Skocz do zawartości

Blogowe aTezy

  • wpisy
    318
  • komentarzy
    3426
  • wyświetleń
    544829

Prawdziwi zwycięzcy Kampanii Wrześniowej


...AAA...

2888 wyświetleń

Wojna obronna Polski przeciwko agresji III Rzeszy, zwana Kampanią Wrześniową była batalią z góry przegraną. Wróg miał przewagę na lądzie, w morzu i powietrzu. Dysponował większą ilością żołnierzy, w dodatku lepiej wyposażonych i przygotowanych do okupacji. Sojusznicy zawiedli i nie przyszli z pomocą gdy była na nią najlepsza pora. Ostatni gwóźdź do trumny wbił Józef Wissarionowicz, który uderzył na zaskoczone i wycofujące się dywizje.

Polska mogła ulec bez walki. Już wcześniej miała szansę przyjąć ultimatum i oddać ziemie jakich żądał Hitler. Pewnie wkrótce uczyniłby on z Polski swoje kolejne dominium, wzorem Protektoratu Czech i Moraw. Wielu ludzi by przeżyło a miasta stałyby nietknięte. A jednak Polacy we wrześniu 1939 stawili zacięty opór najeźdźcy do końca mając nadzieje na nadejście pomocy. Choć ostatecznie polegli, to jednak ocalili honor odnosząc pomniejsze sukcesy i lokalne zwycięstwa, o których często się zapomina.

[media=]

Bagnet na broń!

Kolejarze z Szymankowa

II Wojna Światowa rozpoczęła się niemal jednocześnie w trzech miejscach. Obok bombardowania Wielunia i ostrzału Westerplatte przez Schleswig-Holstein 1 września rozpoczął się bój o most w Tczewie. Niemieccy żołnierze dostali rozkaz zdobycia tego niezwykle ważnego strategicznie miejsca, w którym to oddziały Wermachtu mogłyby przekroczyć Wisłę. Lotnictwo wroga powstrzymało saperów przed wysadzeniem mostu, po czym ruszył niemiecki pociąg pancerny mający za zadanie ostateczne zajęcie mostu. Hitlerowcy nie spodziewali się, że Polscy kolejarze z wsi Szymankowo zmienią kurs pociągu, po czym go zniszczą. Dzięki tej niespodziewanej pomocy saperzy mogli ponownie założyć ładunki i wykonać rozkaz wysadzenia mostu. Niestety bohaterscy kolejarze szybko zapłacili za swoją pomoc - zostali zabici wraz z rodzinami, a Szymankowo wkrótce zmieniło nazwę na Simonsdorf.

...i pocztowcy z Gdańska

Tego samego dnia Niemcy wkroczyli do Gdańska. Odział polskiej milicji nie dał się wziąć do niewoli i zabarykadował się w gmachu Poczty Polskiej wraz z jej pracownikami. Pocztowcy, nie byli tak łatwym przeciwnikiem jak mogłoby się wydawać, co silnie rozjuszyło Niemców. Okazało się, że wielu pracowników należało do Związku Strzeleckiego. Pozbawiona prądu i komunikacji poczta broniła się przed oddziałem SS wyposażonym w trzy działa i wozy pancerne przez ponad 15 godzin. Po użyciu miotaczy ognia z białą flagą wyszedł z budynku dyrektor dr Jan Michoń. Zastrzelono go na miejscu, a później dokonano egzekucji kolejnych osób broniących poczty.

poczta.jpg

Z szabelką na czołgi

Podczas gdy Niemcy dysponowali wieloma dywizjami pancernymi, polską piechotę wspierali ułani. Okazało się jednak, że zawziętość żołnierzy potrafi zredukować różnice w uzbrojeniu o czym przekonali się Hitlerowcy pod Mokrą. Na przeciw 4 Dywizji Pancernej wspieranej przez bombowce nurkujące stanęła Wołyńska Brygada Kawalerii wspomagana przez pociąg pancerny "Śmiały". Nim Polacy wycofali się spod wsi, zdążyli zniszczyć ponad 100 czołgów i pojazdów opancerzonych oraz zabić tysiąc żołnierzy wroga, tracąc samemu o połowę mniej ludzi.

