Skocz do zawartości

Blogowe aTezy

  • wpisy
    318
  • komentarzy
    3426
  • wyświetleń
    544840

Bezprzykładne bohaterstwo równa się szaleństwu


...AAA...

2339 wyświetleń

Nie będzie to typowy wpis o historii. Jeżeli chcecie danych to odwiedźcie ciocię Wiki lub wujka Google. Będzie to wpis o Powstaniu Warszawskim widzianym oczami zwykłych obywateli - tych, którzy z szansą straceńca postanowili ruszyć do boju o wolność. Nie (tylko) dlatego, że przyszedł jakiś rozkaz z góry. AK nie było zbudowane jak Armia Czerwona, gdzie za każdą dywizją podążał oddział NKWD polujący na dezerterów. Każdy Warszawiak miał wybór. 1 sierpnia 1944 zadecydowali zetrzeć ze swoim ciemiężycielem z podniesioną głową. Oto kolekcja najciekawszych fragmentów wspomnień powstańców jakie udało mi się wyszperać w literaturze i internecie.

powstancy.jpg

1 sierpnia

Pierwszego dowiedziałem się o tym, że mam się stawić o godzinie 2 w punkcie, w którym zbierał się pluton do którego należałem. Pamiętam, że kiedy szedłem przez Warszawę, bo ten punkt był w zupełnie innej części miasta, a nie chciałem mieć jakiejś zwłoki więc wyszedłem odpowiednio wcześnie, nastrój na ulicy był kompletnie niepowtarzalny. Unosiło się coś w powietrzu. Drugi raz w życiu, kiedy wyczułem w powietrzu tą samą atmosferę miał miejsce wtedy kiedy po raz pierwszy polski papież przyjechał do Polski w okresie głębokiej władzy PRL. To był ten sam nastrój oczekiwania. Świadomość tego, że stanie się coś wielkiego.

Tadeusz de Virion

2 sierpnia (w rozmowie z Hitlerem)

Mein Fuhrer! Sytuacja jest nieciekawa. Z punktu widzenia historycznego jest jednak błogosławieństwem, że ci Polacy to robią. W ciągu pięciu-sześciu tygodni pokonamy ich. Ale wtedy Warszawa ? stolica, głowa, inteligencja tego niegdyś szesnasto-, siedemnastomilionowego narodu Polaków, będzie starta. Tego narodu, który od siedmiuset lat blokuje nam Wschód i od pierwszej bitwy pod Tannenbergiem (Grunwaldem) ciągle nam staje na drodze. Wtedy polski problem dla naszych dzieci i dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas ? nie będzie dłużej żadnym wielkim problemem historycznym.

Heinrich Himmler

3 sierpnia

Żałuje do dziś, że nie udało się kupić tych czterech Szmajserów - to była dosyć pokaźna siła ognia, aczkolwiek moja kompania delegowana do ochrony sztabu komendy obszaru warszawskiego była dobrze uzbrojona, jak na warunki powstańcze. Mój pluton dysponował dwoma RKM, sześcioma pistoletami maszynowymi, piętnastoma karabinami. Nie mieliśmy tylko granatów. Ale te cztery Szmajsery by nam się bardzo, bardzo przydały.

Jan Gołębiowski

himmler.jpg

Heinrich Himmler - szef SS, jeden z głównych katów Warszawy

6-26 sierpnia (walki przy cmentarzu ewangelickim na Woli)

Pamiętam zresztą jak kiedyś był poważny ostrzał artyleryjski i Ci którzy mogli chronili się do grobów. Tam gdzie udawało się otworzyć kapliczki grobowe, schodzili po schodkach i między trumnami czuli się najzupełniej bezpiecznie, bo tam nie docierały pociski. A o ile chodzi o czołgi. Czołgi nie tylko jeździły gdzieś daleko, ale przejeżdżały koło muru cmentarnego i wtedy miałem ochotę użyć określenia "jak zabawa". Rzucało się wtedy w czołgi butelkami z benzyną, które miały rozpalić ogień i w ten sposób doprowadzić do ich zniszczenia.

