CDA Quest! (09/2010) - part one
Krople deszczu rytmicznie uderzały o poły mojego namiotu. Maleńkie jak ziarenka piasku, hałaśliwe jak stado rozjuszonych bomb, wpadających raz po raz na siebie, uniemożliwiając mi jakikolwiek sen. Tego przecież chciałem. Nie po to rzucałem na nie czar pogłaśniający, by wpaść w objęcia Morfeusza. Nie stać mnie było na to, nie teraz. Nie, gdy zostało przede mną ostatnie zadanie. Zadanie z rodzaju tych, które mało kto kończy, zaś gdy wraca z niego zwycięsko, to po paru latach wpada w obłęd. Mi to tam nie szkodzi. Już jestem uważany za dziwaka. Niestety, nie jestem dziwakiem z którego ludzie się śmieją. Jestem z tych, którzy wzbudzają grozę. Może to przez moje rękawice imitujące smocze pazury, może przez delikatną aurę która mnie otacza, może przez oryginalny wygląd mojego nagamaki, a może to po prostu moja postura. Jednak jak to bywa z ludźmi, chcą się pozbyć tego czego się boją. Miałem już na karku kilku płatnych zabójców. Bardzo dobrze opłacanych. Wiem, bo zabierałem sakiewki wypełnione złotem. Im na nic się by już nie przydały. Co prawda, nie zawsze wychodziłem cało z przeróżnych zasadzek, czego dowodem są różnorakie blizny na moim ciele, jednak to zawsze ja zadawałem ostateczny cios. Jako, że te wieśniaki (ba, żeby tylko oni) ciągle się mnie pozbyły, nasyłają na mnie kolejnych zabójców, coraz lepszych trzeba powiedzieć. Może kiedyś przyjdzie mi się zmierzyć z wiedźminem? Chociaż z tego co słyszałem, zabijają oni tylko potwory. A ja do nich się nie zaliczam. Jeszcze...
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.