Kawaler okrutnej fantazji

Nierówny bój toczył się także w powietrzu. Polskie PZL P-11 były znacznie mniej cenionymi maszynami od niemieckich Messerschmittów, mimo to w początkowej fazie kampanii udaje się rozproszyć wiele nalotów bombowych i zestrzelić kilkadziesiąt wrogich samolotów. Legendą warszawskiej grupy pościgowej był podpułkownik Leopold Pamuła, zwany "Sławnym Wariatem" lub "Kawalerem okrutnej fantazji". Podczas jednego ze swoich ataków Pamuła zestrzelił samolot wroga, jednak nie cieszył się długo. Przybyły wrogie posiłki, a jemu kończyła się amunicja. Długo się nie zastanawiając Sławny Wariat ściągnął ster taranując Messerschmitta! Wróg się roztrzaskał, a Leopold Pamuła chwilę wcześniej wyskoczył ze spadochronem spokojnie lądując.

samoloty.jpg

Górale też biją Hitlerowców

1 Brygada Górska zajmująca forty w rejonie Węgierskiej Górki szybko straciła łączność ze sztabem i nie wiedziała o odwrocie polskiej armii w tym rejonie. Niemcy zaczęli od zbombardowania wsi pociskami artyleryjskimi, by oczyścić drogę dla swojej piechoty. Wermacht został jednak szybko zatrzymany silnym ostrzałem z karabinów maszynowych na przedpolach polskich bunkrów. Niemieckie dowództwo postanowiło zdobywać schrony pojedynczo, by zminimalizować straty. Schrony "Włóczęga" i "Wędrowiec" poddały się jednak dopiero po dwóch dniach, tracąc ledwie około 20 żołnierzy (7 zostało zabitych po kapitulacji) przy 200-300 zabitych wrogach. Bitwa z dni 2-3 września w tym rejonie została potem nazwana drugim Westerplatte.

Westerplatte broni się nadal!

Gdańska składnica broni na Westerplatte była pierwszym celem Hitlerowców podczas wojny, jednak nie była pierwszą zdobyczą. Załoga ledwie 182 ludzi pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego wyposażona w 4 moździerze i 3 działa (sam Schleswig-Holstein był uzbrojony w 18 dział) miała wytrzymać 12 godzin, czekając na wsparcie. Okazało się, że pomoc nie nadejdzie, a żołnierze z Westerplatte będą bronić się cały tydzień. Już 2 września Sucharski przeżył załamanie nerwowe i rzeczywiste dowództwo przejął kapitan Franciszek Dąbrowski. Chyba najbardziej dramatyczny szturm Niemców nadszedł z powietrza. Kilkadziesiąt samolotów Luftwaffe zasypało składnice bombami, niszcząc doszczętnie jedną z wartowni oraz zabijając kilku ludzi. Mimo to, przez następne dni można słyszeć w całej Polsce podnoszące na duchu radiowe komunikaty: "Westerplatte broni się nadal!". Dopiero 7 września, gdy zabrakło amunicji i żywności, przy stale zwiększającej się liczbie rannych, Polacy skapitulowali. Do tego zwycięstwa Niemcy potrzebowali jednak aż 3000 tysięcy żołnierzy wspieranych przez lotnictwo i marynarkę. Straty wroga wyniosły ponad 600 rannych i 300 zabitych.

westerplatte.jpg

Polskie Termopile

Na północy szybko rozbita rezerwowa Armia Prusy wycofała się pod Iłże, podczas gdy Samodzielna Grupa Operacyjna "Narew" przesuwała się w okolice Łomży. Podlegający jej Korpus Ochrony Pogranicza pod dowództwem kapitana Władysława Raginisa został odcięty pod Wizną i zmuszony do samotnej walki. Między 7 a 10 września toczyła się słynna już bitwa zwana Polskimi Termopilami. Przeciwnikiem 720 ludzi Raginisa był sławny Heinz Guderian, twórca blitzkriegu ze swoją XIX Armią. Przez trzy dni polscy żołnierze stawiali bohaterski opór czterdziestokrotnie liczniejszym siłom wroga. Gdy zabrakło amunicji Raginis poddał bunkier, samemu popełniając samobójstwo wysadzając się granatem.