Tadeusz de Virion

10 sierpnia

W początkowym okresie przechodziło się po zmierzchu, przebiegając po kilka osób z bramy osłoniętej workami z piaskiem z jednej strony, do bramy budynku po stronie przeciwnej. Z biegiem czasu, mimo usilnych ataków niemieckich ułożono barykadę z płyt chodnikowych, a następnie wykop. Pozwoliło to na przechodzenie również w dzień. (...) W czasie jednego z takich transportów przechodziliśmy piwnicą domu na ul. Siennej na który spadła bomba lotnicza. Pierwsze zapamiętane wrażenie to nieuniknione zarwanie stropu, a następnie trudna do wyobrażenia ilość duszącego pyłu. Dlatego też zawsze należało mieć chustkę przeznaczoną do zakrycia ust i nosa. Takie samo odczucie pozostało w mej pamięci jeszcze dwukrotnie, kiedy znalazłem się w piwnicach domów na które spadły bomby. Stropy piwnic na szczęście wytrzymały, a znajdujący się w nich ludzie ocaleli, wychodząc przez wykute otwory do sąsiednich posesji.

Andrzej Zarembowicz

16 sierpnia (niemiecka propaganda obwieszczała, że powstanie zostało stłumione)

Załamać się psychicznie naprawdę już nie było trudno. Szczególnie, kiedy widziało się ofiary, a nie widziało się konkretnej pomocy dla walczącej Warszawy. Tego dnia jednak wszystko przyjmowaliśmy jakoś lżej, z większym optymizmem. Po alianckich zrzutkach niczego więcej ponad to, co dostaliśmy, nikt się nie spodziewał, bo, jak donosiło radio brytyjskie, ?Lot do Warszawy ? to lot po śmierć?. Myślami byliśmy raczej za Wisłą, znowu pełni oczekiwania.

Bronisław Troński

virion.jpg

Tadeusz de Virion - prawnik i ambasador RP na uchodźstwie, uczestnik powstania

20 sierpnia

W ogóle trzeba było się utrzymać tym co się miało w zapasach więc dzielili się ludzie jeden z drugim. Najbardziej może małe dzieci niedostatki odczuwały. Ja właściwie nie miałam nawet czasu nad tym się zastanawiać dlatego, że musiałam być do dyspozycji, opatrywać rannych, przynosić meldunki. Nocami dużo rzeczy się robiło, nie było nawet czasu na normalny odpoczynek. Zresztą gdzie? Życie odbywało się raczej w piwnicach. Stale były obstrzały Niemców. Światła już nie mieliśmy przez cały okres okupacji powstaniowej. W ogóle elektrownia nie pracowała także gotowało się na takich dwóch cegłach wodę. Woda jeszcze wtedy była.

Janina Gabler

1 września

Stare Miasto broni się ostatkiem sił. Ale i ludzi coraz mniej. I jeść nie ma co. Powstańcy też nie mają. A tu idzie atak. Z różnych stron. Huki. Walenia. Przebijania ostatnich piwnic. Słońce się podwyższało na niebie. Upał narastał. I te kręcenia się. I cywilów, i powstańców. Bezradność. Nie wiem, kiedy zaczęli mówić, że Niemcy wchodzą już na Freta. I że kapitulacja Starówki.

Miron Białoszewski

13 września (pierwszy sowiecki zrzut zaopatrzenia)

Pseudo pomoc dostawaliśmy ze Związku Radzieckiego. Nad Warszawą latały tak zwane kukurużniki i z tych kukurużników zrzucano w workach amunicję i karabiny i jakieś suchary. To wszystko jak spadało na ziemię to się rozbijało na marmoladę i ani do spożycia ani do walki nie było można tego użyć.

