale szczerze mówiąc, to nie jestem pewien którą wersję wolę. Pewnie
Następnym chronologicznie utworem, o którym pragnę wspomnieć jest Corduroy. Utwór w oryginale jest dosyć ostry (aczkolwiek bez przesady) i przeważnie jest grany podobnie jak w Gdyni (było ciężko, ale było warto)
w 1996 roku na koncertach w ramach Bridge School Benefit został zaś zagrany tak
Obydwie wersje niby są podobne, to znaczy bez problemu można rozpoznać, że to ten sam utwór, ale jak dla mnie druga, akustyczna wersja wymiata. To co wyprawia Jack na perkusji to jest w ogóle piękne.
Kolejny utwór, czyli In my tree. Wersja zbliżona do oryginalnej
a wersja, która obecnie pojawia się na koncertach brzmi tak
Tu niestety zmiana jest stała. Niestety, bo wersja oryginalna, w której główne skrzypce gra perkusja jest według mnie dużo lepsza. Choć na koncercie w Chicago w zeszłym roku Matt jednak zagrał to jak trzeba.
I na koniec utwór, na który wpadłem dzisiaj zupełnym przypadkiem sprawdzając czy coś się zmieniło w Signature live od czasu, gdy ostatnio to sprawdzałem. Zmieniło się, dodany został znany utwór w dziwnym tempie, bo to ono głównie się zmieniło. Mowa tu o utworze Lukin, który jest świetnym przykładem tego, że utwór, który jest zupełnie bez sensu, może stać się przebojem. Utwór ten w normalnych warunkach trwa około minuty, często zamyka się w 50 sekundach i brzmi tak:
wersja, na którą dzisiaj wpadłem trwa już dwie i pół minuty prezentuje się następująco
Zupełnie jakby to był utwór, w którym chodzi o cokolwiek innego niż wyśmianie czegoś. Aż mnie ciarki przeszły, gdy pierwszy raz to usłyszałem.
4 komentarze
Rekomendowane komentarze