Schutzstaffel traci doborowy oddział

Dywizje rozbitej Armii Karpaty oraz Armii Kraków od 15 września starały się przebić do broniącego się Lwowa, a potem Przedmościa Rumuńskiego. Polscy żołnierze zmuszeni są stoczyć bitwę pod Jaworowem, której najciekawszy epizod rozegrał się w okolicach miasta Sądowa Wisznia. W środku nocy jedna z polskich dywizji piechoty zaatakowała doborowy odział SS "Germania". Polacy wyciągnęli z magazynków amunicję i wybili SS-manów bagnetami. Hitler był tak rozzłoszczony tą wpadką, że nie odbudował już nigdy "Germanii".

hitlerk.jpg

Kępa Oksywska

Pomorze Gdańskie, mimo że odcięte niemal na początku wojny od reszty kraju, broniło się bardzo długo. Oprócz obrońców Helu, najdłuższy opór stawili żołnierze pułkownika Stanisława Dąbka, podczas obrony Kępy Oksywskiej w okolicach Trójmiasta. Niezwykle krwawe i częste potyczki w tym rejonie ciągły się do 19 września. Lasy Kępy Oksywskiej nie były wyposażone w zasadzie w żadne umocnienia, z czego też wynikały duże straty po obu stronach. Dąbek od początku zdawał sobie sprawę, że na nadejście odsieczy nie ma co liczyć i w końcu będzie musiał skapitulować lub zginąć. Pułkownik wydał rozkaz kapitulacji dopiero po tym jak został ranny po trafieniu odłamkiem pocisku moździerza. Odebrał sobie życie strzałem w głowę.

Kapitulacja z podniesioną głową

Czym dłużej kampania trwała tym częściej Polacy byli zmuszani do odwrotu i tym rzadziej mieli okazje do wielkich zwycięstw. Trudno się walczy mając przed sobą znacznie silniejszego wroga, a od 17 września drugiego za sobą. Ostateczna kapitulacja była kwestią czasu. Mimo wieści o kapitulacji Warszawy i innych przeciwności ostatni zorganizowany oddział Polaków - Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie", stawiała szaleńczy opór aż do 6 października. Otoczeni zewsząd żołnierze generała Franciszka Kleeberga stoczyli bój z XIII Korpusem Zmotoryzowanym w ostatniej bitwie Kampanii Wrześniowej - bitwie pod Kockiem. Kleeberg początkowo planował zdobycie Dęblina, w którym znajdowały się ogromne składy amunicji, celu jednak nie udało się osiągnąć. Generał Otto, dowódca XIII Korpusu poniósł jednak serię porażek, w Serokomli, Woli Gułowskiej i pod Kockiem. Błyskotliwość generała Kleeberga pozwoliła jeszcze przez kilka dni nie dać się okrążyć Hitlerowcom a nawet kilkakrotnie związać ich siły. Prawdopodobnie gdyby nie nadejście pomocy, XIII Korpus Zmotoryzowany zostałby całkiem rozbity. Niestety nieuchronnie nadchodził moment skończenia się amunicji. Rozumiejący to generał Kleeberg spotkał się z niemieckim dowództwem w Serokomli i ustalił warunki kapitulacji, lojalnie jednak uprzedzając, że część oddziałów będzie nadal walczyć i na własną rękę spróbują się przedrzeć do granicy rumuńskiej. Polscy żołnierze ze łzami w oczach, nie wierząc, że to koniec złożyli broń.

Żołnierze!

Z dalekiego Polesia, znad Narwi, z jednostek, które się oparły w Kowlu demoralizacji - zebrałem Was pod swoją komendę, by walczyć do końca. Chciałem iść najpierw na południe - gdy to się stało niemożliwe - nieść pomoc Warszawie. Warszawa padła, nim doszliśmy. Mimo to nie straciliśmy nadziei i walczyliśmy dalej, najpierw z bolszewikami, następnie w 5-dniowej bitwie pod Serokomlą z Niemcami. Wykazaliście hart i odwagę w czasie zwątpień i dochowaliście wierności Ojczyźnie do końca. Dziś jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka nie rokuje nadziei, a tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze przydać się może. Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili - każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie. Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność, wiem, że staniecie, gdy będziecie potrzebni.