Jacek Cydzik

14 września

Niemcy, wiedząc o obecności Powstańców, przeszukiwali systematycznie wszystkie domy w naszej części Bielan. Rewidowali także ?naszą? willę. Siedzieliśmy w schowku na jej strychu, do którego wejście było zastawione skrzynią z piaskiem, a podłoga strychu była wysypana warstwą piasku, którą po przejściu nas do schowka, łączniczki wyrównały i porozrzucały trochę drobnych śmieci, żeby stworzyć wrażenie, że nikt tu od dawna nie chodził. (...) Po tym cudownym ocaleniu doszliśmy do wniosku, że w nocy wyruszamy do Puszczy. Dalsze pozostawanie na Bielanach, w dodatku bez rozkazu, nie miało żadnego sensu, a na ponowny cud woleliśmy nie liczyć.

Maciej Bernhardt

18 września - 2 października (amerykańskie zrzuty zaopatrzenia)

W południe na dużej wysokości ukazała się flotylla amerykańskich liberatorów dokonując zrzutów spadochronowych. Większość zasobników spadła na tereny zajęte przez Niemców, ale przyniosło to otuchę i nowe nadzieje. Nadeszła jednak noc z 1 na 2-go Października. W pokoju na piętrze śpimy z kolegą. Jest nas dwóch. Budzimy się w nocy , zalega cisza, która wyrwała nas ze snu. Pierwsza cicha noc po 63 dniach. Po ustaniu walk zdolni do chodzenia wylegli na ulicę z dziwnym uczuciem, możności swobodnego poruszania się. Na ulicy Kruczej w okolicach Hożej powstał natychmiast bazar. Największą siłę nabywczą jak zwykle i wszędzie w takich okolicznościach posiadał alkohol i papierosy. Te dwa artykuły, na wszelki wypadek, należy mieć zawsze w zapasie zwłaszcza jeśli się nie pije i nie pali.

Andrzej Zarembowicz

1 października

Pierwszego Października ostatnia zbiórka na terenie przy ulicy Wilczej 41. Najsmutniejszy dzień. Odczytane zostają ostatnie rozkazy i pożegnalne przemówienia. Na podwórku, groby poległych kolegów z krzyżami i tabliczkami. Nasza drużyna zebrała się jeszcze w sali na piętrze. Otrzymujemy na pamiątkę pełnionej służby znaczki Poczty Polowej AK. Smutek, łzy w oczach i żal za odchodzącymi dniami, pełnymi wzruszeń nadziei i ufności do końca, że nadejdzie pomoc i oswobodzenie. Na koniec zaśpiewaliśmy ?Jeszcze Polska nie Zginęła?.

Andrzej Zarembowicz

powstancy.jpg

Każdego kto ocenia powstańców proszę o jedno - pomyślcie o tym, że prosto się ocenia, nigdy nie będąc w sytuacji nawet podobnie tragicznej co mieszkańcy okupowanej Polski. To tak jakby uczeń oceniał nauczyciela, szeregowy generała a magister profesora. Mój ostatni, ulubiony powstańczy cytat:

Trzeba było przeżyć 5 lat okupacji w Warszawie w cieniu Pawiaka, trzeba było słyszeć codziennie odgłosy salw, tak, że przestawało się je słyszeć, trzeba było asystować na rogu ulicy przy egzekucji dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu przyjaciół, braci lub nieznajomych z ustami zaklejonymi gipsem i oczami wyrażającymi rozpacz lub dumę. Trzeba było to wszystko przeżyć, aby zrozumieć, że Warszawa nie mogła się nie bić.

Kazimierz Iranek-Osmecki

[media=]

Warsaw, city at war

Voices from underground whispers of freedom

1944 help that never came calling

Warsaw city at war

Voices from underground whispers of freedom

Rise up and hear the call history calling to you

Warszawo walcz!

12 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Była sobie firma. Szefem całości był Niemiec. Szefem oddziału w Polsce był mój tata. Więc ten szef całości jak potem opowiadał mojemu tacie - brał udział w Powstaniu Warszawskim. Z pod Monachium go wysłali; miał 17 lat.

