Ja i konsole
Patrzę na news odnośnie Heavy Rain na Move. Wzrok mój smutny, wzdycham. Lepsze to niż wpadać w szał. A że nie bardzo mam z kim pogadać, żeby odreagować, postanowiłem napisać, dlaczego to mam wielką awersję do konsol.
Komputer, którego używałem jakoś do marca bieżącego roku otrzymałem jeszcze na Pierwszą Komunię, tj. w roku 2003. Przez cały ten czas jedyne zmiany, jakie w nim zaszły, to zmiana karty graficznej z GeForce 2 MX 440 na Radeona 9000 Pro i dokupienie gigabajta RAMu. Trzeba przyznać, że na długo ten sprzęt się nie nadał, bo gdzieś na przełomie 2006/2007 pojawiły się pierwsze produkcje, które współpracy odmówiły. Pamiętam ten szok, gdy pożyczony od kumpla Double Agent wyrzucił błąd o braku Shader Model 3.0. Pierwszy szok. Wtedy też u kuzynki, która posiadała kablówkę, oglądałem wieczorami Hypera. Wtedy już zazdrościłem posiadaczom konsol. Mimo próśb, nigdy żadna konsola nie została zakupiona. Sytuacja nie była jeszcze tak tragiczna, bo zrzucałem wszystko na niedziałającego peceta, zgodnie z prawdą zresztą. Jakoś dwa lata temu sytuacja poprawiła się na dwa tygodnie, gdy tata pożyczył od kolegi starego Xboxa (stąd wzięło się moje zainteresowanie Ninja Gaiden i Dead or Alive - wyjątki potwierdzające regułę), co jednak wiele rozrywki mi nie dostarczyło, bo zwyczajnie nie zdążyło. Z kolei rozpacz złapała mnie, gdyż po premierze GTA4, gdy szwagier stwierdził, że mu nie wejdzie, kupił sobie X360. Innymi słowy - wszyscy, kogo znałem, kumple i rodzina, mogli w ogóle grać w nowe, fajne produkcje. Szwagier pożyczył swoją konsolę, przeszedłem ostatkiem sił Ninja Gaiden 2, skończyło się. To były dopiero zalążki.
W marcu, właściwie na urodziny, tata kupił na allegro 3-miesięczny sprzęt za 1500, warty definitywnie o wiele więcej, wraz z całym wyposażeniem: monitorem LG, myszką, klawiaturą... Wtedy, gdy mogłem normalnie zacząć grać, pojawił się bezpośredni powód, dla którego znienawidziłem konsole. Exclusive. Ninja Gaiden, Dead or Alive, Naruto, za którym swego czasu przepadałem, a ostatnio jakoś mniej, God of War, Red Dead Redemption, Uncharted, InFamous, Dead Space 2 (!) czy w końcu nieszczęsny Heavy Rain, duchowy spadkobierca mojego ulubionego Fahrenheita. Dla moich rodziców kalkulacja jest prosta: Masz komputer = możesz grać = nie potrzebujesz konsoli = nie kupimy = zero exclusive konsolowych = powinieneś się cieszyć z komputera. Cieszę się, owszem, przynajmniej w końcu mogę dyskutować o kumplach, którzy grają w produkcje z 2009 i 2010 roku. Co nie zmienia faktu, że jestem zwyczajnie zły. Uważam, że to nabijanie kasy dla producentów konsol. Chcesz tę grę - kup konsolę. Z drugiej strony, czy wydanie takiego Heavy Rain na PC nie zwiększyłoby w dodatku przychodów? Mam 16 lat, właściwie nie bardzo się na tym znam, nie chodzę jeszcze do pracy, więc zdaję się na łaskę rodziców i maślanym wzrokiem wodzę za nowymi tytułami na PS3/XBOX360, które z miłą chęcią zobaczyłbym w przytulnym miejscu na półce w mojej komputerowej kolekcji.
Draństwo.
10 komentarzy
Rekomendowane komentarze