Jeszcze Polska nie zginęła!

Powyższy rozkaz przeczytać przed frontem wszystkich oddziałów.

Dowódca SGO "Polesie"

Kleeberg gen. bryg.

25 komentarzy


Rekomendowane komentarze

orgu, ufam, że nie odczytujesz tego typu cytatu dosłownie. Sformułowanie to ma podkreślić różnicę w uzbrojeniu między III Rzeszą a Polską, która była nieporównywalna. Nie jestem fachowcem od militarystyki, ale liczby czołgów, moździerzy i innych dział mówią same za siebie.

Link do komentarza

Nie chce nic mówić ale z szabelką na czołgi wywodzi się z Goebelsowej propagandy. I rozpowszechnianie tego tyle czasu po wojnie jest krzywdzące dla nas- Polaków. W tych czasach wojska konne nie szarżowały "z szabelką" a koni używały wręcz tylko do transportu, co w trudnym terenie było wydajniejsze od transportu samochodowego. Do walki z czołgami używały nie visów ("A na tygrysy mamy Visy") lecz dział ppanc(które mieliśmy niezgorsze, należy też wspomnieć o bardzo dobrym Urugwaju). Kończąc dodam że w nawet czasie ataku na ZSRR Wehrmacht używał jednostek konnych.

PS. A prawdziwymi zwycięzcami byli Sowieci, ponieważ w przeciwieństwie do Niemców uszło im to na sucho.

Link do komentarza
Nie chce nic mówić ale z szabelką na czołgi wywodzi się z Goebelsowej propagandy

Jeden pisze, że to hasło Wajdy i BBS, drugi, że Goebbelsa, a ja po prostu szukałem jakiegoś dobrego podtytułu dla podkreślenia bitwy pod Mokrą. I jednak nadal to traktuję jako metaforę. Nie jest to też krzywdzące, gdyż braki w sprzęcie w porównaniu do Niemców były ogromne, czemu nikt nie zaprzeczy. Nie zmienia to jednak faktu, że polska kawaleria i ułani byli chlubą sił zbrojnych, a oddziały generała Abrahama były bardzo groźnymi przeciwnikami dla Niemców.

PS. A prawdziwymi zwycięzcami byli Sowieci, ponieważ w przeciwieństwie do Niemców uszło im to na sucho.

Heh, następnym razem zrezygnuje z patetycznych metafor bo nie zdają egzaminu =).

Link do komentarza
orgu, ufam, że nie odczytujesz tego typu cytatu dosłownie.

Oczywiście, tak sobie tylko skrobnąłem komentarz z tym, co mi się skojarzyło... Ja się słabo na tym znam, więc tylko zacytuję i może temat się wyczerpie:

Najbardziej spektakularna, a zarazem zbliżona do legendy o ataku konnicy na czołgi była szarża z 1 września, przeprowadzona pod Krojantami. 18. Pułk Ułanów Pomorskich dowodzony przez płk. Kazimierza Mastalerza miał zaatakować Niemców, by umożliwić wycofanie się polskiej piechocie. Wykonując manewr na tyły 2. Dywizji Piechoty Zmotoryzowanej Wehrmachtu, Polacy zaskoczyli 800-osobowy oddział niemiecki. Niemcy ponieśli druzgocącą klęskę wiążącą się z ogromnymi stratami, a po stronie polskiej zginął m.in. płk Mastalerz. Z odsieczą niemieckiej piechocie ruszyły jednak ukryte w lesie transportery opancerzone. Na polskich ułanów spadł huraganowy ogień. Ta wojenna potyczka nabrała rozgłosu; wspominał o niej później w swojej książce sam Heinz Guderian. Niemcy wykorzystali ją też w swoich celach propagandowych, posługując się kłamstwem - jednym z ulubionych narzędzi Józefa Goebbelsa.

Szarża odniosła także pewien efekt psychologiczny, o którym wspomina H. Guderian w swoich wspomnieniach: Zastałem ludzi z mego sztabu w hełmach bojowych, w trakcie ustawiania działka przeciwpancernego na stanowisku bojowym. Na moje pytanie, co ich do tego skłoniło, otrzymałem odpowiedź, że każdej chwili pojawić się może polska kawaleria, która rozpoczęła natarcie.