Link do komentarza

Class bunt oczywiście nie udany dostał w tyłek 1 raz od wojska niemieckiego i 2 raz od Rosjan najechali dla naszego dobra by nas "wyzwolić". :laugh:

p.s:Ciekawostka rosyjska :laugh: > kiedy nasze mięso armatnie walczyło to żaden czołg rosyjski nie ruszył by pomóc buntownikom mimo ze byli blisko warszawki . :nuke:

Ciekawostka chyba powszechnie znana =), zresztą podobnie jak zrzuty broni radzieckiej bez spadochronów - A

Link do komentarza

Miałem różne zdania dawniej, ale powiedzmy, że wydoroślałem, może spojrzałem na to z innej perspektywy. Ci ludzie żyli, traktowani jak robactwo, które się zarzynało, nie zabijało jak ludzi, ale kolejno zarzynało. Każdy może teraz sobie mówić w swoim cieplutkim domku jak to powstańcy byli głupi. Nie będę zgrywał bohatera, nie wiem, czy złapałbym za broń. Ale wiem, że ci ludzie mieli cel, i ducha walki. Bardzo mi przykro, że powstanie nie odniosło skutku. Może nie byłoby czegoś takiego jak PRL? To tylko gdybanie, jak myślenie, jak wyglądałby świat, gdyby Hitler zmarł jako dziecko jak jeszcze niemało osób w tamtych czasach.

Ale ta niezależność, ostateczna wolność zagrzewała Warszawiaków do walki. Nie dziwię się im, podziwiam ich za odwagę. Może być mi żal, że nasza stolica nie jest tak piękna jak mogłaby być, kraj tak rozwinięty, jak wyglądałby z wygranym lub nigdy nieodbytym powstaniem. Ale kim jestem, by ich osądzać. Ten komentarz, to tylko wariacje na temat tego, co powiedziałeś, ale i tak w moim odczuciu warto było to napisać, bo twoje słowa to po prostu mądre słowa. Ot co.

Link do komentarza
Czołg hurkocze przez wąskie uliczki.

?Może z dziesięć na godzinę? - ocenia Nowy powolny pasaż. Jak w fotoplastikonie ogląda przez czołgowy wizjer piękne miasteczko. Tak musieli czuć się zwycięzcy wkraczający do zdobytego miasta. ?Moje!? - chciałby zawołać Nowy na mijane ozdobne attyki, płaskorzeźby, przydymione złocenia ocalałej staromiejskiej uliczki. W gardle cały czas czuje spazm radości.

?Tak już kiedyś było...? - przypomina sobie mozolnie. Rżnął wtedy dziewięćdziesiątką przez Marszałkowską. Gdzieś coraz dalej w tyle jąkały się strzały pogoni. Zrobiony. Pierwszy z serii wielkich wyroków podziemia na gestapowskim dostojniku zrobiony.

- Złazić! - krzyczy teraz otwierając czołgową klapę. Pancerz machiny jest dosłownie oblepiony ludźmi. Siedzą trzymając się wzajem, podkurczają nogi, by umknąć ruchliwej gąsienicy, klęczą, stoją trzymając się wieżyczki. Ostatni zamknął Nowemu widoczność wspinając się na palce, by poprzez głowy siedzących zatknąć na wieżyczce wyfasowaną już skądś biało- czerwoną flagę. Nowy zostaje z otwartymi ustami - chce krzyczeć: ?złazić?, czy może krzyczy - ale nie słychać nic poza ogromną wrzawą ludzi. Na widok czołgisty szaleństwo przybiera na sile. Gdzieś śpiewają Warszawiankę. Oszołomiony Nowy nie wie, kiedy jego otwarte do gromkich przekleństw usta wydają ten sam pochwalny krzyk. Krzyczą wszyscy. Wszystko krzyczy. Okna, balkony ocalałych kamienic oblepione ludźmi. Krzyczą dachy, na których mieszają niebo dłonie wiwatujących. Fanatyk umocował flagę. Nowy, schowany już do pół ciała w wieżyczce, widzi jeszcze fragment jakiejś walki. Wynędzniała, zniszczona kobieta z dzieckiem na ręku szarpie za ramię idącego obok pancerza młodego żołnierza. Nowy już opuszcza nogę na żelazną podłogę maszyny, gdy kobieta wywalczyła wreszcie miejsce dla swej dłoni. Teraz puszcza dzieciaka i- przypada policzkiem do żelastwa. Nowy trzyma drążek dźwigni biegów w ręku, pochyla głowę i nie zmieniając uchwytu obciera rękawem twarz i oczy: upał jest nieznośny. Czołg rusza dalej. Nawet tu, we wnętrzu nie słychać prawie pracy motoru, tak hałasuje triumfujący tłum. ?Jakbyś amfibią jechał po wzburzonym morzu...? :

- Antek, żebyś ty dożył...:: Zamiast opla... Zamiast opla... - mamrocze Nowy. Skręca w ulicę Kilińskiego. Już jest przy Podwalu.

Kto przeżył, pamięta: jakby otwarło się niebo i ziemia równocześnie. Z góry grad złachmanionych ludzkich strzępów, ciał, tynku, osypująca się szczytowa ściana domu. Z dołu, spod ziemi chyba, wypada podarty żelazny kadłub czołgu, pali się wywrócony do góry dnem. Na balkonach, na oknach zatrzymane w locie ludzkie ręce, jakaś wbita we wnękę muru głowa, jak rozklapana przez niedbałego artystę płaskorzeźba, źle uformowana w czerwonej glinie.

Sekunda martwej wymowy rzeczy po wybuchu - stuk walących o ziemię kawałów pancerza, rumor obsypujących się murów i zaraz potem przebijający się przez rzedniejący tuman kurzu, przypiekany smrodem siarki ryk ocalonych.

Nagi człowiek bez prawej Teki idzie opierając się lewą o mur. To żołnierz. Na wklęsłym, zakrwawionym brzuchu ma pas, ciężkie saperki ciągnie na nogach obdartych wybuchem z sukna. Pada. Tratują go ślizgający się we krwi uciekający. Jakaś prawie naga kobieta woła rozpaczliwie dziecięce, zdrobniałe imię, jakby chciała przypasować do niego krótką dziecinną rączkę niesioną przed sobą. Płonie jedna strona ulicy.

Ile minie czasu, nim na miejsce przybrną na czerwonych od krwi nogach lekarze i sanitariuszki? Pewnie trzy, cztery minuty, na pewno ze sto śmierci ciężej rannych, by zmierzyć to czasem powstania. Na asfalcie, nie na sterylizowanych prześcieradłach, robi się opatrunki. Tu, gdy lekarz jak rzeźnik skraca wiszącą na strzępach dłoń, nóż zazgrzyta po bruku.

- Nie znosić mi tu trupów! - ryczy nie odwracając się jakiś lekarz zakładający klamry.

- Musieli zostawić w czołgu zegarówkę, co? - indaguje sanitariusz kolegę.

- Podpuścili nas szkopy jak ciapciaków. Wyfaszerowany musiał być plastykiem... Trzymaj dziada, do cholery!

- Nie - broni się przed sanitariuszem ktoś w podartej, wiszącej na jednym rękawie koszuli i spodniach okrwawionych, jakby upadł w czerwone błoto. - To nie moja krew... - mruczy i naraz chichocze nieprzytomnie. Przekraczając leżących w bramie, potrącając pochylonego nad rannym lekarza, skręca na zrujnowaną klatkę schodową: tu mieszkał, wyszedł popatrzeć...

Za chwilę zbiega - już zbiega! - ze schodów. W wyciągniętej ręce niesie męski trzewik, rzuca go między rannych i ze skowytem ucieka.

- Oszalał - definiuje spokojnie lekarz i nogą odsuwa but - jakiś ciężki. Patrzy kątem oka znad zaszywanej rany i widzi: but okrywa ludzką stopę...

- Pewnie znalazł w mieszkaniu na stole- żartuje odporny sanitariusz.