Po zakończeniu kampanii polskiej propaganda hitlerowska - na podstawie tej bitwy - stworzyła zafałszowany mit bezsensownego szarżowania polskich ułanów na czołgi, który był także powielany w okresie PRL-u (m.in. Lotna w reż. Andrzeja Wajdy).

Link do komentarza

Chwała zwyciężonym! Nasi żołnierze mimo znaczącej przewagi przeciwnika, ale z ogromną wolą walki zdołali stawić opór. Kto wie jak potoczyłaby się wojna gdyby siły był wyrównane lub otrzymalibyśmy pomoc z Zachodu.

Link do komentarza

To tylko takie gdybanie, które miało podkreślić naszą wolę walki, której niejedna armia mogłaby pozazdrościć. ;]

Błagam...

Błagasz o co? Ja tych ludzi darzę szacunkiem, bo wyjść walczyć z silniejszym przeciwnikiem to trzeba mieć 'jaja'. A jak pewnie z dalszych losów wojny wiesz, niektórym tej odwagi zabrakło.

Link do komentarza

Nie o to chodzi - to hasło jest bzdurą, wymyśloną "ku pokrzepieniu serc" (Orzeszkowa) i niczym więcej, a wykorzystywany był do "wychowania patriotycznego", w którym zamiast uczyć jak nie powtarzać błędów swoich poprzedników, kazano je hołubić i stawiano za wzór...

To plaga naszej celebry - kochamy własne porażki, nie doceniamy sukcesów, dowodem czego wielka feta na rocznicę Powstania Warszawskiego (czyli najgłupszego powstania w naszej historii), a zadyma na rocznicy "Solidarności".

Głupim narodem jesteśmy, a to hasło tylko to potwierdza w moim przekonaniu.

Dla jasności - samo hasło działa na mnie jak płachta na byka; Ty, Twoje poglądy i przekonania mi nijak nie wadzą i nie gorszą (nawet ich przecież nie znam) i nie do nich piję w tym komentarzu.

Link do komentarza

Ja tylko po prostu doceniam odwagę tych ludzi, bo wiem jak trudną musieli podjąć wtedy decyzję.

Teraz jak wytłumaczyłeś, wiem o co Tobie konkretnie chodzi. Wcześniejszy komentarz nie dawał mi tej możliwości. ;)

Link do komentarza
Wolę się upewnić - uważasz walkę obronną Polski z 1939 za błąd?

Absolutnie nie! Również szanuję tych ludzi, którzy walczyli, ginęli, byli mężni. Po prostu uważam dzisiejszą gloryfikację porażek (która ma historię znacznie dłuższą, jak widać na przykładzie Orzeszkowej choćby) za głupią i szkodliwą - bo mitologizowanie przeszłości (zwłaszcza złej) niczego dobrego przynieść nie może.

Czym innym też jest walka z bezpośrednim zagrożeniem (jak we Wrześniu), a czym innym walka spowodowana durną decyzją nadętych dowódców, którzy wbrew logice i z braku poszanowania dla ludzkiego życia chcieli się dostać na karty historii (jak w Warszawie w 44).

I nie odnosi się to do Twojego tekstu, fajnego zresztą, ani Diacona, tylko "wyznawców" kultu porażki.

Link do komentarza

W sumie, według różnych przesłanek, powstanie warszawskie zostało może nie tyle wywołane, co przyspieszone przez Sojuz za pośrednictwem Radia "Moskwa"... ale tak tylko słyszałem, ile w tym prawdy, nie wiem...

EDIT: Czy już zaprzedaniem duszy nazizmowi jest przyjemność, czerpana z oglądania niemieckich kronik filmowych? Może nie tych z czasów wojny, zwłaszcza z kampanii wrześniowej, jednak "Schleswig" ostrzeliwujący wybrzeże jest dla mnie... fascynujący.

Link do komentarza
EDIT: Czy już zaprzedaniem duszy nazizmowi jest przyjemność, czerpana z oglądania niemieckich kronik filmowych? Może nie tych z czasów wojny, zwłaszcza z kampanii wrześniowej, jednak "Schleswig" ostrzeliwujący wybrzeże jest dla mnie... fascynujący.

Moim zdaniem nie, ale afiszujesz się na własną odpowiedzialność :diabelek:.

Link do komentarza
XMirarzX, nie uważam by było w tym coś wyjątkowo złego. Nie oszukujmy się - okres II Wojny Światowej był czasem okrutnym, ale jednocześnie historia napisała nam naprawdę interesujący scenariusz, który potrafi zafascynować.
Link do komentarza
Czym innym też jest walka z bezpośrednim zagrożeniem (jak we Wrześniu), a czym innym walka spowodowana durną decyzją nadętych dowódców, którzy wbrew logice i z braku poszanowania dla ludzkiego życia chcieli się dostać na karty historii (jak w Warszawie w 44).

Powstanie Warszawskie było ostatnią próbą konfrontacji politycznej i wpłynięcia choćby częściowego na powojenny rząd a nie "walką spowodowana durną decyzją nadętych dowódców, którzy wbrew logice i z braku poszanowania dla ludzkiego życia chcieli się dostać na karty historii" jak żeś to Ty i PRL sobie wymyślili. Stalin zgarnął całą "pulę nagród" za wojnę o czym Alianci mogli się właśnie przy okazji powstania dowiedzieć w bardzo bezpośredni sposób. To, że średnio ich losy Polski obchodziły to już inna sprawa (jedynie Churchill wyrażał jako takie zainteresowanie naszą sprawą i w konsekwencji powojennym podziałem Europy).

Daleko mi do gloryfikowania porażek i coś chyba jest w Polakach dziwnego, co sprawia, że udane Powstanie Wielkopolskie nie cieszy się taką popularnością i mniej jest eksponowane tak w szkolnictwie jak i przy rocznicach niźli pozostałe zrywy.

Nie znaczy to jednak, że będę powtarzał za Stalinem, potem propagandą PRLu a ostatnio za środowiskami lewicowymi takich rzeczy jak Ty powyżej. Żadna skrajność nie jest bowiem dobra.

Powstanie Warszawskie było próbą przeniesienia londyńskiego rządu na linie frontu i przedwojenny ośrodek władzy. Była to ostatnia szansa by mieć jakikolwiek atut jakiegokolwiek kalibru by on nie był. Stalin zaś zrealizował swoje zamierzenie, pokazał wszystkim figę, pozwolił by powstanie wraz z miastem wypaliło się pod nosem armii czerwonej. Komunistyczny rząd mógł wtedy zgarnąć całe poparcie także po stronie Aliantów, przez to właśnie, że operował z ziem polskich a nie z uchodźstwa i będąc jedynym uznawanym przez Stalina.

Była to gra o wszystko którą przegraliśmy. Ale w życiu nie wczytasz sobie sejwa aby skorygować własne poczynania. Decyzja została podjęta bez żadnej rzeczywistej wiedzy co przyniesie. Z dzisiejszego punktu widzenia, zapewne lepiej byłoby aby powstanie jednak nie wybuchło. Tyle, że Stalin i tak zrobiłby to samo z warszawskim AK co zrobili hitlerowcy. Ale to wszystko jest tylko gdybanie. Nikt nie wie co przyniesie jutro. Łatwo jest sobie polemizować z historią.

Link do komentarza
jak żeś to Ty i PRL sobie wymyślili

Khem, nie konsultowałem się z PRLem, mój Drogi, a zdaniem kilku historyków (choćby Stomma, Nałęcz). Ba, nawet Jerzy Poprawa z CDA, bądź co bądź maniak drugowojenny, ma w tej kwestii taki pogląd.

jedynie Churchill wyrażał jako takie zainteresowanie naszą sprawą i w konsekwencji powojennym podziałem Europy

Odwróć proporcje: interesował się powojennym podziałem Europy, ergo - Polska byłaby mu potrzebna jako bufor przed Rosjanami. Nie bądźmy sentymentalni, że ktokolwiek się nami przejmował, bo o to w wielkiej polityce nie chodzi. Trzeba czasami wyjść poza swoją perspektywę i spojrzeć szerzej.

Łatwo jest sobie polemizować z historią.