Ciała ludzkie wiszą na balkonach jak wyrzucone do wietrzenia w dniach przedświątecznych porządków. Spokojny, wysoki ksiądz klęczy pochylony nad jakimś konającym. ?Nad jednym!?.- myśli sceptyczny sanitariusz pakując trzeciego rannego na szerokie, wywalone wybuchem drzwi. Noszą je we czterech.

- Uważaj, ten przytomny - ostrzega. Woli nosić Spokojnych.

Stalowy grób Nowego dopala się na rogu ulicy.

- Będzie z dwustu, co? - pyta jeden z cywilnych mężczyzn, niosący tragę z ludzkimi głowami w kierunku ogromnego otwartego trawnika we wnęce pałacu Ministerstwa Sprawiedliwości.

- Prędzej! - pogania kierujący pogrzebem oficer. Grób wykopano pod ścianą, przy której w czterdziestym drugim roku dokonano jednej z pierwszych ulicznych egzekucji.

- Iluż wtedy mogło ich być - tych rozstrzelanych? Dwudziestu - wzrusza lekceważąco ramionami ów rozmowny od tragi. Jego towarzysz jest milczący. Patrzy w stronę placyku, na którym major Texas kieruje gaszeniem pożaru: od wybuchu stanął w ogniu skład przeciwczołgowych butelek samozapalających.

- Mądry jest ten Texas - odzywa się teraz po raz pierwszy - mądry, że łapał nas, cywilów znaczy, a nie przyprowadził tu jeńców. Wystrzelaliby... - wskazuje oczami na ludzi zajętych jak oni, którym przeszkadzają w robocie kołyszące się na piersiach maszynowe pistolety.

- A co, nie należy się? - pyta jego mowny towarzysz. - Nie należy? - i obraca ku niemu twarz taką, że tamten spuszcza oczy.

- To koniec - melduje za moment oficerowi stawiając obok dołu tragę.

Teraz opiera się o mur, jakby nagle przestraszył się, że sam wpadnie w wybrukowaną głowami czeluść.

Odwrócił twarz, ?Głos Starego Miasta? - przeczytał automatycznie winietę codziennego pisma rozplakatowanego na murze. ?...Premier Mikołajczyk opuścił Moskwę...? - wpadł mu w oczy gruby tytuł. ,,To stary numer...? - oprzytomniał nagle i odwrócił wzrok..

Cytat pochodzi z Kolumbów rocznik 20 Romana Bratnego. Gdy to czytałem zrobiło to na mnie duże wrażenie. Tamte chwile musiały być straszne.

Link do komentarza
le kim jestem, by ich osądzać. Ten komentarz, to tylko wariacje na temat tego, co powiedziałeś, ale i tak w moim odczuciu warto było to napisać, bo twoje słowa to po prostu mądre słowa. Ot co.

Mamy podobne zdanie, więc i vice versa.

Cytat pochodzi z Kolumbów rocznik 20 Romana Bratnego. Gdy to czytałem zrobiło to na mnie duże wrażenie. Tamte chwile musiały być straszne.

Lubię wszelkie tego typu wspomnienia wojenne. Uczą znacznie więcej niż zwykły tekst podręcznika.

Link do komentarza

Przypomniał mi się jeszcze wierszyk który ponoć był popularny w Warszawie po powstaniu

Halo, halo tutaj Londyn

Ona czarna a on blondyn

Ona biegnie a on za nią

Ona pada a on na nią

Ona krzyczy nie rób tego

On wyciąga metrowego

Ona płacze, krew jej leci

On zaś mówi będą dzieci

Link do komentarza

Raczej na punkcie pokoju. I dobrze. Dzięki takim zdarzeniom jak powstanie warszawskie, mamy doskonały przykład na to jaką głupotą są wojny i jak przez takie warunki potrafią poprzestawiać w głowach normalnym ludziom, którym zabijanie nie przyszłoby nawet przez myśl. A Kolumbów próbowałem czytać, jednak nie mogłem skończyć. Mam zbyt dobrą wyobraźnię.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...