Nie wiem czy łatwo, ale wiem że od tego jest historia, by ją oceniać i wyciągać z niej wnioski. "Historia oceni" nie wzięło się z PRLowskiej propagandy... Poza tym - czczenie Powstania Warszawskiego wypacza jego wynik, sprawia że ludzie tworzą sobie mity, a to nigdy nie jest korzystne.

Link do komentarza

1) Mieć pogląd nie znaczy mieć rację. Ostatnie lata powinny już każdemu ukazać jak łatwo można kształtować obraz historii na nowo tylko po to by ukazać urojoną "wyższość moralną" i światopoglądową określonej myśli politycznej i pseudo "racji stanu". Dzieje się to na obu biegunach z równą sobie intensywnością. Prezentowanie poglądu, w myśl którego grupa ludzi była "nadęta" i skłonna podjąć "durną decyzję" po to aby "wbrew logice i z braku poszanowania dla ludzkiego życia" zapisać się "na kartach historii" to bezpodstawne i pozbawione poparcia w faktach historycznych twierdzenie. Postawione z punktu widzenia dającego luksus poznania wszystkich skutków podjętej decyzji, nijak ma się do realnej rzeczywistości. Nie wiem na ile świadomie, na ile nie, ale tymi słowy powtarzasz właśnie dokładnie to, co PRL przez tyle lat usiłowało ludziom wmówić. Prawdę pisaną przez człowieka który pozwolił Warszawie jak i powstaniu "wypalić się".

Jeśli chodzi o historyków i ich punkt widzenia, jest to sytuacja bardzo podobna do oceny poczynań gen. Jaruzelskiego. Zazwyczaj obie kwestie mają tych samych stronników po określonych stronach.

2) Owszem interesował się bardziej geopolityką i powojenną rzeczywistością. Inne narody mają bowiem tę korzystną cechę, która pozwala postawić swe własne interesy ponad wartości, co po bardzo krótkim kacu moralnym (który jeden kieliszek w zupełności zmyje) daje wiele dalekosiężnych korzyści i zmniejsza diametralnie ilość literatury martyrologicznej w bibliotece narodowej. Nie ma wątpliwości jakie cele widział w pierwszej kolejności. Jednakże poznawszy dokładnie wojenny okres "biografii" Churchilla, jego działania i myśli wyjęte z pamiętników, można powiedzieć, że jako jedyny oprócz Stalina (nieprzerwanie od lat dwudziestych) miał do Polski stosunek osobisty. Nie przeszkodziło mu no naturalnie w postawieniu spraw własnego narodu ponad niepodległością Polski, kiedy ta była już sprawą umarłą. Co jest naturalne i nikt nie powinien mu tego mieć za złe.

3) Zgadzam się z tym, że z historii trzeba wyciągać wnioski. Niemniej sam nie wiedząc co przyniesie jutro nie postawię się w pozycji autorytetu oceniającego efekty decyzji podjętych dzisiaj. Tak też było w 1944. Była to gra o wysoką stawkę o tragicznych konsekwencjach. Moglibyśmy sobie co najwyżej pogdybać o tym co i jak inaczej mogło by się potoczyć. Stało się i trudno. Tak jak w życiu trzeba iść dalej. To, że ktoś teraz przypisuje takie a nie inne motywy to nie historia tylko zwykła publicystyka. Dlatego nie zgodzę się z takimi przypuszczeniami jakie zaprezentowałeś w przytoczonym wcześniej zdaniu. Bo nijak mają się one do rzeczywistości historycznej za to wpasowują się w tą powojenną i obecną - światopoglądową.

Link do komentarza
Inne narody mają bowiem tę korzystną cechę, która pozwala postawić swe własne interesy ponad wartości

A nasz nie? :diabelek:

Poza tym - facet, rozwlekłość pisania nie zawsze świadczy o jego jakości...

Bo nijak mają się one do rzeczywistości historycznej za to wpasowują się w tą powojenną i obecną - światopoglądową.

Np. to o tworzeniu mitów i stereotypów? Bo mi bardziej o to chodzi, że klęski traktuje się dziś jak zwycięstwa i na odwrót. My, Polacy, nie umiemy często trzeźwo spojrzeć na "realną rzeczywistość" (że wykorzystam tego małego potworka, którego stworzyłeś ;-)) i mitologizujemy, brązowimy, walczymy o "prawdę" i "wyższość moralną". Zejdźmy na ziemię, bez tego zamkniemy się w klatce samouwielbienia i śmieszności.

jako jedyny oprócz Stalina (nieprzerwanie od lat dwudziestych) miał do Polski stosunek osobisty

Ciekawe, ale z jakiego powodu?

Aha, no i dla ilustracji, że niby powtarzam PRL:

http://archiwum.polityka.pl/art/wole-zycie,425215.html

Link do komentarza

kujawa, dziękuje bardzo.

Quetzie i plusqu, dlaczego pod wpisem o Powstaniu Warszawskim (zresztą również promowanym) nie zechcieliście dyskutować =)? Ale nie przeszkadzajcie sobie.

Link do komentarza

Rozwlekłość niezamierzona wynikła sama z siebie. Ważna jest treść ale skoro wolisz krócej - proszę:

1) Nasz też ale lubimy bawić się nie tylko ostatnio w mesjasza narodów kosztem nas samych.

2) Jak najbardziej się zgadzam. Problem w tym, że akurat nie z formą i treścią cytowanej wypowiedzi. Co innego idealizować siebie a co innego opluwać bezpodstawnie innych.

3) Powody zna chyba tylko sam Churchill ale szukać ich można zapewne w pierwszych latach wojny.

4) Tym linkiem potwierdziłeś wszystko co twierdziłem. Polityka i część jej dziennikarzy, jak choćby Jacek Żakowski, mają poglądy lewicowe. W swoich publikacjach prezentują więc takowe. Ostatnimi zaś czasy polska lewica tak krytykuje powstanie jak i gloryfikuje Jaruzelskiego. Druga strona politycznej sceny robi dokładnie na odwrót. Ty zaś powtarzasz skrajny punkt widzenia jednej strony który jest tak samo nieprawdziwy jak ten drugi - bezkrytycznie gloryfikujący.

...AAA...

Przepraszam za mały offtopic ale nie lubię tak skrajności jak i przeinaczeń, dlatego musiałem skomentować tamto jedno nieszczęsne zdanie.

Z mojej strony to już zresztą koniec. I tak nie będę miał przez następny tydzień okazji do wypowiedzi a co najważniejsze już zostąło powiedziane.

Dzięki.

Nie ma sprawy. Czujcie się jak u siebie - A.

Link do komentarza

Co złego jest w posiadaniu lewicowych poglądów? W pewnych sprawach sam się zgadzam z lewicą. Nie wszystkich, jednak...

Zarówno Powstanie, jak i postawa generała J. zasługuje pod pewnymi względami na krytykę (zwłaszcza Wojtek), i od tego zacznijmy. Moim zdaniem, z perspektywy czasu, powstanie przyniosło więcej szkód niz pożytku, jednak - widocznie - miało jakiś cel, którego nie rozumiemy bądź nie możemy (nie chcemy?...) zrozumieć...

Gen. Jaruzelski - moim, acz nie tylko, zdaniem - zrobił to, czego wymagała wtedy sytaucja w kraju. Gdyby nie zarządził stanu wojennego, prawdopodobnie weszłaby Armia Czerwona (tak to sie jeszcze wtedy nazywało?) + wojska Układu Warszawskiego. A tego nikt nie chciał - powtórki z Czechosłowacji i Węgier... Niemniej gdyby poszedł na drobne ustępstwa, może byłoby inaczej. Nie staram sie go usprawiedliwiać - czasu nie cofniesz, historii nie zmienisz - wnoszę jednak o odrobine zrozumienia; wszystko można wytłumaczyć, nawet stan wojenny... Adolf napadł na Polskę, bo chciał (między innymi) połączenia Rzeszy z Prusami Książęcymi na lądzie, a Jaruzel wprowadził stan wojenny, żeby Ruscy nie weszli (no i żeby socjalizm nie upadł; rewolucja w jednym kraju mogła sie przenieśc na cały blok wschodni...).

Rzecz jasna, nie musisz sie zgadzać, i nie wymagam, ale byłoby dobrze ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...